48

ŚRODA, 21 MAJA, 1.30

Rachel otworzyła oczy. Głowa pękała jej z bólu. Żołądek podjeżdżał do gardła, czuła mdłości. Sweter cuchnął wymiocinami. Rana na szyi szczypała. Palcem sprawdziła obrys zakrzepłej krwi, potem przypomniała sobie, jak w jej brodę wbijał się szpic sztyletu.

Pochylał nad nią się mężczyzna w brązowym habicie mnicha. Twarz miał pobrużdżoną i wpatrywał się w Rachel zaniepokojonym, wodnistymi oczyma. Siedziała oparta o ścianę w korytarzu, w którym zaatakował ją Knoll.

– Co się stało? – zapytała.

– To ty nam powiedz – usłyszała w odpowiedzi głos Waylanda McKoya.

Usiłowała wyostrzyć spojrzenie.

– Nie widzę cię, McKoy.

Wielkolud podszedł bliżej.

– Gdzie jest Paul? – zapytała.

– Leży tu nieprzytomny. Nieźle oberwał w głowę. Jesteś cała?

– Tak. Tylko piekielnie boli mnie głowa.

– I nie dziwota. Mnisi usłyszeli strzały w kościele. Znaleźli Grumera, potem was oboje. Twój klucz od pokoju zaprowadził ich do hotelu „Garni”. I w ten sposób ja się tu znalazłem.

– Trzeba wezwać lekarza.

– Ten mnich jest lekarzem. Twierdzi, że twoja głowa jest cała. Nie ma pęknięć.

– A co z Grumerem?

– Zapewne smaży się już w piekle.

– To był Knoll i ta kobieta. Grumer przyszedł tu spotkać się z nią ponownie i zginął z ręki Knolla.

– Pierdolony skurwiel dostał to, na co zasłużył. A czy możesz mi powiedzieć, dlaczego wy oboje nie zaprosiliście mnie na tę eskapadę?

Głowa nie przestawała jej boleć.

– Masz szczęście, że cię nie zaprosiliśmy.

O kilka stóp od nich zajęczał Paul. Ruszyła po kamiennej posadzce. Żołądek powoli się uspokajał.

– Paul, wszystko w porządku?

Pocierał lewą stronę głowy.

– Co się stało?

– Knoll się na nas zaczaił.

Przysunęła się bliżej i obejrzała jego głowę.

– Skaleczyłaś się w podbródek? – chciał wiedzieć McKoy.

– Nieważne.

– Proszę Wysokiego Sądu. Mamy tu martwego Niemca oraz policjantów, którzy zadają tysiące pytań. Was oboje znaleziono nieprzytomnych, a ty mi mówisz, że to nieważne. Co tu się, do cholery, wydarzyło?

– Musimy zadzwonić do inspektora Pannika – powiedział do niej Paul.

– Dobrze, Paul.

– Przepraszam. Halo? Pamiętacie mnie? – wtrącił się Wayland.

Mnich podał jej wilgotny ręcznik. Przyłożyła go Paulowi do głowy. Na tkaninie pojawiła się krwawa plama.

– Chyba rozciął ci głowę.

– Co ci się stało? – Paul dotknął dłonią rany na jej podbródku.

Postanowiła powiedzieć całą prawdę.

– Knoll mnie ostrzegł. Powiedział, żebyśmy wracali do domu i trzymali się z dala od tego.

– Z dala od czego? – McKoy pochylił się nad nimi.

– Nie bardzo wiem – odparła. – Dowiedzieliśmy się tylko, że kobieta zamordowała Czapajewa, a Knoll mojego ojca.

– Skąd to wiecie?

Opowiedziała mu o tym, co się wydarzyło w kościele.

– Nie słyszałem dokładnie wszystkiego, o czym rozmawiali ze sobą Grumer i ta kobieta – dodał Paul. – Tylko oderwane słowa i urywki zdań. Ale wydaje mi się, że jedno z nich, chyba Grumer, wspomniało o Bursztynowej Komnacie.

McKoy pokręcił z niedowierzaniem głową.

– Nigdy nawet mi się nie śniło, że sprawy zajdą tak daleko. Cóż za cholerne głupstwo popełniłem?

