ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

 

Genevieve siedziała w swej komnacie, próbując zrozumieć, czym tak naprawdę miała zajmować się żona możnowładcy. W pewnym sensie znała już odpowiedź: miała urodzić mu synów i to w zasadzie było jedyne jej zajęcie w życiu. Nie potrafiła się jednak do tego zmusić, nie z Altforem, i nie kiedy Royce nadal żył.

- Tak sądziłam, że tu cię znajdę – odezwała się Moira, jej szwagierka, wchodząc, nie czekając na przyzwolenie. Genevieve nie przywykła przejmować się czymś takim, lecz tutaj wyglądało to na znak, mówiący, że nawet ta komnata, nawet ten niewielki skrawek przestrzeni nie należał tak naprawdę do niej.

- A gdzie indziej miałabym się podziać? – odrzekła Genevieve, nie próbując ukryć tego, jak bardzo jest nieszczęśliwa.

- Nie możesz pozwolić na to, by Altfor choćby pomyślał, że chcesz stąd odejść – powiedziała Moira, kręcąc głową. Podeszła do toaletki i napełniła kielich winem z dzbana.

- Weź to i wypij.

Genevieve ujęła kielich i pociągnęła łyk, ale nie dopiła do końca nawet wtedy, gdy Moira nalała wina sobie i wypiła więcej niż ona.

- To rozsądne, by ograniczać trunki – rzekła Moira. – Musisz pamiętać, że od tej pory wszystko, co robisz, mówisz i kim jesteś będzie osądzane, jeśli nie przez Altfora, to przez jego przyjaciół, albo przez lud.

- Ale ja sama pochodzę z ludu – zaznaczyła Genevieve.

- Tak było – odpaliła Moira. – ale w chwili, gdy poślubiłaś księcia, stałaś się kimś więcej. Nikt, kogo wcześniej znałaś, nie spojrzy na ciebie w ten sam sposób.

- Moja rodzina spojrzałaby tak samo – upierała się Genevieve. – Wciąż mam rodziców i siostry. Sheila nie widziałaby we mnie żony księcia.

- Nie – odparła Moira. – Zazdrościłaby ci, że nie miała szansy wejść do takiego rodu, albo byłaby wdzięczna, że nie znajduje się na twoim miejscu, albo lękałaby się, że gdy przyjdziesz do niej, postawi ją to w niebezpieczeństwie.

Genevieve potrząsnęła przecząco głową.

- Za grosz nie znasz Sheili. Nie wiesz, jak by postąpiła.

Moira podeszła do stojącego pod ścianą krzesła i usiadła.

- To opowiedz mi o niej.

Genevieve zawahała się, po czym podeszła do niej i usiadła obok.

- Szukasz tylko sposobu, by ze mnie zażartować.

- Nic podobnego – odparła Moira. – Wiem, jak to jest tkwić tutaj i nie mieć czym się zająć. Ned połowę dnia spędza na łowach, a drugą połowę na próbach przekonania kapłanów, by ogłosili go wybranym przez Boga. A ja zostaję tu z muzyką, haftowaniem, sztuką dworskich zalotów…

- Moiro! – wykrzyknęła Genevieve, zdumiona tym, że jej szwagierka choćby żartuje na ten temat.

- Zlękłaś się, że stracą nas za niewłaściwe słowa? – zapytała Moira. Uśmiechnęła się. – To opowiedz mi o swojej rodzinie i oszczędź nas obie.

- Nie wiem, o czym opowiadać – zaczęła Genevieve. – Wiedziemy… wiedliśmy raczej proste życie. Sheila to moja najstarsza siostra i zawsze uważałam, że to ona jest najładniejsza z nas. Moi rodzice zawsze byli przy mnie, gdy ich potrzebowałam, choć nie mieliśmy zbyt wiele.

- Wygląda na to, że miałaś tam piękne życie – rzekła Moira. – Musisz wspominać je, gdy tylko będzie ci tu ciężko. Musisz czerpać z niego siłę.

Genevieve wiedziała, że kobieta wie, o czym mówi, ale jedyną rzeczą, z której potrafiła w tej chwili czerpać siłę, była myśl, że to się kiedyś zakończy, albo śmiercią Altfora, albo jej. Zrobi, cokolwiek będzie musiała. Nie dbała o to, czy doprowadzi to do jej upadku, o ile tylko będzie to oznaczało, że możnowładca nie dostanie od niej tego, czego chce. Może i jest jego żoną, ale nigdy nie będzie należała do niego.

Nawet gdyby miało to doprowadzić do jej śmierci.