ROZDZIAŁ 4

Helena miała wrażenie, że znalazła się w jakimś pięknym śnie, kiedy weszła do łazienki Lilian Biller i zanurzyła się w wannie pełnej wody i pachnącej piany. Już samo to, że matka Mirandy miała do dyspozycji własną łazienkę, wydawało się Helenie wręcz niewiarygodne. Lilian wyraźnie nazwała to luksusowe pomieszczenie „moja łazienka” i można było do niego wejść tylko z jej sypialni, która także przypominała senne marzenie. Helena czytała o łożach z baldachimami, nigdy jednak czegoś takiego nie widziała. Tu takie łóżko stało po prostu na środku pokoju, przykryte ciemnoniebieską kapą, pełne leżących na nim poduszek, a osłaniały je grube, jasnoniebieskie zasłony.

Helena leżała w ciepłej wodzie, rozkoszowała się pachnącą różami pianą i patrzyła na kolejne elementy pomieszczenia, zanurzonego w przytłumionym świetle eleganckich lamp ze szkła Tiffany’ego. Na podłodze przed wanną i umywalką leżały puszyste ciemnożółte dywaniki, na wieszakach wisiały grube ręczniki w tym samym kolorze. Umywalka była z pewnością marmurowa, a na toaletce stały liczne flakoniki z drogimi perfumami. Rodzina Mirandy musiała być zamożna, skoro mogła sobie pozwolić na kupno takiego domu. Czy profesor uniwersytetu w Nowej Zelandii zarabiał aż tak dużo? Ale Helena przypomniała sobie, że matka Mirandy pisała powieści, które cieszyły się dużym uznaniem czytelników. A więc to było prawdopodobnie źródłem dobrobytu rodziny, a Lilian – jak widać – nie miała żadnych oporów, aby dzięki zarabianym pieniądzom pozwolić sobie na luksus dla siebie samej. Matka Mirandy wydała się Helenie sympatyczna, choć trochę dziwna. Lilian Biller zachowywała się w stosunku do swojej córki jak gdyby była jej starszą siostrą, a nie osobą z jakimś autorytetem. Sprawiała wrażenie o wiele młodszej i bardziej swobodnej niż matka Heleny. Maria Grabowska była jeszcze przed deportacją osobą bardzo poważną. Na żarty pozwalała sobie tylko z Lucyną, a ciepła i serdeczna była wyłącznie w stosunku do najbliższych. A Lilian Biller traktowała Helenę już teraz jak członka rodziny. Dziewczyna poczuła się trochę nieswojo, kiedy popatrzyła na miękki szlafrok z grubej flaneli, który matka Mirandy zostawiła dla niej na małym stołku obok wanny. „Twoja sukienka jest mokra i brudna, trzeba będzie ją uprać” – powiedziała z uśmiechem, zanim zostawiła Helenę samą w łazience. „A rzeczy moje i Mirandy nie będą na ciebie pasować. Ubierz się więc w to, co do spania, jesteśmy przecież w rodzinie”. Helena zastanawiała się, czy wypada zjawić się wśród zupełnie obcych ludzi w nocnej bieliźnie, ale z drugiej strony puszysty szlafrok był kuszący i z pewnością na tyle duży, że osłoni ją lepiej niż każda sukienka.

Dziewczyna nie wahała się więc skorzystać z pachnącego mydła i szamponu i czuła, że w ciepłej wodzie z każdą chwilą wracały jej siły. Była też w stanie rozsądnie pomyśleć – ale teraz wróciły do niej troski i poczucie winy. Bez względu na wszystko musiała zastanowić się, jaką część swojej historii opowiedzieć Billerom. I na pewno należało powierzyć im najgorszą tajemnicę – o dziecku rosnącym w jej łonie. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że wyznała Mirandzie i jej kuzynowi swoje prawdziwe imię… Będzie musiała opowiedzieć także, że przyjechała z grupą uchodźców zamiast swojej siostry. Nie miała pojęcia, jak uporać się z przyznaniem się do zdrady wobec Lucyny. Już sama myśl o tym, że ci tak życzliwi ludzie będą na nią patrzeć, kiedy przyzna się do opuszczenia siostry, sprawiła, że jej serce zaczęło bić szybciej.

