Rozdział 54

MCLEAN, WIRGINIA

Opróżnianie kontenerów ślimaczyło się boleśnie, ale nie wiedzieli, co jest w skrzyniach, więc nie mieli wyboru.

Harvath wyjaśnił Carltonowi, dlaczego uważa, że w cylindrach znajduje się wodór, a nie hel.

– Hel nie posiada właściwości wybuchowych, dlatego stosują go w balonach pogodowych. Wodór natomiast takie właściwości posiada. Daje również znacznie większą siłę nośną. Jest niebezpieczny, ale gdyby chcieli zrzucić bomby, takie rozwiązanie miałoby sens. Poza tym, sądząc po rozmiarach eksplozji w Tennessee, można założyć, że użyto wodoru.

– Dlaczego mieliby zrzucić bomby? – zaciekawił się Stary.

– Mogliby w ten sposób ominąć wiele zabezpieczeń, a raczej przelecieć nad nimi.

– Z drugiej strony zdaliby się na łaskę wiatru. Nie mieliby kontroli nad tym, gdzie wylądują bomby.

– Może nie jest to konieczne – odparł Harvath. – Gdyby do wybuchu miało dojść w powietrzu, trzeba by jedynie je uzbroić i odpalić.

– Dlaczego planowali to zrobić w Des Moines i Nashville? Dlaczego nie w większych ośrodkach, jak Los Angeles, Chicago lub Nowy Jork?

– Może nie ma to znaczenia.

– Zaraz, zaraz – przerwał im Carlton. – Nawet gdyby nie chodziło o bomby, ale urządzenia do rozprzestrzeniania substancji biologicznych, trzeba by zdetonować ładunek nad ważnymi ośrodkami miejskimi. Pamiętasz, o czym mówią dane wywiadowcze? Dziewięćdziesięcioprocentowa śmiertelność w ciągu pierwszego roku.

Harvath skinął głową.

– Przypuśćmy, że nie chodzi o broń biologiczną, ale jądrową. I że to jednak jest jakiegoś rodzaju bomba. Tak czy siak, musieliby to zrobić nad głównymi ośrodkami. Nadal nie rozumiem.

– A jeśli nie chodzi ani o jedno, ani o drugie?

– Odpowiem tak samo, nawet gdyby zamierzali użyć broni chemicznej.

– Zakładamy, że to urządzenie samo w sobie spowoduje śmierć ludzi. A jeśli jesteśmy w błędzie? – zapytał Harvath. – Jeśli chodzi o coś innego?

– Na przykład o co?

Stali obok stacji roboczej przydzielonej agentce specjalnej Roe, więc Harvath poprosił ją, by wyświetliła na ekranie mapę Stanów Zjednoczonych. Kiedy to zrobiła, poprosił, żeby zaznaczyła sześć miast, w których Chińczycy rozmieścili swoje komórki.

– Wybrane miasta tworzą łańcuch przecinający cały kraj – zauważył.

– I?

– I co, jeśli sześć ładunków zostanie nie tylko wystrzelonych, ale i zdetonowanych w tym samym czasie?

Kiedy Roe zaznaczyła kręgi wybuchów nad miastami, tak by niemal się stykały, pokryły cały kraj, od wybrzeża do wybrzeża.

– I co, jeśli – ciągnął Harvath – nie chodzi o broń chemiczną, biologiczną, a nawet jądrową, lecz elektromagnetyczną?

Twarz Carltona pobladła.

– Broń generująca impuls elektromagnetyczny.

Harvath skinął głową.

– Wszystko by zamarło – powiedziała Roe. – Nie byłoby elektryczności ani bieżącej wody.

– Nie działałby numer alarmowy. Nie byłoby policji, straży pożarnej ani pogotowia – dodał Carlton.

– Ani internetu. Ustałyby dostawy żywności do sklepów, leków do aptek i szpitali. Nie byłoby ogrzewania, klimatyzacji ani paliwa. Maszyn do żniw. Ciężarówek, które dostarczyłyby płody rolne na rynek. Zapanowałby nieopisany chaos. Anarchia. Nasz kraj upadłby w ciągu kilku tygodni.

– To musi być to – przytaknął Stary. – Musieli zaplanować coś takiego.

Harvath wskazał monitory, na których można było śledzić sytuację w Las Vegas, Dallas i Des Moines.

– To, co tam znajdą, wiele wyjaśni.

– Tymczasem trzeba powiadomić o naszych przypuszczeniach prezydenta i generała Johnsona. – Carlton spojrzał na agentkę Roe i zapytał: – Czy można przesłać te materiały do centrum operacyjnego dyrektora Wywiadu Narodowego?

– Oczywiście – powiedziała. – Poproszę kogoś, by wszystko przygotował.

Stary podziękował i gestem nakazał Harvathowi, żeby poszedł za nim.

Kiedy dotarli do sali konferencyjnej, Nicholas i Draco nadeszli z drugiej strony. Harvath przytrzymał im drzwi i dał znak Nicholasowi, by milczał, podczas gdy Carlton podniósł słuchawkę telefonu i wybrał numer Białego Domu.

Kiedy przekazał informacje generałowi Johnsonowi i odłożył słuchawkę, Nicholas pokiwał głową:

– To ma sens.

– Znaleźliśmy tylko trzy przechowalnie. Cztery razem z tą w Nashville – przypomniał Stary. – Nawet jeśli odnajdziemy przechowalnie w Baltimore i Seattle, skąd będziemy wiedzieć, że mamy wszystkie urządzenia? Że w kraju nie ma więcej uśpionych agentów ani sprzętu?

