Rozdział 28

Od kilku dni widział Liwię Gawlin tylko na ekranie monitora na filmiku ze śniadaniówki (pod okienkiem przybywało hejterskich komentarzy). Rozmawiali przez telefon, ale wymigiwała się od spotkania. Sporo się działo w związku z nieplanowanym przedłużeniem wystawy, a i Stylove przeżywało najazd klientów. Kiedy raz tam poszedł, akurat jej nie zastał. Klientów też nie, chyba nie trafił na godziny szczytu.

A potem jakiś skurwiel wyłowił zdjęcie jego gir z filmiku, dając początek dyskusji. Ludzie zastanawiali się, „co to, k*wa, jest”. Ktoś strzelał, że „mięcho”, że „rozmazane guano”, że „tak wygląda świat z góry jak pierdyknie bomba atomowa”, ktoś się przyznawał, że właśnie się porzygał śniadaniem, ktoś inny dodał, że „to się powinno zamazać jak ryje przestępców w wiadomościach”. Jakaś pinda napisała: „Byłam na tej wystawie. Tam jest taki jeden gość z popażonymi nogami. I to są te popażone nogi.<rzyga>”. „Ten łysy? Taki paralityk?” – chciał wiedzieć ktoś inny, a pierwsza pinda odpowiedziała: „Nie, tam jest taki jeden, też niepiękny, tylko nogi ma popażone. Wiktor Porocha, zobacz sobie, jest na fejsie wystawy”.

To rozpoczęło kolejną dyskusję:

Kornel31: Jak bym miał takie szwajska to bym je sobie odrąbał.

AlfredMoczula: Szkoda, że się cały nie sfajczył

SzałowyNeptun: Pierdzielę, będzie teraz mi się to śnić po nocach

KeiraKnightleyPl: Wiktor Pożoga

BedebralcieTeras: Połykacz ognia!

Bambisia: Facet pewnie zasnął z zapalonym petem i się obudził na ognisku!:D:D:D:D:D,

JestemKanibalem: Już lepiej by zjadł te nogi, mniam mniam!!!!!

Lulilu: Stek well done raz xDD

Rosamounde: Mamusia nie nauczyła, że zapałkami się nie bawi.

DżonyBrawo: Piroman!

I co niby mógłby zrobić? Siedział wpatrzony w te komentarze i znieruchomiały jak w swoich snach, gdy wiedział, że zaraz obleje go wrzątek. Odświeżał stronę w nadziei, że nowe komentarze się nie pojawią. A jeszcze niedawno cieszył się z hejtu, który dosięgnął Liwię Gawlin! Dureń!

Niemal odruchowo do niej zadzwonił. Odebrała.

– Powiedz mi, ktoś może używać mojego nazwiska?

– Oczywiście, że tak, świat już cię zna, Wiktorze, nie jesteś anonimowy. Na zawsze wyszedłeś ze świata Kalibanów! Stałeś się dziełem sztuki!

– A możemy się dzisiaj spotkać?

– Nie, dziś nie, nie wiem, kiedy wyjdę, nie chciałabym cię skazywać na czekanie. Chyba znienawidzę ten sklep! – Przerwała, bo miała „gościa” (jak czasem nazywała klientów).

Gdyby powiedział, że jej potrzebuje, pewnie by go zaprosiła choćby do Stylove. Znalazłaby dla niego czas, pocieszyłaby, poszliby do gabinetu. Skąd miała wiedzieć?

Puszka w maki stała jak zwykle na biurku, tak samo niepotrzebna jak w dniu, w którym ją kupił w Aromatach. Dopadł do niej jak myśliwy i wysypał zawartość na blat biurka, a następnie zaczął metodycznie uderzać w nią młotkiem. Każdy dźwięk wwiercał mu się w uszy, odbijał od ścian smutnej kawalerki. Wiktor miał wrażenie, że to puszka protestuje, że nie chce uderzeń – bo jest ładnym przedmiotem, który się podziwia, a nie niszczy.

