Rozdział 39

Przechowalnia, którą wybrano, znajdowała się przy cichej ulicy i należała do niewielkiej rodzinnej firmy. Cheng nie znalazłby niczego lepszego.

Jadąc między rzędami kontenerów, wypatrywał numerów. Kiedy dostrzegł ten, którego szukał, zaparkował wóz równolegle do drzwi i wyłączył silnik.

Wcześniej powoli objechał teren. Był zupełnie sam. Wysiadł z navigatora, obszedł go od tyłu i stanął przed drzwiami kontenera. Ponownie sprawdził numer, spoglądając na skrawek papieru, który trzymał w ręce. Dwudziesty szósty. Był we właściwym miejscu.

Z pomocą małej latarki oświetlił ramę metalowych, podnoszonych drzwi. Po chwili odnalazł niezadrukowaną naklejaną plombę, którą dostrzegłby jedynie ktoś, kto wiedział, czego szukać. Była w nienaruszonym stanie, co oznaczało, że nikt nie otwierał kontenera od czasu, gdy umieszczono w nim rzeczy. Skierował wzrok na masywną kłódkę szyfrową i ustawił kółka w odpowiedniej pozycji. Zamek kliknął.

Cheng zdjął skobel, podciągnął drzwi, pochylił się i wślizgnął do środka. Na końcu kontenera stało kilka pudeł. Dwa z nich miały około trzydziestu centymetrów szerokości i półtora metra wysokości. Wszystkie ustawiono na starej drewnianej palecie. Ostrożnie podszedł do pudeł. Z pomocą kluczyka do samochodu przeciął taśmę i otworzył każde z nich, by zbadać, czy wszystko jest na miejscu.

Metodycznie sprawdził całą stertę, zaczynając od najwyższego pudła.

Z wyjątkiem ciężkich metalowych cylindrów, wszystko znajdowało się w oddzielnych skrzynkach. Jednej z nich Cheng wolałby nie otwierać. Nie uspokoiły go zapewnienia pułkownika Shi, że jest to całkowicie bezpieczne. Otworzył zamek, podniósł wieko i zajrzał do środka. Pokazali mu zdjęcie zawartości, zanim wyjechał z Chin, ale i tak wyobrażał ją sobie inaczej. Przedmiot leżał niewinnie na dnie. Zdumiewające, że coś tak małego może pozbawić życia tylu ludzi.

Zamknął wszystkie wieka, ponownie zaryglował zamki i umieścił skrzynie w kartonowych pudłach.

Wrócił po taśmę do pakowania, którą miał w SUV-ie. Otworzył tylne drzwi navigatora i sięgnął po plastikową torbę leżącą na fotelu. Kiedy to zrobił, usłyszał dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Nie był to dobry znak, chyba że ktoś przyjechał po łódkę, by następnego ranka pojechać na ryby.

Podjął błyskawiczną decyzję. Odłożył torbę, stanął na tylnym siedzeniu i chwycił poręcz górnego bagażnika, aby się podciągnąć. Cicho zamknął drzwi navigatora, stojąc na dachu auta, i przeszedł na dach kontenera.

Położył się na brzuchu, odsunął metr od krawędzi i czekał.

Kiedy wóz skręcił w jego alejkę, pierwszą rzeczą, na którą zwrócił uwagę, było to, że nie ma włączonych świateł. Kolejny zły znak. Wyciągnął tłumik i nakręcił go na lufę swojego pistoletu Smith & Wesson.

Gdy tylko przymocował tłumik, reflektor oświetlił alejkę poniżej. Zastanawiał się, czy to prywatna firma ochroniarska, czy jednak policja. Wątpił, by ochroniarze jeździli po terenie z wyłączonymi światłami. Starali się być widoczni, żeby odstraszyć przestępców. Zatem policja.

Wóz zatrzymał się w odległości kilkunastu metrów od jego SUV-a. Cheng zastygł bez ruchu. Zdawało mu się, że słyszy stłumiony trzask policyjnej radiostacji przez otwarte okno auta.

Źle się złożyło. Cheng nie gardził policjantami. Podziwiał ich. Wykonywali trudną pracę, wymagającą ogromnej odwagi. Ktokolwiek był na dole, po prostu nie miał szczęścia. Pojawił się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. A może władze o mnie wiedziały? – pomyślał.

Czy wiedzieli, że zamienił karty pokładowe i zabił dwóch ludzi od czasu przyjazdu do Stanów Zjednoczonych? Szukali Bao Denga czy Tai Chenga? Czy był to przypadek, czy coś więcej? Nie potrafił tego stwierdzić.

Jednak przedmioty, które ukryto w kontenerze, sprawiały, że nie miało to żadnego znaczenia. Nikt nie mógł ich zobaczyć.

Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Odczekał sekundę. Drugie drzwi pozostały zamknięte. Człowiek na dole był sam. Cheng przygotował się do ataku.

Ustalił pozycję funkcjonariusza, nasłuchując jego kroków na asfalcie. Pewnie miał latarkę, może nawet zamontowaną na broni. Zobaczy, że drzwi kontenera są częściowo otwarte, ale najpierw zajrzy do navigatora, by się upewnić, że w środku nikogo nie ma.

Cheng uniósł się na przedramionach, podpełzł do krawędzi dachu i wyjrzał na zewnątrz. To faktycznie był funkcjonariusz. Stał za SUV-em. W jednej ręce trzymał latarkę, w drugiej pistolet. Przykucnął, zaglądając pod częściowo uniesione drzwi kontenera.

Po chwili wyprostował się i zaczął cofać. Kiedy sięgnął do mikrofonu zamontowanego na ramieniu, Cheng strzelił.

Dwukrotnie wcisnął spust, raz za razem. Pistolet wierzgnął w dłoniach, wydając dwa stłumione odgłosy. Każdy z dziewięciomilimetrowych pocisków trafił w cel, zabijając policjanta na miejscu.

Cheng zeskoczył z dachu, by się upewnić, że mężczyzna nie żyje. Nie oddychał. Tył głowy oderwał się w wyniku postrzału. Jedna z kul przeszła lewym okiem.

Musiał się spieszyć. Kiedy funkcjonariusz się nie zgłosi, przyślą wsparcie. Może ktoś był już w drodze.

Zeskoczył z dachu, podszedł do radiowozu i otworzył bagażnik. Po chwili znalazł to, czego potrzebował. Wrócił do funkcjonariusza, zabrał mu krótkofalówkę i rzucił ją na przedni fotel swojego auta. Przesunął ciało i ponownie otworzył kontener.

Nie było czasu, żeby wszystko załadować, więc ograniczył się do najważniejszej rzeczy, której absolutnie nie można było zostawić.

Podniósł pudło i przytaszczył je do SUV-a. Otworzył tylną klapę i wsunął je do bagażnika.

Zamknął klapę, uruchomił samochód i podjechał nim do przodu. Wysiadł, przeszedł do radiowozu i wycofał go do kontenera, tak by tylny zderzak dotykał pudeł stojących na palecie.

Otworzył klapę zbiornika paliwa i odkręcił korek. Oderwał górną część jednej z flar, które wyjął z bagażnika, owinął szmatą i wetknął do otworu. Następnie wciągnął ciało policjanta do radiowozu i posadził za kółkiem.

Kiedy wszystko było gotowe, zapalił drugą flarę, rzucił na tylną kanapę samochodu i wyszedł z kontenera.

Zamknął stalowe wrota, założył kłódkę, wślizgnął się do navigatora i wyjechał z terenu przechowalni.