FREDERICKSBURG, WIRGINIA

Cassiopeia pozdrowiła kobietę, która otworzyła drzwi. Dom był dużą, przestronną budowlą w stylu króla Jerzego, pełną roślin, z trzema kotami i pięknymi antycznymi meblami. Wnętrze oblewało żółtawe światło, a żelazna brama zamykająca wybrukowany kostką podjazd stała otworem. Gospodyni miała na sobie luźny dres do biegania oraz buty do tenisa. Była w wieku pierwszej damy, podobna do niej z wyglądu, z wyjątkiem tego, że długie kręcone włosy Shirley Kaiser opadały w dół i były ufarbowane jasną złocistoczerwoną farbą.

Różniła je także postawa.

Twarz Pauline Daniels była blada i nieruchoma, natomiast twarz Kaiser promieniowała uprzejmością, a jej żywe rysy podkreślały silnie zarysowane kości policzkowe i jasnobrązowe oczy. Weszli do salonu oświetlonego kryształowymi kinkietami i lampami od Tiff any’ego. Cassiopeia odmówiła zaproponowanego jej drinka, ale przyjęła szklankę wody.

– Jak rozumiem, chciałby mi pani zadać kilka pytań. Pauline zapewniła, że mogę pani zaufać. Naprawdę? Czy możemy mieć do pani zaufanie?

Cassiopeia zwróciła uwagę na pierwszą osobę liczby mnogiej i postanowiła podejść do tej kobiety z większą ostrożnością niż do Pauline.

– Od jak dawna zna pani pierwszą damą?

Na twarzy Kaiser pojawiło się rozbawienie.

– Sprytna z pani sztuka, co? Chce pani, żebym najpierw opowiedziała o sobie.

– Nie robię tego pierwszy raz.

Rozbawienie Kaiser się pogłębiło.

– Nie mam wątpliwości. Kim pani jest? Agentką Secret Service? FBI?

– Ani jedno, ani drugie.

– Faktycznie, nie wygląda pani na taką.

Cassiopeia była ciekawa, jak wyglądają funkcjonariuszki wspomnianych służb.

– Powiedzmy, że jestem przyjacielem rodziny.

Kaiser się uśmiechnęła.

– To mi się podoba. W porządku, przyjacielu, znamy się z Pauline ponad dwadzieścia lat.

– Zatem poznałyście się dziesięć lat po śmierci jej córki.

– Jakoś tak.

Zdążyła się domyślić, że Kaiser była nocnym markiem. Oczy, które powinny być zaspane, lśniły życiem. Niestety, miała dość czasu, żeby się przygotować. Pierwsza dama nie pozwoliłaby na niezapowiedzianą wizytę. Poza tym były przecież telefony komórkowe i SMS-y.

– Zna pani prezydenta od dwudziestu lat? – spróbowała.

– Niestety.

– Widzę, że nie głosowała pani na niego.

– Nie. Dodam, że także bym za niego nie wyszła.

Tam, gdzie Pauline pragnęła dokonać oczyszczenia, Kaiser dawała upust emocjom. Cassiopeia nie miała czasu na okazywanie gniewu.

– Co pani na to, żeby zaprzestać podchodów i wyjaśnić, o co chodzi?

– Z przyjemnością. Pauline jest wewnętrznie martwa. Nie zauważyła pani tego?

Tak, Cassiopea to dostrzegła.

– Danny wie o tym od dnia, kiedy pochował Mary, ale czy go to obchodzi? Czy się przejmuje? Czy ktokolwiek zadał sobie pytanie, jak traktuje swoich wrogów, skoro w tak bezduszny sposób odnosi się do własnej żony? Czy można się dziwić, że ktoś usiłował go zabić?

– Skąd pani wie, co czuje prezydent Daniels?

– Obserwuję ich od dwudziestu lat. Ani razu nie słyszałam, żeby wspomniał o Mary. Ani razu nie przyznał, że kiedyś miał córkę. Zachowuje się tak, jakby nigdy nie istniała.