– Jakie głupstwo masz na myśli? – zainteresował się Paul.

McKoy nie odpowiedział.

– No mów! – ponagliła go Rachel.

Ale łowca skarbów milczał.

McKoy stał w podziemnej pieczarze, usiłując zebrać myśli, i wpatrywał się w trzy nadgryzione zębem czasu ciężarówki. Powoli skierował wzrok na wiekowe skalne ściany, szukając w nich jakiegoś śladu. Gdybyż te ściany umiały mówić! Czy powiedziałyby mu więcej niż to, co sam wiedział? Albo więcej niż się domyślał? Czy potrafiłyby mu wyjaśnić, dlaczego Niemcy wjechali do wnętrza góry trzema ciężarówkami, a potem wysadzili dynamitem jedyne wyjście? A może to nie Niemcy zablokowali wejście? Czy te ściany potrafiłyby opisać, w jaki sposób czeski przemysłowiec po latach dostał się do wnętrza jaskini, wykradł to, co tu ukryto, i potem wysadził w powietrze wejście? A może te ściany niczego nie wiedziały? I były równie milczące jak głosy, które przez lata usiłowały przebić się na zewnątrz, lecz trafiały jedynie na szlak wiodący ku śmierci.

Usłyszał odgłosy kroków z tyłu za sobą, od strony wejścia. Drugie wyjście z jaskini nadal zawalone było skalnym rumowiskiem i gruzem, a jego ekipa jeszcze nie przystąpiła do drążenia. Mieli podjąć prace nazajutrz. Spojrzał na zegarek: dochodziła jedenasta przed południem. Odwrócił się i dostrzegł Paula i Rachel wyłaniających się z cienia.

– Nie spodziewałem się, że pojawicie się tu tak wcześnie. Jak wasze głowy?

– Oczekujemy odpowiedzi. McKoy nie graj z nami w kotka i myszkę – odezwał się Paul. – Jesteśmy zanurzeni w tym po uszy, bez względu na to, czy ci się to podoba, czy nie. Wczoraj wieczorem żałowałeś tego, co zrobiłeś. Co miałeś na myśli?

– Nie zamierzacie posłuchać rady Knolla i wrócić do domu?

– Sądzisz, że powinniśmy? – zapytała Rachel.

– Ty jesteś od sądzenia.

– Skończcie z tym przekomarzaniem – przerwał Paul. – O co chodzi?

– Chodźcie za mną – powiedział Wayland i zaprowadził ich w poprzek pieczary do jednego z ludzkich szkieletów zagłębionych w piasku. – Niewiele zostało z odzieży którą ci goście mieli na sobie, ale z tych strzępów można wnioskować, że są to mundury pamiętające czasy drugiej wojny światowej. Ten deseń to z pewnością wzór używany przez marynarkę USA.

Pochylił się i wskazał palcem.

– To pochwa od bagnetu M4, wyrób amerykański, także z okresu wojny. Nie jestem pewien, ale kabura wygląda na wzór francuski. Niemcy nie nosili amerykańskich mundurów ani nie używali francuskiego sprzętu. Po wojnie jednak różne struktury militarne i paramilitarne posługiwały się amerykańskim sprzętem. Francuska Legia Cudzoziemska. Grecka Armia Narodowa. Piechota holenderska. – Wskazał gestem pieczarę. – Jeden z tych nieszczęśników miał na sobie bryczesy oraz buty bez kieszonek. Tak po wojnie ubierali się też Węgrzy pod butem Sowietów. Odzież, puste ciężarówki i portfel, który znalazłeś, wyjaśniają wszystko.

– To znaczy? – zapytał Paul.

– To miejsce ktoś obrabował.

– Doszedłeś do tego na podstawie mundurów, które ci faceci nosili? – zapytała z niedowierzaniem Rachel.

– Chociaż wydaje się wam, że jestem tylko prostakiem z Karoliny Północnej, znam historię wojskowości bardzo dobrze, bo to moje hobby. Pomaga mi to w przygotowaniu prac eksploracyjnych. Wiem, że mam rację. Intuicja podpowiadała mi to już w poniedziałek. Ktoś dotarł do tej jaskini już po wojnie. Co do tego nie mam wątpliwości. Ci nieszczęśnicy byli albo byłymi żołnierzami, albo służyli w wojsku, albo robotników przebrano w wojskowe łachy z demobilu. Zastrzelono ich, kiedy skończyli robotę.

