Czy kontaktował się z panią Marcel Karski?
Komisarz Wojciechowski patrzy na mnie spod byka, gotowy weryfikować każde moje słowo.
Znowu zostałam wezwana na komisariat. Od napaści na Anię minęły cztery dni, a oni wciąż nie mogą ująć sprawcy.
W powietrzu unosi się zapach papierosów, jest chłodno. Mam wrażenie, że przed momentem skończył palić przy otwartym oknie, potem je zamknął i wrócił na miejsce. Gdy wchodziłam do jego gabinetu w towarzystwie policjantki z recepcji, właśnie zasiadał na wytartym skórzanym krześle obrotowym.
– Napisał mi tylko wiadomość, że on tego nie zrobił, dzień po napaści na Anię. Potem nie kontaktował się ze mną.
– Może pokazać mi pani tę wiadomość?
Wyciągam niechętnie telefon, szukam SMS-a od Marcela i odwracam aparat przodem do policjanta.
Komisarz Wojciechowski skupia się na treści i po chwili kiwa głową z rezygnacją, dając mi znać, że mogę już zabrać smartfon.
– Karski zniknął. Nie ma go w mieszkaniu ani u rodziców. Prawdopodobnie opuścił miasto, choć zalecaliśmy mu pozostanie w jego obrębie.
– Nie można go było aresztować?
Policjant unosi brwi.
– Ponoć wyjechał w interesach – mówi, ignorując moje pytanie. – Tak twierdzi jego znajomy. Wie pani może, czym się zajmuje? Sprawdzałem w papierach, że nie zarejestrował żadnej firmy.
– Zdaje się, że sprowadzał sportowe ubrania z Chin.
Mężczyzna zapisuje coś w notesie. Zaciskam pięści pod stołem, próbując się uspokoić. Po kilku kolejnych pytaniach o profesję Marcela policjant kończy przesłuchanie i przy okazji prosi, żebym dała znać, gdyby Marcel się ze mną ponownie skontaktował.
Po wizycie na komisariacie jadę na lotnisko i odbieram Wojtka. Poprosił mnie o to wczoraj wieczorem. Na widok przyjaciela mam łzy w oczach, on też zbliża się do mnie cały przejęty.
– Dziękuję, że przyjechałaś. – Wtula się we mnie. – Proszę, pojedźmy od razu do Ani.
– Amelia strzeże jej jak bulterier. Nie pozwala mi się do niej zbliżyć.
Wojtek odsuwa się ode mnie i zagląda mi w oczy.
– Rozmawiałem z Amelią wczoraj wieczorem. Mówiła, żebym przyjechał, że Ania czuje się lepiej, chociaż wciąż nie odzyskała pamięci.
– Nie wiem, co ja złego zrobiłam Amelii. – Kręcę głową upokorzona tym, że traktuje mnie gorzej niż Wojtka, choć przecież to ja jestem bliżej z Anką.
Zastanawiam się, czy Amelia nie zachowuje się tak na prośbę Ani. Przyjaciółka czuje się coraz lepiej, a to oznacza, że gdyby chciała, skontaktowałaby się ze mną. A jednak tego nie zrobiła. Mimo wszystko spróbuję po raz ostatni przedrzeć się przez mur zbudowany przez jej siostrę. Postanawiam pojechać z Wojtkiem do szpitala.
W drodze pytam go, czy ma jakiś kontakt z Marcelem, ale zaprzecza. Mówi, że próbował kilkakrotnie się do niego dodzwonić, tamten jednak nie odbiera.
Tym razem na oddziale nie ma Amelii, przynajmniej nigdzie jej nie widać. Ania leży samotnie na łóżku wpatrzona w okno, za którym majaczą dachy starych bloków i kamienic na tle bezchmurnego nieba. Na głowie wciąż ma bandaż, na pościeli spoczywa jej dłoń z wpiętym wenflonem.
– Cześć, Ania – wita się z nią Wojtek.
Ona gwałtownie przekręca głowę i patrzy przez chwilę na przyjaciela z wyrazem zdziwienia na bladej twarzy. Ma suche usta, pod błękitnymi oczami zagnieździły się sińce. Jeszcze nigdy nie wyglądała tak słabo.
Wojtek opada pośladkami na wolne łóżko obok, spogląda na mnie niepewnie, potem wraca przestraszonym wzrokiem na Anię.
– Pamiętasz nas? – pyta wyższym niż zawsze tonem, po czym odpina guzik w koszulce polo.
