Paczki z Allegro odbieramy ze stróżówki, a dokładnie ze skrytek przytwierdzonych do jej bocznej ściany. Są oznaczone numerami naszych domów. Gdy przychodzi większa przesyłka, czeka u ochrony, ale ta, po którą tu przyszłam, jest bardzo mała. Przynajmniej mam taką nadzieję. Od wczoraj jej wyczekuję. W nocy nie mogłam zasnąć. Nieustannie analizowałam, czy uda mi się zrealizować swój plan, czy nic nie stanie mi na przeszkodzie. To szalone, ale nie mam innego wyjścia. Ostatnio dużo rzeczy mi nie pasuje, muszę zrozumieć, na czym stoję.
Słońce chyli się ku zachodowi, gdy podchodzę do skrytki numer dziesięć i przykładam do czytnika kartę magnetyczną. Metalowe drzwi odskakują, a moim oczom ukazuje się pudełko wielkości paczki papierosów. Chowam je szybko do kieszeni torby i wracam do domu.
W progu mijam się z Adrianem. Gdy zerka na moją zamszową listonoszkę, w której ukryłam paczkę, zapiera mi dech w piersi. Modlę się w duchu, żeby nie zapytał, po co byłam w stróżówce. Nie chcę kłamać, a raczej łamać zasady prawdy. Nie zniosę kolejnej konfrontacji ze stroboskopem. Na szczęście całuje mnie tylko w policzek i mówi, że wróci za godzinę. Ma spotkanie z Hanną w sprawie nowej mieszkanki. Słucham go, płonąc ze wstydu. Od dawna czuję się na tym idealnym osiedlu jak oszustka.
Wchodzę do domu, zastanawiając się, czy powinnam już przejść do działania, czy może jeszcze poczekać. Chciałam zrealizować swój plan nieco później, odczekać parę dni, jednak taka okazja może się szybko nie powtórzyć.
Otwieram przesyłkę z bijącym sercem. Na szczęście wszystko się zgadza z opisem w aukcji, urządzenie jest naładowane. Przechodzę do gabinetu i włączam laptop. Postępując zgodnie z instrukcją, paruję obydwa sprzęty, po czym idę do holu i przestawiam klepsydrę. Przez chwilę wodzę palcem, rozważając, który pokój będzie najlepszy. W końcu wybieram rzymską dwójkę – odpowiadającą zasadzie szacunku.
Szybko ruszam schodami na górę, wiem, że mam mało czasu. Przemierzam wąski korytarz i zatrzymuję się przy właściwych drzwiach, zresztą jedynych otwartych. Jak dobrze, że to tylko prosty mechanizm, który można włączać i wyłączać, kiedy się chce.
Wchodzę do pomieszczenia. Jego ściany są czarne, nie mają jednak gładkiej struktury, jakby wpleciono w nie wypukłe grafitowe siatki, kojarzące mi się z głośnikami. Ręce drżą mi ze zdenerwowania, gdy szukam najlepszego miejsca, które nie będzie widoczne, ale zapewni najlepszy widok na pokój. Wybieram dolny róg na ścianie z drzwiami. Kładę tam nowo nabyty zakup, po czym w ostatnim momencie, tuż przed domknięciem drzwi, wybiegam na korytarz.
Adrian wraca do domu, gdy schodzę na parter. Nie wiem, czy zauważył, że byłam na piętrze. Przygląda mi się z lekkim uśmiechem.
– Hanna nie przyszła, coś jej wypadło – mówi.
– Rozumiem.
Ściąga buty przy wnęce z klepsydrą, której proszek płynie teraz w dół i za którą świeci się jeden z przycisków.
Patrzę na Adriana w bezruchu, czekam, aż stamtąd odejdzie, nieświadomy tego, co się stało, albo aż zauważy, że włączyłam mechanizm, i zacznie pytać. Próbuję się przygotować na tę drugą możliwość. On jednak odchodzi od wnęki i mówi, że znalazł dobry serial na Netfliksie. Pyta, czy pooglądamy go razem.
Zgadzam się bez wahania, po czym proponuję, żebyśmy najpierw przygotowali sobie coś do jedzenia. Gdy wchodzi do kuchni, czuję się, jakbym zrzuciła z siebie wielki ciężar, choć tak naprawdę najgorsze jeszcze przede mną.
Siadam na sofie w salonie z talerzem pieczonych batatów, a Adrian włącza serial Grzesznica.