– A zatem całe to przedstawienie w wykonaniu twoim i Grumera było wyreżyserowane? – żachnęła się Rachel.

– Do jasnej cholery, nie. Marzyłem, że to miejsce będzie wypełnione dziełami sztuki, ale gdy tylko zajrzałem do środka, zrozumiałem, że dotarliśmy na miejsce zbrodni. Nie miałem jednak aż do tej pory pojęcia, jak potwornej zbrodni.

Paul wskazał na piasek.

– Obok tego ciała widniały na piasku litery. – Pochylił się i odtworzył na piasku litery O, I oraz C, rozmieszczając je w takich odstępach, w jakich zapamiętał. – Wyglądały mniej więcej tak.

McKoy wyciągnął z kieszeni zdjęcia wykonane przez Grumera.

Paul dopisał trzy dodatkowe litery: L, R, N, wypełniając puste miejsca, i w końcu z C zrobił G. Teraz napis na piasku głosił LORING.

– Sukinsyn – nie wytrzymał Wayland, porównując fotografię z tym, co widział na piasku. – Sądzę, Cutler, że masz rację.

– Jakie argumenty przemawiają za tym? – Rachel skierowała pytanie do Paula.

– Litery nie były wyraźne. Ostatnia z nich mogła być zatartym G. W każdym razie to nazwisko wciąż się pojawia. Twój ojciec wspomniał o nim także w jednym z listów. Przeczytałem go jeszcze raz całkiem niedawno.

McKoy pogrążył się w lekturze pisanego odręcznie listu. W połowie tekstu jego uwagę przyciągnęło nazwisko Loringa.

Yancy dzwonił wieczorem w dniu poprzedzającym katastrofę. Odnalazł człowieka, którego brat pracował w posiadłości Loringa; tego, o którym wspominałeś. Miałeś racje. Nie powinienem prosić Yancy’ego by rozpytał sie ponownie, gdy będzie we Włoszech.

Wzrok McKoya spotkał się ze spojrzeniem Paula.

– Sądzisz, że to z powodu twoich rodziców podłożono tę bombę?

– Sam już nie wiem, co o tym myśleć – odparł Paul i wskazał ręką piasek. – Wczoraj wieczorem Grumer mówił o Loringu. Padło to nazwisko także z ust Karola. Może i mój ojciec je rzucił mimochodem. Prawdopodobnie ten gość na piasku właśnie jego chciał wskazać. Wiem tylko, że Knoll zabił ojca Rachel, a ta kobieta uśmierciła Czapajewa.

– Chodźcie, pokażę wam jeszcze coś – powiedział McKoy i poprowadził ich ku mapie rozłożonej w pobliżu jednej z belek oświetleniowych. – Dziś rano wykonałem kilka odczytów z użyciem kompasu. Drugi zawalony szyb biegnie w kierunku północno-wschodnim.

Pochylił się i wskazał palcem.

– To mapa tego rejonu sporządzona w 1943 roku. Była tu kiedyś brukowana droga biegnąca równolegle do podnóża góry i potem skręcająca ku północnemu wschodowi.

Paul i Rachel pochylili się nad mapą.

– Idę o zakład, że te ciężarówki wjechały tu przez to zawalone wejście, a przedtem dojechały tą drogą. Potrzebowały utwardzonej nawierzchni. Były zbyt ciężkie, by poruszać się po piasku i błocie.

– Wierzysz w to, co wczoraj wieczorem powiedział Grumer? – zapytała zaintrygowana Rachel.

– Że była tu ukryta Bursztynowa Komnata? Nie mam co do tego wątpliwości.

– A co twoim zdaniem za tym przemawia? – zapytał Paul.

