DUBAJ, ZJEDNOCZONE EMIRATY ARABSKIE
Minęła siedemnasta i zakurzona dzielnica Bur Dubai wciąż roiła się od turystów. Przedsiębiorcy spieszyli do domu lub na drinka. Odporni na upał taksówkarze jeździli z opuszczonymi szybami, zabierając lub wysadzając klientów przed sklepami ozdobionymi jaskrawym arabskim pismem. Ubrania, biżuteria i elektronika konkurowały o uwagę kupujących z modlitewnymi dywanikami, sziszami i starymi meblami. Woń zatoki mieszała się z zapachami, które wylewały się z restauracji na okoliczne uliczki.
Jedną z pierwszych rzeczy, które Harvath zaobserwował w zabytkowej dzielnicy Bur Dubai, było to, że nie przywiązywano tam tak dużej wagi do bezpieczeństwa jak w innych częściach miasta. W starej dzielnicy nie było kamer na każdym budynku i rogu ulicy. Harvath był z tego powodu rad, bo wiedział, że dzięki temu jego zadanie stanie się łatwiejsze.
Cały czas zastanawiał się nad najlepszym sposobem zatrzymania Khurama Hanjoura. Może przesłać mu zaproszenie od Fahada? Czy nie udzieliłby na nie odpowiedzi? Zwłaszcza gdyby zostało wysłane bez uprzedzenia? Z doświadczeń Harvatha, a szczególnie tych zebranych podczas szkolenia, które odbył w Secret Service, wynikało, że ludzie podejmujący ryzykowne zachowania byli skrajnie kompulsywni. Stale próbowali przebić ostatni raz, a ryzyko dostarczało im silnych wrażeń. Można było założyć, że jeśli Hanjour przebywa w mieście, rzuci wszystko, aby stawić się na małe GiZ z Fahadem.
Z analizy konta Fahada na Grindrze oraz odpowiedzi na pytania, które kolega Anne Levy zadał mu w więzieniu, wynikało, że Fahad i Hanjour nie spotkali się od ponad tygodnia. Harvath musiał tylko umiejętnie zastawić pułapkę.
Razem z Levy przeanalizował wiadomości, które obaj sobie przesyłali. Po krótkiej dyskusji Levy ułożyła krótkie, acz kuszące zaproszenie. Teraz musieli tylko czekać. Mijały godziny.
Wstrzymali się z wysyłaniem zaproszenia do czasu, aż przybyli do Dubaju, odhaczyli się w kryjówce i wynajęli pokój w hotelu Arabian Courtyard. Gdyby facet nie mógł się doczekać spotkania, a oni byli nadal w drodze z Abu Zabi, mogliby zmarnować okazję. Istniało duże prawdopodobieństwo, że gdyby Hanjour miał ochotę na zabawę, a Fahad znajdował się w odległości wielu godzin jazdy, po prostu skorzystałby z Grindra i znalazł kogoś innego.
Mimo to ich SMS-sy wskazywały, że pięćdziesięciosiedmioletniego Hanjoura łączy zażyłość z dwudziestosześcioletnim Fahadem. Harvath uznał, iż jest to coś pokrewnego temu, co odczuwa heteroseksualny starszy mężczyzna, którego podnieca spotykanie się z kobietami dwukrotnie młodszymi od niego. Nie mógł być tego pewny, ale miał nadzieję, że jeśli łączy ich coś głębszego, zdoła to wykorzystać.
Kiedy usłyszeli dźwięk przychodzącego SMS-a na sklonowanym telefonie, Harvath i Levy natychmiast przerwali to, czym się zajmowali, i odczytali wiadomość. Hanjour chciał się spotkać. Napisał: SR@1800.
– W Silk Route o osiemnastej? – zapytała Levy.
Harvath skinął głową.
– O osiemnastej w Silk Route.
Hanjour chwycił przynętę. Teraz zaczynała się prawdziwa robota. Oprócz korków największym problemem w Bur Dubai był brak miejsc do parkowania. Hotel Arabian Courtyard zatrudniał personel, który odstawiał samochody gości na parking, ale nie było mowy, żeby Harvath uzależnił powodzenie operacji od tego, jak szybko obsługa sprowadzi mu wóz.
Na szczęście mogli zostawić samochód pod opieką jednego ze swoich. Harvath ponownie uświadomił sobie, że działanie w pojedynkę nie zawsze jest korzystne. Levy i jej ludzie okazali się nieocenieni.
Oprócz pozostawienia swojego człowieka w bmw Levy rozlokowała kilku obserwatorów na zewnątrz hotelu, przy ulicy Al Fahidi, by wypatrywali nadejścia Hanjoura. Gdyby go zauważyli, mieli sprawdzić, czy jest sam. Oprócz tego Anne Levy umieściła w restauracji dwoje agentów, fundując im długi, leniwy obiad, by mogli obserwować wszystkich wchodzących i wychodzących.
Największym wyzwaniem pozostawał sposób i miejsce zatrzymania Hanjoura. Bur Dubai przypominał Dzielnicę Francuską w Nowym Orleanie, ale ludzi było trzy razy więcej. Nie dało się wyciągnąć faceta z restauracji, wepchnąć do bagażnika i odjechać, tak by nikt tego nie zauważył. Nawet gdyby zdołali podać mu narkotyk w rodzaju rohypnolu, wyprowadzili go z restauracji i przeprowadzili przez hotel, musieliby się bardzo natrudzić, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi.
