NOWA SZKOCJA

Knox był zadowolony.

Przybył na wyspę Paw przed Wyattem i wraz z dwoma pomocnikami zajęli strategiczne pozycje na rozpadających się murach Fort Dominion. Ukradli łódź zakotwiczoną na prywatnym nabrzeżu, celowo omijając miasto Chester, gdzie mógł się pojawić Wyatt. Samolot wylądował z zapalonymi światłami. Udało mu się przemycić trzy sztuki broni na pokładzie korporacyjnego odrzutowca. Kanadyjscy celnicy zadali kilka zdawkowych pytań po przylocie.

Wyspa leżała na odludziu i wydawała się opuszczona, jeśli nie liczyć tysięcy cuchnących ptaków. Pospieszne nocne przybycie zapewniło im prywatność. Koniec końców zlikwidowanie Wyatta nie powinno nastręczać większych trudności. Knox miał nadzieję, że odnalezienie brakujących kart dziennika nie zajmie dużo czasu, choć informacje, które Carbonell przekazała Hale’owi były, najoględniej mówiąc, niejasne. Pięć symboli. Powiedziała, że nie wie nic więcej. Miejmy nadzieję, że ich znaczenie stanie się oczywiste, gdy znajdzie się na miejscu. Będzie szczęśliwy, kiedy ten koszmar się skończy. Wybiegał myślami naprzód do weekendu, który miał spędzić z żoną w domku na plaży. Przyda mu się odrobina relaksu.

Wyciągnął lornetkę i zaczął obserwować miejsce, w którym kończył się las i zaczynała porośnięta bujną trawą łąką. Główną bramę fortu dzieliło od drzew sto metrów otwartego terenu. Łąka nie była z żadnej strony ogrodzona, nie dostrzegł też znaków zakazujących wstępu. Ich przybycie kilka godzin temu wywołało gwarne poruszenie skrzydlatych mieszkańców, ale teraz na ziemi należącej do ptaków ponownie zapanowała cisza.

Nagle dostrzegł jakiś ruch w słabnącym świetle dnia.

Przez lornetkę dostrzegł mężczyznę wyłaniającego się spomiędzy drzew.

Nastawił ostrość.

Jonathan Wyatt.

Dał znak jednemu ze swoich ludzi na murach.

Ich cel przybył.

Hale zaprosił Shirley Kaiser do swojego domu. Była tu już dwukrotnie, a on za każdym razem zapewniał, że na jego ziemi nie dzieje się nic niezwykłego. Nazywali to trybem gościnnym. Oczywiście, nigdy nie wożono gości w pewne miejsca, np. do budynku, w którym mieściło się więzienie, z zewnątrz wyglądające jak stodoła. Nie zachęcano ich też do tego, aby włóczyli się samopas po terenie.

Nie miał pojęcia, co Kaiser tu robi.

– Czemu zawdzięczam tę miłą niespodziankę? – zapytał.

Wyglądała olśniewająco. Chociaż dobiegała sześćdziesiątki – może miała nawet sześćdziesiąt pięć lat – wyglądała na pięćdziesięciopięciolatkę. Lubił ją uwodzić, a i ona chyba też to lubiła. Ich relacja, choć nawiązana przez Hale’a z innych powodów, nie była nieprzyjemna. Shirley była kobietą pełną namiętności, do tego zdumiewająco pozbawioną zahamowań, jak na przedstawicielkę swojego pokolenia. Wiedziała mnóstwo na temat pierwszej damy i lubiła jego szczere zainteresowanie jej życiem. Ojciec zawsze mu powtarzał, że zainteresowanie to klucz do kobiecego serca. Niech myślą, że się nimi interesujesz.

– Zatęskniłam za tobą – odrzekła.

– Przecież planowaliśmy spotkanie za kilka dni.

– Nie mogłam się doczekać, więc wynajęłam samolot i oto jestem.

Uśmiechnął się. Świetnie wybrała czas. Miał wolny wieczór. Sprawdził już, co porabiają trzej pozostali kapitanowie. Każdy wrócił do domu, mając dość wrażeń na jeden dzień.

– Jak widzisz wybierałem się na ryby. Chcesz się przyłączyć?

– Niekoniecznie. – Wskazała mały bagaż podręczny. – Przywiozłam parę specjalnych fatałaszków.

Widział wcześniej ich próbkę.

– Czy nie byłoby to bardziej interesujące od wędkowania?

Wyatt pomyślał, że Fort Dominion ze swymi wapiennymi murami i wieżami lepiej pasowałby do Szkocji lub Irlandii. Umocnienia uległy zniszczeniu, ale nadal były całkiem okazałe. Zerodowane wały ziemne i sucha fosa uniemożliwiały podejście od północy, zachodu i wschodu, a ocean strzegł strony południowej. Zachodzące słońce rzucało na szare kamienie różową poświatę. Z tego co zdołał przeczytać, Fort Dominion był sceną doniosłych wydarzeń. Kiedyś jego zadaniem było utrzymanie zatoki Mahone dla króla Jerzego, ale dzisiaj był ruiną.

W załomach muru przycupnęły maskonury. Setki innych trzepotały na wieczornym niebie. Wyatt słyszał krzyk mew, głuptaków i mew spłoszonych jego przybyciem – bogate, zmysłowe, hipnotyczne crescendo narastające do huku gromu. Tysiące ptaków upstrzyło ruiny, a ich wołanie to narastało, to słabło.

Przekroczył porośniętą trawą łąkę, kierując się do głównej bramy.

Wokół leżały martwe ptaki.

Najwyraźniej ptactwo nie miało tu naturalnych wrogów oprócz bakterii. Zapach ledwie wyczuwalny w zatoce stał się przytłaczający. Duszący smród niezliczonych stworzeń stłoczonych na małej powierzchni. Gęste powietrze miało odurzającą woń życia, śmierci i ptasich odchodów.

