Urda polecił jednemu z agentów, by obserwował pokój Denga razem ze Sloane, a drugiemu, żeby siedział z Chase’em w biurze menedżerki. Wiedząc, że oboje dostali wsparcie, Harvath wyszedł z hotelu i spotkał się z agentem FBI w pubie Cool Springs Brewery na rogu. Urda był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną dobiegającym pięćdziesiątki, który wyglądał, jakby na etapie koledżu grał w amerykański football.
Kiedy znaleźli się na autostradzie i upewnili, że nie są śledzeni, Urda włączył sygnał świetlny i syrenę.
Zjechał z autostrady na wschód od centrum i zaczął kluczyć ulicami biednej dzielnicy, pełnej zachwaszczonych podwórek i niszczejących domów. Niebieska łuna, która biła od sygnalizacji radiowozów, i mocne białe światła reflektorów, które Harvath ujrzał dwie przecznice dalej, pozwoliły mu się domyślić, że dotarli na miejsce.
Urda pokazał legitymację funkcjonariuszowi drogówki z Nashville, a ten skinął, żeby przejechali. Zaparkowali na pierwszym wolnym miejscu. Żółta taśma policyjna opasywała jeden z domów, któremu przyglądał się tłum gapiów zebranych po drugiej stronie ulicy.
Podeszli do jednego z detektywów. Urda się przedstawił i spytał o gościa nazwiskiem Hoffman.
– Hej, Mike! – zawołał detektyw. – Ktoś do ciebie!
Od grupki techników odłączył się muskularny mężczyzna w obcisłym garniturze i ruszył ku nim chodnikiem. Urda uścisnął mu dłoń, a następnie przedstawił Harvatha.
– Detektyw Mike Hoffman – powiedział policjant, podając rękę Harvathowi.
– Mike współpracował z biurem FBI w Nashville podczas kilku dochodzeń – wyjaśnił Urda. – To on pojechał na lotnisko, żeby śledzić Tommy’ego Wonga.
– Niestety zamiast niego przyleciał ktoś znacznie gorszy – wyjaśnił funkcjonariusz.
– Co tu zaszło?
– Chodźcie – odparł Hoffman. – Pokażę wam.
Po wpisaniu się do rejestru (Harvath podał fałszywe nazwisko i agencję) otrzymali papierowe ochraniacze na buty i usłyszeli, że mogą wejść. Technicy skończyli pobierać próbki i robić zdjęcia. Koroner jeszcze nie zabrał ciała.
Przed drzwiami Hoffman ustąpił miejsca, pozwalając, żeby Harvath i Urda weszli pierwsi. Przenośne lampy ustawione w salonie oblewały wnętrze jaskrawym, białym światłem. Widok był potworny. Wszędzie była krew. Agent FBI stanął obok detektywa z Nashville, a Harvath okrążył ciało i obejrzał pokój.
– Somalijczyk? – zapytał.
Hoffman skinął głową.
– Wazir Ibrahim. Trzydzieści jeden lat. Był uchodźcą politycznym. Przeprowadził się do Nashville kilka lat temu.
– Macie tu dużą społeczność somalijską?
– Nie taką jak w Minneapolis, ale trochę ich tu jest.
Ciało Ibrahima zastygło na klęczkach, pochylone do przodu, z podciętym gardłem.
– Domyślacie się, jakiej broni użyto? – spytał Urda.
– Pewnie brzytwy – odpowiedział Hoffman.
– Lub garoty – dodał Harvath, pochylając się i badając ranę.
– Wykrwawił się, prawda? – spytał agent FBI, spoglądając na dużą kałużę krwi na dywanie. – Na czym on klęczy? To dywanik modlitewny?
Harvath skinął głową.
– Wygląda na to, że zabójca stanął za nim i zrobił to, gdy facet się modlił.
– Przypuszczamy, że Wazir Ibrahim znał zabójcę. Był świadom jego obecności i czuł się na tyle swobodnie, by się przy nim modlić. Może nawet razem z nim.
– Wielki błąd – skwitował Urda.
– Prawda?
Harvath stanął za ciałem i udał, że dusi Ibrahima garotą, aby wyobrazić sobie scenę zabójstwa.