– Podejrzewam, że to nie naziści zawalili wejście, lecz ten ktoś, kto już po wojnie splądrował to miejsce. Niemcy przecież chcieliby w końcu odzyskać bursztynowe płyty które tu ukryli. Wobec tego zamknięcie dostępu do nich nie miało sensu. Ale ten skurwiel, który tu był w latach pięćdziesiątych, z pewnością nie chciał, by ktokolwiek się dowiedział, co stąd zabrał. Zamordował swoich pomocników i zawalił wejście. Natrafiliśmy na tę pieczarę przypadkiem, dzięki wskazaniom radaru geologicznego. Fakt, że udało nam się dokopać, to kolejny lut szczęścia.

– Zawsze przydaje się odrobina szczęścia – stwierdziła Rachel filozoficznie.

– Niemcy oraz nasz rabuś najprawdopodobniej nie wiedzieli o drugim korytarzu, przebiegającym w tak niedużej odległości od pieczary. Jak powiedziałaś, pomógł nam ślepy los, bowiem szukaliśmy wagonów kolejowych wyładowanych dziełami sztuki.

– Linie kolejowe w czasie wojny docierały aż tutaj w góry? – zdziwił się Paul.

– Tak, do cholery! Po szynach dowozili zapasy amunicji z magazynów.

Rachel wstała i skierowała wzrok na ciężarówki.

– W takim razie mogłoby to być miejsce, które tata dawno temu zamierzał sprawdzić?

– Pewnie tak – odparł Wayland.

– Wracając do punktu wyjścia, McKoy, powiedz nam, nad czym wczoraj tak ubolewałeś? – nie dawał za wygraną Paul.

McKoy podniósł się z miejsca.

– Nie znam was obojga, do cholery, ani trochę. Ale zasłużyliście na moje zaufanie. Wracajmy do szopy i opowiem wam wszystko po kolei.

Poranne słońce z trudem przebijało się przez zakurzone szyby obskurnej szopy.

– Co wiecie na temat Hermanna Göringa? – zapytał McKoy.

– Tylko tyle, ile pokazują na kanale historycznym – odparł Paul.

Olbrzym się uśmiechnął.

– Był drugi w hierarchii po Hitlerze, ale pod sam koniec wojny, w kwietniu 1945 roku, Hitler kazał go aresztować za poduszczeniem Martina Bormanna. Ten bowiem przekonał wodza, że Göring szykuje przewrót i zamierza przejąć władzę. Bormann i Göring nigdy nie byli w dobrych stosunkach. W rezultacie Hitler uznał dowódcę Luftwaffe za zdrajcę, pozbawił go rangi oraz stanowisk i aresztował. Amerykanie znaleźli go w ostatnich dniach wojny, kiedy zajmowali południowe tereny Niemiec.

Kiedy Göring w areszcie czekał na proces, był intensywnie przesłuchiwany. Jego zeznania zostały spisane w dokumencie, który nazwano Zbiorczym Protokołem Przesłuchań (ZPP). Przez całe lata dokument ten przechowywano w tajnych archiwach.

– Dlaczego? – zapytała Rachel. – Jego zeznania powinny mieć raczej wartość dokumentalną niż stanowić tajemnicę. Przecież wojna dobiegła już końca.

McKoy wyjaśnił im, że były dwa ważne powody, dla których alianci ukrywali ten dokument. Po pierwsze, po wojnie lawinowo pojawiały się żądania zwrotu zagrabionych dzieł sztuki. Wiele z tych wniosków było podejrzanych lub zgoła fałszywych. Żaden z rządów nie dysponował czasem ani finansami, by prowadzić drobiazgowe dochodzenie i zaspokajać roszczenia, których liczba sięgała setek tysięcy. Zaś ZPP ustalał wyłącznie zasadność roszczeń. Po drugie, powód pragmatyczny. Według powszechnej opinii niemal wszyscy ludzie – z wyjątkiem garstki skorumpowanych kreatur – przeciwstawiali się nazistowskiemu terrorowi. Jednak ludzie sporządzający ZPP publicznie rozpowszechniali plotki o kokosach, jakie marszandzi we Francji, Holandii i Belgii zbijali na handlu z nazistowskimi okupantami, dostarczając im dzieła sztuki. Była to tak zwana Operacja Specjalna Linz, która miała na celu stworzenie Światowego Muzeum Sztuki pod auspicjami Hitlera. Utajnienie raportu z przesłuchań Göringa zmniejszyło ryzyko ujawnienia, że takich nikczemników było bardzo wielu.

