RZEKA PAMLICO, KAROLINA PÓŁNOCNA
Hale w dalszym ciągu oglądał telewizyjną relację. „Adventure” znajdował się w odległości pół godziny żeglugi od domu. Zmniejszyli prędkość, wiedząc, że Pamlico, mimo swojej szerokości, ma głębokość nie większą niż sześć metrów. Przypomniał sobie, co dziadek powiedział mu o oznakowaniu dróg wodnych – miejscowi piloci przenosili podrosty cedrów z miejsca na miejsce, żeby skłonić kapitanów wpływających jednostek, by ich zatrudnili. Dzięki Bogu nie wpływali już w głąb lądu od strony piaszczystych brzegów, klucząc między łachami, których nie było dzień wcześniej. Sytuacja zmieniła się radykalnie dzięki silnikom. Hale ściszył dźwięk i zaczął nasłuchiwać plusku fal rzecznych uderzających o smukły kadłub.
Czekał.
Zadzwonił przed dwudziestoma minutami i nagrał wiadomość.
Danny Daniels świetnie się prezentował przed mediami. Hale odebrał milczące przesłanie od prezydenta. Śledztwo już się rozpoczęło. Ciekawe, jak poszło kwatermistrzowi. Na szczęście mógł liczyć na staranność Knoxa. Taki sam był jego ojciec, który służył ojcu Hale’a. Jednak obecna sytuacja była niezwykła. Najoględniej mówiąc.
Telefon zaświergotał.
Kiedy podniósł słuchawkę, Knox oznajmił:
– Mówiłem im, żeby tego nie robili, ale się uparli.
– Trzeba było mnie zawiadomić.
– Ostatecznie wyszło na to samo. Tamci nie widzą o niczym. Nigdy nie nadużyłem twojego zaufania, więc nie możesz oczekiwać, że postąpię tak wobec nich.
Fakt. Zaledwie kilka dni temu Knox wykonał dla Hale’a tajną misję. Misję wielkiej wagi.
I nigdy nie nadużył jego zaufania.
Z czterech rodzin Hale’owie byli najzamożniejsi, posiadali majątek równy łącznemu majątkowi trzech pozostałych. Owa wyższość zawsze budziła niechęć, od czasu do czasu manifestującą się gestami niezależności, bo tamci potwierdzali w ten sposób swoją wartość. Właściwie nie powinien być zaskoczony wydarzeniami tego dnia.
– Co się stało? – zapytał.
Słuchał w milczeniu raportu kwatermistrza. Relacji o ingerencji NIA i zlikwidowaniu ich agenta.
– Czemu się wtrącili? – spytał. – Przecież oni jedni stali po naszej stronie?
– Najwyraźniej posunęliśmy się o krok za daleko. Ich agent nie podał żadnych wyjaśnień. Odniosłem wrażenie, że przesyła nam wiadomość. Pomyślałem, że to ważne, aby wiedzieli, iż ją odebraliśmy i nie jesteśmy zadowoleni z tego, co zrobili.
Nie mógł zakwestionować tego rozumowania.
Poczucie misji zawsze spajało pirackie bractwo, a zespół był ważniejszy od jednostki. Ojciec nauczył go, że misje wymagają zadań i nagród, i ludzi, których połączył jeden cel. Było tak za czasów przodków, choć nawet dziś każdy dobry kapitan wiedział, że wyraźnie określona misja powoduje, iż zwierzyna staje się myśliwym.
Dlatego postanowił nie upominać Knoxa i najzwyczajniej w świecie powiedział:
– Od tej pory informuj mnie o wszystkim.
Kwatermistrz się nie sprzeciwił.
– Pojadę po laptopa Parrotta.
Serce Hale’a zabiło żywiej. Był podekscytowany, że szyfr Jeffersona zostanie w końcu odczytany. Czy to możliwe? A jednak...
– Na twoim miejscu byłbym ostrożny.
– To samo pomyślałem.
– Powiadom mnie, kiedy go zdobędziesz. Słuchaj, Clifford, nie chcę więcej takich akcji jak dzisiejsza.
– Rozumiem, że porozmawiasz z trzema pozostałymi?
– Gdy tylko dotrę do brzegu.
Przerwał połączenie.
Może choć jedna rzecz pójdzie dziś jak należy.
Spojrzał na dwie kartki w plastikowych koszulkach.
