Dyrektor Wywiadu Narodowego, generał George Johnson, przesunął po stole dwie teczki z raportem – jedną w kierunku Harvatha, drugą w kierunku Starego.
– Kto wpadł na pomysł z Facebookiem? – zapytał.
Carlton wskazał głową Harvatha i powiedział:
– On. Zasłużył na pochwałę.
– To było sprytne i może nas doprowadzić do przełomu, na który czekamy – powiedział Johnson. – Zdaniem NSA każdy z sześciu studentów inżynierii ma konto na Facebooku. Żaden nie umieszcza na nim wpisów. Zachowują ciszę radiową. Z tym że… – zrobił pauzę i spojrzał na Harvatha.
– Ich radia wciąż są włączone, a oni wciąż nasłuchują – dopowiedział Harvath, powtarzając to, co oznajmił Carltonowi, gdy ten wrócił z nim na chwilę do jego domu.
– Bingo.
– Możesz mówić nieco jaśniej? – spytał prezydent.
Johnson oddał głos Harvathowi, który wyjaśnił:
– Facebook, panie prezydencie, jest bardzo popularny na Środkowym Wschodzie. Żądanie od sześciu młodych mężczyzn, by powstrzymali się od zamieszczania postów, to nie byle co. Pewnie można było ich do tego skłonić, stosując umiejętnie taktykę kija i marchewki. Ale zastanawiało mnie, czy zdołali całkowicie zrezygnować z Facebooka. Czy nie logowali się na moment, by rzucić okiem? By sprawdzić, co słychać u rodziny i przyjaciół?
– Zrobili to?
Szef Wywiadu Narodowego skinął głową i wyświetlił na monitorach mapę Stanów Zjednoczonych.
– Jeden zalogował się kilka razy w Seattle, drugi w Las Vegas, trzeci w Des Moines, czwarty w Dallas, piąty w Baltimore, a szósty, tu niespodzianka, w Nashville. – Wymieniając nazwy kolejnych miast, używał klawiatury, żeby je zaznaczyć, a następnie obok każdego z nich wyświetlał zdjęcie odpowiedniego studenta.
Później zrobił najazd na Nashville i wskazał lokalizacje, z których logowano się na konto facebookowe.
– Na tym przykładzie widać, że nasz student korzystał z internetu w miejscach, gdzie dostępna była darmowa sieć Wi-Fi.
– Gdyby to byli moi ludzie – zauważył Harvath – zakazałbym im prowadzenia samochodu, by nie zwiększać ryzyka kontaktu ze stróżami prawa. Poleciłbym, żeby wynajęli dom w dzielnicy zamieszkanej przez niższą klasę średnią i przyczaili się w ukryciu. By dotrzeć do punktu z darmowym Wi-Fi, musieliby więc iść pieszo, jechać na rowerze lub korzystać z transportu publicznego.
– Co oznacza, że możemy zakreślić koło wokół każdego z punktów, by zobaczyć, gdzie się przecinają, i przystąpić do zaciskania pętli – dodał dyrektor FBI Erickson. – To znaczące odkrycie.
Harvath spojrzał na szefa Wywiadu Narodowego.
– A ich opiekun? Człowiek, który za nich odpowiada, musi wiedzieć, że mają konta na Facebooku. Pewnie je obserwuje, żeby sprawdzić, czy nie umieszczają żadnych postów.
– To było nieco trudniejsze do ustalenia, ale ludzie z NSA znaleźli i jego. Posługuje się sześcioma różnymi kontami – po jednym na facebookową stronę każdego studenta.
– Gdzie się znajduje?
– Używa różnych darmowych punktów Wi-Fi w Idaho, w odległości kilku godzin jazdy od Boise. Loguje się z parkingów ciężarówek, kawiarni. Nigdy nie korzysta dwukrotnie z tego samego miejsca. Boise jest interesujące, bo trzy dni po zakończeniu praktyk w NASA wszyscy nasi studenci skorzystali z darmowego Wi-Fi na miejscowym dworcu autobusowym linii Greyhound, by sprawdzić swoje konto na Facebooku. Cała szóstka, tego samego dnia.