Göring dokładał starań, by wykraść dzieła sztuki każdego z podbitych krajów, zanim dobrali się do nich złodzieje nasłani przez Hitlera. Führer zamierzał przeprowadzić totalną czystkę w tym, co uważał za dekadencką sztukę. Na jego liście znaleźli się Picasso, van Gogh, Matisse, Nolde, Gauguin i Grosz. Göring znał natomiast prawdziwą wartość tych arcydzieł.

– Czy z tym, o czym powiedziałeś, ma jakiś związek Bursztynowa Komnata? – zapytał Paul.

– Pierwszą żoną Göringa była szwedzka hrabina Karin von Kantzow Przed wojną ta dama zwiedzała Pałac Jekaterynowski pod ówczesnym Leningradem i zakochała się po prostu w Bursztynowej Komnacie. Kiedy zmarła w 1931 roku, Göring pochował ją w Szwecji, ale komuniści zbezcześcili jej grób. Wdowiec zbudował więc posiadłość na północ od Berlina, którą nazwał Karinhall, i umieścił doczesne szczątki zmarłej w ogromnym mauzoleum. Miejsce to miało jarmarczny wygląd, było prostackie. Zajmowało setki tysięcy akrów i ciągnęło się na północ aż po Bałtyk oraz po granice z Polską na wschodzie. Göring pragnął odtworzyć komnatę z bursztynu ku czci hrabiny, zbudował więc dokładnie taką samą salę o rozmiarach dziesięć metrów na dziesięć i zamierzał wyłożyć ją jantarową boazerią.

– Skąd o tym wszystkim wiesz? – zaciekawiła się Rachel.

– W ZPP zachowały się relacje z rozmów z Alfredem Rosenbergiem, ministrem Rzeszy do spraw okupowanych ziem wschodnich. Departament ten został utworzony przez Hitlera w celu nadzorowania grabieży łupów ze wschodniej Europy Rosenberg wielokrotnie powtarzał w zeznaniach, że Göring miał obsesję na punkcie Bursztynowej Komnaty.

Następnie McKoy opowiedział im o kulisach zagorzałej rywalizacji o dzieła sztuki między Göringiem a Hitlerem. Smak Hitlera ponoć był zgodny z jego narodowosocjalistycznym światopoglądem. Im dalej na wschód, tym skarby były warte mniej.

– Führer nie interesował się sztuką rosyjską – powiedział McKoy – Zaliczał naród rosyjski do podludzi. Jednak w jego oczach Bursztynowa Komnata nie była rosyjskim dziedzictwem. Bursztynowe arcydzieło było darem Fryderyka I, króla Prus, dla Piotra Wielkiego. A zatem było to niemieckie rękodzieło i o jego powrót na niemieckie ziemie należało walczyć. W 1945 roku Hitler osobiście rozkazał wywiezienie bursztynowych płyt naściennych z Królewca. Lecz Erich Koch, gubernator Prus Wschodnich, był oddany Göringowi. I tu tkwi szkopuł. Josef Loring oraz Koch byli ze sobą dość blisko. Koch desperacko potrzebował surowców oraz wydajnych fabryk, żeby dostarczać kontyngenty gubernatorom innych okupowanych prowincji. Loring współpracował z nazistami, otwierając nowe rodzinne kopalnie, huty i fabryki produkujące na potrzeby niemieckiej armii. Jednakże, asekurując się, nawiązał także kontakty z sowieckim wywiadem. To wyjaśnia, dlaczego tak świetnie prosperował w powojennej Czechosłowacji kontrolowanej przez Sowietów.

– Skąd wiesz o tym wszystkim? – dziwił się Paul.

McKoy podszedł do skórzanej teczki leżącej na stoliku.

Wyciągnął z niej plik spiętych dokumentów i wręczył prawnikowi z Atlanty.

– Przejdź do czwartej strony Zaznaczyłem odpowiednie ustępy. Przeczytaj je.

