Rozdział 19

– Czemu nie odbiera? – szepczę do siebie. Od dziesięciu minut próbuję się dodzwonić do komisarza Wojciechowskiego, ale nie jestem w stanie.

Nie wiem, czego od niego oczekuję, ale mam potrzebę mu powiedzieć, że znowu do mnie dzwonił. Nie wiem kto, nie wiem dlaczego, ale nadal czuję się prześladowana. Gdyby nie to miejsce, umierałabym ze strachu. Tymczasem rozpiera mnie frustracja. Te telefony z poszczekiwaniem psa mnie irytują.

Wędruję wąskim chodnikiem w kierunku kawiarni, słońce świeci mi po oczach.

Dziś odbywa się tam spotkanie grupy wsparcia. Przez szklane witryny widzę już kobiety zbierające się w małej sali konferencyjnej obok głównego pomieszczenia. Zauważam, że stoliki odsunięto na bok, krzesła ustawione są w kółku. Hanna stoi na środku i wskazuje różne miejsca dłonią, chyba wydaje kobietom polecenia. Dochodzi szesnasta. Jeszcze nigdy nie uczestniczyłam w tego typu sesji terapeutycznej. Chyba tak to powinnam nazywać. Zbiorowa psychoterapia.

Gdy skręcam w stronę przecinającej plac ścieżki prowadzącej do kawiarni, naprzeciwko dostrzegam znajomą twarz. Potargane, ciemne włosy lekko się kołyszą na wietrze, jasne oczy spoglądają na mnie w zaskoczeniu, które powoli obraca się w zadowolenie. To Adrian. Robi mi się trochę cieplej. Nie wiem, czy to od energicznego marszu, czy z jego powodu. Dopiero teraz do mnie dociera, że nasz wieczorny spacer nie był czysto koleżeński. Tego typu przypadkowe spotkania natychmiast obnażają każdą niejasną emocję związaną z drugą osobą. Im bliżej Adriana jestem, tym bardziej niezręcznie się czuję. Nie mam pojęcia, co chodzi po głowie jemu. Uśmiecha się lekko, usta ma rozchylone.

Zatrzymujemy się naprzeciwko siebie.

– Cześć, Iga.

– Cześć.

– Dołączasz do dziewczyn? – Wskazuje dłonią w kierunku kawiarni.

– Tak.

Poważnieje.

– Nie wiedziałem. Ale okej, powodzenia.

Ten mglisty komentarz wbrew pozorom niesie ze sobą bardzo wiele. Nie wiedział, że mam problemy natury osobistej, ale akceptuje tę informację.

Nieco sfrustrowana odpowiadam:

– Dzięki.

Wodzi wzrokiem po moich oczach, jakby próbował mnie przejrzeć, zrozumieć, co się dzieje. Mam wrażenie, że właśnie pokazałam mu się z innej strony. Nieodgadniony wyraz jego oczu nie pozwala mi stwierdzić, czy ta odsłona mu się podoba. Dlaczego w ogóle się tym interesuję? – zachodzę w głowę. Przecież praktycznie się nie znamy. Nie powinno mi zależeć na opinii obcego mężczyzny.

Ostatnio jednak nic w moim życiu nie jest takie, jakim być powinno. Czuję się niekompletna, okaleczona i przeglądam się w oczach innych. Chcę w nich odnaleźć akceptację dla mojego nowego ja, pełnego problemów i pytań bez odpowiedzi.

Żegna się ze mną suchym „na razie”. Gdy mnie mija, nasze ręce lekko się dotykają, co wywołuje u mnie dreszcz, z jednej strony przyjemny, z drugiej – krępujący.

Wchodząc do kawiarni, czuję się tak, jakbym go zawiodła albo jakbym zawiodła siebie.

– Iga, witamy! – Hanna podnosi głos i rozkłada w moim kierunku ręce.

Patrzę na nią niepewnie. Zastanawiam się, czy powinnam podejść i pozwolić się jej objąć na powitanie. Na szczęście zanim do niej dochodzę, opuszcza ręce. Prosi, żebym zajęła miejsce na krześle.

