NASHVILLE, TENNESSEE
Wazir Ibrahim nie był głupcem. Tylko winny prosiłby o prawnika. Gdyby mieli coś konkretnego, dawno by go aresztowali.
– Wiesz, co to takiego, Wazir? – spytał młody detektyw, pokazując mu jakiś urzędowy dokument. – To raport policyjny. Twoja żona twierdzi, że ją pobiłeś. Masz coś do powiedzenia w tej sprawie?
Somalijczyk wziął głęboki oddech i odpowiedział:
– To nieprawda.
– Twoja żona kłamie?
– Nie mówi prawdy.
– Nie pobiłeś jej?
– Nie pobiłem – pokręcił głową Wazir.
Detektyw się uśmiechnął.
– Myślę, że pleciesz bzdury, wiesz?
Somalijczyk miał już do czynienia z takimi typami. Facet był gniewny, spięty jak kobra. Został policjantem, żeby mieć władzę nad innymi. Miał nadmiernie rozbuchane ego. Chociaż udawał obrońcę słabych, zdobył odznakę, by móc się bezkarnie znęcać nad innymi. Zakompleksieni pozerzy potrafili być irytujący, ale jeśli posiadali realną władzę, stawali się śmiertelnie groźni. Wazir widywał takich w Somalii. Ameryka udawała lepszą, ale Wazir był innego zdania. Ludzie wszędzie byli tacy sami niezależnie od tego, skąd pochodzili.
Ten policjant, Hoffman, nie zachowywał się jak zwykły funkcjonariusz, choć Wazir nie umiałby powiedzieć, na czym polega różnica.
– Czy bicie żony czyni cię twardzielem, Wazir? – spytał detektyw Hoffman.
– Nie pobiłem żony, proszę pana.
Hoffman schował kartkę do teczki i wyjął kolejną.
– Czyż islam nie pozwala bić żony, Wazir?
Retoryczne pytanie. Somalijczyk doskonale wiedział, że policjant nie oczekuje odpowiedzi.
– Jak na niewiernego myślę, że całkiem nieźle orientuję się w temacie bicia żon.
Niewierny. Interesujący dobór słów. Detektyw nie określił siebie mianem żyda lub chrześcijanina. Nazwał się tak, jak nazwaliby go muzułmanie. Wazir wreszcie zrozumiał, skąd u Hoffmana ta wroga postawa i wyniosły sposób bycia. Facet służył w amerykańskiej armii, pewnie walczył w jakimś muzułmańskim kraju. Może został ranny. Może był świadkiem śmierci towarzyszy. Jeśli tak, był znacznie bardziej niebezpieczny od niepewnego siebie policjanta, za którego go wziął.
– Teściowie proroka Mahometa skarcili jego żony, Aiszę i Hafsę, kiedy go zdenerwowały, czyż nie? – zapytał.
Somalijczyk zawahał się chwilę, a później skinął głową.
– Co uczynił Mahomet, kiedy się o tym dowiedział? Roześmiał się. Uznał, że to zabawne.
Wazir Ibrahim nie zadał sobie trudu udzielenia odpowiedzi. To, co mówił ten człowiek, zostało opisane w hadisach.
– Pewnej nocy, kiedy Aisza wyszła z domu bez pozwolenia, Mahomet uderzył ją pięścią w pierś, prawda? Swoją ulubioną żonę. Uderzył tak mocno, że sprawił jej wielki ból. Czy tak?
Somalijczyk w dalszym ciągu milczał.
– Koran pozwala mężom, by karcili swoje żony, prawda? – ciągnął Hoffman. – Zatem jeśli bijesz żonę, czynisz jedynie to, co dopuszcza Księga i co dodatkowo potwierdzają nauki hadisów, prawda?
– Nie pobiłem żony, proszę pana.
– Widzę, że temat bicia żony cię nudzi, prawda? – podjął młody mężczyzna, odkładając kartkę. – Może porozmawiamy o czymś innym? O tym, czego prorok Mahomet nauczał o dziewięcioletnich dziewczynkach.
Opanowany wyraz twarzy Wazira Ibrahima i pewność, że policja nic na niego nie ma, nagle zniknęły.
Detektyw natychmiast zauważył zmianę.
– Co się stało, Wazir?
W piersi Somalijczyka zaczęła narastać panika.
– Nie mówimy teraz o proroku Mahomecie, prawda?
– Nie – odparł detektyw. – Mówimy o grupie somalijskich mężczyzn z Minneapolis i nieletnich dziewczętach, które sprowadzili do Nashville, żeby z nimi współżyć. Słyszałeś coś o tym?
Wazir odwrócił głowę i wycedził:
– Nie będę odpowiadać na więcej pytań.