Paul przerzucił kartki i odnalazł w tekście zaznaczone miejsca:

Rozmowy przeprowadzone z kilkoma osobami znającymi Kocha i Josefa Loringa potwierdzają, że ci dwaj spotykali się bardzo często. Loring był jednym z głównych finansowych filarów Kocha i zapewniał gubernatorowi Prus życie w luksusie. Czy te za – żyłę stosunki umożliwiły zdobycie informacji lub być może nawet przejęcie Bursztynowej Komnaty? Odpowiedź na tak postawione pytanie jest trudna. Jeśli Loring posiadł jakąś wiedzę na ten temat lub nawet same bursztynowe płyty należy przypuszczać, że Sowieci o niczym nie wiedzieli.

Tuż po zakończeniu wojny jeszcze w maju 1945 roku, sowiecki rząd wszczął dochodzenie w sprawie boazerii z bursztynu. Alfred Rohde, dyrektor zbiorów sztuki gromadzonych przez Hitlera w Królewcu, był pierwszym informatorem Sowietów. Rohde, wielbiciel bursztynu, wyjawił sowieckim śledczym, że skrzynie z płytami wciąż pozostawały w pałacu, kiedy opuszczał Królewiec 5 kwietnia 1945 roku. Rohde pokazał śledczym spalone pomieszczenie, w którym wedle jego zeznań przetrzymywano skrzynie. Kawałki pozłacanego drewna oraz miedziane zawiasy (które, jak sądzono, stanowiły fragment drzwi do Bursztynowej Komnaty) przetrwały pożogę. Wniosek o zniszczeniu bursztynowego arcydzieła wydawał się więc niepodważalny i dochodzenie zostało zakończone. Jednak w marcu 1946 roku Anatolij Kuczumow, kustosz pałaców w Puszkinie (dawniej Carskie Sioło), odwiedził Królewiec. Tam pośród ruin odnalazł fragmenty florenckiej mozaiki, stanowiącej część Bursztynowej Komnaty Kuczumow wierzył, że nawet jeśli jakieś części komnaty spłonęły, bursztynowe reliefy ocalały; zlecił więc wznowienie poszukiwań.

Tymczasem Rohde nagle zmarł; zginął wraz z małżonką w dniu, w którym mieli ponownie złożyć zeznanie sowieckim władzom. Co ciekawe, lekarz, który podpisał akt zgonu Rohdego, zniknął bez śladu tego samego dnia. W tym momencie śledztwo przejęło Sowieckie Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego oraz Nadzwyczajna Komisja Państwowa; prace dochodzeniowe trwały aż do 1960 roku.

Niewiele osób godziło się z tezą, że bursztynowa boazeria przepadła w czasie bombardowania Królewca. Wielu ekspertów wątpi, by mozaiki uległy faktycznie zniszczeniu. Niemcy potrafili być bardzo sprytni, a zważywszy wartość skarbu oraz rangę osób zainteresowanych jego losami, nie wydaje się to możliwe. Ponadto, uwzględniając aktywność Loringa w regionie Harzu w latach powojennych, jego fascynację bursztynem oraz wielkie sumy pieniędzy i niewyczerpane źródła dochodów pozostające w jego dyspozycji, nie można wykluczyć, że przemysłowiec odnalazł bursztynowy skarb. Rozmowy z potomkami mieszkańców tamtych okolic potwierdzają, że Loring bywał często w górach Harzu, prowadząc podziemne eksploracje za wiedzą i przyzwoleniem władz sowieckich. Jeden ze świadków twierdził nawet, że Loring pracował tu, gdyż krążyła pogłoska o trzech ciężarówkach, które miały dotrzeć do środkowych Niemiec z Królewca. Ich punktem docelowym były kopalnie w Austrii lub Alpach, jednak marszruta konwoju została zmieniona z uwagi na zbliżanie się wojsk radzieckich i armii amerykańskiej. Wedle poszlak chodziło o trzy samochody ciężarowe. Nie zostało to jednak udokumentowane.

Josef Loring zmarł w 1967 roku. Jego syn Ernst odziedziczył rodzinną fortunę. Żaden z nich nigdy nie wypowiedział się publicznie na temat Bursztynowej Komnaty.

– Wiedziałeś? – zapytał z wyrzutem Paul. – Więc wszystko, co działo się w poniedziałek i wczoraj, było wyłącznie spektaklem teatralnym? Przez cały czas podążałeś tropem Bursztynowej Komnaty?

