BATH, KAROLINA PÓŁNOCNA
Hale patrzył, jak dwóch ludzi podnosi Shirley Kaiser z wózka elektrycznego i wlecze w deszczu do budynku więzienia. Zadzwonił wcześniej, żeby przygotowali się na przybycie nowej pensjonariuszki. Shirley była nadal oszołomiona od ciosu w twarz, a na jej lewym policzku widniał brzydki siniak.
Szarpała się z dwoma ochroniarzami, którzy wpychali ją do środka.
Wszedł do budynku i zatrzasnął za sobą drzwi.
Polecił obudzić Stephanie Nelle i zaprowadzić ją do nowej celi. Chciał umieścić dwie kobiety razem, bo nigdy nie wiadomo, co mogą sobie powiedzieć. Elektroniczne urządzenia nasłuchowe nie uronią ani słowa.
Nelle stała w celi, patrząc, jak się zbliżają. Otworzono drzwi i ciśnięto do środka Kaiser.
– To twoja nowa towarzyszka – powiedział Nelle.
Starsza kobieta przyjrzała się siniakowi na twarzy Kaiser.
– Twoja robota? – spytała.
– Była naprawdę nieznośna. Celowała do mnie z rewolweru.
– Powinnam była cię zastrzelić – rzuciła Kaiser.
– Miałaś okazję – odrzekł. – Pytałaś o Stephanie Nelle. Oto ona. – Odwrócił się do Nelle. – Znasz Cottona Malone’a?
– Dlaczego pytasz?
– Bez powodu. Pojawił się tam, gdzie nie był oczekiwany.
– Jeśli Malone tam był, to masz problem – odparła Stephanie.
Hale wzruszył ramionami.
– Nie sądzę.
– Nie uważasz, że powinieneś dać tej kobiecie woreczek z lodem? – spytała Nelle. – Ma paskudnego siniaka.
Prośba wydawała się rozsądna, więc polecił, aby go przyniesiono.
– Racja, musi wyglądać jak najlepiej.
– Co to znaczy? – zapytała Nelle.
– Kiedy skończy się burza, wypłyniecie w rejs. Ostatni.
Cassiopeia żeglowała niespokojnymi mrocznymi wodami rzeki Pamlico. Przyleciała z zachodu i wysiadła ze śmigłowca kilometr lub dwa od południowego brzegu. Agenci Stanowego Biura Śledczego już na nią czekali. Davis wskazał miejsce położone za czarną otchłanią szerokości około trzech kilometrów. Chociaż niczego nie widziała, powiedzieli jej o nabrzeżu nad rzeką, na którego końcu stał zakotwiczony sześćdziesięciometrowy jacht „Adventure” należący do Hale’a. Jeśli chce się przedostać na teren posiadłości, powinna to zrobić od tej strony. Wystarczy, że utrzyma kurs, który jej wskazali. Okazało się, że nie jest to takie łatwe, bo od strony Atlantyku wiał silny wiatr. Może nie była to tropikalna burza, ale podmuchy były silne, a z nieba lały się strugi deszczu. Davis miał być w pobliżu, czekając na jej sygnał lub nadejście świtu, w zależności od tego, co wcześniej nastąpi. Wówczas wkroczą do akcji agenci Secret Service zgromadzeni na północ od Bath.
Czuła smaganie deszczu.
Wyłączyła silnik, pozwalając, żeby łódź podpłynęła do nabrzeża Hale’a. Znalazła je dokładnie tam, gdzie powiedzieli. Fale sięgały metra wysokości, więc musiała uważać, aby nie rozbić łodzi. Jacht cumujący u nabrzeża był faktycznie imponujący. Rozmiar trzech grubych masztów i ich kształt wskazywał, że w środku znajduje się automatyczny system żagli. Na nabrzeżu nie paliło się żadne światło, co wydawało się niezwykłe. Może było to spowodowane przez burzę? Może uszkodzeniu uległo zasilanie?
Przez strugi deszczu zauważyła ruch na pokładzie.
I na nabrzeżu.
Ludzie.
Biegli w stronę brzegu.
– Czy to naprawdę konieczne? – spytał Wyatta Malone. – Od tamtego czasu minęło wiele lat.
– Pomyślałem, że jestem ci to winien.
– Dlatego wplątałeś mnie w zamach na prezydenta? Co by się stało, gdybym nie unieszkodliwił karabinów?
– Wiedziałem, że jakoś sobie poradzisz, a później zostaniesz o wszystko obwiniony lub zginiesz od kuli.
Cotton miał ochotę grzmotnąć sukinsyna w szczękę, ale zdawał sobie sprawę, że nic by to nie dało. Woda na posadzce sięgała kostek.
– Czemu po prostu mnie nie zabijesz? Po co cały ten cyrk?
– To bez znaczenia.
– Czyżbyś był winien więcej komuś innemu?
– To po prostu bez znaczenia.
