Sam poczuł na policzku coś szorstkiego, ciepłego i mokrego. Jęknął. Czuł rozdzierający ból głowy. Jego powieki zadrżały. Otworzył oczy i zdał sobie sprawę, że spogląda w górę na Ruth. Zaszczekała, sprawiając, iż się skrzywił.
Podciągnął się do pozycji siedzącej.
- W porządku, dziewczyno – powiedział do husky, która lizała go po całej twarzy. – Obudziłem się już.
Odepchnął ją i rozejrzał się po pokoju. Z niepokojem stwierdził, że znajduje się w ciemnej kuchni Caitlin, leżąc na podłodze.
Wspomnienia powróciły do niego fragmentami… Przyszła jakaś dziewczyna. Martwiła się o Scarlet. Ale co stało się później? Nie mógł sobie przypomnieć. Musiał przewrócić się albo stracić przytomność, czy coś takiego.
Ból w głowie był nie do zniesienia. W końcu stanął na nogach i nalał sobie szklankę wody. Ruth plątała się mu pod nogami, niemal go wywracając.
- Daj spokój, dobra? – powiedział do psa.
Pogłaskał ją po gęstym futrze i wziął duży łyk ze szklanki. Wówczas wspomnienia napłynęły falą, tak szybko i z taką wyrazistością, że upuścił szklankę. Rozbiła się w zlewie, ciskając kawałki błyszczącego szkła w powietrze.
- Była wampirem – powiedział na głos, przytrzymując się zlewu, by utrzymać równowagę.
- Ale jeśli ta dziewczyna była wampirem, to oznaczało, że wampiryzm rozprzestrzenia się. Scarlet przemieniła mężczyznę i albo on to kontynuował i przemienił kolejną osobę, albo zrobiła to Scarlet. Jak dla niego było tego zbyt wiele do zniesienia.
Zatoczył się do tyłu i z zawrotami głowy chwycił za telefon wiszący na ścianie. Wbił numer Polly i oparł się ciężko plecami o ścianę, słuchając sygnału po drugiej stronie.
Wreszcie odebrała.
- Polly – powiedział pospiesznie. – Coś się wydarzyło. Coś okropnego.
- Co? – zapytała Polly po drugiej stronie linii z nutą troski w głosie. – Chodzi o Scarlet? Wróciła?
Sam zacisnął dłoń na słuchawce. Wstydził się zbytnio mówić o tym, ale wiedział, że musi. Z jego powodu Scarlet znalazła się w niebezpieczeństwie i musiał to naprawić.
- Przyszła jakaś dziewczyna – powiedział cicho. – Przyszła do domu, szukając Scarlet. Powiedziała, że ma na imię Becca. Sądziłem, że to jej przyjaciółka.
- Dobra… - powiedziała Polly zaniepokojona, jakby wiedziała, że zaraz pojawi się jakieś „ale.”
Sam westchnął ciężko. Nie mógł już dłużej tego odkładać.
- Była wampirem – powiedział na jednym głębokim wydechu.
Słuchał odgłosu dyszącej na drugim końcu linii Polly. Przemówiła szybko, wylewając z siebie słowa wielkim potokiem.
- Nic ci nie jest? Co się stało? Zrobiła ci coś? Weszła do domu?
Sam zacisnął mocno powieki i oparł się czołem o zimną kuchenną ścianę. Musiał się przyznać. Polly musiała dowiedzieć się, że naraził Scarlet na niebezpieczeństwo.
- Nic mi nie jest – powiedział, starając się uspokoić żonę. – Kopnęła mnie w głowę i pozbawiła przytomności, ale nie ugryzła mnie, ani nic takiego.
Dotknął szyi, jakby chciał przekonać się, że to prawda. Poczuł ulgę, kiedy nie znalazł żadnych ran kłutych.
- Dobrze – powiedziała Polly. – Czy dom jest bezpieczny? Upewniłeś się, że nie wejdzie z powrotem do środka?
- Szuka Scarlet – powiedział Sam, przerywając grad pytań żony. – I myślę, że mogłem przez przypadek zdradzić jej, gdzie Scarlet może być.