ornament

Kiedy kilka dni później w czasie przerwy zdziwiony zobaczył parę nieodebranych połączeń od Liwii Gawlin, niemal skakał z radości. Zobaczą się? Od razu odebrała. Była wkurzona. Gdy zapytał, o co chodzi, naskoczyła na niego:

– Podobno sprzedajesz internet, więc w końcu sam sobie kup i skorzystaj! Kopciuszkowi zamarzyło się bycie celebrytką! Co ona sobie wyobraża?! Taki nikt! Będzie mnie szkalować! Wariatka! Wywołała mnie do tablicy, więc usłyszy odpowiedź, o, usłyszy! Staniesz po mojej stronie, prawda? Zaświadczysz, że mi groziła, wypłaszała klientów, widziałeś!

Długo próbował ją uspokoić. Zaproponował spotkanie, ale nic z tego. Rozłączyła się.

Na stronie głównej jednego z serwisów plotkarskich zobaczył paskudną gębę Sandry. Szczerzyła się pod nagłówkiem „SZOK! Jedna z gwiazd projektu Zobacz mnie naprawdę oskarża Liwię Gawlin!”.

Artykuł był długi, połączony z miniwywiadem. Okazało się, że „jedna z uczestniczek, Sandra Lizoń, którą mogliśmy nawet oglądać na plakatach promocyjnych”, nie jest zadowolona z udziału w projekcie. Warsztaty uważała za pranie mózgu, a Liwię Gawlin za sprytną hochsztaplerkę, której zależy tylko na sobie. Wiktor pomyślał, że ktoś te jej wypowiedzi musiał poskładać w sensowną całość i wyciąć milion „no, nie wiem”. Chyba że pierwszy raz wiedziała, co chce powiedzieć.

„Dałam się omamić, tyle mi naobiecywała – czytał. – Może i jest profesjonalna, ja się nie znam na zdjęciach, ale równie profesjonalna jest w kłamstwach. Wykorzystała nas i upokorzyła, a po wernisażu zostawiła. Byłam w trudnej sytuacji, a ona jeszcze przed samymi warsztatami kazała mi napisać list samobójczy, choć wiedziała, że już próbowałam się zabić. Dała mi sławę i za to jestem jej wdzięczna, ale nie jest dobrym człowiekiem”.

Dalej nawoływała do bojkotu wystawy – a pod artykułem zbojkotowano ją:

KostomlodzkiByk: Z takim ryjskiem, to sam bym sobie palnął w łeb.

Sandy16: Rozbierała się chyba po to, żeby kogoś złapać – dezperatka

DementorPotter: Sandra, zetnij sobie głowę, bo tylko toci pomoże

:*:*&:*: Sławna? Chyba z gęby:D:D:D:D

Kosmus95: Jaka niedojebana!

SuperMarcinx: Dziwka co płaci, żeby ją posuwano. Choć ja nawet za $$ bym jej nie tknął XD

Lotte: a na tej wystawie wszyscy sa tacy brzydcy, czy ta jest najgorsza?

Wolbromianka19: starzy ją powinni udusić, gdy się urodziła.

Sandra z początku odpowiadała, upominała, straszyła sądem. W rezultacie tylko nakręcała hejt. Parę osób jej broniło, ale ich wypowiedzi się nie przebijały. Dostrzegł też komentarz Jany: „Sandra, nigdy cię nie lubiałam, nic nie osiągnęłaś i teraz się mścisz? Do wszyskich: ja również byłam na tej wystawie, a teraz będę mieć reklamę szamponu. Liwia Gawlin jest super i miła”.

Sam by swoje dołożył, ale nie miał już czasu. Na następnej przerwie napisał tylko Sandrze, że jest pizdą (zmienił na „debilką”) i ma się odwalić. Nie odpisała. Napisał też do Liwii Gawlin, że przyjedzie po pracy do sklepu. I od niej nie dostał odpowiedzi. Może powinien był napisać „do Stylove”, to przecież nie był byle sklep.

Liczył na to, że będą sami, ale nic z tego. W półmroku dojrzał farbowane kudły Hallisa, który widząc go, wymamrotał zdawkowe przywitanie i zainteresował się metalowymi figurami szachowymi. Przestawiał je na szachownicy. Usadowiony między wazonikami Alex Sillah przyglądał się temu z nieodłącznym uśmiechem.