Z żalem wyszła ze stygnącej już wody, zawinęła się w gruby ręcznik i wyszczotkowała włosy, stojąc przed lustrem ozdobionym po bokach kwiatami z kolorowego szkła. A kiedy włożyła piżamę i biały szlafrok, wiedziała już, co chce powiedzieć, a co przemilczeć, choć bólem napełniała ją myśl, że nie będzie mogła odpowiedzieć całkowitym zaufaniem na serdeczność tych ludzi.

Helena założyła przygotowane przez Lilian nieco za małe pantofle i ruszyła na dół. Kręcone schody z jasnego drewna prowadziły na korytarz i do salonu Billerów. Dziewczyna weszła tam niezauważona. W pomieszczeniu zapalono już kilka lamp, których światło padało na duży stół, fotele i kanapy. Przed kominkiem siedział James ze starszym mężczyzną. Helena pomyślała, że był to zapewne ojciec Mirandy. Obaj mężczyźni pili whiskey, a Miranda nakrywała do stołu. Przez otwarte drzwi Helena dostrzegła Lilian, która właśnie wyjmowała z pieca pachnącą zapiekankę, i usłyszała jej słowa:

– Mam nadzieję, że jej nie przypaliłam. Mrs Backer trzy razy mi tłumaczyła, jak długo to ma się piec. Że też ona uważa mnie za tak mało zdolną, jeśli chodzi o gotowanie…

Helena dowiedziała się później, że Mrs Backer była gospodynią Lilian i że to ona przygotowała zapiekankę, zanim poszła gdzieś ze swoim mężem w wolny wieczór, ale najwyraźniej niezbyt chętnie zostawiała swoją pracodawczynię samą w jej własnej kuchni.

– A przecież ja potrafię gotować – mówiła Lilian, umieszczając zapiekankę na środku stołu. – Kiedy jeszcze mieszkałam z Benem w Auckland, zawsze gotowałam sama. Prawda, Ben? I moje dania zawsze były dobre!

Ben Biller, wysoki, szczupły mężczyzna o blond włosach, teraz już nieco przyprószonych siwizną, i sympatycznej twarzy, spojrzał ciepło na żonę.

– Byliśmy wtedy bardzo zakochani – powiedział zamiast odpowiedzi.

Miranda zachichotała.

Lilian udała obrażoną, popatrzyła na córkę i męża, po czym rzekła:

– Jeszcze jedno słowo, Ben, i przypomnę wiersze, które wtedy dla mnie pisałeś!

Teraz roześmiał się także James. Sztuka pisania wierszy przez Bena Billera musiała cieszyć się w tej rodzinie niezbyt dobrą sławą i była zapewne powodem wielu żartów.

W tym momencie Lilian dostrzegła Helenę.

– Helena, dobrze, że już jesteś! I wyglądasz teraz o wiele lepiej. Ben, to nasz młody gość z Polski. Przyjaciółka Mirandy z obozu uchodźców, która w jakiś sposób dziś wylądowała u nas. Ale o tym opowiesz nam później, Heleno. Teraz zjedzmy, siadajcie wszyscy do stołu. James, usiądź naprzeciw Heleny…

Helena znów poczuła zakłopotanie, zwłaszcza że James McKenzie rycersko przysunął jej krzesło, zanim sam usiadł, jak gdyby była jakąś królową. Uśmiechnął się do niej – i tym razem w jego spojrzeniu Helena oprócz sympatii dostrzegła coś jakby podziw. Opuściła szybko wzrok, ale sprawiło jej to przyjemność. Czy ten młody mężczyzna rzeczywiście mógł uważać ją za piękną? Nerwowym ruchem spróbowała odgarnąć do tyłu rozpuszczone włosy i jakoś pośpiesznie je zapleść. James dostrzegł to, mrugnął do niej i z porozumiewawczym uśmiechem podał jej serwetnik.

