BATH, KAROLINA PÓŁNOCNA

Hale czekał, aż Bolton się wycofa. W końcu, zgodnie z oczekiwaniami, słabszy ustąpił i odszedł w drugi koniec pokoju.

Napięcie osłabło, ale nie zniknęło.

– Prezydent Daniels nie będzie chciał, żeby ujawniono jego prywatne sekrety – podjął. – Nic nie wskazywało na jakikolwiek skandal, w który byłby zamieszany on lub jego żona. Ameryka wierzy, że są małżeństwem doskonałym. Wyobrażacie sobie, co z taką sensacją zrobiłby całodobowy kanał informacyjny lub internet? Daniels zostałby zapamiętany jako prezydent rogacz. Nigdy do tego nie dopuści. Panowie, możemy to wykorzystać.

Zauważył, że pozostali się wahają.

– Kiedy zamierzałeś nam o tym powiedzieć? – spytał ponownie Cogburn. – Edward słusznie się gniewa. Wszyscy jesteśmy wściekli, Quentin.

– Nie było sensu mówić, dopóki nie uzyskałem pewności, że będzie można to wykorzystać. Teraz ją mam.

Surcouf podszedł do baru i nalał sobie bourbona. Hale sam miał ochotę na drinka, ale zdecydował, że lepiej będzie zachować jasny umysł.

– Możemy z łatwością wywrzeć presję i powstrzymać prześladowania – ciągnął. – Przed miesiącem powiedziałem wam trzem, że nie ma potrzeby zabijać prezydenta. Zrobią to za was gadające głowy w telewizji i internetowi blogerzy. Ten prezydent nie okazał nam żadnego miłosierdzia. Niczego nie jesteśmy mu winni, chyba że nam ulegnie.

– Kim jest kobieta, którą przetrzymujesz? – zapytał Cogburn.

Był ciekaw, kiedy w końcu o to spytają.

– To Stephanie Nelle, szefowa Magellan Billet, agencji wywiadu działającej w ramach Departamentu Sprawiedliwości.

– Na co nam ona?

Nie mógł powiedzieć im prawdy.

– Stała się kłopotliwa. Zaczęła węszyć.

– Czy aby się nie spóźniła? – zauważył ironicznie Bolton. – Prześwietlili nas na wylot.

– Widziałem, jak przypatruje się egzekucji z okna celi – powiedział Cogburn.

Wreszcie. Wreszcie jeden z nich to zauważył.

– Mam nadzieję, że zrozumiała przesłanie.

– Słuchaj, Quentinie – powiedział Surcouf – czy zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz? Można odnieść wrażenie, że poruszasz się w trzech kierunkach równocześnie. Wzięcie zakładniczki może nas narazić na jeszcze większe naciski.

– Większe niż próba zabicia prezydenta? Nie chcę rozwijać tego wątku, ale oprócz nas nikt nie wie, że Stephanie Nelle jest moim więźniem. Inni myślą, że po prostu zaginęła.

Oczywiście, nie wspomniał ani słowem o Carbonell. Pomyślał o drugim zdrajcy. Jeśli kret faktycznie istniał, mógł wiedzieć, że Stephanie Nelle przebywa na terenie posiadłości. Skoro tak, czemu nikt nie przybył, żeby ją ocalić?

Odpowiedź na to pytanie dodała mu otuchy.

Surcouf wskazał magnetofon.

– Może i masz rację, Quentinie. Daniels nie zechce, żeby te dane ujrzały światło dzienne.

– Cena za nasze milczenie wydaje się całkiem rozsądna – powiedział. – Chcemy tylko, żeby rząd Stanów Zjednoczonych dotrzymał danego słowa.

– Daniels może się nie przejąć – zaoponował Bolton. – Może powiedzieć, żebyś się wypchał, jak za pierwszym razem, gdy poszedłeś na żebry.

Była jeszcze jedna rzecz, o której należało wspomnieć.

– Czy zauważyliście, o czym nie wspomnieli w rozmowie?

– Tak – odpowiedział Cogburn. – Nie wymienili nazwiska. Kim jest człowiek, z którym romansuje pierwsza dama?

Uśmiechnął się do siebie.