Liwia Gawlin siedziała na stole do pasjansów. Nie była wściekła, raczej zmęczona i smutna. Ucałowała Wiktora.

– Myślałam, że znam się na ludziach, a tymczasem tak się nabrałam! Ona sabotuje projekt, który tworzyliśmy naszym wspólnym wysiłkiem.

– Sodówka jej uderzyła do głowy, zdarza się – mruknął Hallis. – A do tego ma złamane serce. Oto najlepszy przepis na szał! Może to dobry pomysł na nowy projekt?

Olała go.

– Tak się cieszyłam na mój powrót! Chciałam zrobić coś dobrego dla świata! Czy naprawdę nasze Soboty z Picassem nic wam nie dały? Czujecie się wykorzystani i upokorzeni? Uważacie mnie za oszustkę?

– Nie! – rzucił Wiktor. – Jesteś cudowna!

– Wykorzystani, zbrukani, straceni dla świata! – ciągnął monotonnie Hallis. – Pójdziemy do klasztoru sióstr ofelianek. Zostaniesz przeoryszą, Liwia? Pięknie by ci było w habicie. A ja pisałbym dla ciebie wiersze o ateizmie, pokoju na świecie i miłości.

Wiktor wpatrzył się w pełgające świece. Miał nadzieję na spontaniczną randkę, a trafił na czuwanie nad trumną bez trumny.

– Dlaczego ludzie tacy są? Chcesz im dać samą dobroć, a wykorzystają cię, będą chcieli zniszczyć, będą mieli dla ciebie jedynie niewdzięczność! Dlaczego, nawet jeśli chce się uczynić świat lepszym, świat tak się odpłaca? Wierzyłam w nią. Chciałam dla niej czegoś wspaniałego! Kto z was jeszcze mnie zrani? Kto mnie tak bardzo nienawidzi?

– Kto Judaszką wśród ofelianek? – Hallis próbował usadzić Alexa na szachowym koniu.

Wiktor miał dość i jej lamentów, i popisów Hallisa. Artyści! Ona się przejmuje, a to nie koniec świata!

– Nikt cię nie nienawidzi – powiedział. – Ludzie mają różnie. Ile razy się kłóciłem z bratem, ze znajomymi i się zapominało? Sandra jest wkurzająca, zrobiła ci siarę przy klientach, trudno. Ja się też wkurzyłem na ciebie, kiedy mnie nie wzięłaś do Warszawy, nawet się cieszyłem, że hejtowali pod filmem, sorry! I co? Przecież cię nie nienawidzę. Przeszło mi. Wiesz, że cię kocham.

Znał to lodowate spojrzenie. Podeszła do niego. Poczuł znajomą mieszankę smrodu fajek i chanel.

– Wiktorze, czy mam rozumieć, że cieszyłeś się, gdy ten anonimowy motłoch mnie opluwał? Dopisałeś kilka postów? Jak mnie nazywałeś? Nimfomanką, szmatą, idiotką?

– Co ty, nic nie pisałem! Ani słowa! I byłem tylko trochę zły.

– Nie ma jak bierne przyzwolenie na przemoc! Dziś opadły mi klapki z oczu! Najpierw Sandra, teraz ty! Wiedziałam, żeby się nie zadawać z Kalibanami! Oni patrzą, jak płoną podpalane cudzymi rękami stosy, rzucają drugie, trzecie i czwarte kamienie! Wiktorze, nasze drogi się rozchodzą. Błagam, tylko nie kalaj mojego nazwiska na tych plotkarskich portalach!

– Mnie też obsmarowali tym całym gównem! Chciałem ci powiedzieć, ale…

– Liwia, odpuść mu – wtrącił się Hallis ze śmiechem. – On mówi, co myśli, to cenne. I jeszcze się zakochał!

– Nasza nowa celebrytka też mnie bardzo kochała! A teraz mnie opluwa na oczach całego świata! Nie pozwolę więcej tak sobą szargać! Wiktorze, wierzyłam, że jesteś dobrym człowiekiem! Uczciwym! A ty jesteś jak ten motłoch! Zawsze Kaliban!