– Ale możesz zostawić włosy rozpuszczone – powiedział tym swoim miłym, spokojnym głosem, a Helena wbrew wszelkiemu rozsądkowi uwierzyła, że to prawda. – Bo wyglądają naprawdę pięknie, a poza tym przypominasz dziewczynę z pewnego obrazu…

Miranda spojrzała na kuzyna z irytacją, ale Lilian przytaknęła z ożywieniem.

– On ma rację – powiedziała. – Popatrz na nią uważnie, Mirando, ona rzeczywiście wygląda jak Mona Liza.

Helena zaczerwieniła się.

– Albo jak Madonna na starych obrazach w chrześcijańskich kościołach – dodał Ben Biller, przyjrzawszy się uważnie Helenie, która teraz nie wiedziała, gdzie ma podziać oczy. Jednak profesor Biller patrzył na nią z takim samym pogodnym zainteresowaniem, jakim najwyraźniej obdarzał każdą istotę. I z pewnością tylko na swoją Lilian patrzył tak, jak mężczyzna na kobietę. A w oczach Jamesa McKenziego Helena z pewnością dostrzegłaby zdradziecki błysk – gdyby miała odwagę podnieść wzrok.

– Teraz pozwólcie jej spokojnie zjeść! – Miranda zakończyła dyskusję na temat wyglądu Heleny. – To jest krępujące, kiedy porównujecie ją z kobietą z tak starego obrazu. A ona jest przecież nowoczesną dziewczyną. I na pewno bardzo głodną…

Spojrzała na Helenę porozumiewawczo i nałożyła jej porcję zapiekanki na talerz. Helenie już na sam ten widok pociekła ślinka – dopiero teraz poczuła, jak bardzo była głodna. Musiała się zmusić, aby nie jeść zbyt łapczywie.

Billerowie pozwolili jej spokojnie jeść i zupełnie nie zwrócili uwagi na to, że nałożyła sobie drugą i trzecią porcję. James jadł z podobnym apetytem. Wyżywienie w Air Force i na statku chyba niezbyt przypadło mu do gustu.

Dopiero później, kiedy talerze były już sprzątnięte, Miranda postanowiła zaspokoić swoją ciekawość. Mężczyźni znów zasiedli przed kominkiem, Helena przycupnęła w kącie kanapy, a Miranda i Lilian zajęły miejsce na fotelach. Miranda popatrzyła na Helenę uważnie.

– A teraz opowiadaj! – zachęciła ją. – Skąd się wzięłaś z obozu w Pahiatua na tej wiejskiej drodze do Lower Hutt, dlaczego nagle nie nazywasz się Lucyna, tylko Helena, i co było tak straszne, że aż chciałaś… – Miranda urwała w ostatniej chwili, zanim wygadała się przed całą rodziną o samobójczej próbie Heleny – …że tak strasznie płakałaś – dokończyła zdanie.

Helena odetchnęła głęboko.

– Rzeczywiście nazywam się Helena – powiedziała. – Lucyna to moja młodsza siostra.

I zgodnie z prawdą opowiedziała o możliwości wyjazdu do Nowej Zelandii i o tym, że mając ukończone osiemnaście lat, była już na taki wyjazd za stara.

– Tak bardzo marzyłam o nowym życiu, gdzieś daleko, podczas kiedy Lucyna nie chciała wyjeżdżać…

– I po prostu zamieniłyście paszporty! – wyraziła swoje przypuszczenie Miranda. – Sprytne! O ile wszyscy, którzy was znali, będą milczeć!

Helena skinęła głową, ciesząc się, że dzięki Mirandzie nie musiała kłamać. A potem cicho i często przerywając, opowiedziała o Witoldzie, o tym, co stało się na statku, czując przy tym piekący wstyd. Nigdy nie wyobrażała sobie, że będzie mogła o tym mówić, a już zwłaszcza w obecności mężczyzn. Prawie nie ważyła się podnieść głowy i na jej twarzy co chwilę pojawiał się rumieniec. I tym bardziej zaskoczył ją fakt, że Billerowie w ogóle nie byli zszokowani jej opowieścią. Oburzyła ich podłość Witolda, ale jednocześnie bardzo współczuli Helenie.

