Popiół wszedł do wioski, nieporuszony jej nędzą, jej brudem, panującym tu poczuciem, że wystarczą jedne nieudane żniwa, a stanie się osadą duchów. On wyczuwał duchy w każdej osadzie, a dziś nadszedł czas na stworzenie kolejnych. Tyle zostało przewidziane.
- Pewien chłopiec stąd – powiedział do pierwszego człowieka, którego napotkał. – ma znamię na ręce.
- Myślisz, że mam czas zatrzymywać się i gawędzić z każdym jednym obcym, którego spotkam? – zapytał mężczyzna. – Muszę zapędzić gęsi na targowisko.
Ruszył przed siebie, lecz Popiół zastąpił mu drogę.
- Z drogi – rzekł mężczyzna, wyciągając rękę, jak gdyby chciał odpędzić Popioła na bok. Popiół chwycił jego rękę i złamał ją z równą łatwością, z jaką złamałby gałązkę, nie zważając na krzyki mężczyzny.
- Nabyłem wiele umiejętności – powiedział Popiół. – Z setki woluminów nauczyłem się, jak sprowadzać śmierć. Nauczyłem się stąpać w ciszy i siedzieć bez ruchu jak głaz przez wiele dni bez jadła. Nauczyłem się odczytywać znaki we wszystkim. Te znaki doprowadziły mnie tutaj. Zapytam raz jeszcze. Gdzie jest chłopak ze znamieniem na ręce?
- Masz na myśli Royce’a? – wydukał mężczyzna, dysząc ciężko z bólu. – Jego rodzina… Jego rodzina żyje w gospodarstwie na obrzeżach wsi. W tamtą stronę.
- Dziękuję – odrzekł Popiół i ruszył przez osadę. Wieśniacy nie spuszczali z niego oczu i zgadywał, że ten jeden raz nie przypatrywali się mu jedynie przez wzgląd na jego szarą skórę. Nieopodal gromadziła się grupa mężczyzn z narzędziami rolniczymi w dłoniach. Popiół zastanawiał się, czy wiedzą cokolwiek o znakach, które można wyczytać z ciżby, o tym, jak można odczytać ich zamiary. Pewno nie – w przeciwnym razie wiedzieliby, jak oczywisty był narastający w nich gniew. Będą stać w miejscu, póki jeden z nich nie zbierze się na odwagę, by zaatakować, a wtedy wszyscy pójdą w jego ślady.
Popiół widział także, który z nich się tego dopuści. Znaki wskazywały na mężczyznę, który trzymał kosę w taki sposób, jak gdyby była prawdziwym orężem. Był najroślejszy spośród wszystkich i z pewnością nawykły do walki. Gdy uderzy, inni pójdą za nim, choć z drugiej strony – odwrotny scenariusz także był prawdziwy.
Popiół dał krok w przód pomiędzy jednym uderzeniem serca a drugim, chwycił mocno kosę i wykręcił, wyrywając ją z rąk mężczyzny z równą łatwością, jak gdyby odbierał ją dziecku. Wstrzymał się na chwilę, by wyczuć ciężar broni. Być może jego mistrzowie nie pochwaliliby tego, gdyż ktoś taki jak on powinien znać ścieżki śmierci we wszystkim.
Nadrobił jednak w kolejnej chwili, gdy obrócił się i z cichym świstem metalu przeciągnął ostrzem po gardle mężczyzny. Dał krok w tył, unikając tryskającej z rany krwi; ludzie nigdy nie pojmowali, jak dużo mieści się w ciele. Zarzucił kosę na ramię niczym włócznię i ruszył dalej.
Wieśniacy zaczęli usuwać się mu z drogi, niektórzy wrzeszczeli do niego, inni po prostu krzyczeli ze strachu. Popiół przyzwolił im na to. Skąd mogli wiedzieć, że właśnie pozwolił im żyć, ukatrupiając jedyną osobę, która się liczyła? Szedł dalej w stronę chałupy, a gdy dotarł na miejsce, rozejrzał się w poszukiwaniu znaków, że znalazł się przed właściwą chatą.
Nad drzwiami siedziała samotna sroka. Mech na nadprożu wyrósł w kształt czegoś, co mogło być jednym z symboli enatharis. Był to znak innego rodzaju.