Jestem ostatnia. Szybko dochodzę do takiego wniosku. Przypuszczam, że dziewczyny spotkały się tu wcześniej, żeby wszystko poukładać. Może to jakaś niepisana zasada, że powinno się pomóc w zorganizowaniu miejsc? Przyglądam się dyskretnie uczestniczkom. Wyławiam blondynkę, która mieszka obok mnie, kilka innych znanych z widzenia twarzy, ale dostrzegam też zupełnie nowe dziewczyny, których nie widziałam przedtem.

Dziewczyny zaczynają opowiadać o swoich problemach. Pierwsza jest Hanna. Bardzo otwarcie mówi o swoim byłym, który ją prześladował, zanim zamieszkała na Osiedlu Marzeń. Opowiada o nim płynnie, mocno gestykulując. Ostatnio napisał do niej list z więzienia. Nie chce przytaczać jego treści, ale przeprasza w nim za to, co jej zgotował. Powiedział, że nie robił tego umyślnie, że ktoś go do tego zmusił.

– Wyobrażacie sobie? – mówi, marszcząc blade czoło. – Ktoś go zmusił – intonuje z ironią. – Będzie się teraz podpierał chorobą psychiczną. Ponoć ktoś powiedział mu, że go zdradzam, a on nie wytrzymał.

– Na ile go zamknęli za to, co ci zrobił? – pyta krępa brunetka w infantylnej opasce z kokardką.

– Na rok, za… – Masuje się po klatce piersiowej. – Za to, że mnie pobił pod wpływem alkoholu. Opowiadałam wam. – Hanna spogląda na brunetkę z lekkim wyrzutem.

– Jak się czułaś, gdy czytałaś ten list? – pyta starsza kobieta z krótkimi lokami.

Ma okulary bez oprawek i przyjemny, niski głos.

– Martwi mnie to, że próbuje zrzucić winę na kogoś innego. Nie chce wziąć odpowiedzialności za swoje czyny, a to znaczy, że nie jest ich do końca świadomy. Ja wiem, co się stało wtedy, w naszym mieszkaniu, i co się działo później. – Rozkłada ręce i patrzy po grupie, szukając zrozumienia w naszych oczach.

Niektóre dziewczyny kiwają głowami, inne patrzą w bok lub w podłogę, jakby nie były zainteresowane problemami Hanny. Od razu uderza we mnie ta różnorodność reakcji. To może być złudzenie, ale wydaje mi się, że nie każda jest tu w równym stopniu zaangażowana w spotkanie. Możliwe też, że są przygnębione z innego powodu. Nie wiem, dlaczego wraca do mnie to, co zobaczyłam przez okna domu sąsiadów dziś rano. Zerkam dyskretnie na Ewę, która weszła na piętro i spędziła jakiś czas w pokoju numer trzy. Ta szczupła blondynka też zdaje się teraz nieobecna.

Potem kolejne dziewczyny opowiadają swoje historie. Muszę wytężać umysł, żeby móc zrozumieć ich sytuacje. Słuchając każdej z nich, czuję się, jakbym czytała książkę od połowy. Są to kontynuacje historii, które swój początek miały wiele tygodni wcześniej, ale chyba taki już los nowego słuchacza w grupie. Nie każda chce mówić, ale każda ma na to szansę.

Gdy pada na mnie, grzecznie dziękuję i mówię, że jeszcze nie jestem gotowa.

– Jasne, może za tydzień będzie ci łatwiej – reaguje Hanna, która zdaje się liderką całego spotkania.

Starsza kobieta w okularach bez oprawek też jest bardzo aktywna. Często zadaje dziewczynom pytania pomocnicze. Po ich naturze podejrzewam, że może być psychologiem. Zwraca uwagę na emocje, pełno w niej spokoju i obiektywnej oceny sytuacji. Gdy przychodzi jej kolej, automatycznie spogląda na dziewczynę po lewej stronie, jakby to było naturalne, że ona nic o sobie nie opowiada na spotkaniach. Możliwe, że przychodzi tu tylko po to, żeby pomagać innym.

Gdy opuszczamy kawiarnię po spotkaniu, na zewnątrz jest trochę chłodniej niż dwie godziny temu. Niebo rozcina pomarańczowa linia – ostatni ślad po zachodzie słońca. Hanna jeszcze zostaje w środku, rozmawia o czymś z baristą.

