W szpitalu dowiaduję się, że Anię przewieziono do szpitala klinicznego w centrum, na oddział neurologiczny. Amelii nie ma już w pracy, inna lekarka mówi mi, że skończyła dyżur i pojechała z siostrą.
Gdy docieram do kolejnej placówki i wchodzę na oddział, na którym powinna leżeć Ania, czuję się jak dziecko błądzące w oparach mgły. Wszystko wielkie i przytłaczające. Przemykający szybko korytarzem ludzie w białych kitlach zdają się nieuchwytni. Nie mam pojęcia, gdzie leży moja przyjaciółka. Wreszcie zaczepiam pielęgniarkę i podaję nazwisko Ani. Kobieta wzrusza ramionami, rzucając tylko: „To chyba ktoś nowy”.
Nie należę do rodziny, więc nikt niczego mi nie powie. Telefon Ani zabrała policja. Nie mam jak się z nią skontaktować. Dzwonię po raz drugi do Amelii, stojąc na szerokim korytarzu oddziału neurologicznego. Z oddali dociera do mnie klasyczny dzwonek iphone’a. Wiem, że Amelia ma taki telefon, Anka mówiła mi kiedyś, że jej siostra uwielbia Apple’a.
Idę w kierunku rozbrzmiewającej radosnej melodii, trzymając telefon przy uchu. Nagle ktoś mnie rozłącza. W tej samej chwili przestaję słyszeć dzwonek.
Patrzę w bok. Przez otwarte drzwi sali chorych widzę Amelię. Ściska w dłoni telefon i patrzy prosto na mnie. Zażenowanie w jej oczach miesza się z zaskoczeniem, wkrótce dochodzi do tego irytacja. Robi krok w moim kierunku. Na łóżku leży Ania z głową owiniętą bandażem, podłączona do kroplówki. Gdy mnie dostrzega, odrywa głowę od poduszki, wydając z siebie głuchy jęk.
Amelia prawie wypycha mnie na korytarz.
– Iga, proszę cię, daj jej odpocząć – mówi bez słowa wstępu. – Zaraz ma przyjechać do niej policja.
– Rozumiem, po prostu chcę się upewnić, że jest już w porządku.
– Nic nie jest w porządku – naskakuje na mnie. – Tomografia komputerowa wykazała w płacie czołowym stłuczenie z obrzękiem. Podają jej teraz kroplówki, żeby go zredukować.
– W czołowym? – dziwię się. – Przecież leżała na plecach.
– Została uderzona w przód głowy, ale upadła na krawężnik, rozcięła potylicę.
– Rozumiem – odpowiadam, czując, że zaczyna mi się kręcić w głowie.
Zwroty typu „została uderzona” działają na mnie jak linia wysokiego napięcia, przypominają, że ktoś użył wobec niej siły.
Przełykam ślinę.
– Czy mówiła, kto jej to zrobił?
Amelia krzyżuje ręce na piersi i kręci przecząco głową. Nagle coś w jej spojrzeniu się zmienia, na chwilę mięknie.
– Co? – dopytuję natychmiast, chcąc złapać to łagodniejsze oblicze, zostać przy nim na dłużej.
Czuję, że chce mi coś powiedzieć, ale się waha.
– Dziś nad ranem – zaczyna cicho – miała chyba jakiś koszmar. Powtarzała „Uciekaj!” wciąż i wciąż od nowa.
– „Uciekaj”? W jakim sensie?
– Nie wiem.
Jej oczy robią się szkliste.
– Idź do domu, Iga. Zostaw sprawę policji. Złapią tego faceta.
Mam wrażenie, że znowu nabiera zawziętości.
– Skąd wiesz, że to był mężczyzna? – pytam.
– Nie wiem – odpowiada szybko. – Ale czy jakakolwiek kobieta byłaby zdolna do czegoś takiego?
Omiata mnie wzrokiem, jakby przeszło jej nagle przez myśl, że to mogłam być ja. Boję się tego nieufnego spojrzenia.
Czuję się, jakbym stała przed murem. Ona nie wpuści mnie do swojej siostry, chce, żebym odeszła. Jestem niewygodnym gościem, którego właśnie wyprasza.
Odwracam się na pięcie i odchodzę bez słowa.
Zjeżdżając windą na parter, myślę wyłącznie o tym, co mi powiedziała, a raczej powtórzyła. „Uciekaj!” Czy to była wiadomość dla mnie? Dlaczego miałabym uciekać i dokąd?
Gdy wracam do mieszkania, znowu jestem niespokojna. Czuję, że jeśli dziś się nie dowiem czegoś konkretnego, to oszaleję. Cały dzień stanowi emocjonalną męczarnię. Nie mogę sobie znaleźć miejsca, gotuję, sprzątam, pracuję.
Po południu dzwoni do mnie śledczy, komisarz Wojciechowski. Pyta o relacje Ani z Marcelem, ponoć bardzo dobrze się znali. Jestem zaskoczona. Wydawało mi się, że mówili sobie tylko „cześć”. Choć nie chce zdradzać szczegółów śledztwa, sugeruje, że Marcel jest obecnie głównym podejrzanym. Informuje też, że Ania ma poważny zanik pamięci, nie pamięta niczego z kilkunastu ostatnich dni, również samej napaści. „Mózg pani koleżanki nie funkcjonuje do końca poprawnie. To się zdarza przy tego typu urazach. Może być to spowodowane chęcią wyparcia ponurego doświadczenia, ale również uderzeniem w płat czołowy. Liczymy, że z czasem pamięć wróci”.
Po rozmowie z funkcjonariuszem zaczynam płakać. Daję w ten sposób upust bezradności. Kiedy się uspokajam, dzwonię do szefa i informuję, że muszę wziąć parę dni wolnego i nie dam rady jutro się spotkać z klientem. Mariusz akceptuje tę informację niechętnie, prosi, żebym wysłała mu wszystkie dane.
Wieczorem dzwoni do mnie ktoś z numeru prywatnego. Nie lubię takich połączeń, ale w głowie rozkwita mi nadzieja, że może to Anka. Pożyczyła telefon od kogoś ze szpitala i chce się ze mną skontaktować. Gdy odbieram, po drugiej stronie słuchawki słychać tylko szczekanie psa. Brzmi podobnie do tego, które słyszałam, gdy Ania zadzwoniła do mnie tamtej nocy. Czuję się, jakbym wpadła w wir wczorajszych wydarzeń. Cofnęłam się w czasie, to znowu się dzieje.
– Halo – mówię, zdając sobie sprawę, że mam rozpaczliwy ton.
Odpowiada mi tylko monotonne ujadanie psa.
– Halo – powtarzam.
Mam wrażenie, że ten ktoś zadzwonił do mnie przez przypadek. Że przechodzi obok jakiegoś strzeżonego domu nieświadomy, że połączył się ze mną. Tym razem jednak nie słyszę pogłosu płynącego z zewnątrz. To nie jest pies z domu przy torach – to musi być gdzieś indziej, dalej. Dźwięk wpada do mojego umysłu jak upiorne wspomnienie traumy, przez którą wczoraj przeszłam.
Rozłączam się i odkładam telefon na stół. Od niego wszystko się zaczęło. Jest niczym łącznik ze złem. To jakiś paskudny zbieg okoliczności – wmawiam sobie, po czym idę do sypialni i kładę się do łóżka, wciąż słysząc w głowie monotonne ujadanie psa.