Malone pokręcił głową.
– Dziwny z ciebie człowiek. Zawsze byłeś dziwakiem.
– Powinieneś coś zobaczyć – powiedział Wyatt. – Znalazłem to, gdy leżałeś nieprzytomny.
Wyatt skierował promień latarki w głąb skalnego korytarza. Sześć metrów dalej na kamiennej ścianie widniał lśniący od wody, porośnięty glonami wyrzeźbiony symbol.
Θ
Malone natychmiast rozpoznał znak z wiadomości Jacksona.
– Jest tego więcej?
Spojrzał w górę, żeby obejrzeć drogę, którą spadli. Tunel miał wysokość dobrych dziewięciu metrów, a ściany był śliskie od mułu. Żadnego miejsca zaczepienia dla rąk.
Czemu nie? Cóż innego mu pozostało?
– Idź pierwszy – powiedział.
Hale postanowił, że zdrzemnie się kilka godzin. Nie było mowy, żeby wypłynęli w morze przy takiej pogodzie. „Adventure” był świetnym jachtem, ale każdy statek miał ograniczenia. Polecił, żeby usunąć wynajęty samochód Kaiser z terenu posiadłości i porzucić w miejscu, gdzie nikt nie zdoła go znaleźć. Nadal nie miał wieści o dwóch ludziach wysłanych do jej rezydencji. Musiał przyjąć, że nie żyją lub zostali aresztowani. Jeśli ich zatrzymano, czemu policja jeszcze się nie zjawiła?
Wyszedł z więzienia i ruszył w kierunku swojego wózka.
Chwilę później rozległ się alarm.
Spojrzał na drzewa, które go otaczały, tworząc szpaler prowadzący w stronę domu. Nie zauważył żadnych świateł.
Z budynku więzienia wybiegł jeden z członków załogi i ruszył ku niemu, rozchlapując kałuże.
– Kapitanie Hale, na terenie posiadłości są intruzi!
Cassiopeia usłyszała dźwięk alarmu, a następnie nieprzerwany terkot broni maszynowej.
Co się działo?
Wyskoczyła z łodzi i ją zacumowała.
Wyciągnęła broń i ruszyła w stronę brzegu.
Hale wrócił pędem do więzienia. Z oddali dolatywały odgłosy wymiany ognia. Niepokojący dźwięk w samym środku jego twierdzy samotności.
– Dziesięciu intruzów weszło od północy na nasz teren – powiedzieli jego ludzie. – Wykryły ich czujniki ruchu. Widzieliśmy ich też na obrazie z kamery.
– Co za jedni? Policja? FBI?
– Nie wiemy, ale są na terenie posiadłości. Strzelają i nie zachowują się jak policja. Odcięli zasilanie głównej rezydencji i nabrzeża.
Wiedział, kim byli.
NIA.
Andrea Carbonell.
Ciekawe kto jeszcze?
Knox chciał opuścić Nową Szkocję, ale Carbonell i dwóm jej ludziom nigdzie się nie spieszyło. Postanowił nie wystawiać na próbę ich nerwów, więc pozostał w samolocie.
– Znalazłeś to, po co przybyłeś? – zapytała.
Nie zamierzał jej odpowiadać.
– W forcie są dwa ciała. Ten twój Wyatt prowadzi wymianę ognia z jakimś Cottonem Malone’em. Jego też tu przysłałaś?
– Jest tu Malone? Intrygujące. To człowiek Białego Domu.
Wtedy zrozumiał, czemu się tu znalazła.
– Zamierzałaś mi odebrać to, co znajdę. Nie chciałaś, żeby kapitanowie poznali rozwiązanie szyfru.
– Muszę mieć dwie brakujące kartki.
– Nadal ich nie masz, prawda? Twoim wrogiem nie jest Wspólnota, ale postarałaś się, żeby na to wyglądało.
– Ta wasza Wspólnota jest radioaktywna. Siedzą jej na karku CIA, NSA i Biały Dom.
Nie spodobały mu się jej słowa.
– Musimy wrócić na wyspę Paw.
– Ja wyjeżdżam.
– Nigdzie nie polecisz.
Co to miało znaczyć?
– Twoja drogocenna Wspólnota została zaatakowana.
– Przez ciebie?
Skinęła głową.
– Uznałam, że trzeba ocalić Stephanie Nelle. Jeśli Hale oraz jeden lub dwóch kapitanów zginie w trakcie odbijania jeńca, będzie to z pożytkiem dla nas wszystkich, nieprawdaż?
Jej prawe ramię się poruszyło i Knox dostrzegł dłoń zaciśniętą na kolbie pistoletu.
– To prowadzi do kolejnego powodu, dla którego się tu znalazłam.
Usłyszał strzał, a później poczuł, że coś przeszywa mu pierś.
Coś ostrego.
Ostrego i bolesnego.
Sekundę później świat zniknął.