I tylko Miranda dziwiła się jej naiwności.

– Heleno! – jęknęła. – Przecież wtedy byliście już w Bombaju! Ten typ mógł gadać, co chciał, w żadnym wypadku nie odesłano by cię z powrotem ani też nikt nie próbowałby sprawdzić, czy on mówił prawdę. Ja spokojnie odprawiłabym go z kwitkiem! Albo nawet doniosłabym na niego, kiedy tylko złożył ci tak niemoralną propozycję. I możesz mi wierzyć, że od razu by spokorniał!

W oczach Heleny zabłysły łzy, a Lilian położyła jej rękę na ramieniu.

– Helena wpadła w panikę, Mirando! – zganiła córkę. – Nie możesz tego zrozumieć, bo nigdy nie byłaś w podobnej sytuacji. My także nie… Ale pomyśl, co miała za sobą Helena! Deportacja, Syberia, przymusowa praca, utrata rodziców, przyjazd do Persji, znów obóz… To zupełnie normalne, że się bałaś, Heleno! Nie daj sobie wmówić, że jesteś czemukolwiek winna!

Po policzkach dziewczyny mimo to płynęły łzy.

– Staram się, aby tak było – szlochała. – Ja… chciałam o wszystkim zapomnieć. I tak by się stało. On w końcu zostawił mnie w spokoju, kiedy znaleźliśmy się w Małej Polsce. Chce teraz ożenić się z Nowozelandką, żeby dostać obywatelstwo. I wszystko byłoby w porządku, gdyby…

– Gdyby co? – spytał naiwnie, ale ze szczerym współczuciem James.

Lilian popatrzyła uważnie na sylwetkę Heleny.

– Od kiedy o tym wiesz? – spytała łagodnie.

– Od dwóch tygodni – wyszeptała Helena. – Od dwóch tygodni wiem, że będę miała dziecko.

Oboje Billerowie i James zareagowali na tę wiadomość z całkowitym spokojem. Jedynie temperament Mirandy nie pozwolił jej milczeć.

– Ja doniosłabym na tego typa! – wykrzyknęła, kiedy Helena opowiedziała o reakcji Witolda na wiadomość o ciąży. – To po prostu skandal, że zostawił cię samą!

Lilian uniosła brwi w górę.

– A czego się spodziewałaś? – zakpiła. – Że nagle ni stąd, ni zowąd rozwiną się w nim ojcowskie uczucia? Albo poczucie odpowiedzialności? A przecież to błogosławieństwo dla Heleny, że tak się nie stało. Bo ty naprawdę chciałaś za niego wyjść! Ale jeśli chodzi o złożenie doniesienia… Moje poczucie sprawiedliwości też mówi, że to byłoby słuszne. Tobie, Heleno, nic by się nie stało, ty…

– Ale to na pewno skomplikowałoby całą sytuację – wtrącił Ben Biller, który zapalił fajkę i w zamyśleniu wypuszczał z ust kłęby wonnego dymu. – Bo musiałabyś powiedzieć, jak on to na tobie wymusił. I sprawa ze sfałszowanymi dokumentami wyszłaby na jaw.

– No i co z tego? – zaatakowała go Lilian. – Nie napędzaj jej stracha! Jak gdyby ktoś mógł ją odesłać z powrotem…

– Ale nie mogłaby też opuścić obozu – mówił dalej Ben, na którym słowa żony najwyraźniej nie zrobiły żadnego wrażenia. – Oczywiście dostałaby dokumenty, prawdopodobnie od razu nowozelandzkie…

– Czy to pewne? – spytała Helena i przetarła oczy. – To brzmi tak, jak gdyby nowy paszport można było dostać bardzo łatwo. W Europie… W Europie ludzie umierają tylko dlatego, że mają fałszywy paszport. Albo nie mają żadnego… I stale się jest kontrolowanym. I trzeba…

– …trzeba mieć akt urodzenia – dokończył Ben, ciągle z takim samym spokojem. – I tu widzę problemy. Jeśli Helena, właściwie powinniśmy mówić Miss Grabowska, bo ta młoda dama skończyła już osiemnaście lat…

– Dziewiętnaście – wymamrotała Helena. – Pod koniec roku skończyłam dziewiętnaście lat.

