BATH, KAROLINA PÓŁNOCNA

Knox przygotował się na to, że za chwilę zostanie zastrzelony. Pistolet był małego kalibru, ale kula z pewnością przeszyje go na wylot.

Wiedział, że będzie bolało.

Najwyraźniej zdrajca go sprzedał.

– Nie stwarzaj mi więcej problemów. Nie powinieneś był się w to mieszać.

Knox odetchnął z ulgą.

– Zabicie kapitana Boltona nie rozwiązałoby problemu.

Hale odłożył pistolet na stół, podniósł pustą szklankę i ponownie napełnił whisky.

– Rozwiązanie naszego problemu pojawiło się całkiem niedawno. Zadzwoniła do mnie dyrektorka NIA.

Knox nastawił uszu. Carbonell ponownie kluczyła, podobnie jak Hale.

– NIA złamało szyfr Jeffersona. Wiedzą, gdzie ten drań Andrew Jackson ukrył dwie karty z dziennika Kongresu. Podała mi miejsce.

– Uwierzyłeś jej?

– A czemu nie?

– Udaremniła próbę zamachu na prezydenta i umieściła szpiega wśród nas.

Hale skinął głową.

– Wiem. Jednak w tej chwili dyrektorka NIA chce czegoś ode mnie. Czegoś, co tylko ja mogę jej dostarczyć.

– Pensjonariuszki naszego hotelu.

Hale wypił łyk whisky i skinął głową.

– Przekazując nam tę informację, NIA okazała dobrą wolę. Wynajęli niezależnego wykonawcę, który ma odszukać brakujące strony. Carbonell uważa, że ten człowiek nie ma zamiaru ich zwrócić. Dała to jasno do zrozumienia. Chce, żeby go zlikwidować. Miejsce znajduje się na odludziu, co ułatwi zadanie. Oczywiście w zamian będziemy mogli zatrzymać to, co znajdzie.

Knox słuchał, a Hale opowiadał o Nowej Szkocji i Jonathanie Wyatcie.

– Carbonell dostarczyła mi wszystkich informacji na temat wyspy Paw i Fort Dominion.

– Co nas powstrzymuje przed zdobyciem tych kartek i zignorowaniem Wyatta?

– Nic, pod warunkiem, że facet nie wejdzie nam w drogę. Z jej słów wynika, że będziesz musiał go zabić. Nie jest człowiekiem, którego da się zbyć.

Cała ta sprawa cuchnęła.

Hale wskazał biurko.

– To jego zdjęcie i dossier. Dodam, że Wyatt jest człowiekiem, który udaremnił zamach. Powiedziałbym, że masz z nim rachunki do wyrównania.

Może i miał, ale nie był tego do końca pewien.

– Weź teczkę. Możesz skorzystać z naszego odrzutowca. NIA poinformowała mnie, że Wyatt leci samolotem rejsowym z Bostonu, ale opóźniła go zła pogoda. Poleć tam przed nim i poczyń przygotowania.

Najwyraźniej sytuacja ponownie uległa zmianie i Carbonell postanowiła dostarczyć Wspólnocie to, czego chcieli.

Czy aby na pewno?

– Może to zasadzka.

– Jestem gotów zaryzykować.

Nie, jesteś gotów, by zamiast ciebie zaryzykował ktoś inny, pomyślał Knox, ale nie miał wyboru. Musiał polecieć do Kanady. Jeśli zdąży się przygotować przed przyjazdem Wyatta, zadanie nie powinno nastręczać większych trudności. Poza tym mógłby kolejny raz dowieść swojej lojalności kapitanom, zyskując w ten sposób nieco więcej cennego czasu.

Tak czy siak, zdrajca go nie wskazał.

– Posłuchaj, Cliffordzie – podjął Hale. – Jeśli Carbonell kłamie, czemu dostarczyła nam tych wszystkich informacji?

– Żebyśmy odwalili za nią brudną robotę. Najwyraźniej nie może ufać człowiekowi, którego wysłała, więc chce, abyśmy go zlikwidowali.

Jak Scotta Parrotta.

– No to co? Jeśli ją to uszczęśliwi? Jeśli okaże się, że kłamała, nadal będziemy mieli Stephanie Nelle i będziemy mogli zrobić z nią, co zechcemy.

Knox zrozumiał, co Quentin miał na myśli. Cóż mamy do stracenia? Wiedział, jaka jest właściwa odpowiedź.

