NOWY JORK

Knox wszedł do Helmsley Park Lane, niepozornego hotelu położonego w sąsiedztwie południowego skraju Central Parku. Chociaż miał klucz, nie wiedział, który pokój otworzyć. Tak to już było z plastikowymi kartami magnetycznymi. Żadnej informacji. Wszedł do holu i ruszył w kierunku recepcji. Dwudziestoparoletnia kobieta o jasnych oczach zapytała, czym może mu służyć.

– Nazywam się Scott Parrott, chciałbym się wymeldować – odpowiedział, z uśmiechem podając kartę.

Miał nadzieję, że Parrott nie zwrócił na siebie niczyjej uwagi. Przygotował historyjkę na wypadek, gdyby babka znała Parrotta. „Przyszedłem uregulować rachunek. Scott jest moim pracownikiem”. Ale recepcjonistka nie powiedziała ani słowa, wpisując coś na klawiaturze komputera i drukując rachunek.

– Wyjeżdża pan dzień wcześniej? – spytała.

Skinął głową.

– Muszę.

Podała mu kartkę wyjętą z drukarki. Udał, że czyta, ale skoncentrował się wyłącznie na numerze pokoju.

– Ach, przepraszam! – zawołał. – Zostawiłem coś na górze. Zaraz wrócę. Proszę zaczekać.

Podziękował recepcjonistce i ruszył w stronę wind, a następnie wjechał pustą kabiną na czwarte piętro. Wsunął kartę do zamka i otworzył drzwi. W środku przestronnego pokoju stało duże rozesłane łóżko. Południową ścianę tworzyły okna sięgające od podłogi do sufitu. Rozciągał się z nich piękny widok na barwne korony drzew Central Parku w całej ich jesiennej krasie oraz budynki dzielnicy Upper West Side.

Powiódł wzrokiem po pokoju, zatrzymując go na laptopie stojącym na biurku. Podszedł i wyciągnął przewód z kontaktu.

– Kim pan jest? – usłyszał kobiecy głos.

Odwrócił się.

W drzwiach łazienki stała kobieta. Była niska, drobnej budowy ciała, o prostych kasztanowych włosach. Miała na sobie dżinsy i sweter.

W prawej ręce trzymała pistolet.

– Scott przysłał mnie po komputer.

– To wszystko? Nie zdołałeś wymyślić nic lepszego na poczekaniu?

Wzruszył ramionami, wskazując trzymanego w ręku laptopa.

– Tak.

– Gdzie Scott?

– Nie wymyśliłaś niczego lepszego na poczekaniu?

– Nie, Knox. Odnoszę wrażenie, że to ja mam pistolet, więc odpowiedz na pytanie.

Tylko tego potrzebował – kolejnego problemu. Jakby tego dnia miał ich za mało. Jego podejrzenia się potwierdziły.

Parrott zastawił pułapkę.

Mimo to musiał zaryzykować.

Weszła do pokoju, mierząc do niego z pistoletu. Sięgnęła do tylnej kieszeni spodni i wyciągnęła komórkę. Nacisnęła przycisk i powiedziała:

– Nasz pirat przybył.

Robiło się coraz ciekawiej.

Stała zbyt daleko, w odległości trzech metrów, aby mógł coś zrobić bez oberwania kulki. Zauważył, że na lufę nakręciła tłumik. Najwyraźniej NIA nie chciało zwracać na siebie uwagi, co mogło zadziałać na jego korzyść. Musiał coś zrobić i to szybko, bo nie wiedział, jak daleko znajdował się jej kolega.

Odrzuciła telefon na bok.

– Laptop – powiedziała. – Rzuć go na łóżko.

Skinął głową i zamachnął się komputerem w kierunku materaca. W ostatniej chwili się odwrócił i rzucił go w jej stronę.

Kiedy zrobiła unik, skoczył przed siebie, wytrącając jej pistolet. Wykonała obrót, uniosła ręce i zaatakowała. Zdzielił ją w twarz prawą pięścią, odrzucając na łóżko. Oszołomiona ciosem, dotknęła ręką zakrwawionego nosa.

Podniósł pistolet z dywanu.

Położył palec na cynglu, chwycił poduszkę, przycisnął do jej głowy, a później przyłożył pistolet i wystrzelił.

Przestała się szamotać.

Poduszka stłumiła odgłos wystrzału i wraz z tłumikiem sprawiła, że był prawie niesłyszalny.

Niech to szlag! Nie lubił zabijać, lecz to nie on zastawił tę idiotyczną pułapkę.

Odrzucił poduszkę.

Myśl.

Dotknął jedynie laptopa, przewodu i gałki drzwi. Podniósł komputer z podłogi. Wylądował na jednym z foteli obitych tapicerką i zsunął się na ziemię. Wydawał się nietknięty. Postanowił, że zatrzyma broń. Znalazł myjkę w łazience i posługując się nią, otworzył drzwi, a następnie wytarł gałkę z obu stron. Wsunął ściereczkę do kieszeni i ruszył w kierunku wind.

Skręcił za rogiem, gdy dzwonek obwieścił przyjazd kabiny.

W drzwiach ukazali się dwaj młodzi mężczyźni o krótko ostrzyżonych włosach. Przeszedł obok jakby nigdy nic, nawet na nich nie patrząc. Nie minie minuta, zanim znajdą ciało i rozpoczną pościg. Nie przejmował się tymi dwoma, ale ich kolegami, z którymi utrzymywali łączność radiową.

Wcisnął guzik osłoniętym koszulą łokciem i czekał.

– Hej! – usłyszał za plecami.

Odwrócił się.

Tamci biegli w jego stronę.

Cholera.

Trzymał prawą dłoń w kieszeni, oplatając kolbę palcami.

Wyciągnął pistolet.