– Co cię z tym łączy? – spytał Hoffmana.
– Jedna z grup zadaniowych, do których należę, zajmuje się przestępstwami na tle seksualnym, których ofiarą padają nieletni. Rozpracowywaliśmy somalijską siatkę przestępczą zmuszającą dzieci do prostytucji. W trakcie dochodzenia pojawiło się nazwisko Ibrahima, ale nie mieliśmy wystarczających dowodów, żeby go oskarżyć. Kilka dni temu zatrzymano go za znęcanie się nad żoną.
Wezwano mnie, żebym pomógł wydobyć z niego informacje na temat siatki pedofilskiej. Kiedy o tym wspomniałem, facet przestał odpowiadać na pytania i poprosił o prawnika. Miał rozprawę w sprawie kaucji, ale nie mógł sobie pozwolić na wpłacenie żądanej sumy, więc pozostał w areszcie.
– Gdzie jest jego żona? – zapytał Harvath.
– Ma rodzinę w Shelbyville, na południe stąd. Opiekunka społeczna poradziła jej, żeby zatrzymała się tam na jakiś czas. Szwagier przyjechał po jej rzeczy. To on znalazł ciało. Dodam, że żona i brat mają niepodważalne alibi.
– Rozumiem. Skąd wiemy, że ta sprawa ma związek z naszym facetem?
– Kiedy funkcjonariusze przesłuchiwali okolicznych mieszkańców, sąsiad z domu obok, pan Enrique Vasquez, zeznał, że dziś rano jakiś Azjata wypytywał o Ibrahima. Powiedział Vasquezowi, że pracuje w tym samym magazynie co Ibrahim i że przyszedł w sprawie roszczenia odszkodowawczego. Rozmawiałem z szefem Ibrahima. Wazir Ibrahim nigdy nie zgłaszał żadnych roszczeń, a magazyn nikogo do niego nie przysłał.
Ten Azjata dał Vasquezowi wizytówkę, ale okazała się fałszywa. To wszystko brzmiało osobliwie, więc zacząłem się nad tym zastanawiać. Jakie jest prawdopodobieństwo, że dwóch Azjatów zamieni się kartami pokładowymi na lot do Nashville tego samego dnia, gdy inny Azjata będzie pod fałszywym pretekstem węszyć w miejscu, które zaledwie kilka godzin później stanie się miejscem zbrodni?
– Pewnie nie był to zbieg okoliczności – zauważył Urda.
Hoffman skinął głową.
– Dlatego przygotowałem kilka zdjęć do okazania, wśród nich fotografię Denga z filmu nagranego przez kamerę na lotnisku Nashville International. Zgadnijcie, które wskazał Vasquez?
– Zdjęcie Denga.
– Tak. Powiedział, że jest tego pewien, choć gość, który dziś rano zapukał do drzwi Ibrahima, nosił okulary.
– Co ze szwagrem? Wie coś?
– Nie. On i Wazir nie byli w dobrej komitywie. Pokazaliśmy mu zdjęcia, ale nikogo nie rozpoznał.
– Przesłuchaliście jego żonę? – spytał Harvath.
– Jeszcze nie – odpowiedział Hoffman. – Pracujemy nad tym. Kobieta jest w drodze do Nashville.
– Kto wpłacił kaucję za Ibrahima?
– Lumpy’s, czyli lokalna kancelaria zajmująca się kaucjami. Jej pracownik przygotował dokumenty. Twierdzi, że dostał telefon od dyrektora jakiejś somalijskiej instytucji charytatywnej. Dzwoniący powiedział, że słyszał o zatrzymaniu Wazira, ale nie znał żadnych szczegółów. Poinformował, że w meczecie zorganizowano zbiórkę pieniędzy na pomoc dla Ibrahima.
Pracownik kancelarii znalazł informacje dotyczące Ibrahima w systemie komputerowym hrabstwa i przekazał je klientowi. Powiedział mu, o co go oskarżono i ile wynosi kaucja. Niebawem Somalijczyk zjawił się z gotówką na kaucję i prowizję dla kancelarii. Więcej nie było trzeba. Ibrahim wyszedł z pudła.
– Kim był Somalijczyk, który przywiózł pieniądze?