Mam ciężką głowę od usłyszanych historii o molestowaniu seksualnym i przemocy psychicznej płynącej od najbliższych członków rodziny. Osiedle Marzeń naprawdę przyciąga ludzi z problemami. Wędrując chodnikiem z kostki brukowej, zastanawiam się, czy mężczyźni też robią sobie tutaj takie sesje.

Gdy wchodzę na asfaltową drogę wzdłuż kolejnych domów, słyszę za sobą rytmiczny stukot obcasów. Obróciwszy się, dostrzegam moją sąsiadkę. Ma skrzyżowane ciasno na piersi ręce, jej siwy płaszcz zapięty jest pod samą szyją. Ma wbity w ziemię wzrok, maszeruje energicznym krokiem. Wystarczy, że odrobinę zwalniam, i po chwili mnie dogania.

– Dobry wieczór – mówię rozgorączkowanym głosem.

Chcę ją zatrzymać, spróbować ją lepiej poznać.

Podnosi nagle wzrok i patrzy na mnie przestraszonymi oczami.

– Dobry wieczór – odpowiada cicho, niewyraźnie.

– Chłodno się zrobiło, prawda?

– Tak, bardzo.

– Zdaje się, że mieszkamy obok siebie.

– Tak. Wprowadziła się pani kilka dni temu – odpowiada od niechcenia.

– Ciekawe miejsce.

Muszę przyspieszyć kroku, żeby iść równo z nią. Chyba chce mnie wyprzedzić, nie ma ochoty kontynuować rozmowy. Sprawia wrażenie, jakby się bardzo spieszyła. Zastanawiam się, dokąd tak pędzi w sobotni wieczór. Przecież bramy osiedla będą zamknięte do nocy. W domu zapewne czeka na nią tylko partner.

– Długo pani już tu mieszka? – zadaję jej kolejne pytanie, ignorując coraz wyraźniejsze przeczucie, że się jej narzucam.

– Pół roku.

– I jak wrażenia?

Spogląda na mnie wymownie. Jej zielone oczy mienią się w rdzawej poświacie nieba. Mam wrażenie, że chce powiedzieć coś ważnego, ale w końcu odwraca ode mnie wzrok i rzuca:

– Bardzo dobre.

Wydłuża krok i po chwili jest już dwa metry przede mną. Jej powierzchowna odpowiedź wybija mnie z rytmu. Zwalniam wpatrzona w wełniany materiał jej płaszcza i białe obcasy uderzające o chodnik. Już dawno nikt mnie tak jawnie nie zignorował.

Gdy wchodzę do domu, w kuchni sąsiadów pali się światło. Rozmawiają o czymś, stojąc naprzeciwko siebie; on oparty o ścianę, ona – o blat białej wyspy, napięta jak struna. Mężczyzna żywo gestykuluje, wskazując palcem na hol. Wyglądają, jakby znowu dyskutowali o piętrze. Nie mogę zbagatelizować obrazów, które podsuwa mi wyobraźnia. Spóźniła się i za karę musi znowu pójść na górę. Nie chce tego robić. On jej każe.

Wchodzę do domu, czując wzbierającą ciekawość. Nigdy nie interesowałam się cudzym życiem, ale teraz nie mogę się oprzeć przekonaniu, że ich rzeczywistość zahacza o moją. Przecież mieszkamy w identycznych domach.

Przechodzę do salonu, licząc na to, że może odsłonili okno. Wytężam wzrok i widzę rozświetloną szczelinę między ich zasłonami. Miga mi przed oczami jego czerwony sweter. Mam wrażenie, że teraz to on wchodzi na górę, a ona mija schody, chyba zbliża się do wnęki w ścianie. Czyżby przestawiała klepsydrę? Spoglądam w kierunku swojego holu. Upewniam się co do miejsca, w którym znajduje się ten przedmiot.

W końcu odchodzę od okna i siadam na kanapie. Teraz to ja krzyżuję ręce ciasno na piersi, tak jak sąsiadka, z którą próbowałam nawiązać kontakt. Może nie dzieje się tam nic złego, skoro teraz to on poszedł na górę? Znowu łapię się na tym, że wtykam nos w nie swoje sprawy. Przez szparę między zasłonami nie dostrzegę wszystkiego. Nawet gdyby mieli całkowicie odsłonięte okno, wielu rzeczy bym nie zrozumiała.