Rozdział 35

PEKIN, CHINY

Pułkownik Shi analizował raport wyświetlony na ekranie komputera. Nie był zadowolony z tego, co Cheng odkrył w Nashville.

Ren Ho osobiście zaakceptował kandydaturę każdego z Somalijczyków biorących udział w operacji. Powinien był przewidzieć, że Wazir Ibrahim może stwarzać problemy. Cheng słusznie go wyeliminował. Ibrahim był chodzącą katastrofą. Jego partner, Mirsab, student inżynierii, stanowił problem innego rodzaju.

Jedna z największych trudności w pracy z inteligentnymi ludźmi polegała na tym, że stawiali inteligentne pytania. Wiadomo było, że studenci inżynierii będą je zadawać, więc Ho – ich opiekun, który podawał się za Henry’ego Lee – przygotował właściwe odpowiedzi.

Urządzenia, które mieli zmontować, przemycono do Stanów Zjednoczonych w częściach. Podczas szkolenia otrzymali schemat połączeń elektrycznych, kilka niewinnie wyglądających elementów i akumulator. Nie było sposobu, by odgadli, co budują. A kiedy mimo wszystko pytali o charakter urządzenia, Ho recytował gotową odpowiedź.

Ponieważ wszystko przebiegało w wielkiej tajemnicy, studenci domyślali się, że biorą udział w nielegalnym przedsięwzięciu. Pochodzili z ubogich rodzin, a pieniądze przekazane ich bliskim przewyższały kwoty, które zdołaliby zarobić w ciągu całego życia. Co powinno było uciąć wszelkie spekulacje, ale Departament Drugi chciał, żeby powiedziano inżynierom, co mają myśleć, zamiast pozwalać im na domysły.

Ho wyjaśnił im, że stworzą swego rodzaju tymczasowy internet, który będzie działać jak sieć stacji bazowych o ogólnokrajowym zasięgu. Z jego pomocą zostanie przeprowadzona seria ataków na korporacyjne systemy komputerowe. Nikt nie wykryje sprawcy. Wyjaśnienie, że celem ataku są korporacje, że chodzi o kradzież danych, a sieć jest niewykrywalna, zadowoliło wszystkich studentów. Z wyjątkiem jednego.

Kiedy nadszedł czas na przećwiczenie ataku, Ho dostarczył atrapy pojemników na urządzenia, po czym podkreślił, że każde z nich należało aktywować w tym samym czasie. Ostrzegł studentów, że jeśli tego nie zrobią, sieć nie osiągnie pełnej sprawności i cały plan spali na panewce. Dlatego każdemu z nich przydzielono partnera. Somalijczycy mieli nie tylko pomagać w przewiezieniu i zmontowaniu urządzeń, ale też zająć się wszelkimi problemami, które wynikną przed atakiem lub w jego trakcie.

Po wykonaniu zadania wszyscy mieli się spotkać z Ho w Boise, by otrzymać zapłatę i wskazówki, jak wrócić do domu.

Było to solidne, przekonujące wyjaśnienie, ale ich student w Nashville, Mirsab, jakimś sposobem odkrył prawdziwe przeznaczenie urządzeń. Odkrycie, które pułkownik Shi uznał za przejaw inteligencji studenta, mogło równie dobrze wynikać z czystego przypadku. Tak czy owak, pułkownik chciał wiedzieć, w jaki sposób Mirsab doszedł do takiego wniosku i, co ważniejsze, z kim się tym wnioskiem podzielił. Fakt, że wspomniał o swoim odkryciu Wazirowi Ibrahimowi, był wystarczająco niepokojący. Jeśli Mirsab okazałby się na tyle głupi, by ujawnić swoje przypuszczenia innym studentom lub, uchowaj Boże, komuś nie biorącemu udziału w operacji, byliby zmuszeni podjąć drastyczne środki.

Sytuacja zarysowana w raporcie Chenga była poważna. Shi miał przed sobą trudną decyzję.

Ślęcząc nad mapami Stanów Zjednoczonych oraz najnowszymi komunikatami meteorologicznymi, przekazał instrukcje jednostce hakerskiej Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej w Szanghaju. Jego ludzie znajdowali się w stanie gotowości, ale chciał się upewnić, że posiadają najnowsze informacje i znają dokładnie jego polecenia. Dla powodzenia ataku bardzo ważne było to, by wszyscy dobrze się rozumieli.

Główne pytanie Shi brzmiało: czy można było uratować komórkę w Nashville? Nigdy dotąd nie przeprowadzali operacji tego rodzaju i na taką skalę. Atak miał być równie epicki co lot mitycznego Śnieżnego Smoka, a skutki odczuwalne od jednego końca Stanów Zjednoczonych do drugiego. Działania poszczególnych komórek miały się nakładać. Opracowali scenariusze awaryjne, przewidujące utratę od kilku do połowy z nich, ale nikt nie miał pewności, czy atak będzie skuteczny, jeśli choć jedna z komórek zostanie wyłączona. Czy ranny smok wciąż mógł zionąć ogniem?

Oczywiście na obecnym etapie nie było sposobu, żeby się o tym przekonać. Obracali się w sferze hipotez. Wzory i rysunki, wykresy i założenia na nic się teraz nie mogły przydać. Ich czas minął. Shi podjął decyzję, a Tai Cheng otrzymał jego rozkazy. Pułkownik Jiang Shi mógł jedynie czekać. Wszystko było w rękach Chenga.