– Udam się niezwłocznie na północ.

– Zanim wyjedziesz, chciałbym poruszyć inną kwestię. Bolton miał rację w jednej kwestii. Chodzi o sprzęt, który pozostawiliśmy w rezydencji Shirley Kaiser. Czas najwyższy go zabrać, zanim ktoś się zorientuje. Nie jest nam już potrzebny. Masz ludzi, którzy mogą się tym zająć?

Skinął głową.

– Mam dwóch, których wyszkoliłem. Często mi pomagają. Dadzą sobie radę.

– Dzień lub dwa dni temu rozmawiałem z Kaiser. Powiedziała mi, że dziś wieczór wyjedzie na akcję zbiórki pieniędzy w Richmond. Będziesz miał okazję.

Hale wypił kolejny łyk whisky.

– Cliffordzie, pozostali nie wiedzą o moich kontaktach z NIA. Może tylko odrobinę. Nie chcę o tym mówić, dopóki nie osiągniemy sukcesu, dlatego proszę, aby sprawa pozostała między nami. Wbrew temu, co sądzą, nie porzucę ich, chociaż Bóg jeden wie, że powinienem. To niewdzięczna i głupia banda, ale ja poważnie traktuję przysięgę. Jeśli odniesiemy sukces, będzie udziałem nas wszystkich.

Knoxowi było to zupełnie obojętne, ale udał zainteresowanie.

– Ciekawi mnie jedno. Skąd wiedziałeś, którą szklankę wybrać?

– Dlaczego tak sądzisz?

– Jesteś odważny, ale nie uważam cię za głupca. Przyjąłeś wyzwanie, bo wiedziałeś, że wygrasz.

– Ojciec nauczył mnie tej sztuczki – wyjaśnił Hale. – Jeśli poruszysz szklanką, nawet delikatnie, trucizna zostanie wytrącona ze stanu zawieszenia i na chwilę alkohol zmętnieje. Na ułamek sekundy, ale jeśli będziesz uważnie obserwować, zdołasz to zobaczyć. Zakręciłem każdą szklanką, zanim wybrałem. Chociaż nie daje to żadnej gwarancji, jest lepsze od wybierania na ślepo.

– Trzeba do tego odwagi – zauważył Knox.

Hale uśmiechnął się do siebie.

– Faktycznie. Bez dwóch zdań.

Wyatt wszedł na pokład samolotu linii Air Canada na międzynarodowym lotnisku Logana w Bostonie. Przyleciał z Richmondu w Wirginii i czekał już dwie godziny. Silna burza spowodowała, że wszystkie loty były opóźnione. Zastanawiał się, czy w najbliższym czasie zdołają wystartować. Rejs do Halifaxu w Nowej Szkocji trwał dwie godziny, co oznaczało, że powinien być na miejscu po południu. Oczywiście, zakładając, że opóźnienie nie ulegnie wydłużeniu. Przy odrobinie szczęścia wyląduje na Paw o siedemnastej. Sprawdził pogodę i dowiedział się, że temperatura na wyspie wynosi około dwudziestu jeden stopni. Przez ten rejon przeszła niedawno fala wrześniowych upałów, której towarzyszyła susza. Jeśli będzie to konieczne, przenocuje na miejscu i wykona robotę następnego dnia. Tak czy owak, wyjedzie z zaginionymi kartami.

Przyleciał do Nowego Jorku doskonale przygotowany – z bombami błyskowymi, karabinami i amunicją, ale jego paszport nie nadawał się do niczego. Funkcjonariusze ochrony mogli sprawdzić listę pasażerów za pomocą jednego kliknięcia myszy.

Potrzebował nowej tożsamości.

Dlatego był zmuszony pójść na układ z Carbonell.

Zgodnie z obietnicą połowa jego potrojonego honorarium znalazła się na koncie wskazanego banku w Lichtensteinie. Sporo forsy wolnej od podatku. Z drugiej strony sporo ryzyka. Największym było układanie się z Carbonell. Babka nadepnęła mu na odcisk. Obudziła dawno tłumione uczucia. W końcu był agentem amerykańskiego wywiadu. Zawsze nim był i wiedział, że pozostanie do końca.

Bo miało to dla niego znaczenie.

Wbrew temu, co chyba sądziła Carbonell.

