Justyna w swoim pokoiku na górce odsuwa roletę zaciemnienia. Patrzy w noc. Na patefonie kręci się nastawiona płyta. Płyną dźwięki „Czterech pór roku” Vivaldiego. Nagle otwierają się drzwi. Matka zapala światło. Dostrzega coś niezwykłego w twarzy córki. Podchodzi, kładzie jej rękę na czole jak wtedy kiedy Justyna była jeszcze małą dziewczynką i miała odrę.
– Nic ci nie jest?
– Wszystko mi jest! – bez związku wykrzykuje Justyna i nagle zarzuca matce ręce na szyję, okręca ją jak w tańcu. Zza okna słychać wrzask – Verdunkelung, zum Teufel! – po czym pada strzał. Sypie się szkło z lufcika. Justyna dopada do kontaktu, gasi światło. W ciemnościach rozbrzmiewa Vivaldi...