– Co robili w Idaho? Macie jakieś przypuszczenia? – zapytał Carlton.
– Założę się o miesięczne wynagrodzenie, że brali udział w szkoleniu – odpowiedział McGee. – To niedostępny, wiejski rejon. Przypuszczam, że kiedy ukończyli szkolenie, opiekun podrzucił ich na dworzec autobusowy. Wszyscy skorzystali z internetu, żeby sprawdzić, co wydarzyło się w domu, odkąd wyjechali.
Harvath przytaknął.
– Trzeba zdobyć nagrania z kamer na dworcu, z każdego bankomatu, skrzyżowania, każdej kamery bezpieczeństwa w okolicy. Ze wszystkich miejsc, w których mógł przebywać ich opiekun.
– Pracujemy nad tym – przytaknął Erickson.
– Czy oprócz szkolenia istnieją inne powody, dla których mogli wybrać Idaho? – spytał McGee.
– Nie mamy pewności – odpowiedział generał Johnson. – Kilka lat temu chińska firma chciała zbudować tak zwane samowystarczalne miasto w odległości około osiemdziesięciu kilometrów na południe od Boise, ale nic z tego nie wyszło.
– Co to znaczy „samowystarczalne miasto”? – zapytał prezydent.
– Mają takie w Chinach. Nazywają je strefami technologicznymi. Wszystko w ich obrębie jest samowystarczalne, nawet elektrownie i domy dla robotników. Strefy są prawie niezależne od zewnętrznego świata. Kilka lat temu chińskie przedsiębiorstwo państwowe o nazwie China National Machinery Industry Corp. zaczęło lobbować u gubernatora Idaho na rzecz uzyskania pozwolenia na stworzenie strefy technologicznej o powierzchni ponad dwunastu tysięcy hektarów, wraz z domami, sklepami i zakładami przemysłowymi. Planowali zbudować fabrykę nawozów sztucznych wartą dwa miliardy dolarów oraz zakład wytwarzający panele słoneczne na masową skalę. Wszystko to miało powstać na południe od lotniska w Boise, które zamierzali wykorzystać do transportu lotniczego swoich towarów.
– Coś z tego wyszło?
– Według biura gubernatora były to jedynie rozmowy wstępne. Chińska delegacja zaproponowała stworzenie stref technologicznych kilku innym stanom.
– Czy wszystkie miały się znajdować w pobliżu głównych portów lotniczych? – spytał prezydent Porter.
Johnson skinął głową.
– Dysponując obecną wiedzą – zauważył McGee – możemy domniemywać, że mogły one również funkcjonować jako samowystarczalne wysunięte bazy operacyjne wojsk desantowych.
Prezydent skinął głową i zwrócił się do dyrektora FBI:
– Przejdźmy do drugiej sprawy, której nie poruszono na odprawie.
– Domyślamy się, gdzie w Nashville przebywa Bao Deng – oznajmił Erickson.
– Gdzie? – spytał Harvath.
Erickson wyświetlił na ekranie zdjęcie satelitarne i powiedział:
– Dziś rano FedEx dostarczył paczkę do hotelu Residence Inn z sieci Marriott, który znajduje się w rejonie Cool Springs, niedaleko Nashville. Zaadresowano ją „Do rąk własnych gościa hotelu, Sz. P. Bao Denga”.
– Jak go znaleźliście?
– To NSA.
Harvath nie chciał wiedzieć, jakim sposobem NSA zdołała przesiać pokwitowania wysyłkowe firmy kurierskiej.
– Gdzie ją nadano?
– W samoobsługowej skrzynce nadawczej w San Francisco. Należność uregulowano przedpłaconą kartą kredytową – wyjaśnił Erickson. – Nasi agenci to sprawdzają.
