NOWA SZKOCJA
Malone przypomniał sobie, co właścicielka księgarni powiedziała o symbolach. Można było je znaleźć w różnych punktach fortu oraz na kamieniach i znakach orientacyjnych rozsianych po całej wyspie. Nie wspomniała jednak ani słowem o tym, że znajdują się także pod ziemią. Wydawało się to zrozumiałe z uwagi na niedostępność tego miejsca.
Korytarz, w którym utkwili, mógł biec z jednego końca fortu na drugi. Na różnej wysokości w murze zionęły mroczne wnęki. Żadna z nich nie była pochodzenia naturalnego, ale zostały wydrążone przez ludzi. Zbadał jeden z wyżłobionych kamieni i zauważył prostokątną rynnę ginącą w mroku. Także ona została wydrążona ludzką ręką. Umieszczone na wysokości około jednego i dwóch metrów, nosiły ślady ostatniego wysokiego przypływu. Wiedział, jaką funkcję pełniły.
Odprowadzały wodę.
– Ten, kto zbudował to miejsce, zadbał, żeby nie zostało całkowicie zalane przez wodę – powiedział do Wyatta. – Te otwory to jedyna droga wyjścia.
Zaczął rozumieć, co musiało odczuwać siedemdziesięciu czterech brytyjskich żołnierzy, których tu uwięziono. Podziemne pomieszczenia nie należały do jego ulubionych. Szczególnie jeśli były ciasne i zamknięte.
– Nie poświęciłem tamtych dwóch agentów – powiedział Wyatt.
– Nigdy tak nie sądziłem. Po prostu uważałem, że postąpiłeś lekkomyślnie.
– Mieliśmy robotę. Zrobiłem, co trzeba.
– Czy teraz ma to jakieś znaczenie?
– Owszem.
Malone zrozumiał. Wyatt naprawdę żałował tamtych. Wtedy tak nie uważał, ale teraz spojrzał na sytuację z innej strony.
– Gnębi cię, że zginęli.
– Zawsze mnie gnębiło.
– Powinieneś o tym powiedzieć.
– To nie w moim stylu.
Faktycznie, bez cienia wątpliwości.
– Co się stało na górze? – zapytał. – Wspólnota postanowiła cię sprzątnąć?
– NIA namówiła do tego Wspólnotę.
– Carbonell?
– Pożałuje tego.
Dotarli do miejsca, w którym tunel się rozwidlał, tworząc coś na kształt litery Y. W świetle latarki Wyatt zbadał kolejny otwór w ścianie, tym razem znajdujący się na wysokości ramienia.
– Słyszę wodę z drugiej strony.
– Możesz coś zobaczyć?
Wyatt pokręcił głową.
– Nie zamierzam tu zostać i czekać na wysoką wodę. Te otwory muszą prowadzić do morza. Czas najwyższy się tego dowiedzieć, zanim zaczną się wypełniać.
Malone przytaknął.
Wyatt odłożył latarkę i zdjął kurtkę. Malone podniósł ją i oświetlił miejsce rozwidlenia. Skoro tu byli, mógł przeprowadzić rekonesans.
Nagle coś zwróciło jego uwagę.
Kolejny symbol wyryty w kamieniu na lewo od miejsca, w którym korytarz ulegał rozwidleniu.
Φ
Przypomniał sobie, że podobny znak umieszczono w wiadomości Jacksona. Naprzeciw niego dostrzegł drugi.
:
Później na wprost nich, na przeciwległej ścianie pierwszego rozwidlenia ujrzał dwa kolejne, w odległości około dwóch i pół metra od siebie.
ΧΘ
Razem cztery z pięciu znaków, które Jackson umieścił w swoim przesłaniu. Cztery i coś jeszcze. Umieszczono je razem.
Wyatt zwrócił uwagę na jego zainteresowanie.
– Wszystkie tu są!
Niezupełnie.
Zaczął brnąć przez wodę w miejsce połączenia trzech tuneli. Otoczyły go cztery znaki. Gdzie był piąty? W dole? Chyba nie. Spojrzał w górę, oświetlając strop latarką.
