Cassiopeia słuchała Danny’ego Danielsa tłumaczącego, jak głos z nagrania postawił wszystkich w stan pogotowia i zasugerował, gdzie należy szukać.

– Musiał być tutaj – powiedział Malone. – W holu hotelu Grand Hyatt. Tylko w ten sposób mógłby ustalić, którędy wyszedłem.

– Tajemniczy nieznajomy wiedział, co i jak należy powiedzieć – zauważył Davis.

Pojęła, co dawali do zrozumienia. Nieznajomy był jednym z nich, a przynajmniej tym, który wiedział o nich wszystko. Takie spojrzenie Danielsa widziała już wcześniej – w Camp David, razem ze Stephanie – zdradzało, że prezydent wie więcej.

Daniels skinął głową szefowi swojej kancelarii.

– Powiedz im.

– Pół roku temu ktoś złożył mi wizytę w Białym Domu.

Davis spojrzał na mężczyznę siedzącego po drugiej stronie biurka. Wiedział, że ma pięćdziesiąt sześć lat i jest Amerykaninem od czwartego pokolenia, z koligacjami rodzinnymi sięgającymi czasów sprzed rewolucji amerykańskiej. Był wysoki, o błyszczących zielonych oczach i ciemnej linii brody, która wydawała się twarda jak zbroja. Jego gładką głowę wieńczyła długa, gęsta, srebrzysto-czarna czupryna zaczesana do tyłu niczym grzywa starego lwa. Zęby lśniły jak perły, a efekt psuła jedynie wyraźna szpara między siekaczami. Jego wygląd był równie dystyngowany jak głos.

Quentin Hale stał na czele potężnego koncernu obejmującego fabryki, banki i sklepy detaliczne. Był jednym z największych posiadaczy ziemskich w kraju. W skład jego majątku wchodziły głównie centra handlowe i biurowce istniejące niemal we wszystkich większych miastach Stanów. Fortuna Hale’a szła w miliardy dolarów, a on sam według magazynu „Forbes” stale utrzymywał się na liście najbogatszych ludzi Wspierał także finansowo prezydenta, darowując kilkaset tysięcy dolarów na obie kampanie, czym zyskał sobie prawo do osobistego spotkania z szefem kancelarii Białego Domu.

Jednak to, co Davis przed chwilą usłyszał, kompletnie go zaskoczyło.

„Powiedział pan, że jest piratem?”.

„Korsarzem”.

Davis znał różnicę. Pierwszy był przestępcą, drugi działał w ramach oficjalnego zezwolenia udzielonego przez gubernatora na atakowanie nieprzyjaciół.

„W czasach rewolucji amerykańskiej – ciągnął Hale – kontynentalna marynarka dysponowała zaledwie sześćdziesięcioma czterema okrętami. Okręty te przechwyciły sto dziewięćdziesiąt sześć jednostek wroga. W tym samym czasie siedmiuset dziewięćdziesięciu dwóch korsarzy, działając za zgodą Kongresu Kontynentalnego, zatrzymało lub zniszczyło sześćset brytyjskich statków. W czasie wojny tysiąc osiemset dwunastego roku sytuacja była jeszcze bardziej dramatyczna. Marynarka zniszczyła zaledwie dwadzieścia trzy jednostki, a zajęła dwieście pięćdziesiąt cztery. W tym samym czasie pięciuset siedemnastu korsarzy działających za przyzwoleniem Kongresu zajęło tysiąc trzysta jednostek. Teraz rozumie pan, jak wielką przysługę oddaliśmy temu krajowi”.

Davis rozumiał, ale nie miał pojęcia, do czego zmierza jego gość.

„Rewolucja amerykańska nie została wygrana dzięki armii kontynentalnej – kontynuował Hale. – O zwycięstwie zadecydowało zniszczenie brytyjskiego handlu. Korsarze przenieśli wojnę za Atlantyk, ku wybrzeżom Anglii, powodując, że brytyjskie statki były stale narażone na niebezpieczeństwo. Zagroziliśmy żaglowcom kotwiczącym w zatokach i doprowadziliśmy do niemal całkowitego wstrzymania wymiany handlowej. Wywołało to poruszenie wśród kupców. Stawki ubezpieczeniowe za fracht wzrosły tak gwałtownie, że Brytole zaczęli używać francuskich jednostek do transportu swoich towarów, o czym nigdy wcześniej nie słyszano”.