Jej urodziny minęły bez echa.

– …gdyby więc Miss Grabowska w ogóle miała akt urodzenia, to byłby to akt jej siostry. Ale aby dostać właściwy, należałoby pisać do Persji, skontaktować się z Lucyną i prosić ją, aby przysłała właściwy akt… A to trwałoby miesiącami.

A przede wszystkim byłoby niemożliwe. Helena znów miała takie uczucie, jak gdyby ziemia usuwała jej się spod stóp. Lucyny i Kaspra nie było już w Teheranie. Wytropienie ich było niemożliwe.

– To prawda – zgodziła się z ojcem Miranda. – A w tym czasie Helena nie mogłaby opuścić Małej Polski. Musiałaby tam urodzić dziecko.

– I wszyscy by się dowiedzieli – wyszeptała Helena. – O mnie i o Witoldzie. A… a co będzie, jeśli mi nie uwierzą? Witold przecież wszystkiemu zaprzeczy…

– Ten typ mógłby nawet twierdzić, że Helena wymyśliła tę historię, aby go oczernić – pisarka Lilian nie mogła się oprzeć chęci puszczenia wodzy fantazji. Nie zauważyła, jak bardzo przeraziła Helenę. – I aby w ten sposób wyjaśnić ciążę i zdobyć opiekuna dla dziecka. Heleno, wystarczyłoby, że on tylko wspomniałby o „propozycji małżeństwa”, z którą do niego przyszłaś, i już byłaby to odpowiedź na twoje słowa. Dowodem byłoby zdjęcie w twoim paszporcie. Mam nadzieję, że Lucyna nie jest do ciebie podobna.

Helena nagle miała przed oczami twarz Lucyny i zaczęła gwałtownie szlochać.

– Najlepiej byłoby zostawić wszystko tak, jak jest w tej chwili – wtrącił się znów Ben ze swoim zwykłym spokojem. – Miss Grabowska zatrzyma tożsamość swojej siostry, będzie na razie milczeć o tym, co zrobił ów Witold, oraz opuści polski obóz, zanim ciąża zacznie być widoczna.

– Ale dokąd miałabym pójść? – spytała Helena cicho. – Ja… ja oczywiście poszukałabym sobie jakiejś pracy. W Wellingtonie czy gdzieś. Jeśli… jeśli tylko otrzymam zezwolenie na pracę… Tylko… tylko co ja zrobię, kiedy dziecko przyjdzie na świat?

– Nie będziesz szukać żadnej pracy. Pojedziesz ze mną na Kiward Station – włączył się do dyskusji James i było to tak zaskakujące, że wszyscy spojrzeli na niego zdumieni. – Kiward Station to farma moich rodziców – wyjaśnił James Helenie, nie zwracając na nic uwagi. – Na Wyspie Południowej, a więc daleko stąd. Tam nikt cię nie zna. Nikogo nie będzie obchodziło, czy nazywasz się Lucyna czy Helena. A jeśli chodzi o ciążę… – James zastanawiał się przez chwilę, po czym zwrócił się do wszystkich: – Przecież ona może powiedzieć, że była mężatką, jej mąż został ranny w czasie wojny, a potem zmarł. Moi rodzice oczywiście będą musieli znać prawdę, ale oni są raczej wyrozumiali – o ile tylko nie chodzi o obronę ojczyzny…

James spodziewał się głośnego aplauzu i patrzył po kolei na wszystkich, zwłaszcza na Helenę, której łzy wyschły niemal momentalnie. Czy uda jej się ujść cało z opresji? Szeroko otwarte oczy dziewczyny wpatrywały się w kuzyna Mirandy, jak gdyby był on jej zbawcą.