– To kierowca taksówki – odpowiedział Hoffman. – Nasi detektywi go przesłuchują. Twierdzi, że jakiś Azjata zapłacił mu trzy tysiące dolarów za dostarczenie pieniędzy, podpisanie dokumentów i odwiezienie Ibrahima do domu.
– Co czyni go jednym z ostatnich, którzy widzieli Wazira Ibrahima żywego – zauważył Urda.
– Facet jest przerażony. Detektywi zasiali w jego sercu lęk przed gniewem Allaha. Współpracuje bez żadnych zastrzeżeń.
– Pokazali mu zdjęcia?
– Tak – odpowiedział Hoffman. – Z tym samym skutkiem. Od razu wskazał Denga i dodał, że facet nosił okulary.
Urda spojrzał na Harvatha.
– Deng zamienił się z Wongiem kartą pokładową, by przyjechać do Nashville. Wpłacił kaucję za Somalijczyka, a kiedy facet wyszedł na wolność, zabił go. Dlaczego? Kim jest ten Ibrahim?
Harvath przysunął się bliżej obu mężczyzn, by nikt ich nie usłyszał.
– Musiał być związany z komórką w Nashville. Jeśli nie, w jakim celu mieliby wysłać Denga aż z Chin?
Agent FBI przytaknął.
– Jeśli chcieli kogoś sprzątnąć, dlaczego nie zapłacili jednej z chińskich triad działających w Stanach? Poza tym, jeśli Deng planował go zabić w dniu przyjazdu do miasta, po cholerę brał pokój w hotelu? Po co zostawił rzeczy, jakby zamierzał zabawić w okolicy?
Dwa doskonałe pytania, na które Harvath nie potrafił udzielić natychmiastowej odpowiedzi. Chciał zapytać Hoffmana o coś jeszcze, ale detektyw, którego wcześniej spotkali, wetknął głowę do środka.
– Mike – powiedział. – Wygląda na to, że mamy opis wozu podejrzanego.
– Słucham – odrzekł Hoffman.
– Jeden z naszych rozmawiał z ludźmi, którzy mieszkają przecznicę dalej. Powiedzieli, że dziś po południu widzieli Azjatę w okularach, kierującego czarnym SUV-em. Zaparkował w sąsiedztwie i ruszył do domu Ibrahima.
– Jakim SUV-em?
– To był Mercury Villager, najnowszy model, lub Lincoln Navigator – odpowiedział tamten. – Chcę pokazać im zdjęcia, żeby sprawdzić, czy wskażą waszego faceta. Macie je ze sobą?
– Nie. Są w moim wozie, na fotelu pasażera. Weź je sobie. Daj mi znać, co powiedzą – rzekł Hoffman.
Detektyw pokazał mu uniesiony kciuk i zniknął.
Agent specjalny Urda odwrócił się do Harvatha.
– Co zamierzasz? Chcesz siedzieć w hotelu w nadziei, że facet wróci, czy ogłosić alarm i włączyć do akcji wydział policji w Nashville oraz policję stanową?
– Facet jest podejrzany o popełnienie zabójstwa – dodał Hoffman. – Jeśli natknie się na niego jeden z naszych, powinien wiedzieć, z kim ma do czynienia.
Hoffman miał rację. W pewnym sensie miał ją także Urda. Miejscy gliniarze i funkcjonariusze policji stanowej powinni wiedzieć, że na wolności grasuje niebezpieczny przestępca. Poszukiwania powinny być zresztą kontynuowane poza obszarem hotelu.
Harvath ustąpił.
– Wystawimy list gończy. Tylko żadnych wiadomości przez radio. Nie chcę, żeby jakiś reporter ze skanerem podsłuchał, co się święci.
– Możemy przesłać wiadomość do radiowozów za pomocą mobilnych terminali przewoźnych.
– Zróbcie to – powiedział Harvath.
Jeśli jedynym powodem przyjazdu Bao Denga do Stanów Zjednoczonych było zlikwidowanie Wazira Ibrahima, pewnie właśnie opuszczał Tennessee, a może nawet kraj.
Jednak Harvath miał przeczucie, że chodzi o coś więcej. Znacznie więcej.