Hale wyliczał to wszystko z dystyngowaną godnością.

„W końcu kupcy przekonali króla Jerzego, żeby zrezygnował z walki o Amerykę. Właśnie dlatego wojna się skończyła. Historia uczy, że bez pomocy korsarzy rewolucja amerykańska nie zakończyłaby się powodzeniem. Jerzy Waszyngton kilka razy przyznał to publicznie”.

„ Co to wszystko ma wspólnego z panem?”, zapytał Davies.

„Tymi korsarzami byli moi przodkowie. W okresie rewolucji wraz z trzema innymi rodzinami wodowaliśmy wiele okrętów, a resztę zorganizowaliśmy we flotę zdolną do walki. Ktoś musiał koordynować morskie operacje. Tym kimś byliśmy my”.

Davis zaczął gorączkowo myśleć, próbując sobie przypomnieć, ile zdoła. Słowa Hale’a były prawdą. Korsarze otrzymali list kaperski upoważniający do bezkarnego napadania wrogów kraju i brania łupów.

„Czy pańska rodzina jest w posiadaniu takiego listu?”.

Hale skinął głową.

„Byliśmy i nadal jesteśmy. Przyniosłem go ze sobą”.

Gość Davisa sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął złożoną kartę papieru. Davis otworzył ją i ujrzał kopię liczącego ponad dwieście lat dokumentu. Większą jego część sporządzono odręcznie.

Jerzy Waszyngton, Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki

Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają to pismo:

Jak zapewne wiecie, zgodnie z postanowieniem Kongresu Stanów Zjednoczonych uchwalonym i ogłoszonym dziewiątego lutego roku tysiąc siedemset dziewięćdziesiątego trzeciego udzielam pełnomocnictwa i przekazuję je Archibaldowi Hale’owi, zlecając mu i upoważniając go, a także jego zastępców, oficerów i załogę do zwalczania, przechwytywania i zajmowania wszelkiej własności oraz majątku wszystkich wrogów Stanów Zjednoczonych Ameryki. Wszystkie zdobyte łupy, w tym odzież, broń, wyposażenie, towary, dobra, majątek i kosztowności staną się własnością adresata tego nadania po przekazaniu rządowi Stanów Zjednoczonych Ameryki dwudziestu procent wartości wziętego łupu. Aby dodatkowo zachęcić do zdecydowanych i nieustannych ataków na wspomnianego wroga w sposób, który wszystkim nam tak się podobał podczas ostatniego konfliktu, wspomniany Archibald Hale wyłączony będzie spod wszystkich regulacji i przepisów finansowych obowiązujących w Stanach Zjednoczonych oraz na obszarze każdego ze stanów, które mogłyby mieć wpływ lub osłabić jakiekolwiek agresywne działania z wyłączeniem zabójstwa z premedytacją. Niniejsze postanowienie ma obowiązywać od daty przyznania po wieczne czasy, dla pożytku każdego i wszystkich spadkobierców Archibalda Hale’a.

Poświadczam własnoręcznym podpisem i pieczęcią Stanów Zjednoczonych, w Filadelfii, dziewiątego dnia lutego roku Pańskiego tysiąc siedemset dziewięćdziesiątego trzeciego, dwudziestego siódmego roku niepodległości.

Jerzy Waszyngton

Davis podniósł głowę znad kartki.

„Z tego pisma wynika, że pańska rodzina otrzymała od Stanów Zjednoczonych pozwolenie na sianie spustoszenia w szeregach wrogów. Zwolnienie od obowiązującego prawa?”.

Hale skinął głową.

„Jako dar od narodu wdzięcznego za to, co zrobiliśmy. Trzy pozostałe rodziny mają podobny list kaperski podpisany przez prezydenta Waszyngtona”.

„Jak korzystaliście z tego przywileju?”.