– Bez przesady, on tylko…

– Och, tak! – przerwała. – Bo „on tylko”! Znam ja takie „tylko”! A ty, Olek? Kolejny, który nic nie robi, tylko pasywnie obserwuje! „On tylko” cierpi z przyjemnością! I „tylko” gada o tym, jak mu niby źle! Karmi się cudzym współczuciem! Czy ty kiedyś zrobiłeś cokolwiek pożytecznego, czy raczej tylko gadałeś?! W pięknych słowach jesteś naprawdę dobry, poeto! Żołnierz z ciebie żaden!

– Liwia, przeginasz! – Hallis pobladł.

– Wyjdźcie obaj, nie chcę was widzieć!

– Okej – zdecydował Hallis za nich obu. Sięgnął po kapelusz. – Chodź, Wik!

Zanim Wiktor zdążył zaprotestować, znaleźli się na zewnątrz w jasny, jeszcze ciepły dzień i ruszyli w stronę przystanku.

– Przegięła! Uwielbiam ją, dopóki nie robi się zarozumiała! Myśli, że wie wszystko! – Hallis już nie mówił tak, jakby chciał uśpić niemowlaka. Przegrzebał torbę. – Zostawiłem Alexa!

– To wróćmy! I ją przeprosimy.

– Naprawdę się przejmujesz? – Hallis poklepał go po ramieniu, już bez złości. – Ona czasem zapomina, że nie stoi na deskach teatru! Wygłosiła monolog. Zanim przyszedłeś, była w dobrym humorze, nawet… – Zasępił się. – Tylko do mnie mówiła na poważnie.

Dobra, sam spróbuje ją przeprosić! Przyniesie kwiaty, kupi coś ze Stylove, o, te wielkie szachy, o których cenę bał się zapytać! Powie… co? Pokaże te komentarze i wtedy…

– Mnie też obsmarowali pod tamtym filmem – odezwał się. – Nie tylko ją. Rzygać się chce.

– Byłbyś bogatszy, toby cię hejtowali częściej. Nawet mojego starego, takiego skurwiela, było mi czasem żal. Ja się przyzwyczaiłem do tego szamba, ale Liwia nie pomyślała o takich jak ty, Sandra czy Fil, zwykłych ludziach i ich braku odporności na te sprawy. Nie wszystko sprowadza się do sztuki, ale tę prawdę spisuje się drobnym druczkiem! Chyba byłoby lepiej, gdybyś nie wziął w tym udziału, nie wydaje ci się?

– Nie, nie wydaje mi się! – wycedził.

– Wik, nie zamierzam ci dowalać, przecież cię lubię! Odpowiedz sobie sam na to pytanie. Mnie nie musisz.

– Już ci odpowiedziałem, ogłuchłeś?!

Doszli do przystanku. Przeszło mu. Mógł się wkurzać na Hallisa i te głupie gadki, a i tak jego towarzystwo było lepsze od samotności w czterech ścianach. Zmienił zdanie, gdy tylko ten goguś z włosami na megajebny blond się odezwał:

– Wik, lepiej, żebyś nie zakochiwał się w Liwii. Odpuść sobie. Ona nie jest dla ciebie. Coś ci się znowu może wydawać, ale… Możliwe, że w Liwii nikt nie powinien się zakochiwać.

Uciekł do podjeżdżającego autobusu. Będzie się mądrzył! Dorosły facet, co się bawi Kenem! Sam chciałby sypiać z kimś takim jak ona!

Zrozumiał, co musi zrobić. Chyba trzymał tę historię na taką sytuację. Ten farbowany palant mógł sobie sądzić, że nic mu nie dała ta wystawa, ale on wiedział lepiej. Nigdy nie chodził tak pewnym krokiem. Nigdy tak bardzo mu na nikim nie zależało. Miał Liwię Gawlin, a inni mu zazdrościli. Pogodzi się z nią, w kłótniach mówi się różne rzeczy.

Siedziała za biurkiem, przed sobą miała rozsypane faktury. Wstała.