– Może w taki sposób radzi sobie z bólem.

– On taki jest. Nie odczuwa bólu.

Wyatt wykorzystał chwilę zamieszania po wybuchu bomby błyskowej, żeby przebiec razem z Vocciem do drugiej klatki schodowej, na przeciwległym końcu korytarza, o której dowiedział się od naukowca. Pracownicy instytutu używali jej, żeby dostać się szybko do kawiarni. Doktor wpadł w panikę, więc Wyatt domyślił się, iż nigdy wcześniej nie brał udziału w walce.

Na szczęście dla niego nie była to pierwszyzna.

Ktoś przejechał tu, żeby „ posprzątać”, jak mówili w jego fachu. Sam był członkiem paru takich ekip. Zastanawiał się, czy tamci są z CIA, NSA lub innej agencji i czy Carbonell ich przysłała.

Wydawało się to najbardziej sensownym rozwiązaniem.

Pobiegł korytarzem, otworzył drzwi prowadzące na klatkę schodową i zaczął nasłuchiwać, a później skinął do Voccia, aby ruszył za nim. Zbiegał pierwszy ciemnymi schodami, trzymając się poręczy i pilnując, aby doktor znajdował się tuż za nim.

Stanęli, kiedy do końca pozostało im tylko kilka stopni.

– Daleko masz samochód? – wyszeptał.

Wyatta doleciał przyspieszony, urywany oddech, ale Voccio nie odpowiedział.

– Doktorze, musi pan nas stąd wydostać. Potrzebuję pańskiej pomocy.

– Niedaleko... obok tylnego wyjścia. Z prawej strony... kiedy dotrzemy do holu na parterze.

Wyatt pokonał ostatnie stopnie. Odnalazł drzwi i lekko je uchylił.

W holu panował spokój.

Skinął, aby przykucnęli.

Otworzyli drzwi.

Wtedy padły strzały.

Malone stał w drzwiach prowadzących na schody i obserwował, jak tamci dwaj wleką się korytarzem i skręcają piętnaście metrów dalej. W drzwiach jednego z pomieszczeń dostrzegł przyćmione światło. Dziwne, zważywszy na to, że wyłączono prąd.

Skoczył przed siebie i zajrzał do środka.

Na biurku stały trzy włączone monitory. Przeczytał tabliczkę na drzwiach. Voccio. Człowiek, z którym miał się spotkać.

Zaczął przeszukiwać pomieszczenie, gdy na dole rozległy się strzały.

Cassiopeia czuła, że musi bronić Danny’ego Danielsa. Ta kobieta ze swoimi surowymi sądami wydawała się nieprzejednana.

– Danny czuje się winny, a nie odczuwa bólu – ciągnęła Kaiser. – Pewnego razu, na rok przed śmiercią Mary, z powodu palenia wzniecił w domu mały pożar. Zniszczeniu uległ jedynie fotel. Pauline błagała, aby rzucił palenie, by palił na dworze, zrobił cokolwiek w tej sprawie. Na jakiś czas ją posłuchał. Później zrobił to, co zawsze, czyli to, na co miał ochotę. Można było zapobiec pożarowi i on dobrze o tym wie.

Cassiopeia postanowiła przejść do głównego celu swojej wizyty.

– Kiedy pani i pierwsza dama rozmawiałyście o podróży prezydenta do Nowego Jorku?

– Nie jest już pani zainteresowana wysłuchaniem mojej opinii?

– Chcę, żeby odpowiedziała pani na moje pytanie.

– Żeby sprawdzić, czy zgadza się z tym, co powiedziała Pauline?

– Coś w tym rodzaju. Wiem, że ze sobą rozmawiałyście, więc nie powinna pani mieć z tym problemu.

Kaiser pokręciła głową.