Potok słów Polly urwał się nagle. Nastąpiła długa chwila ciszy, podczas której Sam poczuł, jak jego poczucie wartości leci na łeb, na szyję.
- Co powiedziałeś? – spytała srogo Polly.
Sam westchnął, starając się zebrać myśli.
- Sądziłem, że jest jedną z przyjaciółek Scarlet. Powiedziała, że ma na imię Becca. Nie… wyglądała na wampira. – Jego głos stał się bardziej nieśmiały, kiedy uzmysłowił sobie, jak głupio to zabrzmiało, kiedy wypowiedział to na głos.
- Oczywiście, że nie wyglądała jak wampir! – krzyknęła Polly. – Nie wierzę, no.
Sam praktycznie słyszał, jak Polly stąpa po drugiej stronie telefonu. Wyobrażał ją sobie w ich salonie rwącą włosy, bo jej nierozgarnięty mąż zawiódł w jedynej rzeczy, której miał przypilnować – ochronić Scarlet.
Kiedy odezwała się ponownie, słychać było, iż mówi z wymuszonym spokojem.
- Pojadę do liceum – powiedziała. – Udam zmartwionego rodzica i zobaczę, czy zdołam uzyskać numery telefonów lub adresy przyjaciółek Scarlet.
- Nie – powiedział natychmiast Sam. – To zbyt niebezpieczne. Po okolicy krążą przynajmniej dwa wampiry i założę się, że wkrótce będzie ich więcej.
- Co sugerujesz? – odparła szorstko Polly.
Patrząc na nią oczyma wyobraźni, Sam widział, jak założyła ręce na biodra.
- Ja pojadę – powiedział. – Ja wciągnąłem nas w ten bałagan i to ja powinienem nas z tego wyciągnąć.
- Nie ma mowy – sprzeciwiła się Polly. – Musisz zostać na miejscu w razie gdyby Scarlet wróciła do domu. I co będzie, jak zobaczy cię policja – nadal jesteś poszukiwany, no wiesz, po tym jak razem z Calebem biegaliście po dworze z wyciągniętą bronią!
Sam próbował coś wtrącić, lecz Polly nie pozwoliła mu na to. Podniosła jedynie głos, by go przekrzyczeć.
- I – ryknęła – dopiero co znokautował cię wampir! Jak daleko, według ciebie, zajdziesz ze wstrząśnieniem mózgu!
- Nie mam żadnego wstrząśnienia mózgu – zaprotestował Sam.
- Skąd niby to wiesz? – warknęła Polly.
Sam słyszał jej rozzłoszczony oddech w telefonie. Czuł się okropnie, że ją zdenerwował, co więcej, czuł się okropnie, gdyż naraził Scarlet na niebezpieczeństwo.
Kiedy Polly przemówiła ponownie, była znacznie spokojniejsza.
- Możesz po prostu uważać na siebie i trzymać oczy otwarte, w razie gdyby pojawiła się Scarlet, tak jak się tego od ciebie oczekuje – powiedziała. – I pozwolić mi załatwić adresy tych dziewczyn. W porządku?
Sam pokręcił głową, lecz zgodził się i z westchnieniem odłożył słuchawkę. Rozmowa z Polly sprawiła, że głowa bolała go jeszcze bardziej, więc ruszył w poszukiwaniu aspiryny. Ruth potruchtała za nim po schodach.
Sam znalazł, czego mu było trzeba, w szafce w łazience i popił dwie tabletki wodą. W swym odbiciu w lustrze ujrzał ogromny czerwony obrzęk na twarzy. W kształcie przypominał idealny odcisk podeszwy buta.
- Będzie piękny siniak – powiedział, krzywiąc się, kiedy dotknął zaczerwienienia na czole.
Spojrzał w odbicie swych zmęczonych oczu. Wydarzenia kilku ostatnich dni dały się mu we znaki. Pragnął jedynie, by Scarlet była bezpieczna, by jego siostra odzyskała córkę, i by wszystko wróciło do normy. Ale nie było takiej szansy. Scarlet była wampirem, a Caitlin wyruszyła na jakąś krucjatę, by ocalić jej duszę. Na ulicach grasowały wampiry. Jego poszukiwała policja. Nic już nigdy nie będzie proste.