– Po co wracasz, mówiłam ci już…

– Chciałaś wiedzieć, co mi się stało w nogi? Powiem ci! Jak mnie zhejtowali, tamto do mnie wróciło! Tamten dzień, ten chujek z czajnikiem…

– Wiktorze, proszę, bez przekleństw! To zbyt szlachetne miejsce na takie słownictwo! Zresztą nic na siłę, nie będę z ciebie wyciskać zwierzeń, jeśli miałyby…

– Nie, powiem ci!

Usiadła z westchnieniem i odchyliła się na krześle.

– Wiesz, że gdybym wypił kawę, nie doszłoby do tego? Potem już nie piłem kawy.

– Aż ci zrobiłam mrożoną.

Darowałaby sobie! Wrócił do początku. Julia znów naciskała na wizytę u rodziców, kazała mu przebrać spodnie na niedzielę. Kolejny raz nudził się przy stole i telewizorze, coraz bardziej zmęczony, a Rogerek jadł rosół, jakby miał w talerzu jodynę.

Im dalej brnął w opowieść, tym bardziej zapominał, gdzie jest. Z początku zamierzał poruszyć Liwię Gawlin, kupić sobie wybaczenie, żeby skończyli dziś w łóżku. Nagle jego plany przestały się liczyć. Plątał się w słowach, w chronologii, robiło mu się niedobrze.

– Jak już wróciłem ze szpitala, oglądaliśmy z Julią film historyczny i tam palili ludzi na stosie. Zacząłem wrzeszczeć, Julia wyłączyła film. Bo to było właśnie tak. Mama nastawiła wodę na kawę, cały czajnik, a mój bratanek go przydźwigał, gdy kroiła ciasto i nie patrzyła. Gdyby wylał ten wrzątek na siebie, oby zdechł… Życzyłem mu tego! Ten gnój wylał mi to na nogi… – Poczuł się tak, jakby sznur owijał mu się wokół szyi.

Spojrzeli na siebie. Liwia Gawlin rozchyliła usta, ale tylko westchnęła.

– Czasem mi się śni, że mam normalne nogi. I nawet mówię komuś, że miałem poparzone giry, a już nie mam. Tylko jak się budzę…

Rozległa się irytująca melodyjka. Liwia Gawlin spojrzała na wyświetlacz i wyciszyła dźwięk. Zaszeleściła fakturami.

– U nas też w rodzinie była podobna historia, kuzynka cioci Agny oblała się wrzątkiem z garnka, ale ona akurat umarła. Dobrze, że teraz jesteś, Wiktorze zwycięzco, innym człowiekiem, że mogłam cię…

– Gdyby Julia nie kazała mi przebrać dżinsów, aż tak źle by nie było, rozumiesz? Gdybym został w tych pieprzonych dżinsach! – wydusił. Na policzkach miał łzy. – I mnie zostawiła, a obiecała… obiecała…

Opadł na krzesło. Chciał powstrzymać płacz – nie był jakąś babą – ale się nie dało. Zupełnie jak w pierwszych dniach po wypadku, kiedy becząc, gorączkowo układał inne scenariusze. Pił kawę. Zostawał w dżinsach. Nie jechał do rodziców i kochał się z Julią całą niedzielę. Zabierał ją gdzieś, aby wręczyć jej pierścionek zaręczynowy.

Teraz też płakał, już bez scenariuszy. Miał wystarczająco dużo czasu, aby przyjąć do siebie, że nic nie da się zmienić. Liwia Gawlin wstała i podała mu pudełko z chusteczkami higienicznymi. Wyszarpał jedną i wytarł twarz. Pociągnął nosem.

Poderwał się i przytulił Liwię Gawlin. Położyła mu ręce na plecach. Było niewygodnie, rozdzielało ich biurko. Gdy chciał ją pocałować, łagodnie go odsunęła.

– Jeszcze się na mnie gniewasz? Ciebie nawet nie było, jak się ze mnie wyśmiewali, pisali, że zasnąłem z fajką, że rzygają od moich gir! A ja nie palę!