– Uważasz, że wywiodłem was w pole? Dwoje nieznajomych pojawia się niespodziewanie. Sądzisz, że poświęciłbym wam choćby sekundę, gdybyście nie zaczęli od pytania o Bursztynową Komnatę? Oraz o Loringa?

– Jesteś skurwysynem, McKoy – warknął Paul, sam zdziwiony, skąd u niego takie słowa. Nie mógł sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek w życiu zdarzyło mu się być tak wulgarnym, jak w ciągu paru ostatnich dni. Widocznie ten prostak z Karoliny Północnej miał na niego zły wpływ.

– Kto jest autorem tego tekstu? – zapytała Rachel, podchodząc do dokumentów.

– Rafał Doliński, dziennikarz z Polski. Dowiedział się wiele o Bursztynowej Komnacie. Moim skromnym zdaniem miał bzika na jej punkcie. Kiedy byłem tu przed trzema laty, odnalazł mnie. To właśnie on pierwszy wspomniał mi o bursztynie. W swoim dochodzeniu posunął się bardzo daleko i pisał właśnie artykuł dla jednego z europejskich magazynów. Liczył na wywiad z samym Loringiem, co miało być argumentem dla jego wydawcy Przesłał Loringowi kopię tekstu z prośbą o rozmowę. Czech nigdy nie odpowiedział, a miesiąc później Doliński już nie żył – skończył relację McKoy po czym spojrzał na Rachel. – Zginął podczas wybuchu w kopalni w pobliżu Wartburga.

– Niech to szlag trafi, McKoy! Wiedziałeś o tym wszystkim i nic nam nie powiedziałeś! Grumer nie żyje – wykrzyknął podenerwowany Paul.

– Do cholery z Grumerem. Był chciwym i obłudnym łajdakiem. Zginął dlatego, że był zachłanny. To nie mój kłopot. Celowo nie wspomniałem mu o tym nawet słowem. Ale czułem, że to jest właściwa pieczara. Od pierwszych wskazań radaru. Kiedy w poniedziałek ujrzałem te przeklęte wozy w ciemności, byłem przekonany, że trafiłem w dziesiątkę.

– A zatem naciągnąłeś inwestorów tylko po to, by się przekonać, że masz rację – podsumował Paul.

– Zakładałem, że tak czy inaczej wygram. Ze znajdziemy obrazy lub bursztyn. Im było wszystko jedno.

– Jesteś cholernie dobrym aktorem – przyznała Rachel. – Wystrychnąłeś na dudka nawet mnie.

– Moja wściekłość na widok splądrowanych ciężarówek była jak najbardziej autentyczna. Miałem nadzieję, że gra va banąue się opłaci i inwestorzy nie będą mieli nic przeciw odnalezieniu skarbów z innej półki. Liczyłem, że Doliński się mylił, że bursztynowych płyt nie odnalazł ani Loring, ani nikt inny. Kiedy jednak na własne oczy zobaczyłem puste platformy i zawalone wejście do jaskini, zrozumiałem, że wpadłem po uszy w gówno.

– I nadal tkwisz po uszy w gównie – uświadomił mu Paul.

McKoy pokręcił z niedowierzaniem głową.

– Pomyśl tylko, Cutler. Coś się tutaj wydarzyło. Nie jest to zwykła dziura w ziemi. Ta pieczara nigdy nie miała zostać odnaleziona. Trafiliśmy na nią wyłącznie dzięki nowoczesnej technologii. I nagle, zupełnie nieoczekiwanie, ktoś interesuje się żywo tym, co wiedzieli Karol Boria i Czapajew. Interesuje się do tego stopnia, że nie waha się zabić ich obu. Być może ten ktoś był tak silnie tym zainteresowany, że wysłał na tamten świat twoich rodziców.

Paul rzucił McKoyowi zimne spojrzenie.

– Doliński powiedział mi wiele o ludziach, którzy zginęli, poszukując Bursztynowej Komnaty – ciągnął dalej olbrzym. – Trop doprowadził go do pierwszych lat po wojnie. Pamiętam, że miał wtedy pietra. Przypuszczam, że on także padł ofiarą.

