BOSTON, MASSACHUSETTS
Cheng nie musiał oglądać eksplozji na terenie przechowalni w Nashville, by wiedzieć, że będzie widoczna i słyszalna w promieniu wielu kilometrów. W kartonowych pudłach znajdowały się dwa duże cylindry wypełnione wodorem. Spodziewał się, że wywołają potężny wybuch i, co ważniejsze, spowodują nieopisany bałagan.
Zawsze był zdania, że jeśli już trzeba nabałaganić, należy zadbać, by bałagan był jak największy. Im więcej będą mieli do uprzątnięcia, tym dłużej zajmie im ustalenie, co się stało. Wszystko, co pozwalało mu zyskać na czasie, było pożądane. Pozostało jeszcze wiele niezałatwionych spraw.
Przede wszystkim należało pozbyć się navigatora, którego policja z pewnością szukała.
Najszybszym i najbezpieczniejszym rozwiązaniem była kradzież samochodu z parkingu długoterminowego. Zanim ktoś zauważy, że wóz zniknął, Cheng zdąży porzucić pojazd i przesiąść się do innego. Ruszył więc na lotnisko Nashville International, wypatrzył starą toyotę corollę i przystąpił do pracy.
Po tym jak uruchomił silnik, przeniósł rzeczy do bagażnika i wyjechał z parkingu. Dotarł do autostrady i skręcił na północ, w kierunku Kentucky. Minął Louisville i wybrał autostradę I-71, która miała zaprowadzić go na północ, w kierunku Cincinnati, a później do Columbus.
Wiedział, że jazda późną nocą nie jest bezpieczna. Na drodze było mniej samochodów, więc prawdopodobieństwo zatrzymania z powodu drobnego, a nawet wyimaginowanego wykroczenia wzrastało w sposób wykładniczy. Mimo to postanowił jechać dalej. Chciał zlokalizować cel i być na miejscu z samego rana, zanim otworzą się drzwi. Musiał również przesłać najnowszy raport do Pekinu. Gdyby zdołał się jeszcze zdrzemnąć na pół godziny, byłoby mu łatwiej skoncentrować się na czekających go zadaniach.
Przyjechał do Columbus tuż przed świtem. Sięgając po ostatnią nieużywaną wcześniej komórkę, zadzwonił do chińskiego informatora nazwiskiem Wei Yin i podał mu umówione hasło. Kiedy stanął pod domem Yina w Dublinie, na przedmieściach Columbus, pulchny doktor nauk o przerzedzonych włosach, w średnim wieku i w okularach, już na niego czekał. Siedział przy jednym z zaciemnionych okien na parterze. Gdy Cheng skręcił na podjazd, Yin użył pilota, by otworzyć garaż, i Cheng wjechał do środka. Yin skorzystał z pilota ponownie, by zamknąć drzwi.
Wymienili kilka zdawkowych słów. Nie byli przyjaciółmi. Łączyła ich czysto zawodowa relacja.
Yin wyraźnie wyszedł z wprawy. Był podenerwowany. Od dwudziestu lat nie udzielił schronienia chińskiemu agentowi. W Stanach zajmował się szpiegostwem. Jako pracownik badawczy Battelle Memorial Institute, jednej z czołowych firm działających na polu nauki i nowoczesnych technologii, miał dostęp do wielu ważnych amerykańskich projektów.
Zapomniawszy o protokole, doktor Yin zdał się na otrzymane wychowanie. Zaproponował gościowi herbatę i coś do zjedzenia. Cheng przyjął jedno i drugie.
Kiedy doktor przygotowywał tradycyjne chińskie śniadanie, Cheng użył jego komputera, by przeklikać linki w sieci. Wiedział, jak działają skomplikowane algorytmy NSA, więc szukając informacji o wydarzeniach w Nashville, uważał, by nie wprowadzić kluczowych słów, które mogłyby zostać wychwycone i oflagowane. Ograniczył się do klikania w kolejne linki, by odnaleźć to, czego szukał.
Wyglądało na to, że władze nie wiedziały, kto kryje się za śmiercią policjanta i pożarem na terenie przechowalni. Chyba że ich podejrzenia nie wyciekły do prasy.
Nie było również żadnej wzmianki o zabójstwie Wazira Ibrahima ani Mirsaba, studenta inżynierii z komórki w Nashville. Uznał to za dobry znak, choć brak informacji w prasie nie oznaczał jeszcze, że władze nie są świadome losów Ibrahima i Mirsaba. Będzie musiał postępować z najwyższą ostrożnością. Skorzystanie z przebrania nie byłoby złym pomysłem, szczególnie po tym, co wydarzyło się w Nashville.
Wiedział, że system kamer został przełączony w tryb offline, więc nie zarejestrowały jego obecności na terenie przechowalni, ale postępowanie funkcjonariusza było w najwyższym stopniu niepokojące. Zachowywał się zbyt agresywnie, jakby podejrzewał, że dzieje się coś złego. Może Cheng przesadzał z tymi przypuszczeniami, ale martwił się, że coś jest na rzeczy i że ktoś połączył kropki.
Po śniadaniu Yin zapytał gościa, czego potrzebuje. Cheng chciał się chwilę zdrzemnąć, a później wziąć prysznic i zmienić ubranie. Nie miał czasu, żeby wrócić do hotelu w Nashville po swoje rzeczy. Na szczęście w pokoju ani w jego walizce nie było niczego, co mogłoby go obciążyć. Planował zadzwonić do Residence Inn, wymeldować się przez telefon i poprosić, żeby wysłali jego rzeczy kurierem do przetwórni drobiu w Nebrasce. Potrzebował jeszcze tylko nowego samochodu, ale w tym miał mu pomóc Yin.