„Braliśmy udział w wojnie tysiąc osiemset dwunastego roku i pomogliśmy zakończyć konflikt. Uczestniczyliśmy w wojnie secesyjnej, wojnie amerykańsko-hiszpańskiej i obu wojnach światowych. Kiedy po zakończeniu drugiej wojny światowej powołano agencje wywiadu, zwrócono się do nas o pomoc. W ciągu ostatnich dwudziestu lat nękaliśmy wrogie kraje Bliskiego Wschodu, udaremniając operacje finansowe, kradnąc majątek, odmawiając dostępu do funduszy i zysków. Robiliśmy wszystko, co konieczne. Oczywiście, nie mamy już slupów ani korsarzy. Zamiast tego żeglujemy statkami, na których pokładzie znajdują się uzbrojeni marynarze i armaty. Odbywamy cyfrowe podróże lub działamy za pośrednictwem istniejących systemów finansowych, ale jak pan zauważył, list kaperski nie wspomina jednoznacznie o statkach”.

Faktycznie o nich nie mówił.

Davis wstał i sięgnął na półkę po kieszonkowe wydanie Konstytucji Stanów Zjednoczonych, które zawsze miał pod ręką.

Hale zauważył ją i powiedział:

„Artykuł pierwszy, punkt ósmy”.

Facet czytał w jego myślał. Szukał podstawy prawnej i znalazł dokładnie to, o czym powiedział Hale.

Kongres ma władzę wystawiania listów kaperskich oraz wydawania przepisów dotyczących prawa do łupu na lądzie i wodach.

„Listy kaperskie istniały do trzynastego wieku – ciągnął Hale. – Pierwszy odnotowany w historycznych annałach w roku tysiąc trzysta pięćdziesiątym czwartym wystawił król Anglii Edward III. Fach korsarski uważano za godne powołanie, łączące patriotyzm z zyskiem. Natomiast ci, którzy parali się piractwem, byli wyłącznie złodziejami”.

Interesujące usprawiedliwienie.

„Korsarstwo kwitło pięćset lat – mówił Hale. – Najsłynniejszym korsarzem był Francis Drake, który dla Elżbiety I posyłał na dno hiszpańskie okręty. Rządy europejskie wystawiały listy kaperskie nie tylko podczas wojny, ale także w czasach pokoju. Praktyka ta była tak rozpowszechniona, że Ojcowie Założyciele wyraźnie przyznali Kongresowi prawo ich wydawania, a naród to zaaprobował, kiedy ratyfikowano Konstytucję. Dokument był od założenia kraju dwudziestosiedmiokrotnie poprawiany, ale wspomniany ustęp nigdy nie został zmieniony ani usunięty”.

Hale nie atakował swojego rozmówcy, ale próbował go przekonać. Zamiast wykrzykiwać własne racje, mówił cichym głosem, który przyciągał uwagę.

Davis nieznacznie uniósł dłoń, sygnalizując, że chce coś powiedzieć, ale zmienił zdanie, jakby pragmatyk siedzący w jego głowie ponownie doszedł do głosu.

„Czego pan chce?”.

„List kaperski przyznaje jego posiadaczowi ochronę prawną. Nasz wspomina o tym bardzo konkretnie”.

– Jest przeklętym piratem! – wybuchnął Daniels. – Jak trzej pozostali!

Malone skinął głową.

– Korsarskie okręty były wylęgarnią piratów. Nie są to moje słowa, ale kapitana Charlesa Johnsona. Johnson jest autorem książki z osiemnastego wieku. Historii najsłynniejszych piratów, ich zbrodniczych wyczynów i rabunków. W owym czasie był to wielki bestseller. Drukują ją zresztą do dziś. Oryginale wydanie jest warte fortunę. To jeden z najlepszych zachowanych opisów pirackiego żywota.

Cassiopeia pokręciła głową.

– Nie sądziłam, że masz takie zainteresowania.

– Któż nie kocha piratów? Przecież wypowiedzieli wojnę światu. Przez sto lat atakowali i łupili do woli, a później zniknęli, nie zostawiając prawie żadnego śladu swojego istnienia. Hale ma rację w jednej sprawie. Wątpię, żeby Ameryka zdołałaby się ostać bez korsarzy.