Paul nie zaprotestował. McKoy miał rację. Ktoś tu snuł intrygę, która miała bezpośredni związek z Bursztynową Komnatą. O nic innego nie mogło chodzić. Po prostu zbyt dużo było tych przypadków, żeby uznać je za zwykły zbieg okoliczności.

– Zakładając, że masz rację, co powinniśmy teraz zrobić? – zapytała w końcu Rachel. W jej głosie pobrzmiewała dezorientacja.

– Zamierzam pojechać do Republiki Czeskiej i pogadać z Ernstem Loringiem – odparł natychmiast McKoy – Pora, by ktoś to wreszcie uczynił.

– My też jedziemy – oznajmił Paul.

– My? – żachnęła się Rachel.

– Do jasnej cholery miałaś rację. Twój ojciec i moi rodzice zginęli w związku z tą sprawą. Dotarłem aż tak daleko i zamierzam to skończyć.

Sędzia Cutler wyglądała na zaskoczoną. Czy odkryła w nim właśnie coś nowego? Coś, czego nie dostrzegła nigdy wcześniej? Pod płaszczykiem opanowania i spokoju głęboko skrywał determinację. Być może tak właśnie było. On z pewnością też dowiadywał się czegoś o sobie. Przeżycia ostatniej nocy mocno nim wstrząsnęły. Gorączkowa ucieczka z Rachel przed ścigającym ich Knollem. Groza chwil spędzonych sto metrów nad niemiecką rzeką, gdy wisieli, trzymając się balustrady. Byli szczęśliwi, gdy udało im się wyjść cało z opresji; niemal się do siebie przytulili. Teraz jednak był zdecydowany dotrzeć do prawdy, dowiedzieć się, co spotkało Karola Borię, jego rodziców oraz Danię Czapajewa.

– Paul – oświadczyła Rachel. – Nie zamierzam przeżyć ponownie czegoś takiego jak to, co przydarzyło się nam ostatniej nocy. To niedorzeczna decyzja. Mamy dwójkę dzieci. Przypomnij sobie, co mówiłeś mi w zeszłym tygodniu i powtarzałeś jeszcze w Wartburgu. Teraz przyznaję ci rację. I chcę wracać do domu.

Spojrzał na nią hardo.

– Jedź. Ja cię nie zatrzymuję.

Ton własnego głosu i błyskawiczna odpowiedź przypomniały mu, że podobnie odpowiedział jej przed trzema laty, kiedy powiadomiła go o złożeniu pozwu rozwodowego. Wtedy była to brawura. Znowu ona zdobyła punkt. Panowała nad sytuacją. Tym razem słowa te oznaczały coś przeciwnego. Zamierzał jechać do Czech, a ona mogła mu towarzyszyć lub wracać do domu. Nie robiło mu to różnicy.

– Cały czas czegoś nie rozumiem, Wysoki Sądzie – wtrącił nieoczekiwanie McKoy Rachel spojrzała na niego. – Twój ojciec przechowywał listy od Czapajewa i zostawiał sobie kopie wysłanych. Po co? I dlaczego zostawił je w miejscu, co do którego nie miał wątpliwości, że je znajdziesz? Gdyby rzeczywiście chciał, byś się w to nie mieszała, spaliłby te cholerne epistoły i tajemnicę zabrał ze sobą do grobu. Nie znałem starszego pana, ale myślę tak jak on. Kiedyś on również był poszukiwaczem skarbów. Chciał, żeby bursztynowe arcydzieło zostało odnalezione, jeśli to jeszcze możliwe. Jedyną osobą, której mógł zdradzić tę tajemnicę, byłaś ty. To oczywiste, twój staruszek był sprytny; powstrzymał się od ujawnienia ci wszystkich informacji, ale jego przekaz jest jasny i klarowny: jedź i znajdź to, Rachel.

Paul w duchu przyznał mu rację. Dokładnie tak kombinował Boria. Nigdy przedtem nie zastanawiał się nad tym głębiej.

Rachel uśmiechnęła się szeroko.

– Wydaje mi się, że mój tata polubiłby cię, McKoy Kiedy wyruszamy?

– Jutro. Teraz muszę się zająć wspólnikami, żeby nam dali choć odrobinę czasu.