– Właśnie to czyni sprawę tak intrygującą.

Wyatt wszedł do rezydencji Monticello w pierwszej turze zwiedzających. Dowiedział się, że grupa liczy nie więcej niż trzydzieści osób i jest oprowadzana przez przewodnika, który opowiada o każdej sali i odpowiada na pytania. Zauważył też, że przewodnikami byli zwykle ludzie starsi, często ochotnicy, a grupa trzyma się razem i co pięć minut przechodzi do kolejnego miejsca.

Stał w pomieszczeniu, które przewodnik nazwał wejściowym foyer, pośrodku wschodniego portyku. Przestronny piętrowy pokój przypominał wnętrze muzeum – zgodnie z zamiarem Jeffersona, wyjaśnił przewodnik – z wystawionymi mapami, rogami jelenia, rzeźbami, malowidłami i innymi artefaktami. Cienkie, gęsto rozmieszczone tralki wieńczyła mahoniowa poręcz biegnąca przez całe piętro. Wszyscy patrzyli na zegar Jeffersona o podwójnej tarczy, wskazujący godzinę i dzień tygodnia. Przypominające armatnie kule ciężarki opadały do piwnicy przez dziury w posadzce. Udał, że interesują go dwa obrazy dawnych mistrzów oraz popiersia Woltera, Turgota i Alexandera Hamiltona. W rzeczywistości badał rozkład pomieszczeń.

Przeszli do pokoju dziennego przylegającego do foyer.

Córka Jeffersona, Martha, i jej rodzina używali ciasnych pomieszczeń jako prywatnych pokojów. Wycofał się w kąt sali, aby reszta grupy mogła wejść do następnego pomieszczenia. Zauważył, że przewodnik czeka, aby zamknąć drzwi pokoju, zanim przejdzie dalej i przemówi do grupy w kolejnym miejscu. Pomyślał, że robią tak, aby następna grupa mogła bez przeszkód podziwiać wnętrza.

– Oto sanctum sanctorum Jeffersona. Jego najbardziej prywatny pokój – wyjaśnił grupie w nowym pomieszczeniu.

Wyatt rozejrzał się po bibliotece.

Ściany pokrywały półki z książkami. W czasach Jeffersona, mówił przewodnik, piętrzyły się przed nimi ustawione jedna na drugiej sosnowe skrzynie – w dolnych były folio, po nich quarto, octavo i duodecimo, a na górze mniejsze formaty. Łącznie sześć tysięcy siedemset tomów. Wszystkie sprzedano Stanom Zjednoczonym, aby utworzyć Bibliotekę Kongresu, kiedy w tysiąc osiemset czternastym roku Brytyjczycy spalili Kapitol, niszcząc pierwszy księgozbiór w kraju. Wysokie okna otwierające się jak drzwi wychodziły na werandę i szklarnię.

Przedmiot, który interesował Wyatta znajdował się po przeciwnej stronie pokoju.

W pomieszczeniu z oknami na planie połowy ośmioboku.

Przewodnik nazwał je gabinetem.

Wyatt zauważył biurko, obrotowy skórzany fotel, zegar astronomiczny i słynny poligraf Jeffersona używany do powielania listów w trakcie pisania. Przed jednym z okien stała deska kreślarska. Wśród mnóstwa przyrządów naukowych na bocznym stoliku spoczywał dysk do szyfrowania. Przedmiot miał z pół metra długości. Rzeźbione drewniane dyski miały średnicę około piętnastu centymetrów i spoczywały w szklanej gablocie. Przewodnik opowiadał, w jaki sposób Jefferson spędzał swoje poranki i późne popołudnia, czytając i odpisując na listy w gabinecie, otoczony księgami i naukowymi instrumentami. Do środka mogli wejść jedynie najbliżsi prezydenta. Wyatt przypomniał sobie, co przeczytał o szklanych drzwiach, otwartości i braku tajemnic w centrum dla zwiedzających. Nagle wszystko wydało mu się iluzją. W rezydencji było wiele zamkniętych pomieszczeń, szczególnie w południowym skrzydle.

Uznał, że może się to okazać bardzo przydatne.