Sam spróbował się skupić, ale odchodził od zmysłów z niepokoju. Jego siostra i szwagier szukali Scarlet, a jego żona pakowała się w coś niebezpiecznego. Naprawdę miał tu tak siedzieć i czekać?
Wstał gwałtownie w nagłym przypływie determinacji. Ruth skierowała na niego wzrok, z jakby zdziwioną miną.
- Będziesz mieć oko na dom, prawda? – powiedział do psa.
Ruth zaszczekała.
Sam chwycił notes leżący przy telefonie i nagryzmolił wiadomość dla Scarlet, błagając ją, by jeśli wróci do domu, nie ruszała się z niego ani na chwilę. Potem chwycił kluczyki od samochodu i ruszył w kierunku drzwi.
Ruth pognała tuż przy jego nogach, szczekając ze złości.
- Wiem – powiedział, kiedy zatrzymał się przy otwartych drzwiach wejściowych. – Ale nie mogę pozwolić, by Polly była tam teraz sama!
Ruth zaszczekała ponownie.
Sam westchnął. Drzwi zostały zniszczone przez wampirzycę, ale był w stanie zatrzasnąć je, zatrzymując Ruth wewnątrz domu. Poczuł wyrzuty sumienia, kiedy pognał do samochodu, wskoczył do środka i uruchomił silnik.
Pojechał na tyle szybko do liceum na ile starczyło mu odwagi. Wciąż czuł się zamroczony od uderzenia w głowę i nie chciał narażać się na większe ryzyko, prowadząc brawurowo, ale jednocześnie pragnął jak najszybciej dotrzeć do Polly.
Ni stąd ni zowąd, na drodze przed nim pojawiła się grupka osób. Sam wcisnął hamulce i samochód wpadł w poślizg, zatrzymując się nieco dalej.
W świetle samochodowych reflektorów Sam dostrzegł marynarkę z emblematem uczelni noszoną przez ciemnowłosego chłopaka, który spoglądał w drugą stronę. Były z nim jakieś inne dzieciaki. Licealiści, pomyślał Sam. Stali zbici w grupie po środku ulicy, jakby nic na świecie ich nie obchodziło.
Sam zatrąbił klaksonem.
- Z drogi! – krzyknął.
Chłopak w marynarce szkolnej drużyny odwrócił się powoli, jakby w ogóle nie zauważył, że jego życie mogło za ułamek sekundy dobiec końca. Sam zadrżał, kiedy spotkały się ich spojrzenia.
Chłopak był wampirem. Nie miał co do tego wątpliwości, zważywszy na bladość jego skóry, gniewny błysk w oku oraz przeszywający wzrok.
Rozprzestrzenia się, zorientował się Sam, czując zimne dreszcze na całym ciele.
Wrzucił wsteczny bieg i przyspieszył tak gwałtownie, aż opony zapiszczały. Objechał grupę, która spoglądała na niego trupim wzrokiem i z groźnymi uśmiechami na twarzy, po czym popędził drogą przed siebie. Już nie przejmował się zamroczeniem – zależało mu jedynie na tym, by uciec stąd jak najszybciej.
Pognał za róg, zerkając nieustannie we wsteczne lusterko, jakby oczekiwał, iż pojawi się za nim grupa wampirzych licealistów. Potem, nagle, usłyszał zawodzenie policyjnej syreny i zobaczył błyskające niebieskie światło.
- O, nie – powiedział na głos.
Był tak blisko liceum, że aż go to zabolało. Nie mógł teraz się zatrzymać.
Wcisnął gaz i przyspieszył. Ale policja nie zamierzała mu darować. Przyspieszyli i zrównali się z nim.
Akurat kiedy liceum pojawiło się w zasięgu jego wzroku, policyjny radiowóz skręcił i zablokował drogę Samowi. Nie pozostawili mu wyboru, jak tylko uderzyć po hamulcach. Samochód zatrzymał się z piskiem, ciskając Samem do przodu na pas, po czym z powrotem na fotel z głuchym uderzeniem.
