AIR FORCE ONE

Malone nie doczekał się odpowiedzi na pytanie – kto się ze mną skontaktował i kto zostawił wiadomość? Zamiast tego Edwin Davis wręczył mu kolejną kartkę z dziewięcioma linijkami umieszczonych w przypadkowej kolejności liter, spisanych tym samym charakterem pisma co list Andrew Jacksona do Abnera Hale’a.

– To szyfr Jeffersona – wyjaśnił. – Wspólnota próbowała go złamać od tysiąc osiemset trzydziestego piątego roku. Specjaliści powiedzieli mi, że nie jest oparty na prostej zamianie, gdzie jedną literę zastępuje się innym znakiem alfabetu. Szyfr opiera się na transpozycji, to znaczy, że litery należy umieścić w innym porządku. Aby ustalić kolejność, trzeba znać klucz. Istnieje około stu tysięcy możliwości.

Malone spojrzał na litery i symbole.

XQXFEETH

APKLJHXREHNJF

TSYOL:

EJWIWM

PZKLRIELCPΔ

FESZR

OPPOBOUQDΧ

MLZKRGVKΦ

EPRISZXNOXEΘ

– Ktoś musiał go odczytać – zauważył. – Jak inaczej Jackson mógłby ułożyć swoją wiadomość?

– Miał szczęście, mianując syna twórcy szyfru dyrektorem mennicy Stanów Zjednoczonych – odpowiedział Daniels. – Zakładamy, że tatuś zdradził tajemnicę swojemu chłopcu, a ten ujawnił ją Jacksonowi. Niestety, Jackson zmarł w tysiąc osiemset czterdziestym piątym roku, a syn odszedł dziewięć lat później. Obaj zabrali rozwiązanie do grobu.

– Myślisz, że Wspólnota próbowała cię zabić? – spytała Cassiopeia.

– Nie wiem.

Malone’a bardziej niepokoił los Stephanie.

– Nie możemy siedzieć bezczynnie i czekać.

– Nie mam takiego zamiaru – odrzekł Daniels.

– Przecież masz do dyspozycji tysiące agentów. Użyj ich.

– Jak powiedział pan prezydent, sprawa nie jest prosta – wtrącił się Davis. – CIA i kilka innych agencji wywiadowczych chcą postawić Wspólnotę w stan oskarżenia. NIA pragnie ją ocalić. W przyszłym roku podatkowym zamierzaliśmy zlikwidować NIA i około pięćdziesięciu innych zbędnych organizacji wywiadowczych.

– Czy Carbonell o tym wie? – spytał Malone.

– Oczywiście – odpowiedział Daniels.

– Zwrócenie uwagi na Wspólnotę może doprowadzić do pogłębienia problemu – wyjaśnił Davis. – Ci ludzie uwielbiają publiczne widowiska. Prowokują nas do tego.

Daniels pokręcił głową.

– Tę sprawę trzeba załatwić dyskretnie, Cotton. Zaufaj mi. Nasi ludzie z wywiadu przypominają zgraję kogutów, które widziałem na farmie. Są zajęci wyłącznie walką z innymi, żeby zostać jedynym samcem na wybiegu. Pozbawia ich to całej energii i do niczego nie prowadzi.

Malone poznał na własnej skórze, jak wyglądają terytorialne wojny o wpływy i między innymi dlatego odszedł na wcześniejszą emeryturę.

– Duzi chłopcy postanowili zlikwidować Wspólnotę – kontynuował Daniels. – Osobiście nie mam z tym problemu. Nic mnie to nie obchodzi. Jeśli jednak oficjalnie się do tego włączymy, ich gierki staną się naszą wojną, a wówczas będziemy mieli więcej problemów, także te, których najbardziej nie lubię. Problemy natury prawnej. – Prezydent pokręcił głową. – Trzeba to załatwić po cichu.

Malone był zupełnie odmiennego zdania.

– Do diabła z CIA i NIA. Pozwól, że dobiorę się Wspólnocie do skóry.

