Rozdział 56

INDIAN VALLEY, IDAHO

Pierwszy dotarł na miejsce szpiegowski dron, krążący wysoko nad posiadłością Rena Ho. Małe ranczo, na terenie którego znajdowały się dom, stodoła i kilka budynków gospodarczych oraz zagród dla koni i bydła, było usytuowane na obrzeżach lasu państwowego Payette.

Teren był tak ukształtowany, że przeprowadzenie bezpośredniego ataku za dnia nie wchodziło w grę, więc Harvath zasugerował inne rozwiązanie.

Nicholas nie był zachwycony, że Harvath zamierza wykorzystać jego psa w charakterze rekwizytu. Tym bardziej że sam nie mógł być na miejscu akcji. Jednak wobec braku alternatywnego planu ustąpił.

Podczas lotu Harvatha agentka specjalna Roe przesłała mu wszystkie dane, które FBI zebrało na temat Rena Ho. Mieli informacje dotyczące jego naturalizacji, deklaracji podatkowych oraz, w ograniczonym stopniu, interesów. Według FBI facet był pośrednikiem, który pomagał amerykańskim firmom nawiązać współpracę z fabrykami w Chinach. Ren Ho był kiedyś żonaty, ale się rozwiódł, a jego żona wróciła do Chin. Mieli syna w wieku studenckim, który posiadał podwójne obywatelstwo i przypuszczalnie mieszkał z matką w chińskim mieście Shenzhen.

Roe dołączyła również wykaz podróży Rena Ho, który otrzymała od Departamentu Stanu, i powiedziała, że NSA próbuje pozyskać dane z jego telefonu, maila i kart kredytowych. CIA nie miała nic. W ich archiwach nie było żadnej wzmianki o człowieku nazwiskiem Ren Ho.

Na krótko przed lądowaniem Roe zadzwoniła na telefon pokładowy samolotu i przedstawiła Harvathowi pełny raport o tym, co wydarzyło się w Bostonie. Agent FBI śledził jedno z chińskich książątek, dziewczynę nazwiskiem Daiyu Jinping. Odnotował, że zjadła obiad w samotności, co w jej przypadku było czymś niezwykłym. Ale jeszcze dziwniejsze wydało mu się to, że najpierw cały czas rozmawiała i wysyłała wiadomości tekstowe ze swojego iPhone’a, a po wizycie w ubikacji nie dość, że zupełnie przestała, to jeszcze miała przy sobie całkiem inny telefon.

Z powodu podwyższonego stopnia zagrożenia agent powiadomił przełożonego o podejrzanym zachowaniu dziewczyny. Przełożony skontaktował się z innymi zespołami obserwacyjnymi. Ich członkowie byli święcie przekonani, że książątka, które obserwowali, spędziły noc we własnych domach. Odczyt lokalizacji komórek należących do książątek potwierdził ich przypuszczenia. W końcu ktoś w FBI zażądał fizycznego potwierdzenia i jeden po drugim zespoły obserwacyjne zaczęły donosić, że książątka zniknęły. Telefony były podłączone do ładowarek, ale w domach nie było nikogo. Wybuchła panika.

Natychmiast wysłali dodatkowe wsparcie dla agenta śledzącego Daiyu Jinping. Kiedy dziewczyna weszła do bostońskiego hotelu Hyatt Regency, część agentów ruszyła w pościg, a część udała się do pokoju ochrony, żeby śledzić obraz z kamer bezpieczeństwa. Cofnęli nagranie, by sprawdzić, czy ktoś wsiadł do windy razem z Daiyu lub coś jej przekazał, gdy przechodziła holem.

Niczego takiego nie spostrzegli, ale zauważyli mężczyznę, który wszedł do jednej z klatek schodowych, wkrótce po tym jak agenci FBI zjawili się w holu. Cofnęli nagranie jeszcze bardziej i ujrzeli, jak podejrzany wchodzi do hotelu. W ten sposób zdołali odtworzyć jego kroki. Nieznajomy ominął wszystkie kamery z wyjątkiem jednej, która znajdowała się przy barowej kasie. W ciągu kilku minut przekazali obraz do centrali i dostali potwierdzenie. Mężczyzną był Bao Deng.

Zaraz po otrzymaniu potwierdzenia rozległ się alarm przeciwpożarowy. Chociaż fortel był oczywisty, znacznie utrudnił sprawę FBI. Zadzwonili po wsparcie, między innymi do bostońskiej policji, ale nikt nie przybył na czas.

Jeden z agentów został w pokoju ochrony, żeby śledzić obraz z kamer bezpieczeństwa, a pozostali starali się zlokalizować Denga i jego książątko. Co, biorąc pod uwagę, że wszyscy goście usiłowali opuścić hotel, było równie łatwe jak spływ kajakowy po rzece, w górę której płyną ławice łososi.

Kamera w podziemnym garażu zarejestrowała Bao Denga w towarzystwie kobiety. Agent w pokoju ochrony hotelu trafnie zidentyfikował ją jako Daiyu Jinping i w komunikacie radiowym opisał jej wygląd oraz podał kierunek, w którym zmierzali.

Uciekający dostali się rampą na górę i wyszli na ulicę. Tam próbę zatrzymania podjął pierwszy agent FBI, który dotarł na miejsce. Doszło do wymiany strzałów. Agent federalny zginął, a Deng i jego książątko zniknęli.

Była to zła wiadomość. Pod wieloma względami. Dlatego że, po pierwsze, agent FBI stracił życie, a po drugie, wszystkie książątka z powodzeniem przedostały się przez pierścień inwigilacji. Poza tym Harvath był gotów iść o zakład, że Chińczycy nie wysłali Bao Denga do Bostonu jedynie po Daiyu Jinping. Facet miał przypuszczalnie coś wspólnego ze zniknięciem czterech pozostałych chińskich studentów.

