Rozdział 32

Dyrektorowi FBI Ericksonowi nie spodobała się żadna z propozycji Harvatha. Uważał, że jego plan był niebezpieczny, niezgodny z prawem i po prostu cholernie ryzykowny. Zaproponował, że odda do jego dyspozycji zasoby całego FBI, ale Harvath odmówił.

Harvath uważał, że nie tylko zna przeciwnika lepiej niż Erickson, ale i wie, co stanowi piętę achillesową organów ścigania. Miał duży szacunek dla FBI, szczególnie dla Zespołu Ratowania Zakładników, który był formacją światowej klasy, ale potrafił przewidzieć, co by się stało, gdyby Erickson i jego ludzie schwytali Denga.

Wstrzymaliby się z odczytaniem Chińczykowi jego praw w nadziei, że śledczy ze specjalnej grupy dochodzeniowej HIG wycisną z niego wszystkie potrzebne informacje. Grupę utworzono za poprzedniej administracji, żeby móc przesłuchiwać podejrzanych o terroryzm zaraz po aresztowaniu i w ten sposób uprzedzić atak lub powstrzymać ich współpracowników.

W skład zespołów HIG wchodzili agenci FBI i CIA oraz urzędnicy Departamentu Obrony, a także lingwiści, profesjonalni śledczy i analitycy zajmujący się terroryzmem. Wszyscy byli znakomitymi, doświadczonymi specjalistami, ale wszystkich krępowały jasno określone reguły. W odróżnieniu od nich Harvath działał bez żadnych ograniczeń.

Jeśli Deng był choć w połowie takim zawodowcem, za jakiego go mieli, nawet najlepszy zespół HIG nie zdołałby go skłonić do mówienia. Poza tym FBI musiałoby zatrzymać Denga, żeby ludzie z HIG mogli go przesłuchać.

Nawet najlepszy hycel na świecie niewiele by wskórał, gdyby pewnego dnia kazano mu schwytać panterę. Chyba że wziąłby do pomocy kogoś, kto nie tylko umie wytropić wielkiego kota, ale i potrafi myśleć jak on. Kto wie, jak postąpić, gdy role się odwrócą i to pantera zacznie tropić swoich prześladowców. Kto rozumie podstawową zasadę polowania na groźnego drapieżnika, która głosi, że podczas łowów nie obowiązują żadne zasady. Właśnie dlatego prezydent zdecydował, że Harvath pojedzie do Nashville.

Kiedy Harvath wylądował na lotnisku Reagan National, samolot Sloane i Chase’a, zawrócony z Dulles, już czekał na pasie. Spotkali się w części portu przeznaczonej dla lotnictwa ogólnego, przy stanowisku firmy Signature Flight Support. Bob McGee załatwił im odrzutowiec dyspozycyjny marki Cessna Citation Longitude, należący do Agencji.

Sloane i Chase skorzystali z bezpłatnych pryszniców dla gości Signature, a Harvath rozładował swojego chevroleta. Oprócz plecaka ucieczkowego oraz niewielkiej torby podręcznej w jego chevrolecie znajdowała się kaseta pancerna TruckVault. Była przytwierdzona do części ładunkowej samochodu i wyposażona w dwie zamykane szuflady. Dzięki niej wóz pełnił funkcję arsenału na kółkach.

Sloane i Chase wrócili do kraju bez broni. Karabiny, których używali w Karaczi, zostały na miejscu. Gdyby przyłapano ich na próbie wywiezienia broni z Pakistanu, mogliby zostać aresztowani, a ISI nie potrzebowałaby wiele czasu, by powiązać ich ze śmiercią swoich ludzi i porwaniem Ahmada Yaquba. Działali nieoficjalnie, więc groziłaby im długa odsiadka. Dlatego zostawili broń u zaufanego agenta CIA, który przyjął ją z radością.

Harvath postawił pustą wojskową torbę marki Blackhawk na wierzchu skrytki i zaczął pakować sprzęt. Do środka trafił karabin LaRue 14.5” PredatOBR i strzelba Remington 870 Express. Dołożył do tego niewielki pistolet H&K USP o kalibrze 0,45 cala, glocka 21, glocka 17 oraz zestaw RONI, dzięki któremu można było przekształcić drugi z glocków w karabin o krótkiej lufie.

Na koniec dorzucił paralizator X26P, noktowizor, latarki, krótkofalówki i słuchawki douszne, dwa składane noże Benchmade dla Sloane i Chase’a oraz plastikowe kajdanki, kabury, amunicję, zestaw do czyszczenia broni Otis i dodatkowe magazynki.