Pocierając nadwyrężoną szyję, Sam zauważył, jak policjant wyskakuje ze swego wozu patrolowego i podnosi broń.
- Wysiadaj z samochodu! – wrzasnął, podchodząc bliżej, jakby Sam był niebezpiecznym przestępcą. – Ręce na głowę tak, żebym je widział!
Sam stęknął głośno. Był obolały i nad wyraz sfrustrowany. Otworzył drzwi samochodu i wytoczył się na zewnątrz, podnosząc ręce na znak rozejmu.
- Nie macie pojęcia, co się tutaj dzieje – zaprotestował Sam, kiedy funkcjonariusz podbiegł do niego i pchnął go na maskę samochodu.
Mężczyzna zaczął obszukiwać go, sprawdzając, czy nie ma broni. Usatysfakcjonowany tym, iż niczego nie znalazł, pozwolił Samowi wyprostować się i odwrócić do siebie twarzą.
- Czy zna pan powód zatrzymania? – powiedział funkcjonariusz ostrym, rozkazującym głosem.
- Niebezpieczna jazda? – zaoferował Sam.
- Zgadza się. Pięć punktów – powiedział policjant z sarkastycznym uśmiechem. – No więc, co się stało, że pan tak pędził? Nie zatrzymał pana żaden gliniarz?
Sam pokręcił głową ze złością.
- Muszę jak najszybciej gdzieś dojechać.
- Niech zgadnę, żona rodzi? Tato w szpitalu? Jakąkolwiek ma pan wymówkę, już to kiedyś słyszałem.
- Pan nie rozumie – zaczął Sam, ale przymknął się, kiedy policjant spojrzał na niego gniewnie.
- Myśli pan, że to śmieszne? – warknął funkcjonariusz.
Sam pokręcił głową.
- Nie – powiedział. – Jeśli już to tragiczne. Traci pan na mnie czas, kiedy tuż za rogiem pałęta się banda dzieciaków gotowych zniszczyć wszystko wokół.
Policjant skrzywił się jeszcze bardziej.
- Posiada pan informacje o planowanym przestępstwie? Jeśli tak, mogę aresztować pana za współudział.
- Nie, nie – powiedział Sam. – Nie to miałem na myśli.
Głowa znów zaczęła pękać mu z bólu, jeszcze dotkliwiej wskutek gwałtownego hamowania samochodu. Zaczął również działać środek przeciwbólowy.
- Znaczy – zaczął Sam, lecz jego głos był jakiś zamroczony.
- Czy pan coś pił? – zażądał odpowiedzi funkcjonariusz.
- Nie, ja—
Funkcjonariusz przerwał Samowi podniesioną dłonią w surowym geście. Przemówił do krótkofalówki, prosząc kogoś w centrali, by sprawdzili jego numery rejestracyjne. Sam usłyszał odpowiedź, lecz nie zrozumiał słów. Jednakże, sądząc po spojrzeniu policjanta, jakiekolwiek otrzymał właśnie informacje, z pewnością nie były dobre.
- Odwróć się! – krzyknął policjant. – Ręce na maskę!
- Nie, znowu?– mruknął Sam.
Funkcjonariusz dobył broni.
- Odwróć się, bo strzelam! – wrzasnął.
Sam zrobił, jak mu kazano. Policjant podszedł do niego od tyłu i skuł kajdankami.
- A to, za co? – zaprotestował Sam.
- Jest pan poszukiwany – powiedział policjant, dźwigając go do pozycji stojącej. – Poszukiwany w związku z incydentem z bronią palną w tej tu szkole. Potem, z wyraźnym zadowoleniem dodał: − Jest pan aresztowany.
Samowi flaki wywróciły się w żołądku. Został brutalnie popchnięty w kierunku radiowozu. W chwili, kiedy policjant nacisnął na jego głowę, by wsadzić go do samochodu, Sam ujrzał wyłaniającą się z liceum Polly. Ich oczy spotkały się na chwilę, a potem było już za późno. Został uwięziony w radiowozie zmierzającym na posterunek, pozostawiając Polly zaledwie jedną ulicę dalej od bandy bezwzględnych wampirów.