– Oglądałaś? – pyta, zajmując miejsce obok mnie. – Czytałem recenzje. Ponoć jest naprawdę świetny.
Kaszlę parę razy nerwowo. Mam złudzenie, że Adrian krąży wokół mnie jak sęp gotowy w każdej chwili zaatakować. Nie mogę uciec od przeświadczenia, że on doskonale wie, co zrobiłam, ale czeka na moment, w którym sama się przyznam. Daje mi szansę, w przeciwnym razie będę musiała pójść na górę i ponieść konsekwencje. Nie wiem, co robić. Przyznać się od razu czy milczeć? Według Freuda tajemnice wywołują w człowieku ogromne napięcia, które staramy się neutralizować. Nawet gdy usta milczą, ciało mówi wiele. Kiedy chodziłam na psychoterapię po śmierci mamy, dowiedziałam się interesujących rzeczy o ludzkiej psychice, o kanałach, jakimi się poruszamy w poszukiwaniu swojego miejsca w życiu. Im dłużej tu przebywam, tym mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że sama zbłądziłam. Teraz muszę się jakoś odnaleźć.
Adrian przysuwa się bliżej.
– Jesteś taka milcząca. – Zanurza palce w moich włosach. – Coś cię dręczy?
– O czym jest ten serial? – pytam, widząc wypełniającą kadr zaniepokojoną twarz Jessiki Biel.
– O kobiecie, która kłamała – szepcze mi do ucha.
Cała się usztywniam. Z każdą sekundą jestem coraz bardziej przekonana, że on wie. Próbuję jednak się opanować. Odpowiadam:
– Może miała powody.
– Może tak, nie wiem. W każdym razie zabiła człowieka na plaży, a potem nie chciała wytłumaczyć, dlaczego to zrobiła. Wy, kobiety, jesteście jednak zepsute.
Zsuwam jego dłoń z włosów i spoglądam mu w oczy.
– Dlaczego to powiedziałeś?
Marszczy brwi w zaskoczeniu.
– Co powiedziałem?
– Że jestem zepsuta.
Lekko unosi kąciki ust, jakby chciał ukryć konsternację, obrócić tę sytuację w żart.
– Nie powiedziałem, że ty jesteś zepsuta, tylko że kobiety są zepsute.
– Jestem kobietą, Adrian. Zatem powiedziałeś to o mnie.
Opuszcza ramiona, uchyla usta.
– Uraziłem cię?
– Tak.
Śmieje się nerwowo.
– Chyba nie chcesz powiedzieć, że… – Rozkłada ręce i urywa, przełykając ślinę.
– Naruszyłeś zasadę szacunku.
Te słowa z trudem przechodzą mi przez gardło. Już dawno nie czułam się tak rozdarta. Z jednej strony myślę, że to, co powiedział chwilę temu, jest prawdą. Jestem zepsuta i okrutna. Z drugiej jednak – czuję, że to przez to osiedle obróciłam się w kogoś takiego.
– W tym momencie, tak? – Nie czeka na moją odpowiedź. – Zatem przerywamy oglądanie serialu i mam pójść na górę? Tego oczekujesz?
Dolna warga trzęsie mu się ze zdenerwowania, oczy wbijają się w moje jak dwa jupitery. W wąskich źrenicach odbija się światło żyrandolu.
Nie czuję od niego strachu, tylko potężny gniew, którego stara się nie uwolnić. Uginam się pod jego ciężarem. Mam ochotę wyłożyć karty na stół, raptem dopada mnie ogromne zmęczenie. Chcę mu powiedzieć, żebyśmy przestali to sobie robić. Po co nam to piętro? Wiem jednak, że on wierzy w regułę trzech punktów jak nikt inny. Stosował jej zasady, jeszcze zanim powstało to osiedle. Sam wymyślił konstrukcję piętra, stworzył wszystko od podstaw. To nie ma sensu. Jak mówiła Hanna, trafił mi się największy służbista ze wszystkich. Ale coś jest nie tak. Jedno stwierdzenie przeciwko potokowi myśli i wydarzeń. A ja za nim idę. Przeżycia ostatnich miesięcy pokazały mi, że nikogo nie mogę być pewna. Moje życie przypomina drogę przez dżunglę. Z każdego zakątka łypią na mnie wrogie oczy.