Popiół postawił kosę ze spokojem obok drzwi, po czym otworzył je kopniakiem na tyle silnym, że się roztrzaskały.
W środku siedziało dwoje ludzi, mężczyzna i kobieta, którzy podnieśli się z siedzeń zdecydowanie zbyt wolno. Popiół uniósł ostrzegawczo dłoń.
- Przestańcie – powiedział. – Nie chcę was zabić.
Jego słowa wystarczyły przynajmniej, by ich spowolnić.
- Gdzie jest wasz syn? – zapytał.
Mężczyzna wyglądał na takiego, który mógłby próbować walczyć, i w tej chwili Popiół pożałował, że nie splamił sobie odzienia krwią wcześniej, gdyż to mogłoby bardziej przestraszyć mężczyznę takiego jak ten. Zamiast tego wyciągnął przed siebie rękę w pokojowym geście.
- Nie chcę z tobą walczyć. Gdzie jest wasz syn?
- Który? – zapytała kobieta, szlochając. – Royce’a zabrali na Czerwoną Wyspę i poślą go na śmierć w Dołach. Nasi pozostali synowie… Książę wtrącił ich do lochów i zabije, kiedy tylko będzie mógł.
Popiół rozumiał, jak musiała się czuć ta kobieta. Jego obserwacje wykazały, że dla większości ludzi śmierć była przygnębiająca. Jego mistrzowie rozkazali mu poznać zwyczaje pogrzebowe setki miejsc, to, co niesie pociechę lub zrozumienie i pozwala pogodzić się ze śmiercią zarówno żyjącym, jak i umarłym.
Miał jednak do wykonania zadanie.
- Który z synów ma znamię na ręce? – spytał. – Jasnowidzący, którzy mnie tu przysłali, mówili tylko o jednym chłopcu.
- Czego chcesz od Royce’a? – zapytał mężczyzna.
- Jego przeznaczenie niesie zagrożenie – odparł Popiół, nie widząc powodu, dla którego miałby skłamać. – Przysłano mnie, bym go uśmiercił.
- Ty… Czy to jakiś żart? – spytał mężczyzna. Przyskoczył do skrytki i wyciągnął z niej miecz. – Sądzisz, że pozwolę ci wyrządzić krzywdę mojemu synowi?
Popiół skłonił się lekko.
- Darujcie, ale mnie nie powstrzymacie. Oboje zginiecie dzisiaj, tutaj.
- Powiedziałeś przecie, że nie chcesz nas zabijać – rzekła kobieta.
- Nie chcę – odparł Popiół. Rozejrzał się wokoło, na wypadek gdyby znajdował się tam inny znak, zmieniający znaczenie tych, które widział uprzednio, lecz nic nie dostrzegł. – Ale nad waszymi drzwiami znajdował się znak śmierci, a ja muszę postępować zgodnie z tym, jak każe los.
- Jesteś potworem – powiedziała kobieta.
Mężczyzna nie zamierzał stać bezczynnie. Rzucił się na Popioła, a ten usunął się na bok, nie zważając na miecz, i zdzielił mężczyznę w gardło, rozrywając chrząstkę i przebijając się przez kość. Cofnął się, pozwalając mężczyźnie osunąć się na ziemię. Ciało pozbawione powietrza stawało się martwe.
Podszedł do kobiety i ujął jej głowę w dłonie niemal delikatnie, ignorując jej krzyki.
- Odmówię modlitwę nad twym ciałem – obiecał. – i powierzę je śmierci. A później odnajdę twojego syna. Być może przyniesie ci niejaką pociechę to, że niektórzy mędrcy uważają, iż po śmierci ludzie odnajdują się ponownie, zatem możliwe, że go spotkasz.
Kobieta nie przestawała krzyczeć, a był to dźwięk, który Popiół zawsze znajdował jako nieprzyjemny. W niczym nie pomagał, na cóż więc go wydawać? Raptem obrócił dłonie i skręcił jej kark. Szlochanie ucichło. Położył ją na ziemi i zaczął odmawiać jedną z krótszych znanych mu modlitw za zmarłych. Miał tyle zadań do wykonania, że nie było czasu na nic więcej.
Ich syn znajduje się w Dołach.
I on musi się tam udać.