– Przyznaję – powiedział Daniels – że nigdy nie wiedziałem, ile ci oportuniści zrobili dla kraju. Korsarstwo uprawiało wielu odważnych i uczciwych ludzi. Poświęcili krajowi życie, więc Waszyngton czuł, że ma wobec nich zobowiązania. Ale nasza wesoła gromadka nie jest tak szlachetna. Mogą się zwać, jak chcą, ale są piratami. To proste i oczywiste. Niewiarygodne, że w tysiąc siedemset dziewięćdziesiątym trzecim Kongres usankcjonował ich istnienie. Założę się, że niewielu Amerykanów wie, iż nasza Konstytucja na to zezwala.

Prezydent się zamyślił, więc jakiś czas siedzieli w milczeniu.

– Powiedz im resztę – rzekł w końcu do Davisa.

– Po zakończeniu rewolucji Archibald Hale i jego trzej kompani założyli Wspólnotę. Posługując się listami kaperskimi, napchali sobie kieszenie. Wzbogacili również skarb, przekazując wspomniane dwadzieścia procent łupu nowemu rządowi krajowemu. To kolejna rzecz, o której według mnie nie ma pojęcia większość Amerykanów. Braliśmy pieniądze od złodziei. W przypadku obecnej bandy podatki płacone do państwowej kasy mają niewielki związek ze stylem życia, jaki prowadzą. To prawda, że w ostatnich dekadach ich talenty zostały wykorzystane przez nasze agencje wywiadowcze. Zdołali wyrządzić pewne szkody wrogom Ameryki na Bliskim Wschodzie, okradając rachunki, łupiąc majątek i doprowadzając do spadku wartości firm, których zyski szły na finansowanie terrorystów. Byli dobrzy. Właściwie za dobrzy. Nie wiedzieli, kiedy przestać.

– Niech zgadnę, zaczęli okradać ludzi, których woleliśmy zostawić w spokoju – powiedział Malone.

– Coś w tym rodzaju – przytaknął Daniels. – Nie potrafią właściwie ukierunkować swoich działań. Domyślasz się, co mam na myśli.

– W końcu doszło do konfliktu między Wspólnotą i CIA – wyjaśnił Davis. – Bezpośrednią przyczyną były niepokoje w Dubaju i krach finansowy w tym kraju. CIA doszła do wniosku, że za powstały chaos odpowiada Wspólnota. Kiedy dług krajowy Dubaju poszybował w górę, Wspólnota wybrała sobie najbardziej smakowite kąski, kupując za centa majątek wart dolara. Uniemożliwili także działania w celu restrukturyzacji długu proponowane przez kraje regionu, które chciały zażegnać kryzys. Ogólnie, dali się porządnie we znaki. Nie możemy pozwolić, żeby Dubaj poszedł na dno. To jeden z nielicznych umiarkowanych krajów w tamtym rejonie. Ktoś, kogo Stany mogłyby nazwać sprzymierzeńcem. Poleciliśmy Wspólnocie, aby powstrzymała się od dalszych działań. Zgodzili się, ale dalej robili to samo. Dlatego CIA nasłała na nich aparat skarbowy. Później przycisnęli Szwajcarów, którzy ulegli i dostarczyli dokumenty finansowe wszystkich czterech członków obecnej Wspólnoty. Ustalono, że wspomniana gromadka jest winna państwu setki milionów z tytułu niezapłaconych podatków. Jeśli będziemy skuteczni, przejmiemy cały ich majątek wart miliardy dolarów.

– Pewnie dlatego ta zgraja piratów zaczęła się denerwować – zauważył Cotton.

Davis skinął głową.

– Hale przyszedł do mnie i poprosił o ochronę, powołując się na list kaperski. Miał argumenty. Z przedstawionego dokumentu wynikało, że mogą się dopuszczać wszelkich przestępstw z wyjątkiem zabójstwa. Doradca prawny Białego Domu powiedział nam, że list kaperski jest prawnie wiążący. Konstytucja Stanów Zjednoczonych autoryzuje go wprost, a sam list wskazuje uchwałę Kongresu, która go sankcjonuje.

– Dlaczego zatem go nie przestrzegano? – spytała Cassiopeia.

– Bo uniemożliwił to Andrew Jackson – odrzekł prezydent.