Grupa przeszła do sypialni Jeffersona, pomieszczenia podwójnej wysokości, sięgającego co najmniej pięć metrów w górę i zwieńczonego świetlikiem. Do sypialni przylegał kolejny gabinet z łóżkiem umieszczonym we wnęce. Następnym pokojem był duży salon położony w centralnej części parteru, z oknami oraz drzwiami wychodzącymi na tylny dziedziniec i zachodni portyk. Przewodnik sumiennie zamknął drzwi sypialni, kiedy ostatni gość wszedł do salonu. Na kremowych ścianach dominowały obrazy w kremowej tonacji. Wysokie okna zdobiły szkarłatne draperie. Obok siebie stały angielskie, francuskie i amerykańskie meble.

Wyatt sięgnął do kieszeni i namacał bombę błyskową. Dyskretnie wyciągnął zawleczkę i kiedy przewodnik zaczął opowiadać o dziełach sztuki zgromadzonych w pomieszczeniu oraz podziwie Jeffersona dla Johna Locke’a, Isaaca Newtona i Francisa Bacona, pochylił się i pchnął ładunek wybuchowy po drewnianej podłodze.

Raz. Dwa. Trzy.

Zamknął oczy. Salę wypełnił błysk i dym.

Miał już gotową drugą niespodziankę, więc wyrwał zawleczkę i rzucił ją na podłogę, sięgając gałki drzwi prowadzących do sypialni, gdy kolejny syk sterroryzował zwiedzających.

Malone jechał z kierownikiem posiadłości dwupasmową krętą drogą prowadzącą na szczyt wzgórza. Ruch odbywał się tylko w jednym kierunku, do stojącego na szczycie domu, a następnie w dół, by po drodze minąć grób Jeffersona i dotrzeć do Centrum dla Zwiedzających.

– Mieliśmy dużo szczęścia z tym dyskiem – powiedział kierownik. – Niemal wszystkie rzeczy Jeffersona zostały sprzedane po jego śmierci, aby spłacić wierzycieli. Dysk nabył Robert Patterson, syn długoletniego przyjaciela prezydenta. Jego ojciec pomógł prezydentowi go skonstruować, więc syn był emocjonalnie związany z urządzeniem. Stary Patterson i Jefferson kochali szyfry.

Malone połączył to z informacjami uzyskanymi od Danielsa. Syn Roberta Pattersona pracował dla rządu i przekazał Andrew Jacksonowi szyfr będący w posiadaniu ojca. Najwyraźniej zasugerował użycie dysku do odkodowywania zaszyfrowanych wiadomości. Ponieważ istniał tylko jeden dysk będący w posiadaniu Pattersona, Stary Orzesznik był pewien, że Wspólnota nigdy nie rozszyfruje wiadomości.

– Jefferson przestał używać dysku w roku tysiąc osiemset drugim – ciągnął kierownik. – Urządzenie wykorzystano ponownie dopiero w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym roku. Jakiś czas używał go członek francuskiego rządu. Później, podczas pierwszej wojny światowej, sięgnęli po niego Amerykanie. Używano go do szyfrowania wiadomości aż do wybuchu drugiej wojny światowej.

Minęli zakręt, zbliżając się do małego wybrukowanego parkingu, na którym nie było samochodów. Jeden z autobusów wahadłowych właśnie ruszał po dostarczeniu kolejnej grupy zwiedzających. Główne wejście rezydencji znajdowało się trzydzieści metrów dalej.

– Miło tu być z kimś, kto zarządza rezydencją – powiedział. – Można podejść naprawdę blisko.

– Niecodziennie człowiek dostaje telefon od szefa kancelarii Białego Domu i dyrektora Secret Service.

Kierownik wyłączył silnik.

Malone wysiadł z samochodu. Poczuł suche, ciepłe powietrze jasnego poranka końca lata. Spojrzał na rezydencję i jej charakterystyczną kopułę – pierwszą, jaką wzniesiono nad amerykańskim domem.

Nagle jedno z okien rozświetlił błysk.

Z wnętrza doleciały okrzyki przerażenia.

Kolejny błysk.

Ktoś wypadł frontowymi drzwiami.

– W środku jest bomba! Uciekać!