Fakt, że telefony książątek zostały podłączone do ładowarek i pozostawione w ich mieszkaniach, oznaczał, że nie chciały, by zauważono ich zniknięcie. Właśnie to było najbardziej niepokojące. Ich nieobecność zostałaby w końcu dostrzeżona, ale najwyraźniej uznano, że kiedy tak się stanie, nie będzie to już miało żadnego znaczenia. Co mogło oznaczać tylko jedno – niebawem nastąpi atak.

Kiedy odrzutowiec Carlton Group wylądował w McCall, uzdrowiskowej miejscowości w stanie Idaho, około pięćdziesięciu kilometrów na północny wschód od Indian Valley, na lotnisku działało już centrum dowodzenia FBI.

Helikopter miał przetransportować Harvatha, Sloane, Chase’a i psa Nicholasa, Argosa, do placówki strażnika lasu państwowego Payette. Mężczyzna wiedział, gdzie znajduje się ranczo Rena Ho, i zapewnił, że zdoła ich doprowadzić do granicy posiadłości, tak by nikt tego nie spostrzegł. Odtąd mieli być zdani na siebie.

Plan zakładał, że helikopter zawróci na lotnisko po grupę strzelców wyborowych z oddziału HRT, a wszyscy pozostali, łącznie z miejscową policją, podjadą na ranczo dwiema szutrowymi drogami na pokładzie SUV-ów.

Harvath oznajmił, że dopóki nie da sygnału, nikomu nie wolno podejmować jakichkolwiek działań, a Ren Ho musi zostać wzięty żywcem. Ustalili kody radiowe oraz inne szczegóły, rozdzielili sprzęt i wyruszyli.

Argos lubił Harvatha, ale nie czuł się dobrze bez swojego pana. Według Sloane zachowywał się równie nerwowo w budynku Centrum, kiedy wraz z Chase’em zabrali go do biura Carlton Group, podczas gdy Nicholas został w środku z Draco.

Harvath próbował dodać otuchy potężnemu zwierzęciu, drapiąc go po karku i za uszami. W końcu olbrzym oparł łeb na masywnych przednich łapach, jakby nieco się odprężył.

Chase spojrzał na Harvatha i powiedział przez zestaw słuchawkowy:

– Przed zachodem słońca znienawidzi cię z całego serca.

Harvath pokręcił głową i spojrzał na surowy krajobraz, który rozciągał się na zewnątrz. Zawsze uważał Idaho za jeden z najpiękniejszych stanów Unii. Pełen wolnej przestrzeni i słabo zamieszkany. Jeśli miał słuszność i Chińczycy planowali zniszczyć Amerykę za pomocą serii impulsów elektromagnetycznych, Idaho byłoby jednym z miejsc, w których byłby gotów się zaszyć i stoczyć ostatni bój. Gdyby się zawczasu odpowiednio przygotował i nie cierpiał na żadną poważną chorobę, wymagającą częstych wizyt w szpitalu, mógłby się tu całkiem nieźle urządzić.

Pilot helikoptera nawiązał łączność z placówką strażnika, kiedy znaleźli się w zasięgu radiostacji, a następnie po okrążeniu polany dał sygnał i rozpoczął zniżanie.

Harvath otworzył drzwi i wyskoczył, a za nim Argos, Sloane i Chase. Kiedy wyjęli sprzęt z części ładunkowej helikoptera, odsunęli się na bezpieczną odległość i unieśli kciuki, dając znak pilotowi.

Maszyna uniosła się w jednej chwili i zniknęła im z oczu za wysokimi sosnami. Kiedy się oddaliła, ogłuszający huk śmigieł zastąpiła kompletna cisza. Zdumiewające, jak bezgłośny potrafi być las.

Strażnik przedstawił się i zaprowadził ich do swojego SUV-a. Rozłożył szczegółową mapę topograficzną okolicy na masce samochodu. Wyjaśnił im, gdzie się znajdują, gdzie jest ranczo Rena Ho oraz jaką drogą dotrą na miejsce.

– Jesteście gotowi? – spytał.

Chase spojrzał na Argosa, a później na Harvatha.

– Co pan na to, doktorze Dolittle?

– Pomóż mi załadować go do samochodu – odparł Harvath.

Obeszli SUV-a, otworzyli tylne drzwi i skłonili Argosa, by wskoczył do środka. Harvath dołączył do niego, po czym zmusił zwierzaka, żeby się położył, a następnie umieścił jego ogromny łeb na swoich kolanach.

– W porządku. Do roboty.

Chase wyciągnął tubę kleju marki Derma Bond – medycznego odpowiednika Super Glue – a Sloane sięgnęła po mały kamień, który wybrali na lotnisku.

Zanim wylecieli, Nicholas wskazał jej wrażliwą błonę na psiej łapie, między poduszkami, i właśnie tam Sloane umieściła kamień. Ściskała brzegi błony, tak by klej nie umazał jej palców, podczas gdy Chase aplikował derma bond. Harvath tymczasem starał się odwrócić uwagę psa.

Argos spojrzał raz lub dwa na Chase’a i Sloane, ale wydawał się zainteresowany nie tym, co robili, lecz uwagą, którą okazywał mu Harvath.

Kiedy skończyli, Sloane skinęła głową i razem z Chase’em zamknęła klapę, po czym zajęła miejsce obok strażnika leśnego. Podczas jazdy Harvath miał za zadanie skupić uwagę Argosa na czymkolwiek poza łapą.