– Wiemy, co zawierała paczka?
– Nie. Wiadomo jedynie, że była to standardowa przesyłka o wadze do dwóch i pół kilograma.
– Czy zarejestrował się w hotelu? – spytał Harvath.
Dyrektor FBI przytaknął.
– Dziś po południu.
– Nasi tam są?
– Tak. Nie sądzimy, by w obecnej chwili tam przebywał, ale hotel jest pod naszą obserwacją.
– Wycofajcie ludzi – powiedział Harvath.
– Co?
– Wycofajcie swoich ludzi. Tak daleko, jak się da.
– Dlaczego? – zapytał Erickson.
– Bo jeśli tego nie zrobicie, Deng na pewno się zorientuje.
– Skąd wiesz?
– Z całym szacunkiem, panie dyrektorze, kiedy rząd wysyła mnie na drugą półkulę, nie robi tego, bo ktoś potrzebuje mojej pomocy w krojeniu urodzinowego tortu. Facet będzie wiedział, na co zwrócić uwagę.
Dyrektor FBI podniósł rękę.
– Po pierwsze, zakładasz, że to zawodowiec.
– Niczego nie zakładam – odparł Harvath. – Z potwierdzonych faktów wynika, że Deng jest zawodowcem. Pytanie brzmi, dlaczego się tu znalazł? Czy ktoś sprawdził, kiedy kupił bilet lotniczy?
Dyrektor zajrzał do notatek i odnalazł tę informację.
– Dwa dni temu.
– W ostatniej chwili. Jak Tommy Wong – powiedział Harvath. – To bardzo ryzykowne. Wiedzą, że sprawdzamy bilety zakupione w ostatniej chwili. Facet potrzebowałby bajeczki, którą mógłby sprzedać urzędnikom imigracyjnym, gdyby spytali go o coś podczas kontroli paszportowej na LAX. Proszę powiedzieć swoim ludziom, żeby trzy razy sprawdzali każdą pogłoskę, którą zasłyszeli na terenie jego zakładu przetwórstwa drobiu.
– Na przykład jaką?
– Dotyczącą wypadków, zepsutych maszyn, klientów, którzy wycofali się z dużej umowy. Tego typu rzeczy.
Dyrektor FBI zapisał wszystko w notatniku.
– Dlaczego według ciebie podjął ryzyko? – spytał prezydent.
Harvath zastanowił się nad tym chwilę i udzielił odpowiedzi:
– Na tym etapie wszystko powinno działać samoczynnie. Nie robiliby niczego, co grozi ujawnieniem operacji, gdyby nie wydarzyło się coś bardzo złego. Coś takiego musiało się więc wydarzyć i Chińczycy wysłali zawodowca, żeby rozwiązał kryzys.
– Co?
– Myślę, że komórka w Nashville była zagrożona.
– Zagrożona? Z jakiego powodu? – zapytał McGee.
Harvath wzruszył ramionami.
– Obaj wiemy, jak bywa w tej robocie. Wszystko mogło się zdarzyć. Może ktoś się przestraszył? Może ich szantażowano? Może musieli pozbyć się ciała? Może jakieś urządzenie się zepsuło? W każdym razie nie jest to dla nich dobra wiadomość, ale może okazać się dobra dla nas, jeśli odpowiednio to rozegramy.
Dyrektorzy Wywiadu Krajowego, CIA i FBI spojrzeli na prezydenta. W pokoju zapanowała cisza.
Porter skierował wzrok na Harvatha.
– Co według ciebie musimy zrobić, żeby załatwić tę sprawę, jak należy? – zapytał.
Harvath rozejrzał się po twarzach mężczyzn siedzących przy stole.
– Rozmawiamy nieoficjalnie?
Prezydent Porter skinął głową.
Harvath spojrzał na Carltona i zapytał:
– Kiedy wylądują Sloane i Chase?
Stary zerknął na zegar wiszący w sali operacyjnej i powiedział:
– Za dwadzieścia minut.