Nigdy wcześniej nie był u adwokata. Nawet zawodowo. Szybko zorientował się jednak, że przede wszystkim trzeba uzbroić się w cierpliwość i czekać. Usiadł więc tak, żeby mieć widok na dziewczyny z recepcji, które przez cały czas rozmawiały przez telefon i bardzo głośno wyjaśniały, że taki a taki adwokat jest na spotkaniu, albo że taki a taki adwokat jest właśnie w sądzie. Inni mieli najwidoczniej równie wielkie trudności w dostaniu się do biura na Vestergade jak on.
Bo wiercił się na krześle. Czuł się tak, jakby spędził 25 rund na ringu z mistrzem świata w boksie. Bolało go całe ciało i wciąż dzwoniło mu w jednym uchu, przez co wszystko wydawało się nierzeczywiste. Tak widocznie jest, kiedy się odchodzi – pomyślał – kiedy się wie, że życie zatoczyło koło i jest się w punkcie wyjścia, kiedy złamało się wszystkie obietnice złożone samemu sobie i zawiodło tych, których się kochało najbardziej. On już nie mógł, ani chwili dłużej. Wiedział, że to nie w porządku. Nie w porządku wobec dzieci. Miał nadzieję, że jakoś to się ułoży. Znajdzie rozwiązanie. Będzie walczył o to, co trzeba.
Nie chciał myśleć o kłótni z Evą, ale to w nim tkwiło. Jej wyrzuty, gniew, wściekłość i głos, który rozdarł powietrze, kiedy w końcu powiedział jej, że chce się rozwieść i nie ma już od tego odwrotu. Dzieci, które szukały schronienia w swoich pokojach. I później, gdy próbował im to wyjaśnić, ale słowa nie brzmiały dobrze. Utknęły w gardle i jedyne, co mógł powiedzieć, to to, że tak bardzo je kocha. One jednak nie potrafiły zrozumieć, dlaczego w takim razie nie zostanie, i było tak trudno, tak piekielnie trudno wytłumaczyć im, że nie może dłużej żyć z mamą, która przecież też je kocha. Wciąż słyszał cichutki głos Ninki: „Dlaczego nie możemy po prostu wszyscy mieszkać tutaj?”.
W końcu oboje zasnęli. Razem, w łóżku Tobiasa. Wyczerpani wszystkim, czego nie rozumieli, oraz informacją, że ich tata nie będzie dłużej z nimi mieszkał. Ze zmartwionymi buźkami i niepokojem pod powiekami.
W ciągu ostatnich dni, i nawet teraz, kiedy czekał na adwokata, zadał sobie milion razy to pytanie: czy zrobiłby ten krok, gdyby nie spotkał Dicte? Wydawało mu się, że nie. Pewnie ciągnąłby to dalej. Może byłoby to lepsze dla dzieci, a może nie. Prawda była jednak taka, że oprócz Ninki i Tobiasa ona była jedyną osobą, która dawała mu poczucie sensu. Mimo jej przeszłości, dużo bardziej skomplikowanej niż u większości ludzi. Mimo tego, co przytrafiło jej się przed laty. Ale i tak nie mógł tak po prostu wepchnąć się do jej życia. To nie był dobry pomysł. Zakochał się, owszem, ale próbował już tego wcześniej i nie doprowadziło to do niczego dobrego. Musiał pomyśleć. Uporządkować chaos i znaleźć równowagę w kontaktach z dziećmi. Na nowo ułożyć swoje życie, zanim zacznie budować coś nowego.
– Niestety, nie. Jest na spotkaniu – telefonistka powiedziała to dwudziesty siódmy raz. – Czy mam przekazać mu wiadomość?
Najpierw musiał się dowiedzieć, na czym stoi. Gdy tylko adwokat będzie znowu wolny i uda mu się przez chwilę z nim porozmawiać. Bezwiednie sięgnął po gazetę. Był to dziennik „Århus Stiftstidende”. Zaczął przerzucać kartki. Miał taki zwyczaj, że zawsze przeglądał różne gazety i magazyny, żeby sprawdzić, czy między kolumnami nie pojawiło się któreś z jego zdjęć. W tych było to prawdopodobne. Przeczytał kilka nagłówków. Wiele gazet połączonych było umową o syndykacji treści, więc często dawano w nich odgrzane historie, o których istnieniu całkowicie już zapomniał.
W tej niczego nie było, więc odłożył ją na bok. Podniósł „Midtjyllands Avis”. Tu też mógł trafić na swoją fotografię. Doszedł do siódmej strony, kiedy jego wzrok padł na artykuł ze zdjęciami z fabryki zlewozmywaków. Uśmiechał się do niego wstęp Davidsena. A więc pozytywna historia o imigrantach dostała się do szerszej publiczności – pomyślał z zadowoleniem. Nie czytał jej, gdy ją wydrukowano w ich gazecie. Teraz też mu się właściwie nie chciało, ale nie miał nic innego do roboty.
Ta myśl dotarła do niego, dopiero gdy skończył rozmowę z adwokatem i uzyskał jako taką prognozę przebiegu rozwodu. Właściwie to doszedł już do redakcji, złapał kartkę ze zleceniem i był w drodze do muzeum na Moesgaard na otwarcie nowej wystawy, kiedy to zrozumiał. Esther Sørensen. Nauczycielka duńskiego w fabryce zlewozmywaków, którą Davidsen opisał w artykule. Jeśli się nie mylił, była to przecież żona szklarza. W każdym razie warto się temu przyjrzeć.
Mrugnął światłami w środku jesiennego lasu i zatrzymał się na parkingu przy czerwonym płocie otaczającym rezerwat. Wyciągnął komórkę i wybrał redakcyjny numer Dicte.