Z plecakiem ucieczkowym na jednym i torbą podręczną na drugim ramieniu wyciągnął rączkę torby wojskowej, postawił ją do pionu i wytoczył za sobą z budynku.

Firma Signature Flight Support była znana z tego, że udostępnia klientom owoce, świeże babeczki, ciastka i prażoną kukurydzę. Harvath zgarnął jabłko i butelkę wody.

Zdążył ugryźć jeden kęs, gdy pojawiła się Sloane Ashby. Miała na sobie dżinsy, buty trekkingowe i koszulkę sportową Under Armour.

– Jabłko? – zapytała. – Faceci w twoim wieku muszą uważać na wagę.

– Chrzań się – odparł Harvath, uśmiechając się z pełnymi ustami.

– Tu cię mam! Słuchaj, co do mojej skargi na wrogie środowisko pracy, może umówimy się na czwartek z działem HR?

Harvath pokazał jej środkowy palec i drapnął kolejne jabłko.

– Allahu snack-bar! – zawołała Sloane, żartując z okrzyku bojowego terrorystów i przyglądając się ladzie zastawionej przekąskami. Teatralnym ruchem sięgnęła po dwa największe ciastka i napełniła torebkę popcornem.

Harvath pokręcił głową. Ashby była dowcipnisiem, co stanowiło jeden z powodów, dla których ją lubił. Mimo różnicy wieku wiele ich łączyło – ten sam zdrowy brak szacunku dla władzy, ta sama determinacja, by za wszelką cenę odnieść sukces, to samo mądralińskie poczucie humoru. Pod pewnymi względami bardzo do siebie pasowali. Tak bardzo, że Stary bezwzględnie zakazał Harvathowi flirtowania ze Sloane. Ostatnie, czego chciał, to żeby między nimi zaiskrzyło. Nie pozostawił wątpliwości co do ewentualnych konsekwencji.

Choć Harvath uważał, że Sloane jest urocza – stale używał tego określenia, bo wiedział, że ona go nie cierpi – dbał o to, by ich relacja pozostała platoniczna.

Podziwiał jej umiejętności i traktował jak koleżankę z zespołu – podopieczną, dla której mógłby być mentorem. Uważał, że kiedyś będzie lepszym agentem od niego. Była stworzona do tej roboty. Stary zawsze umiał rozpoznać talent.

Chase Palmer również miał zadatki, by być lepszym od Harvatha. Generał George Johnson, szef Wywiadu Narodowego, odkrył Chase’a, kiedy dowodził służbą Czynnego Wsparcia Wywiadu.

Johnson uczestniczył w wielu tajnych operacjach. Widział ludzkie wzloty i upadki, patrzył, jak jego ludzie przychodzą i odchodzą, ale nigdy nie miał do czynienia z agentem takim jak Chase. Wśród akt zgromadzonych w Pentagonie raporty o jego wyczynach w Jednostce zajmowały cały rząd szafek. Członkowie tamtejszej koterii żołnierzy zawodowych – komandosi krzesełkowi, jak ich pogardliwie nazywano – mieli za złe Chase’owi nie tylko jego talent i błyskawiczną karierę, ale i jego ponadprzeciętną inteligencję.

Był u szczytu, gdy postawił się dwugwiazdkowemu generałowi i go znokautował. Nie miało znaczenia, że generał sam się o to prosił, zachowując się agresywnie wobec kobiety w mundurze i postępując w sposób nielicujący z honorem oficera. Wieść o tym zdarzeniu szybko się rozeszła. Upokorzony przez Chase’a generał zawziął się na niego. Właśnie wtedy do akcji wkroczył generał Johnson.

Po rozmowie z Johnsonem dowódcy Jednostki zgodzili się podzielić z nim opieką rodzicielską nad Chase’em. Dzięki temu Chase mógł pracować dla obu tych formacji i był bardzo rad z takiego układu. Kiedy uznał, że sytuacja wróciła do normy, i postanowił zaciągnąć się ponownie, zjawił się Reed Carlton, a jemu trudno było odmówić.

Zanim się obejrzał, sprzedał dom w Fort Bragg, kupił nowy wóz i przeniósł się do ekstrawaganckiego mieszkania w Waszyngtonie. Carlton otworzył przed nim nowe niesamowite możliwości i Chase nie mógł się doczekać współpracy. Poza tym ze swoim poczuciem humoru idealnie wpasował się w zespół.

Chase stanął obok Harvatha, spojrzał na ciastka Sloane i powiedział:

– Baba bez brzucha jak garnek bez ucha.

Harvath zachichotał, a Sloane pokazała obu środkowy palec. W tym momencie do środka wszedł drugi pilot i oznajmił, że maszyna jest gotowa do lotu.