To oczywiste, że nas pamięta. Policjant mówił, że jej zanik pamięci dotyczy tylko kilku dni i wypadku, ale Wojtek widocznie chce jakoś zacząć, coś ustalić. Ja nie mam pojęcia, co powiedzieć.
Zatrzymuję się przy metalowej ramie jej łóżka, czuję się rozdarta. Z jednej strony pragnę ją przytulić, z drugiej – chcę uciec. Nie potrafię się odnaleźć w tej sytuacji. Do bram świadomości znowu dobija się poczucie winy.
– Jasne, że pamiętam. Chodź tu. – Rozpościera ramiona, patrząc prosto na mnie.
Podrywam się z miejsca i przytulam ją, wciągając w siebie zapach środka odkażającego. Jej ciało jest chłodne i obce. Rzadko się przytulałyśmy w przeszłości.
Po mnie ściska ją Wojtek. Zaczynamy rozmawiać. Co jakiś czas zerkam czujnie w kierunku wejścia do sali. Choć to nierozsądne, boję się nadejścia Amelii. W końcu jest lekarzem. Z założenia ma tutaj nade mną przewagę i ostatnio nie pała do mnie sympatią. Czuję, że jeśli tu przyjdzie, natychmiast zażąda, żebym stąd wyszła.
– Ciągle próbuję dokładnie ustalić moment, w którym urywają mi się wspomnienia – mówi Ania, z trudem podsuwając się do góry na łóżku. – Pamiętam wyjście do kina. Byłyśmy na Mechanicznej pomarańczy, prawda? – Spogląda na mnie pytająco. – Puszczali stare klasyki.
– Tak, to było niedawno. – Ożywiam się. – W zeszłą sobotę.
Ania kiwa głową.
– Następne dni są już rozmazane. Mam wrażenie, że to gdzieś jest, ale nie mam do tego dostępu. Jak zapomniane nazwisko aktora albo tytuł piosenki. Męczy mnie, czuję, że go znam, ale mam jakąś blokadę, która nie pozwala mi go wyartykułować. Wczoraj rozmawiałam z neurologiem. Mówił, że to może być wyparcie. Wyparłam część wspomnień, które były traumatyczne. Najgorsi są ci policjanci. – Kręci głową. – Nie wierzą mi, twierdzą, że kłamię, że pamiętam, ale się boję.
– Lekarze mówią, że wspomnienia wrócą? – pyta Wojtek.
– Tak i nie – odpowiada Ania. – Ponoć każdy mózg jest inny. Niejeden człowiek przy takim urazie jak mój zapadłby w śpiączkę. Nie powiedzieli mi tego wprost, ale słyszałam, jak Amelia rozmawiała o tym z lekarzem dyżurnym. Myśleli, że spałam. Załamało mnie to – dodaje szeptem. – Teraz się boję, że obrażenia są bardziej rozległe, niż myślę, że straciłam coś więcej niż tylko tych kilka dni.
Atmosfera raptownie robi się cięższa. Mówię pierwsze, co mi przychodzi na myśl, żeby ją zmienić:
– Mogę ci opowiedzieć, co dokładnie się wydarzyło w dniu, w którym… – Przełykam ślinę. – …to się stało. Może wtedy będzie ci łatwiej. To tak, jakbym podawała ci pierwsze litery zapomnianego nazwiska aktora, ty tylko dokończysz.
– Gdyby to było takie proste.
– Dziś nie będziemy cię męczyć – mówi Wojtek. – Po prostu chciałem cię zobaczyć i upewnić się, że jest okej. Że wszystko w porządku.
– Dziękuję. Amelia mówiła, że byłeś we Francji.
Spoglądamy na siebie sugestywnie z Wojtkiem.
– Odwoziłyście mnie z Igą na lotnisko – odpowiada smutno przyjaciel.
Twarz Ani rozdziera jakaś słabość.
– I znowu jestem w tym niewyraźnym miejscu w swojej głowie – mówi. – Mam wrażenie, że tak było, ale nie pamiętam żadnego szczegółu.
– Spokojnie, wszystko sobie przypomnisz, kochanie, a jak nie, to w końcu tylko kilka dni – odpowiada Wojtek, po czym spogląda na zegarek i wstaje. – Mówili, kiedy wychodzisz?
– Na razie nie.
– Dobrze, to będziemy cię odwiedzać. Chodźmy, Iga – zwraca się do mnie. – Nie męczmy Ani.
Nie chcę jej męczyć. Wychodzę za przyjacielem z sali, dyskretnie ocierając łzę.