Hanjour musiał zrobić to za nich. Musiał wpaść prosto w ich ramiona. Podsunęło to Harvathowi pewien pomysł.
Gdy go przedstawił, Levy spytała, jaki jest plan B, co trudno było uznać za wotum zaufania.
Jednak kiedy Harvath wyjaśnił wszystko ze szczegółami, Levy dała się przekonać. Oczywiście nie oznaczało to, że nie potrzebowali planu B. Harvath i Levy opracowali plan B oraz plany C, D i E. Gdyby wszystko inne zawiodło, mieli nawet plan P, określany powszechnie jako „pieprzyć to, będziemy improwizować na miejscu”. Czasami, mimo usilnych starań, by przewidzieć rozwój wydarzeń i przygotować się na każdą okoliczność, plan brał w łeb, a wówczas wypadki następowały błyskawicznie jeden po drugim. W takiej sytuacji trzeba było polegać na tym, co się wyniosło ze szkolenia, i zrobić wszystko, żeby wykonać misję. Często robiło się nieprzyjemnie. Bardzo nieprzyjemnie. Harvath miał nadzieję, że tym razem będzie inaczej.
Siedem minut po osiemnastej dostali wiadomość, że mężczyzna odpowiadający rysopisowi Khurama Hanjoura przed chwilą zajechał pod hotel. Przekazał swojego białego mercedesa pracownikowi obsługi parkingu i wszedł do środka. Był sam.
Kiedy obserwator opisał jego ubiór, Anne Levy poinformowała pozostałych członków zespołu, ze szczególnym uwzględnieniem pary siedzącej w restauracji, że cel przybył.
Później odwróciła się do Harvatha i zapytała:
– Co robimy?
– Czekamy.
W środku hotelu Arabian Courtyard znajdowało się duże atrium ze szklanymi windami, które to windy można było podziwiać w trakcie wznoszenia. Pozwoliło to Cowlesowi, który siedział w saloniku na parterze, obserwować, jak Hanjour mija marmurowy hol, wsiada do jednej z wind i wjeżdża na poziom restauracji Silk Route. Cowles zameldował, że cel się przemieścił, i rozsiadł się wygodnie, udając, że raczy się kawą, jednocześnie obserwując hol i frontowe drzwi w poszukiwaniu niepożądanych gości.
– Mamy go – zakomunikowała agentka CIA przez zestaw słuchawkowy Bluetooth, kiedy Hanjour wszedł do lokalu. Obserwowała, jak rozmawia z hostessą, a później zmierza do stolika przy oknie.
Hanjour był łysiejącym mężczyzną średniego wzrostu, szczupłej budowy ciała. Miał farbowaną, krótko przyciętą czarną brodę i stylowe okulary bez oprawek. Do spodni barwy khaki założył białą jedwabną koszulę z krótkim rękawem i mokasyny z miękkiej skóry. Na prawym nadgarstku miał dużego złotego rolexa, a na lewym małym palcu złoty sygnet. Nie nosił innej biżuterii i wyglądało na to, że przyszedł z pustymi rękami.
Zamówił dżin z tonikiem i rozejrzał się po sali, sącząc drinka. Czekał na przybycie swojego kompana. Młoda para z CIA obserwowała go kątem oka, udając, że jest zajęta wyłącznie sobą. Nie mogli pozwolić, by facet się zorientował, że jest obserwowany.
Kiedy zegar jego komórki wskazał dwie minuty po osiemnastej, Harvath przesłał Hanjourowi zdjęcie. Przedstawiało poduszkę leżącą na pościelonym łóżku, o którą opierały się dwa małe plastikowe woreczki. Jeden był wypełniony substancją przypominającą metamfetaminę, a drugi czymś, co wyglądało jak syntetyczna marihuana. Obok nich leżało opakowanie prezerwatyw i czerwona róża. Do zdjęcia dołączono krótką wiadomość z numerem pokoju: 501.
Hanjour wyjął telefon z kieszeni i przeczytał wiadomość. Następnie wyciągnął portfel, zostawił parę groszy kelnerce i podszedł do hostessy. Powiedział kilka słów i się uśmiechnął, wręczając jej napiwek. Później wyszedł z restauracji.
Agentka zadzwoniła do Levy.
– Przed chwilą wyszedł.
Levy dała sygnał Cowlesowi i poleciła, żeby obserwował windy. Unosząc filiżankę do ust, Cowles spojrzał w kierunku kabin, relacjonując to, co widzi, i kończąc słowami:
– Winda zatrzymuje się na piątym piętrze. Cel wysiada. Idzie w twoją stronę.
Levy spojrzała na Harvatha i powiedziała:
– Oto i on.
Drzwi były uchylone. Po wejściu do środka Hanjour miał przejść krótkim ciemnym korytarzem z łazienką po prawej stronie. Lampy na nocnych stolikach były włączone, a abażury z czerwonej tkaniny tworzyły odpowiedni nastrój. Zapalone kadzidełko miało wywołać wrażenie, że Fahad próbuje ukryć fakt, iż nie czekał z zażywaniem narkotyków na nadejście kochanka. Zrzucona narzuta leżała na podłodze koło łóżka. Z radia dolatywała cicha muzyka.
Przyćmione światło, dyskretna woń kadzidełka, narzuta na podłodze i muzyka. Wszystko to miało uśpić czujność Hanjoura, sprawić, by ujrzał to, co pragnął zobaczyć.
Musiał jedynie wejść do środka, co uczynił w następnej chwili.