Trafna obserwacja. Pewność zyskaliby jedynie wówczas, gdyby rozpracowali całą intrygę. By tak się stało, musieli jednak zrobić znacznie więcej – znalezienie kilku kontenerów magazynowych to za mało. Harvath zakładał zresztą, że niezależnie od tego, jakie urządzenie znajdowało się w przechowalni w Nashville, Bao Deng je wyniósł, zanim spalił wszystko do gruntu. Nie było mowy, by zostawił coś takiego.

Już miał to powiedzieć, gdy zauważył agentkę Roe biegnącą do sali konferencyjnej.

– Co się stało? – spytał, kiedy wpadła do środka.

– Boise – wysapała. – Miałeś świetny pomysł. To Todd Thomas. Mamy go.

– Zatrzymaliście Thomasa? – zapytał Nicholas.

– Nie, ale mamy ksero, którego używał.

– Jak to?

Roe spojrzała na Harvatha.

– Mężczyzna podający się za Todda Thomasa pojawił się w Nashville z bardzo niewyraźną kserokopią prawa jazdy – powiedział Harvath. – Dopóki stał przed tobą i pokazywał prawdziwe prawo jazdy, abyś mógł porównać je z kopią, wszystko było w porządku. Dlatego w żadnym z magazynów menedżer nie zrobił innej kopii. Wiemy, że postąpił tak samo w Vegas, Dallas i Des Moines. To dało mi do myślenia.

– Na jego miejscu użyłabym kserokopiarki w sklepie spożywczym lub jednym z małych punktów, gdzie pakują i wysyłają zamówione rzeczy, i wykonałabym próbne kopie. Jeśli na skserowanym dokumencie wciąż dałoby się odczytać dane, ale zdjęcie byłoby zbyt ciemne lub nieostre, wyciągnęłabym pozostałe podrobione dokumenty tożsamości i skopiowałabym je w ten sam sposób.

– Takie kserokopiarki są wyposażone w twardy dysk – zauważył z aprobatą Nicholas.

Harvath skinął głową.

– Zapisują każdą operację. Trzeba jedynie kabla i odpowiedniego programu, żeby się do nich dostać. Właśnie o to poprosiliśmy FBI. Sprawdzili ogólnodostępne kopiarki w Boise i okolicy, zwracając szczególną uwagę na te, które znajdują się w pobliżu punktów z darmowym Wi-Fi, z jakich korzystał ich opiekun, gdy wchodził na Facebooka. Skopiowali tyle twardych dysków, ile zdołali, i przesłali dane NSA.

– A ci zastosowali jeden ze swoich algorytmów, żeby przesiać informacje i wyszukać grafiki przypominające zamazane zdjęcia z praw jazdy, racja?

– Dokładnie – przytaknął Harvath, odwracając się do Roe. – Co wiemy?

– Kserokopiarka znajdowała się w małym punkcie wysyłkowym Going Postal w centrum Boise. Wynajmują tam skrytki pocztowe, świadczą usługi przewozowe, tego typu rzeczy – odparła Roe. – Na twardym dysku znajdują się kopie praw jazdy, których użył w przechowalniach, oraz jednego prawa jazdy ze stanu Waszyngton i jednego z Marylandu. Dysponując fałszywymi danymi, którymi się posłużył, będziemy mogli odnaleźć przechowalnie w Seattle i Baltimore.

– Ile różnych praw jazdy facet skopiował na tej maszynie?

Roe się uśmiechnęła.

– Siedem. Tak jak przypuszczałeś, najpierw przeprowadził próbę ze swoim prawem jazdy z Idaho. Sprawdziliśmy je. W odróżnieniu od innych jest autentyczne. Należy do siedemdziesięciopięcioletniego naturalizowanego amerykańskiego obywatela pochodzenia chińskiego nazwiskiem Ren Ho. Facet mieszka w Indian Valley, w Idaho. W odległości dwóch godzin jazdy na północ od Boise. Nasi ludzie go prześwietlają. FBI sformowało już grupę HRT, a Departament Energii wysłał Zespół do spraw Katastrof Nuklearnych.

Harvath spojrzał na Carltona.

– Powinniśmy być na miejscu, gdy dokonają zatrzymania. Trzeba go przesłuchać.

Stary skinął głową.

– Kogo chcesz zabrać?

– Sloane i Chase’a oraz Nicholasa do wszystkich spraw związanych z internetem.

– Załatwione. Chcesz kogoś jeszcze?

– Stephanie Esposito.

– Analityczkę CIA do spraw Chin?

– Potrzebuję kogoś, kto zna ich kulturę – odpowiedział Harvath. – Kto potrafi mówić i czytać w ich języku.

– Zadzwonię do prezydenta i dyrektora Wywiadu Narodowego, żeby niezwłocznie złożyć raport.

Harvath pospiesznie zanotował swój adres mailowy i numer komórki, a następnie wręczył go agentce Roe i powiedział:

– Kiedy wystartujemy, sprawdzę skrzynkę odbiorczą. Proszę, prześlij wszystko, co macie, na ten adres.

– Załatwione – odpowiedziała Roe. – Uważaj na siebie.

– Spróbuję – odparł, a następnie spojrzał na Nicholasa i wskazał głową drzwi. – Ruszajmy.