– Wiktorze, bardzo mi przykro, że cię to spotkało, a teraz jeszcze dokłada ci wyzuty z empatii tłum. – Uważnie dobierała słowa. – Widzisz, jak to jest. Czy myślisz, że się cieszę z twojej szkody? Ja tylko sprawiłam, że przekułeś własne blizny na ozdoby.

– Liwia, sorry, zazdrościłem Janie i Zenkowi! Przecież cię kocham, sorry!

– I ja nadal cię kocham, moje uczucia nie zmieniają się w ciągu chwili, nie przekreślam niczego. Jednak dziś zrozumiałam, jacy są ludzie, jaki jest świat. Zraniłeś mnie dziś ty, zraniła Sandra, nawet Olek, on rozumie tylko własne problemy.

– Mówił mi, że ty nic nie wiesz! – uchwycił się Hallisa. – Że mi nic wystawa nie dała!

– Sam widzisz. Muszę odpocząć od ludzi. Przejść kwarantannę. Muszę uwierzyć, że da się odzyskać wiarę w człowieka. Dlatego nie możemy się widywać przez jakiś czas.

– Dla mnie nie zrobisz wyjątku?

– Nie ma półśrodków. Już nawet nie będę pracować z modelami. Wystawa skończy się za tydzień, jeśli oczywiście Sandra znów czegoś nie wymyśli i motłoch nie będzie chciał zobaczyć, o co tyle szumu! – dodała jadowicie. – Niebawem rozpocznę pracę nad nowym projektem. Mogę ci o nim opowiedzieć. To tajemnica, ale z tobą się podzielę, jeśli chcesz.

– Chcę – skłamał.

– Pomyślałam, żeby pokazać same pokoje. Nie takie uładzone, jak z katalogów. Prawdziwe, tylko trochę podrasowane, tego wymaga sztuka. Ślady na lustrze, zmięta pościel, porzucona książka, zdjęcia, a może kurz na komodzie. Bałagany, taki jest tytuł roboczy. Pokoje też opowiadają historie. Ludzie będą się zatrzymywać i zastanawiać, kto mieszka w tym pokoju, kto z niego dopiero co wyszedł. Wiele w tych fotografiach będzie emocji, a w widzu jeszcze więcej.

Stała się tą Liwią Gawlin, którą znał ze Spełnialni Marzeń. Mówiła jak natchniona. Może i widziałby te pokoje, gdyby w jego łbie było na nie miejsce – ale tam tkwiła tylko jedna myśl: ona zaraz go stąd wyrzuci. Nic nie dało sprzedanie jej tej historii. Miał wrażenie, jakby przyszedł do niej zaraz po tym, jak Rogerek wylał na niego wrzątek, a ona nie zauważyła poparzeń.

Gdy wracał do siebie, zdał sobie sprawę, że Liwia Gawlin nie tylko siebie skazała na kwarantannę. Pewnie nawet o tym nie pomyślała albo miała to gdzieś.

ornament

Dwa dni później Liwia Gawlin przeszła do kontrataku. Serwisy plotkarskie, które wcześniej opisywały narzekania Sandry, teraz raziły równie krzykliwymi tytułami: Pierwsza dama społecznej fotografii zabiera głos, Liwia Gawlin odpowiada na zarzuty Sandry Lizoń, Szokujące wyznanie Liwii Gawlin: „Przez lata żyłam z samobójcą”, „Sandra wcale nie chciała się zabić”, mówi Liwia Gawlin. Przejrzał artykuły, po czym wszedł na YouTube’a.

To był dziesięciominutowy wywiad. Liwia Gawlin siedziała na kanapie z grubawą szatynką, nawet nie w połowie tak ładną ani elegancką jak ona. Szatynka powiedziała, że nazywa się Ewelina Kucia, przedstawiła Liwię Gawlin, przybliżyła projekt Zobacz mnie naprawdę i konflikt z Sandrą. Cytowała jej słowa, wspomagając się notatkami, a następnie zapytała ją o samopoczucie w związku z ostatnimi wydarzeniami.

