Vivian czuła pęd powietrza, lecąc ponad swym niewielkim miastem z mocno bijącym sercem w piersi. Nie wiedziała dokładnie, gdzie leci; odczuwała po prostu nieodpartą chęć, by frunąć, pozwolić, by kajdany jej niedawnego życia rozpłynęły się w powietrzu. Czuła się upojona, a wszędzie zaroiło się od tylu możliwości, że nie potrafiła powstrzymać podekscytowania.
Im dłużej jednak szybowała, tym bardziej narastały w niej nowe emocje. Jak coś w rodzaju nękającej pustki. Jej ludzka natura umarła i została zastąpiona przez tę niesamowitą, potężną, nową istotę. Śmierć matki – z jej własnych rąk, nie inaczej – nie była ich źródłem. Emocje miały bardziej pierwotne korzenie.
Zanurkowała obok stada ptaków. Lecąc tak, starała się odszyfrować nowe doznania w swym wnętrzu. Głód był oczywiście najistotniejszym z nich. Złość stała blisko za nim, na drugim miejscu. Potem dotarło do niej ze zdumiewającą oczywistością, że pozostałym obezwładniającym ją uczuciem było pragnienie zdobycia partnera.
A to oznaczało Blake’a.
Natychmiast zmieniła kurs, kierując się na liceum. Oblizała językiem ostre siekacze. Tym razem, nie było mowy o ucieczce. Blake będzie jej po wieki. Kiedy go przemieni, będą nierozerwalnie ze sobą połączeni, związani na wieki, w ten sam sposób, w jaki czuła tego ohydnego mężczyznę, który spłodził ją, wnikając w jej krwiobieg. A świadomość tego, że może mieć Blake’a na zawsze sprawiła, że pożądanie, jakie czuła do niego, stało się jeszcze silniejsze.
Zaśmiała się histerycznie. Jej ciało dosłownie pulsowało energią. I pomyśleć, że ta głupia dziewucha Scarlet była kiedyś tak blisko odebrania jej Blake’a. Cóż, nigdy więcej. Blake będzie należał do Vivian. To ona wygra.
Na linii jej wzroku pojawiło się liceum. Jak również migoczące światła policyjne. Zaciekawiło ją, co też tam się działo.
Im bliżej się znajdowała, tym bardziej wyrazisty był obraz. Szkoła wyglądała, jakby była w samym środku jakiejś strzelaniny. Stały tam zniszczone radiowozy i na wietrze powiewały strzępy policyjnej taśmy. Skrawki papieru, pozostałości po uczniowskich zeszytach, niesione gwałtownymi podmuchami wiatru, osiadły na gałęziach drzew leżących na chodniku.
Jednakże, pomimo tego całego zamętu, Vivian spostrzegła, iż włączono światła reflektorów, przy których ćwiczyła drużyna piłki nożnej. Wydawało się, iż na boisku byli jacyś ludzie.
Vivian miała mętlik w głowie, kiedy zanurkowała i wylądowała na tyłach laboratorium naukowego. Podeszła do okna i przycisnęła twarz do szyby. Pomieszczenie było opustoszałe. Drzwi były otwarte i Vivian zobaczyła podłogę korytarza. Na jej płytach widniała ogromna rozmazana plama krwi.
Vivian wycofała się. Była zdezorientowana. Nagle wystraszył ją łoskot. Podniosła wzrok i dostrzegła w oknie twarz. Była to jedna z tych fanek Gotów, których unikała jak zmory. Dziewczyna wyszczerzyła zęby, przyciskając po obu stronach głowy swe porcelanowe palce do szkła. Vivian skrzywiła się, kiedy uśmiech dziewczyny poszerzył się, ukazując jej wydłużone siekacze.
- Nie! – wrzasnęła Vivian.
Była wzburzona. To już nie tylko ona taka była? Nie była jedyną, która posiada taką niewiarygodną moc? Przepełnił ją niebywały gniew.
Popędziła wokół budynku. Jej ciało poruszało się szybciej, niż kiedykolwiek, gdy była człowiekiem. Dotarła na salę gimnastyczną i wywaliła gwałtownie dwuskrzydłowe drzwi tak mocno, że wyleciały z zawiasów.
Scena, którą zastała, przypominała totalny chaos. Były tam jej przyjaciółki, ubrane w zakrwawione kostiumy cheerleaderek, z kłami na widoku. Niektóre śmigały po pomieszczeniu, lądując i wylatując z krokwi. Inne skandowały, otaczając grupkę wyglądających na przerażonych, dzieciaków.
Vivian poczuła, jak jej krew rozgorzała gniewem. Wszystkie jej kumpele były wampirami? To znaczyło, że ona wcale nie jest taka wyjątkowa.
W końcu dostrzegła ją jej przyjaciółka, Jojo. Była w połowie ucztowania na jakimś głupkowatym chłopaku z drugiej klasy.
- Vivian! – wrzasnęła Jojo. – Głodna?
Popchnęła dzieciaka na Vivian. Ta złapała go. Chłopak trząsł się cały. Wypuściła go.
- Hej! – krzyknęła Jojo. – To był mój deser.
Potem w jednym skoku stanęła przy Vivian i chwyciła jej dłonie.
- Czy to nie całkiem odjazdowe?
Jej oczy były wielkie i pełne podziwu.
Vivian zwęziła swoje w odpowiedzi.