Podszedł do głównej bramy.

Drewniany most rozpościerał się nad wyschłą fosą. Deski były nowe, zbite galwanizowanymi gwoździami.

Ptaki zaprotestowały przeciwko jego przybyciu narastającym krzykiem.

Minął bramę z rzędem kamiennych łuków.

Światło słońca osłabło.

Wszedł na wewnętrzny dziedziniec. Zewsząd otoczył go mrok przerywany kolumnami sinego, wypełnionego kurzem światła przenikającego przez szpary w murze. Wykruszone kamienie wznosiły się na wysokość dwóch pięter, otaczając go ze wszystkich stron. Wokół dziedzińca skupiły się różne budynki, tworząc coś na kształt zewnętrznej zasłony. Wewnętrzne ściany dzieliły jedynie okna, w których nie było nic prócz winnej latorośli.

Otoczenie wywoływało poczucie bezpieczeństwa, a jednocześnie uwięzienia w pułapce.

Skoczył przed siebie.

Malone zakotwiczył łódź na południowym wybrzeżu wyspy Paw. W wieczornym powietrzu czuć było zapach soli i drzew oraz coś jeszcze – dziwną kwaśną i szczypiącą woń. Niebo przybrało barwę łupku, a las rzucał fioletowy cień na piaszczystą zatoczkę. Drzewa obsiadły mewy.

Gumowe podeszwy jego butów miażdżyły puste skorupy krabów i wysuszone jeżowce. Temperatura spadła, więc był rad, że zabrał kurtkę z podpinką. Przed nim rozciągał się gęsty dębowy las. Między drzewami rosły wrzosy i paprocie. Odwrócił się w stronę zatoki, wypatrując obcych łodzi. Horyzont był pusty.

Właścicielka księgarni powiedziała mu, w jakim miejscu fortu znajdują się symbole. Czy stanowiły element dekoracji? Graffiti? Były stare czy nowe? W letnich miesiącach, kiedy pozwalano na zwiedzanie, na wyspie przebywało codziennie około pięćdziesięciu osób, co według niej oznaczało, że tajemnicze znaki mogły mieć najróżniejsze pochodzenie. Ale on wiedział, że Andrew Jackson słyszał o ich obecności w roku tysiąc osiemset trzydziestym piątym.

Może sam prezydent je tam umieścił?

Kto wie?

Cassiopeia zaparkowała motocykl na parkingu zajazdu Comfort Inn znajdującego się w granicach Fredericksburga. W drodze zastanawiała się nad telefonem do Quentina Hale’a. Rozmowa musiała być subtelna i inteligenta, zawierać tylko tyle, aby go przekonać, że Biały Dom ma dokumenty, na których mu zależy.

Jakiś czas temu Secret Service wynajęła pokój oddalony trzy kilometry od rezydencji Kaiser, aby śledzić obraz z telewizyjnej kamery zainstalowanej w jednej z sypialni na piętrze, skąd rozciągał się widok na garaż.

Zapukała i została wpuszczona do środka.

Dyżur pełnili dwaj agenci, mężczyzna i kobieta.

– Kaiser wyszła trzy godziny temu – powiedziała agentka. – Zabrała małą walizkę i torbę na ubranie.

Wiedzieli, że wyjeżdża na akcję zbierania funduszy w Richmond. Nie zapewnili jej ochrony i zrezygnowali ze śledzenia. Uznali, że lepiej niczego nie robić, aby nie wzbudzić podejrzeń Hale’a. Podjęli już wystarczające ryzyko, instalując kamerę, ale musieli nieprzerwanie obserwować rezydencję.

Na małym monitorze widać było garaż Kaiser i żywopłot rosnący wzdłuż zewnętrznego muru. Słoneczne światło słabło, więc agentka przestawiła kamerę w tryb nocny. Obraz przybrał zielonkawą poświatę. W dalszym ciągu widzieli budynek i linię żywopłotu.

Cassiopeia zamierzała złożyć Kaiser niewinną babską wizytę, kiedy ta wróci do domu. Uznała, że nie powinno to wzbudzić niczyich podejrzeń. Nadal była zaniepokojona swoją rozmową z Dannym Danielsem. Wszystko wskazywało, że małżeństwo pierwszej pary było fikcją, na dodatek prezydent wyrażał się w dziwny sposób o Stephanie. Zastanawiała się, czy między nimi coś zaszło. Nietrudno było pojąć, dlaczego znalazł u niej pociechę. Tragiczne wydarzenia rzuciły cień także na jej życie – samobójstwo męża, zniknięcie syna, konieczność uporania się z trudną przeszłością.

Pomyślała, że prezydenci też są ludźmi. Mają pragnienia, potrzeby i obawy, jak wszyscy śmiertelnicy. Dźwigają również emocjonalny bagaż i co gorsza, są zmuszeni go ukrywać.

Nieszczęśliwie dla Danny’ego i Pauline Danielsów ich bagaż doświadczeń został obnażony przez lekkomyślne wypowiedzi i źle ulokowane zaufanie.

– Spójrz tutaj – powiedział agent, wskazując ekran.

Skupiła wzrok na monitorze.

Obok garażu Shirley Kaiser stało dwóch mężczyzn. Rozejrzeli się wokół i zniknęli między żywopłotem i ścianą domu.

– Wygląda na to, że mamy gości – zauważył agent. – Zadzwonię po wsparcie...

– Nie – przerwała mu Cassiopeia.

– To wbrew procedurze – oświadczył.

– Mam wrażenie, że cała ta operacja jest wbrew procedurze. – Wskazała kobietę. – Jak ci na imię?

– Jessica.

– Pójdziemy obie. Damy sobie radę.