Cheng musiał przewieźć książątka do współpracownika Departamentu Drugiego o pseudonimie Meduza. Do tego był mu potrzebny odpowiedni samochód, najlepiej niepozorny minivan, biały lub srebrny, z przyciemnianymi szybami. W ciągu następnych trzydziestu sześciu godzin zamierzał pokonać wiele kilometrów, więc wóz musiał być w idealnym stanie.
Cheng wziął prysznic i założył ubranie, które wręczył mu Yin. Następnie doktor przewiózł go po mieście, zatrzymując się przy punktach z używanymi autami, dopóki Cheng nie wskazał odpowiedniego wozu. Kiedy czterdzieści pięć minut później otworzyli komis, Cheng przetestował auto. Yin kupił i zarejestrował vana, używając jednego z fałszywych dowodów tożsamości i płacąc gotówką trzymaną na takie sytuacje. Cheng polecił mu, żeby przekazał prośbę o zwrot wydatku do Departamentu Drugiego.
Od samego początku poczciwy Yin, bardziej akademik niż agent operacyjny, pragnął jak najszybciej spławić nieoczekiwanego gościa. Po zakupie vana Cheng zakomunikował mu, że będzie trzeba pozbyć się skradzionej toyoty, stojącej w jego garażu. Yin nie cieszył się na myśl, że będzie musiał odprowadzić wóz do gorszej części miasta i zostawić grata na chodzie w nadziei, że ktoś go ukradnie, ale tego od niego zażądano, więc się zgodził. Zrobiłby wszystko, by gość czym prędzej wyruszył w dalszą drogę. Sytuacja, w której się znalazł, była bardziej podejrzana, niżby sobie tego życzył, więc pragnął jak najszybciej mieć to z głowy.
Niestety Cheng poprosił o coś jeszcze. Z Columbus do Bostonu było jedenaście godzin drogi i to Yin miał prowadzić.
Cheng umieścił Yina za kółkiem, by móc się zdrzemnąć, nie opóźniając jednocześnie realizacji swojego planu. Jego biologiczny zegar był i bez tego rozregulowany z powodu różnicy czasu pomiędzy Chinami i Stanami. Gdyby nie odpoczął, popełniłby fatalny błąd. Musiał mieć świeży umysł.
Cheng nie był rad, że na życzenie członków Stałego Komitetu wysłano go po ich ukochane książątka. Wszystkie bez wyjątku były aroganckie i zepsute, ale taki otrzymał rozkaz. Zrobi to, co mu kazano. Dokładnie to samo powiedział Yinowi, kiedy ten zaczął tłumaczyć, dlaczego nie może go odwieźć do Bostonu.
Cheng był oszczędny w słowach. Czuł, że narasta w nim napięcie. Wzdłuż Wschodniego Wybrzeża było wiele czujników radiologicznych. Mówili mu, że osłona urządzenia, które przewozi, jest stuprocentowo szczelna. Technologia została opracowana przez Amerykanów i ukradziona przez Chińczyków, żeby chronić statki kosmiczne przed promieniowaniem. Pułkownik Shi zapewniał go, że nie zdołaliby wwieźć wszystkich urządzeń do Stanów, a później trzymać ich w ukryciu, gdyby pojemniki nie spełniały idealnie swojego zadania.
Shi mógł bagatelizować jego zmartwienia, bo siedział sobie wygodnie w pekińskim gmachu Departamentu Drugiego. Nie musiał jeździć po Stanach z urządzeniem ukrytym w bagażniku.
Jechali ostrożnie, ale nie ślamazarnie. Yin odpowiednio ustawił tempomat minivana, więc stawali tylko po to, żeby zatankować lub pójść do łazienki.
Mimo zmęczenia Cheng nie mógł zasnąć. Gorączkowo myślał o wszystkim, co jeszcze musi zrobić, i rozważał, jak postąpić, gdyby coś poszło nie tak. Siłą woli uspokoił w końcu myśli i zdrzemnął się chwilę.
Kiedy przybyli do Bostonu, Cheng poprosił Yina, żeby załatwił dla niego kilka spraw, i pozwolił mu odejść. Mógł mu ujawnić jedynie cel podróży. Yin nie miał bladego pojęcia, dlaczego Cheng przebywał w Stanach, czemu potrzebował minivana, co znajdowało się w dużej, wzmocnionej skrzyni i co Cheng zamierzał robić w Bostonie. Tak było lepiej dla nich obu.
Cheng zasugerował Yinowi, żeby zapłacił gotówką za bilet autobusowy, wrócił do Columbus i zapomniał o wszystkim, co się wydarzyło od chwili, gdy zadzwonił jego telefon. Później patrzył, jak Yin wsiada do taksówki i znika.
Kiedy Cheng stracił go z oczu, wrócił do minivana i ruszył w kierunku bostońskiej dzielnicy South End. Znalazł parking, zatrzymał wóz, otworzył bagażnik, a następnie za pomocą stalowych linek do roweru, zakupionych przez Yina, przymocował urządzenie do uchwytów w podłodze.
Zapakował swojego laptopa i inne przedmioty, których nie chciał zostawiać w aucie, do plecaka Yina i wysiadł z samochodu.
Zamknął drzwi, włączył alarm i naciągnął na głowę kaptur bluzy, a następnie zarzucił plecak na ramię i ruszył w kierunku Chinatown.