Rezydencja wyłoniła się z mroku, skąpana w zimnym, szarym świetle poranka. Kiedy opuścili ją strażacy, ugasiwszy pożar, który szalał w sypialni, na dworze zapanował niesamowity spokój, choć wewnątrz pozostali jeszcze ludzie. Licealiści popłakiwali, przytulając się do siebie, opłakując stratę przyjaciół zabitych, kiedy byli jeszcze wampirami, którzy nie mieli szansy wrócić do swej ludzkiej postaci.
Przez cały poranek przyjeżdżały i odjeżdżały więzienne furgonetki, zabierając ze sobą więźniów będących ludźmi razem z tymi, którzy przez krótką chwilę mieli przyjemność pobyć wampirami, a potem wrócili z powrotem do ludzkiej postaci. Pojawiły się też pojazdy zakładów pogrzebowych, które pozabierały ciała policjantów i wojskowych, którzy stracili życie w walce.
Po środku tego wszystkiego stały kamienne posągi Octala i matki Lore’a. Nieco dalej w salonie znajdowali się Lore i Lyra w uścisku kochanków, na zawsze razem, niczym dzieło sztuki.
Wreszcie, na sofie, w pozycji półleżącej spoczywało ciało Sage’a. Scarlet wsparła głowę na jego klatce piersiowej. Skała, w którą się obrócił, wciąż była ciepła. Gdyby Scarlet zamknęła oczy, mogłaby niemal przysiąc, że słyszy bicie jego serca.
To, co zraniło ją najbardziej, to okrutna ironia, że powodem, dla którego nie udał się do miasta wampirów był fakt, że wampir i człowiek nigdy nie mogliby żyć ze sobą w pokoju. A mimo to, oto stała tu, już nie jako wampir, ale zwykła, najzwyklejsza ludzka dziewczyna.
Scarlet usiadła. Nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Miała znikomą szansę, ale zawsze warto było spróbować.
Używając dłoni, która nie została unieruchomiona na temblaku, wyciągnęła fiolkę z dłoni Sage’a. Na jej spodzie wciąż lśniła kropla nieśmiertelności. Scarlet wyciągnęła korek i wydobyła długą, wąską, zwężającą się ku końcowi szklaną pipetę. Przytrzymała ją nad ustami Sage’a. Kropla krwi wpadła do jego ust.
Nie wydarzyło się nic.
Potem, z rozpaczy, z ciężko bijącym sercem i łzami cieknącymi z oczu, nachyliła się i pocałowała jego kamienne usta.
Szary kamień, który zastąpił skórę Sage’a zaczął natychmiast pękać. Sage wziął głęboki oddech, rozsypując kamienne resztki wokół siebie na podłogę. Jego oczy otworzyły się gwałtownie i w jednym szybkim ruchu usiadł wyprostowany. Skalna skorupa, w której był zamknięty, opadła na podłogę i roztrzaskała się. Scarlet nigdy jeszcze nie widziała Sage'a tak pełnego życia.
- Sage! – krzyknęła, nie wierząc do końca, że to zadziałało.
Sage spojrzał na nią oczyma szeroko otwartymi w szoku.
- Co się stało? – zapytał, spoglądając na szczątki i rzeź otaczającą ich zewsząd.
- Dostaliśmy drugą szansę – powiedziała Scarlet, zbyt szczęśliwa, by powstrzymać się od łez. – Szansę, by żyć we dwoje normalnym, śmiertelnym życiem.
Oczy Sage’a rozszerzyły się pod wpływem emocji.
- Nie rozumiem – powiedział. – W jaki sposób?
Scarlet wskazała gestem na leżącą przy oknie Caitlin. Minęły godziny, jednak wciąż była blada i słaba. Nie odzyskała przytomności. Caleb zajmował się nią przez cały czas. Jej wujek Sam również tu był. Pojawiła się też nawet Polly, by wesprzeć rodzinę.
- Moja matka znalazła sposób, by przemienić mnie z powrotem w człowieka – powiedziała Scarlet. – Wyciągnęła ze mnie całą wampirzą krew.
Sage nie mógł prawie mówić z radości.
- Twierdzisz, że nadal możemy udać się do wampirzego miasta? – powiedział. – I będę mógł stać się człowiekiem?
Scarlet skinęła głową.
- Ale ostatni wampir – powiedział Sage. – Czy nie był częścią tego zaklęcia? Czy nie muszę utoczyć krwi z ostatniego wampira?
- Nie ma już wampirów – powiedziała. – Wszystko się zmieniło. Sam los uległ zmianie.
Sage roześmiał się i pokręcił głową. Był tak zszokowany, że nie wiedział, co powiedzieć.
- Kiedy wyjeżdżamy? – zapytał.