– Posłuchaj, paniusiu. Pauline i ja rozmawiamy codziennie. Czasami kilka razy. O wszystkim. Powiedziała mi o planowanej podróży Danny’ego do Nowego Jorku jakieś dwa miesiące temu. Była wtedy sama w Białym Domu. Ludzie tego nie zauważyli, ale coraz mniej udziela się publicznie. Odwiedziłam ją.

Cassiopeia już o tym wiedziała. Pierwsza dama dała jasno do zrozumienia, że nigdy nie używała telefonu bezprzewodowego ani komórkowego, kiedy rozmawiała z Kaiser. Zawsze rozmawiały za pośrednictwem linii stacjonarnej. Cassiopeia zapytała i otrzymała taką samą odpowiedź, jaką uraczyła ją pierwsza dama.

– Ten tekst przed chwilą był przeznaczony wyłącznie dla nas obu – powiedziała Kaiser. – Zdałam test?

Wstała.

– Muszę sprawdzić, czy nie ma urządzeń podsłuchowych.

– Dlatego jestem na nogach mimo później godziny. Proszę wykonywać swoją robotę.

Cassiopeia wyjęła z kieszeni czujnik elektromagnetyczny dostarczony przez Secret Service. Osobiście wątpiła, aby w domu Kaiser założono podsłuch, bo wymagałoby to naprawdę wiele pracy. Postanowiła zacząć od samych telefonów.

– Gdzie są zewnętrzne puszki elektryczne, telefoniczne i tak dalej?

Kaiser nie ruszyła się z miejsca.

– Po stronie garażu. Za żywopłotem. Włączyłam reflektory. Pani pozwoli, że tu zaczekam.

Cassiopeia wyszła na dwór i ruszyła brukowanym podjazdem okalającym dom. Nawet nie zbliżyły się do najbardziej niewygodnych pytań. Albo uzyska na nie odpowiedź, albo udzieli jej ludziom, z którymi żadna nie chciała rozmawiać. Powiedziała sobie, że musi być cierpliwa. Przeczuwała, że wiele się wydarzyło, wiele złych rzeczy.

Odnalazła skrzynki przyłączowe, z których odchodziły przewody do domu. Ruszyła wzdłuż ściany budynku, między wilgotnymi, sięgającymi klatki piersiowej krzewami i włączyła wykrywacz elektromagnetyczny. Urządzenie nie było superdokładne, ale wystarczająco czułe, żeby wykryć wszelkie źródła promieniowania elektromagnetycznego, które wymagają bliższego zbadania.

Skierowała urządzenie w stronę metalowych skrzynek.

Nic.

Przewody biegły z telefonicznej skrzynki, docierając przez podsufitkę do wnętrza domu i łącząc się z każdym z wewnętrznych gniazdek. Musiała je sprawdzić po kolei, bo to, czego szukała, mogło się kryć we wnętrzu samych telefonów.

– Czy pani coś znalazła? – usłyszała głos za plecami.

Przerażona wypuściła detektor, który upadł na ziemię.

Odwróciła się.

Kaiser spoglądała na nią od strony narożnika budynku, tam gdzie kończył się żywopłot.

– Nie chciałam pani przestraszyć.

Cassiopeia nie uwierzyła.

Detektor zaczął pulsować. Zielone światełko zamieniło się w czerwone, mrugając w coraz szybszym tempie. Gdyby nie wyłączyła dźwięku, głośne pikanie zakłóciłoby nocną ciszę. Pochyliła się i skierowała urządzenie w różne strony. Upewniła się, że należy wycelować detektor ku dołowi i zaczęła kopać w wilgotnej ziemi. Jej palce dotknęły czegoś twardego. Oczyściła błoto i ujrzała małe plastikowe pudełko o powierzchni ośmiu centymetrów kwadratowych oraz podziemną linię telefoniczną wychodzącą z obu stron.

Wykrywacz w dalszym ciągu emitował sygnał ostrzegawczy.

Rozmowy telefoniczne Kaiser były nagrywane.