W tysiąc osiemset trzydziestym piątym roku, kiedy jego prapradziadek próbował zamordować Andrew Jacksona, słono za to zapłacili. Na dodatek, podobnie jak teraz, we Wspólnocie zaznaczyły się podziały. Tylko dlatego Hale kazał kwatermistrzowi zabić prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Potajemnie zatrudnili Richarda Lawrence’a, bezrobotnego malarza pokojowego. Przed zamachem Lawrence próbował zastrzelić własną siostrę i otwarcie groził, że zabije dwie kolejne. W końcu doszedł do wniosku, iż Jackson zamordował jego ojca. Uważał się też za króla Anglii i żarliwie głosił, że Jackson pozbawia go królewskiego dziedzictwa. Twierdził, iż prezydent jest odpowiedzialny za to, że on nie może znaleźć pracy, i odpowiada za powszechny brak pieniędzy w kraju.
Zachęcenie go do działania nie było szczególnie trudne.
Większych problemów nastręczał sam Jackson, który zamknął się w odosobnieniu podczas surowej zimy tysiąc osiemset trzydziestego czwartego roku. W końcu wywabił go z samotni pogrzeb na Kapitolu, więc Lawrence został wezwany do Waszyngtonu i wyposażony w dwa pistolety. W chłodny, deszczowy dzień wmieszał się w tłum, aby stanąć oko w oko z wrogiem.
Niestety los interweniował, ratując Starego Orzesznika.
Proch zamókł i żaden z pistoletów nie wypalił.
Jackson natychmiast zaatakował senatora George’ a Poindextera z Missisipi, oskarżając go o spisek. Senat wszczął oficjalne dochodzenie, ale Poindexter został oczyszczony z zarzutów. Jednak Jackson potajemnie się zemścił.
Dziadek Hale’a opowiedział mu, co się wydarzyło.
Z łatwością manipulowali sześcioma prezydentami przed Jacksonem. Waszyngton dobrze wiedział, co Wspólnota uczyniła dla kraju w czasie rewolucji. Podobnie było z Adamsem. Nawet Jefferson ich tolerował, a pomoc, której udzielili Ameryce w wojnie z berberyjskimi piratami, usunęła wszelką żółć, która pozostała. Madison, Monroe i drugi z Adamsów nigdy nie stanowili problemu.
Ale ten cholerny dureń z Tennessee postanowił wszystko zmienić!
Jackson wojował z Kongresem, Sądem Najwyższym i prasą – ze wszystkimi i każdym z osobna. Był pierwszym prezydentem nominowanym przez partię polityczną, a nie partyjnych przywódców – pierwszym, który prowadził kampanię skierowaną do narodu i zwyciężył tylko dzięki niemu. Nienawidził politycznych elit i po objęciu urzędu dopilnował, żeby ich wpływy osłabły. Jackson miał już wcześniej do czynienia z piratami – jako generał podczas wojny tysiąc osiemset dwunastego roku, kiedy zawarł umowę z Jeanem Lafitte’em, aby uchronić Nowy Orlean przed Brytyjczykami. Wiele lat później, gdy już był prezydentem, wdał się w błahy konflikt ze Wspólnotą. Kapitanowie chcieli zachować pokój, więc głosowali za tym, żeby ustąpić.
Tylko Hale’owie powiedzieli „nie”.
Później wysłali Richarda Lawrence’a.
Jednak, tak jak dzisiaj, zamach się nie udał. Na szczęście Lawrence został uznany za szaleńca i zamknięty w szpitalu. Zmarł w tysiąc osiemset sześćdziesiątym pierwszym roku, nie wypowiedziawszy ani jednego zrozumiałego słowa.
Czy dzisiejsze fiasko może mieć równie szczęśliwie zakończenie?
Przez okna salonu Hale ujrzał prom samochodowy wypływający z Bayview do leżącej na południu Aurory, w kolejny regularny rejs przez Pamlico.
Dom był niedaleko.
W dalszym ciągu gorączkowo myślał.
Ścieżka obrana przez prapradziadka była wyboista. Andrew Jackson pozostawił bliznę na obliczu Wspólnoty, która po czterech kolejnych razach przerodziła się w otwartą ranę.
Mam szczerą nadzieję, że niegodne mężczyzny postępowanie, które Ci przypisują, stanie się Twoją zgubą, i że dożyję dnia Twego upadku.
Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie, sukinsynu.
Do salonu wszedł sekretarz. Hale zlecił mu odnalezienie trzech pozostałych kapitanów.
– Są na terenie rezydencji Cogburna.
– Powiedz, że chcę się z nimi spotkać za godzinę. W budynku głównym.
Sekretarz wyszedł, aby wykonać polecenie.
Hale utkwił wzrok w lekko wzburzonej toni i dostrzegł płetwę rekina tuż za kilwaterem. Interesujący widok osiemdziesiąt kilometrów w głębi lądu, z dala od otwartego morza. Ostatnio widział coraz więcej drapieżników igrających w tych wodach. Zaledwie kilka dni temu jeden z nich chwycił przynętę na haczyku i omal nie wciąg nął go do rzeki.
Uśmiechnął się.
Były twarde, agresywne i niestrudzone.
Takie jak on.