Gardził jej bezwzględną, egoistyczną postawą. Nie miała interesu w tym, żeby kierować jakąkolwiek agencją wywiadowczą. Agenci operacyjni musieli wiedzieć, że przełożeni pilnują ich tyłów. Sytuacja była wystarczająco niebezpieczna, aby człowiek musiał się martwić, czy szef nie naraża jego życia na niepotrzebne ryzyko.

Trzeba było ją powstrzymać.

Dlatego nie mógł się wycofać.

A Malone? Trop Kapitana Ameryka urywał się w Monticello. Facet przestał się liczyć. Ta sprawa musiała poczekać do następnego razu.

Będzie to jego zwycięstwo. Jego i nikogo więcej.

Wybrał samolot rejsowy, aby nie zwracać na siebie uwagi. Po wylądowaniu na miejscu wynajmie samochód i pojedzie osiemdziesiąt kilometrów na południe do zatoki Mahone. Kupił odpowiednie ubranie do przebywania pod gołym niebem. W inne rzeczy zaopatrzy się na miejscu. Półwysep Nowej Szkocji był mekką pasjonatów aktywności na świeżym powietrzu – motocyklistów, golfistów, miłośników pieszych wędrówek, kajakarzy, żeglarzy i obserwatorów ptactwa. Z powodu niedzieli mógł mieć pewien problem z godzinami pracy sklepów, ale postanowił zaryzykować. Niestety nie był uzbrojony. Nie było sposobu, żeby przemycić broń. Zapoznał się z informacjami wywiadowczymi dostarczonymi przez Carbonell, szczególnie tymi, które wyjaśniały ostatnie słowo zaszyfrowanej wiadomości – Dominion – odnoszące się do Fort Dominion położonego w południowej części wyspy Paw.

Fort był w ruinie nie tylko dziś, ale także w czasach Andrew Jacksona.

Z miejscem tym wiązały się burzliwe dzieje.

Podczas rewolucji amerykańskiej, gdy fort dostał się w ręce armii kontynentalnej, siedemdziesięciu czterech brytyjskich jeńców zginęło tam z ręki kolonistów. Ludzie ci zostali na pewien czas umieszczeni w przypominającym lochy zespole jaskiń wydrążonych w skale pod fortem i utopieni, gdy wraz z falą przypływu podniósł się poziom wody. Z powodu tego incydentu przed sądem wojennym stanęli trzej oficerowie armii kolonialnej. Oskarżono ich, że zignorowali ostrzeżenie, iż jaskinie zostaną zalane przez wodę. Wszystkich uniewinniono, bo zeznania w sprawie ich rzekomej wiedzy były w najlepszym razie sprzeczne.

Wyatt sympatyzował z oficerami.

Wykonywali swoje obowiązki w czasie wojny, z dala od przełożonych. Oczywiście, nie mieli takiego luksusu, jakim były nowoczesne środki łączności. Musieli podejmować na miejscu wszystkie decyzje. Później, po kilku miesiącach, ktoś się zjawiał i kwestionował ich wybory. W przeciwieństwie do niego ci ludzie uniknęli kary, choć przeczuwał, że ich kariera wojskowa skończyła się wraz z procesem.

Podobnie jak jego.

To, co wydarzyło się w Fort Dominion, było bolesną raną w relacjach między Amerykanami i Anglikami aż do wojny tysiąc osiemset dwunastego roku, kiedy oba kraje w końcu rozwiązały dzielące ich różnice. Zastanawiał się, czy istnieje jakiś związek łączący tragiczny epizod z tym, co prezydent Andrew Jackson zrobił sześćdziesiąt lat później.

Bo Jackson wybrał właśnie Fort Dominion.

Dlaczego?

Ponownie przejrzał list Jacksona adresowany do Wspólnoty i przesłanie kryjące się za szyfrem Jeffersona. Pięć symboli nadal pozostawało zagadką.

ΔΦ:ΧΘ

Carbonell nie miała o nich zielonego pojęcia. Co mu poradziła? Niech się tym zajmie, kiedy znajdzie się na terytorium Kanady.

Zapewniła go ponownie, że o misji wiedzą wyłącznie ona i on. Jednak kłamstwo pasowało do Carbonell znacznie lepiej od prawdy, nawet gdy nie było konieczne.

Dotarł do ściany.

Jeśli okłamie go jeszcze raz, nawet w najdrobniejszej sprawie...

Zabije ją.