Kiwam w odpowiedzi głową. Adrian podrywa się z miejsca. Rusza szybkim krokiem w kierunku holu. Podążam za nim, ale on na mnie nie czeka. Wchodzi na schody. Prędko odwracam klepsydrę, wciskam rzymską dwójkę. Znika za drzwiami. Patrzę na nie jeszcze przez chwilę, zakrywając dłonią usta. W duchu powtarzam sobie, że nie oszalałam. Że wszystko przebiega zgodnie z planem, czas zrealizować jego dalszą część.
Idę do gabinetu, podnoszę klapę laptopa i włączam przycisk „start” na pulpicie. Mikrokamera zaczyna działać. Nie miałam czasu, żeby ustawić ją pod odpowiednim kątem, widzę tylko dolną część pokoju. Adrian właśnie do niego wszedł. Mam widok wyłącznie na jego stopy i fragment jeansów, mniej więcej do kolan. Ciało mnie mrowi, podświadomie wyczekuję momentu, w którym pochyli się nad kamerą, zobaczę w niej zbliżenie jego twarzy, po czym zbiegnie do mnie, trzymając ją w dłoni. Potem będę musiała opuścić osiedle, a na zewnątrz spotka mnie coś złego. Tyle negatywnych myśli kotłuje mi się w głowie, wszystkie podszyte lękiem, niepewnością. Czuję się, jakbym stąpała po wąskiej, niepewnej kładce nad przepaścią.
Wpatruję się w jego nogi, które zatrzymują się przy ścianie za krzesłem. Chyba się pochyla. Wyciągam głowę w kierunku ekranu, bo w pierwszej chwili myślę, że to, co widzę, jest złudzeniem, ale z każdą kolejną sekundą utwierdzam się w przekonaniu, że to się dzieje naprawdę. Ściana, przy której zatrzymał się Adrian, zaczyna się przesuwać z pneumatycznym zgrzytem, jakby była wielkim skrzydłem uchylających się drzwi. Adrian prześlizguje się przez powstałą szparę, a ściana się domyka. W tej samej sekundzie w pokoju zaczynają rozbrzmiewać odgłosy nakładających się na siebie ludzkich szeptów, lamentów. Są głośne i dokuczliwe. Pojmuję, że słuchanie ich to kara, jaką się ponosi za złamanie zasady szacunku. W pomieszczeniu wciąż szaleje nieznośny hałas, nawet siedząc tutaj, naprzeciwko laptopa, bardzo się męczę przez te wszystkie nakładające się na siebie jęki i szepty. Ale jego nie ma. Nie mam pojęcia, co się mieści za tą ścianą. Wpatruję się w ekran niczym skamieniała.
– Wyszedł – szepczę do siebie.
Chyba muszę to wyartykułować, bo trudno mi uwierzyć w taki obrót spraw. Nie ma go w pokoju, nie wiem, gdzie jest. Czuję się, jakbym miała w żołądku wielką dziurę, która wsysa mnie do środka. Robię się coraz mniejsza. To odkrycie spada na mnie jak głaz. Ze wszystkich sił staram się je utrzymać, ale mnie pokonuje, wgniata w ziemię.
Robi mi się nieznośnie gorąco, potem duszno.
Podrywam się z miejsca, otępiała ruszam w kierunku schodów gotowa wejść na górę i zastukać w drzwi. To przecież bez sensu. Opamiętuję się przed pierwszym stopniem. On mnie nie usłyszy, nawet jeśli zacznę w nie walić pięściami. Czuję się, jakbym obudziła się w nowym, obcym miejscu, choć mieszkam tu przecież już jakiś czas. Wszystko zdaje się większe i wrogie. Strumień ferrytowego proszku jest jak kłująca smycz, którą ktoś przywiązał mnie do tego domu. Jestem jego niewolnicą. Ja – nie on.
Wracam do gabinetu. Znowu patrzę na ekran laptopa. Wyciszam dźwięk, bo pełzające po pokoju jęki w połączeniu z nogami krzesła, na którym nikt nie siedzi, zaczynają mnie przerażać. Można by pomyśleć, że po tym pomieszczeniu krążą duchy. Przez moment mam wrażenie, że oglądam horror, ale to rzeczywistość. On naprawdę wyszedł. Zawsze wychodzi? Co się znajduje za ścianą? Muszę się dowiedzieć. Potrzebuję całej prawdy, tymczasem dostałam jej namiastkę. To tak, jakby pozwolono mi wziąć tylko jeden łyk wody po przebiegnięciu maratonu. Chcę więcej. Muszę to więcej otrzymać.