– Ciekawe, co zrobisz? – zapytała Cassiopeia.

– Masz lepszy pomysł? Stephanie potrzebuje naszej pomocy. Nie możemy bezczynnie siedzieć i czekać.

– Nie wiemy nawet, czy znajduje się w ich rękach – zauważyła Cassiopeia. – Mam wrażenie, że lepszym tropem jest Carbonell.

Przyjaciółka Malone’a była w poważnych tarapatach. Czuł się sfrustrowany i wściekły, jak w Paryżu w ostatnie święta Bożego Narodzenia, kiedy inny z jego przyjaciół znalazł się w niebezpieczeństwie. Wtedy spóźnił się dwie minuty i do dziś tego żałował.

Nie tym razem. Mowy nie ma.

Daniels wskazał kartkę papieru.

– Mamy w ręku atut. Szyfr Jeffersona został złamany kilka godzin temu.

Malone i Cassiopeia spojrzeli ze zdumieniem na prezydenta.

– Specjalista zatrudniony przez NIA odczytał wiadomość z pomocą paru tajnych komputerów i odrobiny szczęścia.

– Skąd wiesz? – spytał Malone.

– Carbonell mi powiedziała.

Połączył w głowie kolejne kropki.

– Podsuwa ci informacje. Gra na dwie strony. Stara się być użyteczna.

– Irytuje mnie – prychnął prezydent. – Myśli, że jestem zbyt głupi, aby ją przejrzeć.

– Czy wie, że Stephanie prowadzi śledztwo w jej sprawie? – zapytała Cassiopeia.

– Nie mam pojęcia... – odparł prezydent, urywając w pół zdania. – Mam nadzieję, że nie. Mogłoby to oznaczać spore problemy.

Na przykład śmierć, pomyślał Malone. W światku wywiadu toczyła się bezpardonowa, szybka gra. Stawka była wysoka, a zgony były na porządku dziennym.

Zatem priorytetem było odnalezienie Stephanie.

– Dokumenty prezydenckie znajdujące się w Archiwum Narodowym, o których ci wspomniałem – podjął Daniels – są dostępne dla nielicznej garstki osób, w tym dyrektorów agencji wywiadu.

– Czy nazwisko Carbonell widnieje w dzienniku pobrań? – spytał Malone.

Davis skinął głową.

– To ona wynajęła specjalistę od szyfrów.

– Babka przypomina mi jednego z tych kogutów. – Daniels westchnął. – Małe wychudłe stworzenie, które atakuje znienacka w nadziei, że zostanie numerem jeden, bo nikt nie pozostanie. – Prezydent zawahał się chwilę. – To ja zleciłem tę misję Stephanie. To moja wina, że zaginęła. Nie mogę zlecić zadania pierwszemu lepszemu, Cotton. Jesteś mi potrzebny.

Malone zauważył, że Cassiopeia obserwuje nieme ekrany telewizorów, a trzy stacje bez końca powtarzają ten sam materiał wideo z nieudanej próby zamachu.

– Gdybyśmy znali klucz – zabrał głos Davis – mielibyśmy coś, czego pragnie Wspólnota i Carbonell. Zdobylibyśmy idealną pozycję przetargową.

Nagle Malone zrozumiał.

– Carbonell przekazała ci informację, bo chce, abyś znał rozwiązanie. Chce, żebyś miał klucz.

Daniels skinął głową.

– Dokładnie. Nie chce, żeby wpadł w ręce jej kolegów, którzy najbardziej pragną jego zniszczenia. Potwierdzenie legalności listów kaperskich pokrzyżowałoby próbę postawienia Wspólnoty w stan oskarżenia. Gdybym miał klucz, byłby bezpieczny. Nasz problem, Cottonie, polega na tym, że nie mamy nawet pary dwójek, aby blefować, więc jestem gotów przyjąć wszystko, co nam dają.