Δ
– Trójkąt wskazuje miejsce – powiedział.
Z dolnych rynien chlusnęła woda, zalewając komorę i pokrywając posadzkę zimną strugą.
Podszedł do Wyatta, przekładając latarkę z prawej do lewej ręki.
Zamierzył się i zdzielił go w szczękę.
Wyatt runął na posadzkę, rozchlapując wodę.
– Teraz kwita? – zapytał.
Wyatt nie odpowiedział. Podniósł się i skoczył do wnętrza rynny, znikając w ciemności.
Cassiopeia ukryła się za rzędem drzew, obserwując dom majaczący pięćdziesiąt metrów dalej. Wietrzne dzwoneczki wydawały wysokie dźwięki, układając się w osobliwą symfonię. Dostrzegła ciemne postacie biegające z jednej strony domu na drugą. Po chwili padły kolejne strzały. Postanowiła zaryzykować. Wyciągnęła komórkę i wprowadziła numer Davisa.
– Co tam się dzieje?! – spytał prosto z mostu.
– Posiadłość jest oblegana.
– Słyszymy strzały. Skontaktowałem się z Waszyngtonem. O niczym nie wiedzą.
– To dobra przykrywka – powiedziała. – Nie ruszaj się. Postępujemy zgodnie z planem.
Przyłapała się na tym, że mówi, jak Cotton. Zaczęła się do niego upodabniać.
– To mi się nie podoba – odparł Davis.
– Ani mnie, ale już tu jestem.
Zakończyła połączenie.
Wyatt czołgał się ciasnym tunelem. Zimna woda z zewnątrz przelewała się przez niego z coraz większą intensywnością, a szum morza narastał z każdą chwilą.
Był coraz bliżej końca.
Pod kilkoma względami.
Pozwolił, żeby Malone go uderzył. Postąpiłby tak samo albo jeszcze gorzej, gdyby role się odwróciły. Pomyślał, że Malone pozostał zarozumialcem, ale ten zadufany sukinsyn nigdy go nie okłamał.
A wiedział o tym to i owo.
Andrea Carbonell wysłała go do Kanady, wielokrotnie zapewniając, że tylko oni wiedzą o wyprawie. Później niezwłocznie poinformowała o niej Wspólnotę.
Domyślał się, na jaki układ mogła pójść.
Zabijcie Jonathana Wyatta, a będziecie mogli zatrzymać to, co znajdziecie.
Carbonell działała mu na nerwy znacznie bardziej niż Cotton Malone.
W ostatnich dniach nieźle mu się wiodło: pokrzyżował zamach na prezydenta Stanów Zjednoczonych i przybliżył się do rozwiązania starej zagadki Andrew Jacksona, czego nie udało się nikomu wcześniej. Zdołałby również ocalić Gary’ego Voccia, gdyby facet nie spanikował. Fizyczna konfrontacja z Malone’em rozproszyła gniew, który drzemał w nim od ośmiu lat.
Jego miejsce zajęła nowa furia.
Na końcu tunelu ujrzał słabe promienie światła.
W całkowitej ciemności mile widziany był każdy blask, choćby nie wiadomo jak słaby. Lodowata woda zaczęła sięgać łokci. W dalszym ciągu szedł na czworakach. Na końcu tunelu ujrzał sadzawkę we wnętrzu skalnej pieczary. Fale chlupotały o jej brzegi, gdy woda wlewała się do tunelu. Za wejściem do pieczary ujrzał otwarte morze i jasne smugi światła księżyca lśniące na niespokojnej toni.
Zaczął rozumieć zamysł budowniczych. Tunele prowadzące do skalnych fundamentów fortu wydrążono w skale na różnej wysokości. Wraz z podnoszeniem się poziomu wody wskutek przypływu, podnosiła się powierzchnia sadzawki, po kolei zalewając tunele i wtłaczając wodę do podziemnych pomieszczeń. Kiedy przypływ się cofał, cofała się i woda. Była to prosta konstrukcja wykorzystująca grawitację i siły natury. Ciekawe, w jakim celu ją stworzono.
Kogo to obchodziło?
Był wolny.