Scarlet wstała i podała mu dłoń.
Natychmiast – odparła.
- A jak tam dotrzemy? – powiedział, biorąc jej dłoń. – Sądziłem, że miasto wampirów zaginęło.
Scarlet obejrzała się na matkę.
- Powiedziała mi, że tam była. Musi znać sposób.
Sage i Scarlet podeszli razem do miejsca, w którym reszta rodziny doglądała Caitlin. Caleb przyciągnął Scarlet do siebie i objął ramionami.
- Czy z mamą będzie wszystko dobrze? – spytała Scarlet.
- Nie wiem – odparł Caleb. – Jak ty się czujesz?
Scarlet uśmiechnęła się.
- Człowiekiem – powiedziała. Potem podniosła wzrok na swego ojca. – Tato, muszę zapytać cię o coś. Mama powiedziała mi, że była w zaginionym mieście wampirów. Ja również muszę się tam dostać.
Caleb zmarszczył brwi.
- Dlaczego? – spytał.
Scarlet zerknęła na Sage’a.
- Nie mamy za dużo czasu – powiedziała.- Ale jeśli Sage i ja udamy się do wampirzego miasta, on również stanie się człowiekiem. Będzie śmiertelnikiem, takim jak ja.
Caleb przyjrzał się mężczyźnie, który skradł serce jego córki. Potem wyciągnął skórzane puzderko z kieszeni i wręczył je Scarlet.
- To zabierze was tam, gdzie musicie się udać.
Scarlet wzięła pudełko i przesunęła palec po kwiecistym wzorze na wieku.
Uklękła przy matce.
- Nie mogę odejść, jeśli ona nie będzie żyć – powiedziała Scarlet, ścierając łzę.- Mamo? Kocham cię.
Caleb położył dłoń na jej ramieniu w dodającym otuchy geście.
- Idź – powiedział. – Będzie żyć. I chciałaby, żebyś poszła.
Scarlet ucałowała matkę powoli. Potem odwróciła się do Sage’a. Para chwyciła się za ręce, odchodząc w jakieś ustronne miejsce, by rozpocząć podróż do zaginionego wampirzego miasta pod Sfinksem.
Caleb obserwował, jak jego córka odchodzi, a potem odwrócił się z powrotem do żony. Z miłości do córki zdobyła się na największą ofiarę. Zrezygnowała ze swego człowieczeństwa, a być może również swego życia. Tylko czas mógł pokazać, jak wielkie naprawdę było to poświęcenie.
Caleb siedział przy żonie przez cały poranek aż do chwili, kiedy słońce znalazło się wysoko na niebie. Choć ten dzień był zimny, był również pogodny i blask słońca odbijał się od wód Hudsonu. Wszyscy inni opuścili już to miejsce i pozostali w nim tylko Caleb i Caitlin.
Caleb głaskał bladą dłoń żony i przez okno obserwował srebrzystą rzekę. Był wyczerpany. Nie pamiętał nawet, kiedy ostatni raz spał.
Właśnie zaczął przysypiać, kiedy wystraszył go czyjś głos. Jego oczy otworzyły się natychmiast. Spuścił wzrok. Oczy Caitlin były otwarte.
Caleb przyciągnął żonę do siebie, wziął w objęcia i pozwolił, by tak długo wstrzymywane łzy popłynęły swobodnie.
- Myślałem, że straciłem cię już na zawsze. – powiedział.
Caitlin uścisnęła mocno męża.
- Niegdzie się nie wybieram – odparła. Caleb wypuścił ją i cofnął się. Przyjrzał się twarzy żony.
- Jesteś człowiekiem? – powiedział. – Czy wampirem?
Caitlin uśmiechnęła się, pokazując ząb, który wielkością plasował się gdzieś między zwykłym, a kłem.
- Sądzę – powiedziała – że oboma po trochu.
Nachylił się i pocałowali się, a ten pocałunek przeniósł ich z powrotem. Z powrotem przez czas, przez te wszystkie miejsca, w których byli i żyli. Z powrotem przez ich związek, od dnia w którym się poznali, kiedy poznali Scarlet, aż do teraz. Z powrotem przez to wszystko, przez co przeszli. Tak wiele przeszkód pojawiło się na ich drodze. Tak wiele ludzi, wampirów, Nieśmiertelnych próbowało ich rozdzielić. Ale nikomu się to nie udało. Po tym wszystkim przez co przeszli, byli tutaj, wciąż razem.
I będą dalej, oboje dobrze o tym wiedzieli, po wieczne czasy. Bez względu na wszystko.
Jej wampirze dzienniki, po tak wielu stuleciach, mogły wreszcie zostać zapieczętowane.
Nadszedł czas, by rozpocząć życie od nowa.