– Nie zapominaj, że zostałeś zaproszony – powiedziała Cassiopeia. – Otrzymałeś specjalne, starannie wydrukowane zaproszenie. Ktoś chciał, żebyś był obecny.

Spojrzał na nią.

– Ktoś chciał, żebyś się tam znalazł.

– Chcieli też, żebyś opuścił hotel Grand Hyatt – podjął prezydent Daniels, podnosząc drukowaną kartkę ze stołu. – Stephanie jej nie napisała. Ta kartka miała cię wywabić z ukrycia. Czy nie przyszło ci do głowy, że człowiek, który ją wysłał, chciał, aby zastrzelił cię jakiś gliniarz lub agent Secret Service?

Nagle Malone’owi przyszło coś do głowy.

– Chcę, żebyś pojechał do Instytutu Garvera w Marylandzie i przywiózł mi klucz – powiedział Daniels. – Carbonell powiedziała, że czekają na ciebie. Dostarczyła hasło, dzięki któremu zostaniesz wpuszczony do środka.

Cotton nie był głupcem.

– To wygląda na pułapkę.

Daniels przytaknął.

– Pewnie faktycznie tak jest. Ludzie, którzy pragną oskarżyć Wspólnotę, nie chcą, żeby szyfr został złamany.

– Czy nie jesteś prezydentem? Czy oni wszyscy nie pracują dla ciebie?

– Jestem prezydentem, któremu do końca urzędowania pozostało niewiele więcej niż dwanaście miesięcy. Przestało ich obchodzić, co myślę i robię. Bardziej interesuje ich, kto zasiądzie w moim fotelu.

– A jeśli niepotrzebnie tracimy czas? – zapytał Malone. – Może ten, kto porwał Stephanie, zabił ją i zatarł ślady. Nigdy nie poznamy prawdy.

– Jej zabicie nic by nie dało – przypomniał Davis.

– A zamordowanie prezydenta? – zapytała Cassiopeia.

– Słuszna uwaga – zauważył Daniels. – Musimy zaryzykować. Nie ma wyboru. Według mnie ona żyje.

Malone nie lubił bierności, ale zdał sobie sprawę, że Daniels ma rację. Oprócz tego robiło się późno, więc wyprawa do Instytutu Garvera wydawała się najlepszym sposobem wykorzystania czasu, który pozostał do rana. Wejście w posiadanie klucza do szyfru Jeffersona faktycznie dałoby im doskonałą pozycję przetargową.

– Czemu biorę udział w tym spotkaniu? – spytała prezydenta Cassiopeia.

– Nie wystarczy, że cieszysz nasze oczy swoją urodą?

– Może w innych okolicznościach zaakceptowałabym taką odpowiedź.

Daniels rozsiadł się w fotelu, który skrzypnął pod jego ciężarem.

– Trzeba było dużo czasu, żeby skonstruować urządzenie, którym próbowano na mnie zapolować. Cała ta pieprzona operacja wymagała drobiazgowego planowania.

Wydawało się to oczywiste.

– Dwa miesiące temu zaledwie pół tuzina osób w Białym Domu wiedziało o podróży prezydenta do Nowego Jorku – powiedział Davis. – Jedynie wyżsi doradcy i szefostwo Secret Service. Przeprowadzimy śledztwo i wszystkich przesłuchamy, ale ręczę życiem za każdego z nich. Paru innych dowiedziało się dwa dni temu, ale Secret Service powiedziała nam, że pokoje w Hyatcie, z których strzelano, zarezerwowano przed pięcioma dniami, przy użyciu fałszywych kart kredytowych.

Malone dostrzegł dziwne zatroskanie na twarzy Danielsa.

– Musimy zbadać wszystkie możliwości – powiedział Davis. – Jest pewien potencjalny problem, którym musi się zająć Cassiopeia. Nie chcemy angażować w to Secret Service.

– Mamy przeciek? – spytał Malone.

– Taak – odrzekł Daniels. – Bardzo niecodzienny.

Malone czekał.

– Moja żona. Pierwsza dama.