NASHVILLE, TENNESSEE
– Nazywają ich Jednostką 61398 – wyjaśnił Nicholas, odsuwając się od ekranu komputera i przecierając oczy. – To jedna z najlepszych grup hakerskich Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Mają siedzibę w Szanghaju.
– Jesteś pewny? – spytał Harvath.
– Na tyle, na ile mogę być, nie zdradzając im, że wpadliśmy na ich trop.
Harvath odchylił się na krześle. Byli wyczerpani. Mogli sobie pozwolić jedynie na krótkie drzemki. Udział Chińczyków w tak ryzykownym przedsięwzięciu i narastające tempo wydarzeń utwierdziły ich w przekonaniu, że komórki terrorystyczne przeszły w tryb operacyjny i niebawem dojdzie do ataku, niezależnie od jego charakteru. Jeśli wkrótce nie dokonają przełomu, przegrają. Odkrycie Nicholasa nie było tym, na co liczył Harvath.
Miał nadzieję wpaść na trop opiekuna – osoby, która obserwowała facebookowe konta studentów inżynierii z Idaho. Liczył również, że ta sama osoba włamała się do systemu kamer wideo i wprowadziła hasło umożliwiające wjazd na teren przechowalni. W ten sposób połączyliby zgrabnie wszystkie wątki. Teraz zdał sobie sprawę, dlaczego było to płonną nadzieją.
Jedna osoba nie zdołałaby obserwować magazynu przez okrągłą dobę, a tym bardziej sześciu. Oczywiście jeśli faktycznie przechowalnie były pod obserwacją. Gdyby Harvath dysponował środkami Chińczyków, właśnie tak by postąpił. Chiny miały ponad miliard mieszkańców. Mogli bez trudu przydzielić ludzi do monitorowania zhakowanej przechowalni, by mieć pewność, że nikt nie majstruje przy ich rzeczach. Nie było również wątpliwości, że chińscy hakerzy mogliby przełączyć system w tryb offline i usunąć wszelkie dowody wskazujące na to, iż ich agenci przebywali w danym miejscu. To miało sens. I sprawiło, że wpadł na pewien pomysł.
– Jeśli FBI zdoła namierzyć inne przechowalnie, na jaką odległość możemy się zbliżyć, żeby jednostki Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej się nie połapały? – zapytał.
Nicholas pomyślał chwilę.
– Myślę, że moglibyśmy odpłacić im tym samym i przełączyć kamery w tryb offline.
Harvath pokręcił głową.
– Może w jednej przechowalni, ale jeśli zrobilibyśmy coś więcej, szybko nabraliby podejrzeń.
– Ale przypuśćmy, że mamy rację. Że ukrywają w magazynach coś, czego zamierzają użyć do przeprowadzenia ataku. Jeśli tak jest, to czym my się w ogóle przejmujemy?
– Powiedziałeś: jeśli. A jeśli jesteśmy w błędzie? Jeśli to tylko jeden z elementów, który mogą zastąpić innym?
Nicholas skinął głową.
– Racja.
– Może zapętlić obraz z kamer?
– Trzeba by mieć czysty obraz z kamer wewnętrznych.
– Jak to? – spytał Harvath.
– Musiałyby być skierowane wyłącznie na elementy statyczne. W tle nie mogłyby przejeżdżać samochody ani nic takiego. Gdyby spostrzegli, że ten sam wóz lub rower przejechał dwa razy, byłoby po wszystkim.
– Ale to możliwe do zrobienia.
– Wszystko jest możliwe – westchnął Nicholas – ale jak zastąpić obraz na żywo zapętlonym nagraniem, tak żeby nikt się nie połapał?
– Przerwiesz sygnał. Wyłączysz i włączysz go ponownie.
– Chcesz zaatakować ich centralę w Szanghaju? To by była kolosalna operacja. Jej planowanie zajęłoby miesiące.
– Kto mówił o atakowaniu ich w Chinach? – odparł Harvath. – To jak dwie puszki i sznurek – przetniemy go po naszej stronie. Ale musielibyśmy zrobić znacznie więcej. Zapętlenie obrazu z kamer w przechowalniach zdecydowanie by nie wystarczyło.