– Ta sprawa była dla mnie zaskakująca, ale też niesłychanie przykra. Nie było żadnego prania mózgu, Soboty z Picassem to była moja inicjatywa, dałam tym młodym ludziom swój czas, swoją wiedzę, nie traktowałam ich przedmiotowo. – Liwia Gawlin przymknęła na moment powieki, jakby chciała odgonić od siebie nawracające myśli. Mówiła spokojnie i rzeczowo. – Od Sandry Lizoń zaczął się cały projekt. Ujęła mnie jej wrażliwość w obliczu sytuacji, w której się znalazła.

– Sandra Lizoń ma rzucające się w oczy blizny na twarzy – wyjaśniła Ewelina Kucia.

– To coś więcej niż blizny, to stygmaty. Naznaczyły całe jej życie. Skazały na rolę najgorszej w rodzinie, pośmiewiska wśród rówieśników, przekreśliły wszelkie szanse. Poznałam Sandrę w szpitalu. Najadła się orzeszków, na które jest uczulona. Omal nie umarła.

– Chciała popełnić samobójstwo.

– Nie, ona wcale nie chciała się zabić. – Liwia Gawlin potrząsnęła głową. – Mój ojciec odebrał sobie życie. Zakończył swoją historię w sposób, który był mu pisany. Wiedziałam, że prędzej czy później się zabije. Żyłam z samobójcą przez wiele lat, czekając na ostatni akt jego osobistego dramatu. Sandra to nie ten typ. Ona bardzo chce żyć, jest pełna radości, jeśli tylko ktoś jej na tę radość pozwoli, da poczucie bezpieczeństwa. Jej gest był wołaniem o pomoc, aktem zwrócenia na siebie uwagi. Ma problemy emocjonalne, temu nie da się zaprzeczyć, ale ma też w sobie silną wolę szczęścia. Nie przez przypadek to ona została twarzą mojego projektu.

– I panią oskarżyła – Ewelina Kucia zerknęła szybko na notatki – o hochsztaplerstwo, o pranie mózgu, o kłamstwa. To mocne słowa, a pani nadal mówi o Sandrze Lizoń z takim opanowaniem.

– Bo mam dla niej wiele współczucia i sympatii – wyjaśniła z prostotą. – Kiedyś nazywała mnie aniołem, lepszą matką, teraz wyżywa się na mnie, bo przeżyła zawód miłosny. Mój syn ją rzucił. Cieszyłam się z tego związku, głównie ze względu na nią, ale nie jestem odpowiedzialna za wybory Cecyla. Wywiad z Sandrą to skarga kobiety, która została porzucona, choć dopiero poznawała smak miłości. Byłam w podobnej sytuacji, zostałam samotną matką. Gdyby Sandra nie skierowała w moją stronę nienawiści, mogłabym okazać jej wsparcie, tak jak to robiłam od samego początku.

– Więc nie nakłaniała jej pani do napisania listu samobójczego?

– Poleciłam jej to, owszem. Nawet mam ów list przy sobie. – Wyciągnęła z torebki zmięte kartki pełne dużych, koślawych liter i pomachała nimi do kamery. – Wstrząsające świadectwo rozpaczy, ale też naiwności. Trudno uwierzyć, że taki list mogłaby napisać dojrzała, trzydziestoletnia kobieta. Nie będę czytać, to zbyt osobiste… Ten list miał znaczenie terapeutyczne, pozwolił Sandrze wyrzucić z siebie emocje, wypłakać je. Teraz o tym nie pamięta. Nie mam do niej żalu. Ani za kalumnie, ani za osławione anonimy, bo przypuszczam, że to ona je pisze, ani za działanie na szkodę wystawy. Nie chcę jej krzywdy, dlatego proszę: pozwólcie, by ta sprawa umarła śmiercią naturalną.

Ewelina Kucia zachęciła do obejrzenia wystawy – którą przedłużono jeszcze o tydzień – i podziękowała za rozmowę. Pożegnały się uśmiechami.

Pod filmikiem wyjątkowo nie było hejtu (chyba że dotyczył Sandry). Wiktora opanowała duma. Ludzie pisali o klasie Liwii Gawlin, jej kulturze, opanowaniu. Była cudowna!

I należała tylko do niego!