- Kto cię przemienił? – zażądała.
Jojo wzruszyła ramionami.
– Jakiś palant. On też, jak każdy inny. Na początku było przerażająco, ale potem obudziłam się z tą odjazdową siłą. Chcesz zobaczyć?
Vivian pokręciła głową.
Jojo kontynuowała.
- Wiesz, my będziemy czymś w rodzaju jego armii. Będzie fantastycznie.
Vivian wciąż zwężała oczy.
- Gdzie jest Blake? – spytała chłodno.
Ta pierwotna cześć natury, która zmuszała ją, by znaleźć sobie partnera, zaczęła cierpieć na myśl, że już prawdopodobnie został przemieniony, i to przez kogoś innego. Jeśli Blake został już przeistoczony w wampira, to nie będzie między nimi tej nierozerwalnej więzi. Blake dzieliłby ją z kimś innym.
Vivian zacisnęła dłonie w pięści na samą myśl o tym. Jeśli to już się stało, wówczas zabije tego, kto go stworzył. Musiała mieć Blake’a. Musiał być jej.
Jojo rzuciła Vivian spojrzenie.
- Wyglądasz, no wiesz, na całkiem spiętą. Co ci się stało?
Vivian poczuła, jak jej pięści zaciskają się jeszcze mocniej.
- Gdzie jest Blake? – powtórzyła.
Jojo wyglądała na obrażoną.
- Rany, Vivian, zachowujesz się jakbyś była w totalnym dołku. O co chodzi z tą całą poważną sprawą, której się tak uczepiłaś? Stała się najbardziej odjazdowa rzecz na świecie, a ty tylko nawijasz o Blake’u?
Vivian sięgnęła do przodu i chwyciła Jojo za gardło.
- Nie zapytam ponownie. Gdzie jest Blake?
Jojo miała wystarczająco dużo sił, by odepchnąć od siebie Vivian. Jednak ta wciąż wodziła rej, nawet pośród grupy wampirów, i Jojo usłuchała.
- Nie było go dzisiaj w szkole – powiedziała, pocierając szyję i spoglądając ze złością. – Jego mama ma urodziny, czy umarła. Sama nie wiem. Nie pamiętam, ale wyjechał z miasta.
- Tylko tyle? – powiedziała Vivian. – Tylko tyle wiesz?
Do tej pory pozostałe cheerleaderki zdążyły zauważyć Vivian i jej sprzeczkę z Jojo. Dziewczyny, które od lat należały do jej bandy, zaczęły przeciskać się do przodu, by zobaczyć, co się dzieje. Każda z nich była inna, każda przemieniona w wampira. Będąc ludźmi, były bezwzględne, zepsute i podłe; jako banda wampirów były jeszcze gorsze.
- O co chodzi, Vivian? – powiedziała jedna z dziewczyn, mrużąc oczy.
Ale to Jojo przemówiła.
- To suka. Wiesz, to nie moja wina, że nie wiem, gdzie jest Blake.
Dziewczyna przewróciła oczyma.
- Wciąż uganiasz się za Blakiem? Boże, Vivian, jesteś jeszcze gorszym nudziarzem jako wampir, niż byłaś jako człowiek.
Vivian poczuła, jak wezbrał w niej gniew. Ale nie mogła walczyć z dziewczynami. Były równie silne, jak ona i przewyższały ją liczebnie.
- Wiesz co – powiedziała Jojo, zakładając ręce i zadzierając głowę w bok. – Sądzę, że już nie jesteś przywódczynią, Vivian. Sądzę, że poradzimy sobie świetnie bez ciebie.
Vivian podeszła, tupiąc głośno, z zaciśniętymi pięściami, jakby miała zamiar ją pobić.
- Świetnie – fuknęła zjadliwie. – I tak nigdy cię nie lubiłam.
Podniosła oczy na pozostałe obserwujące ją dziewczyny.
- To dotyczy was wszystkich! – wrzasnęła.
Cheerleaderki zaśmiały się szyderczo i kręcąc głowami, odwróciły się plecami do byłej liderki.
- Zupełnie nie przystajesz do nowej armii wampirów – rzuciła Jojo przez ramię, kiedy podążyła za pozostałymi dziewczętami oddalającymi się niespiesznie z sali.
Pozostawiły Vivian stojącą tak i gotującą się ze złości, obserwującą sylwetki wycofujących się dziewcząt, które kiedyś miała za swe przyjaciółki. Tuż przed tym, jak Jojo zniknęła za drzwiami, przepełniła się miarka gniewu Vivian. Podleciała do przodu, wyrwała jednym szarpnięciem kawał drzewa z belki nośnej i popędziła za Jojo.
Chwyciła ją za włosy i przebiła ciało od tyłu, przeszywając jej serce.
- Jeśli chodzi o bycie przywódcą – powiedziała jej na ucho – zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał wbić ci nóż w plecy.
Potem wyrwała kawałek drzewa z Jojo i dziewczyna obróciła się w pył.
Pozostałe dziewczęta spojrzały na nią w szoku.
Vivian uśmiechnęła się. Jeszcze przyjdzie czas, by zrobić z nimi porządek. W tej chwili jednak musiała dopilnować innych spraw.
Przekroczyła szczątki dziewczyny, walnęła w drzwi i wyszła na zewnątrz, unosząc się w powietrzu z postanowieniem zakończenia poszukiwań Blake’a bez względu na cenę.