– Mówisz o wyłączeniu internetu?
– Nie musimy go wyłączać. Wystarczy, że pobawimy się wyłącznikiem. Da się to zrobić?
– Nie za pomocą tego – odparł Nicholas, wskazując swojego laptopa.
– Ale można to zrobić?
– Można. Ba, już to robiono.
Harvath spojrzał na niego.
– Naprawdę?
– Całkiem niedawno. W styczniu niemal pięćset milionów chińskich użytkowników internetu zostało odłączonych od sieci na osiem godzin. Mówimy o połowie internautów na świecie. Uznano to za największą awarię w historii netu.
– Co się stało?
– Chiny wdrożyły ogromny system, szpiegujący i cenzurujący treści w internecie, nazywany Chińskim Murem Ogniowym. System kontroluje cały cyfrowy ruch wchodzący i wychodzący z kraju. Chińczycy wykorzystują Mur do dławienia wszelkich prób buntu i neutralizowania nastrojów antyrządowych. Z jego pomocą wsadzają do więzień dziennikarzy i dysydentów.
Zablokowali takie serwisy społecznościowe jak Facebook i Twitter, a nawet kanał Bloomberg.com i stronę „New York Timesa”.
– Dlaczego akurat Bloomberga i „New York Timesa”?
– Bo chociaż w redakcji „New York Timesa” pracują ludzie o sympatiach komunistycznych, gazeta w dalszym ciągu publikuje artykuły nieprzychylne chińskim przywódcom. Chinom się to nie podoba.
– Nie wątpię – przytaknął Harvath. – Ale w jaki sposób Chiński Mur Ogniowy spowodował przerwę w działaniu internetu?
– Wyobraź sobie starą centralę telefoniczną, w której kable wetknięto do jednego otworu. Ktoś nawalił i skierował trzy czwarte chińskiego ruchu internetowego w jedno miejsce. Jak na ironię, tym miejscem był kompleks serwerów firmy hostingowej z siedzibą w Cheyenne, w stanie Wyoming. Doszło do epickiej katastrofy.
– Sądzisz, że zdołamy to powtórzyć?
– Myślę, że korzystając z zasobów pewnej amerykańskiej agencji rządowej, mogę doprowadzić do czegoś podobnego. Jest tylko jeden mały problem – westchnął Nicholas.
– Jaki?
– Dawno temu ludzie z NSA przysięgli, że nie pozwolą mi wejść do żadnego ze swoich ośrodków.
– NSA zostaw mnie – odpowiedział Harvath. – Chcę, żebyś skoncentrował się na rozpracowaniu Chińskiego Muru Ogniowego.
– Pokładasz dużą wiarę w FBI. Nie wiemy nawet, czy będą w stanie zlokalizować którąkolwiek z przechowalni, nie mówiąc już o zrobieniu tego na czas.
– Znajdą je. Zaufaj mi. Są w tym dobrzy. Tymczasem zacznij pakować manatki. Chcę, żebyśmy za pół godziny byli w powietrzu.
Już wcześniej odesłali Loganów do domu i przekazali FBI zadanie inwigilacji hotelu Marriott w Cool Springs. Chase i Sloane spali rozwaleni na kanapach w pomieszczeniu biurowym hangaru. Po tym, co się stało, nikt nie liczył, że Deng wróci do hotelu. Harvath wątpił nawet w to, że facet nadal przebywa w Tennessee.
Zrobili wszystko, co mogli. Co więcej, Harvath zrozumiał w końcu, czemu kserokopia prawa jazdy Todda Thomasa nie dawała mu spokoju. Zadał sobie pytanie, jak by postąpił, gdyby musiał wynająć przechowalnie w różnych miastach, posługując się różnymi nazwiskami. Ćwiczenie to podsunęło mu pewien pomysł. Szukali małej igły w wielkim stogu siana, ale zadanie nie było niemożliwe do wykonania, więc przekazał swoje sugestie Staremu.
– Dokąd lecimy? – spytał Nicholas.
– Wracamy do Waszyngtonu.