– A jak ja będę mogła… opuścić Małą Polskę? – spytała. – Jeśli… to znaczy gdybym przyjęła to wszystko… Czy to mogłoby… – Helena potarła czoło.

– Zwolnienie z obozu to najmniejszy problem – oświadczyła Lilian. – Jutro mogę tam z tobą pojechać i wyjaśnimy to. Powiemy, że zaoferowaliśmy ci posadę pokojówki czy coś takiego…

Helena i Miranda jednocześnie potrząsnęły głowami.

– My nie musimy pracować – wyjaśniła Helena. – Mamy chodzić do szkoły tak długo, jak to tylko jest możliwe. Chciałam ukończyć high school

– Powinnaś to zrobić – zgodził się z nią James. – To znaczy… w Christchurch na pewno byłyby jakieś możliwości…

Miranda ostentacyjnie przewróciła oczami.

– James, nie chodzi teraz o zapewnienie jej wykształcenia, tylko bardziej o to, aby wydobyć ją z obozu – dziewczyna zachichotała jak uczniak, mówiąc te słowa. – A jeśli już na sam jej widok tak całkiem straciłeś zdolność myślenia, to czemu nie powiesz po prostu, że chcesz się z nią ożenić?

Helenie dosłownie odebrało mowę.

– Jeśli nie da się inaczej, to owszem – odparł James przekornie i zaczerwienił się natychmiast, kiedy zdał sobie sprawę, co takiego powiedział.

Lilian zareagowała, śmiejąc się nerwowo, a Ben zmarszczył czoło.

– Zakochany, zakochany, wiedziałam, on jest zakochany! – zaintonowała nieco głupkowato Miranda, chichocząc głośno.

– Bzdura! – odparł opryskliwie James. – To oczywiste, że nie jestem zakochany. Chciałem tylko pomóc. Chciałem coś zrobić, Mirando. Zrobić coś dla ludzi na tej przeklętej wojnie, a nie bawić się jak ty. Opieka nad dziećmi w Małej Polsce… To miłe, ale nie wpłynie na losy wojny…

– A osoba Heleny wpłynie na losy tej wojny? – spytał Ben z wyraźną irytacją.

Lilian przewróciła oczami w odpowiedzi.

– Jeśli więc nie mogę dalej walczyć – mówił zapalczywie James – to chciałbym przynajmniej zrobić coś, co mogę, ja…

– Nie musi się pan poświęcać dla mnie – powiedziała cicho Helena.

Tego wieczoru musiała stawić czoła prawdziwej lawinie najrozmaitszych uczuć. James dopiero co był dla niej zaskakująco miły, ale teraz najwyraźniej wcale nie chodziło o jej osobę, lecz o jakieś wyższe cele.

– I chętnie bym to zrobił! – upierał się dalej James, cały czas wpatrując się w Mirandę.

Helena poczuła gwałtowne bicie serca. Najwyraźniej była to zwykła sprzeczka między kuzynostwem – i to jej kosztem. Dziewczyna spuściła oczy.

Lilian dostrzegła to i położyła jej uspokajająco rękę na ramieniu.

– Skończcie oboje z tą kłótnią! – zwróciła się energicznie do Jamesa i Mirandy. – Helena jest zakłopotana. Heleno, nie bierz poważnie tego, co oni mówią! Nikt tu nie zamierza się poświęcać i nikogo nie powinno obchodzić, czy ktoś jest zakochany – oprócz nich samych oczywiście. Nie martw się, Heleno. Jutro pojadę z tobą do Pahiatua i porozmawiam z kierownictwem obozu. To oczywiste, że pozwolą ci odejść, także bez aktu małżeństwa. – Uśmiechnęła się krzepiąco do Heleny, ale dziewczyna była ciągle przygnębiona. Nie podobało jej się, że znów ktoś decydował o jej życiu. A James… Nie wiedziała już, co ma o nim myśleć. Ludzie w Nowej Zelandii byli tak inni od tych w Europie. O wiele bardziej otwarci, a jednocześnie… powierzchowni? Zastanawiała się, co z nią będzie na owej farmie.