Patrzę na ekran tak długo, aż ściana znowu zaczyna się przesuwać i w kadrze pojawiają się nogi Adriana. Obchodzi krzesło i rusza w kierunku wyjścia.
Zamykam laptop i wracam do holu, wciąż rozgorączkowana i niespokojna. Może tym razem było inaczej. Zaraz mi wszystko wyjaśni. Nie rozumiem, dlaczego powtarzam to sobie w duchu, chyba chcę dojść ze swoim wnętrzem do ładu. Przecież dobrze wiem, że coś było nie tak od paru dni. To nieokreślone coś nakazało mi kupić mikrokamerę i podrzucić ją do pokoju numer dwa, a potem wmanewrować Adriana w naruszenie zasady szacunku. Chciałam zrozumieć, co on tam robi, ale nie pomyślałam, że może wyjść.
Schodzi z piętra z zaczerwienionymi oczami. Patrzę na niego z rękami ciasno skrzyżowanymi na piersi, czekam na jakieś tłumaczenia. Podchodzi do mnie i całuje w policzek, szepcząc do ucha:
– Przepraszam. Wracajmy do salonu.
– To wszystko?
– A co jeszcze mam powiedzieć? – Rozkłada ręce.
– Nie wiem.
– Tak działa reguła trzech punktów. – Wzrusza niewyraźnie ramionami. – Wizyta w pokoju powinna wystarczyć.
Zamierzałam mu wygarnąć wszystko właśnie teraz. Planowałam dać mu szansę, żeby się przyznał, ale on tego nie robi. Jednak gdy tak stoimy twarzą w twarz, nachodzi mnie dziwna myśl, że nie powinnam mu zdradzać, jak wiele wiem. Ta ukryta wiedza to w tej chwili moja przewaga. Ręce wciąż telepią mi się ze zdenerwowania. Mam wrażenie, że Adrian jest kimś obcym, że nic o nim nie wiem. Tak swobodnie gra rolę pokrzywdzonego, a może coś mi umyka?
– Co się dzieje, Iga? – pyta, łapiąc mnie za lodowate palce. – Porozmawiaj ze mną.
– Jak tam jest? Nigdy nie byłam w pokoju numer dwa.
– Przecież wiesz, że nie mogę ci powiedzieć.
– Siedziałeś na krześle?
– A co miałem robić? – Unosi brew, po czym przykłada dłonie do uszu. – Tam jest bardzo głośno. Tyle chyba mogę ci zdradzić. Trochę boli mnie głowa, ale ja już parę razy byłem w każdym z pokoi, z czasem organizm się uodparnia. Mam nadzieję, że twój nigdy nie będzie musiał.
– Jak to: nie będzie musiał?
– Kobiety unikają wizyt w pokojach, są bardziej zdyscyplinowane niż my, faceci. Podziwiam was za to. Nie wiem, jak mogłem powiedzieć to, co powiedziałem w salonie. Wszystko sobie przemyślałem tam, na górze. – Podnosi palec wskazujący. – Nie rozmawiajmy już o tym. Zaufajmy idei, która nad nami czuwa.
Spuszczam wzrok na jego spodnie. Chyba chcę się upewnić, że są takie same jak te, na które patrzyłam przez kamerę. Kiedy tak płynnie odpowiada na moje pytania, bardziej jestem skłonna uwierzyć, że to, co zobaczyłam na ekranie laptopa, wcale się nie wydarzyło, że coś źle zrozumiałam albo że tam był ktoś inny, choć to irracjonalne. Mój organizm chyba się broni przed takim obrotem spraw. Nie chcę, żeby Adrian mnie oszukiwał. A może ma ku temu jakiś ważny powód? Ten powód ukryty jest za ruchomą ścianą pokoju numer dwa.
– Chodźmy. – Obejmuje mnie ramieniem i rusza w kierunku salonu.
Podążam za nim wciąż przerażona swoim odkryciem, jak również tym, że on tak swobodnie przechodzi nad tym do porządku.
Znowu zaczyna opowiadać mi o serialu. Nie potrafię się skupić na jego słowach. Myślami ciągle jestem przed ekranem mojego laptopa, szeroko otwartymi oczami patrzę na pusty pokój, w którym szaleją przenikające się głosy, szepty i pojękiwania.