POSŁOWIE
DOTYCZĄCE NIEKTÓRYCH NAZWISK I ŹRÓDEŁ PISEMNYCH

Norweski czytelnik, który wie, że słynna norweska psychoanalityczka Nic Waal przez jakiś czas nazywała się Hoel, może być trochę zdziwiony, kiedy w książce przeczyta nazwisko Hole. To nie pomyłka.

Nie chodziło też tylko o żartobliwe użycie nazwiska ukradzionego jednej z najbardziej znanych postaci z książek mojego norweskiego przyjaciela. Kiedy niejakiego majora Ternberga nazywam Kernbergiem, Bengta Gunnarem albo odwrotnie, a Gunnel zamieniam na Gudrun, mam w tym konkretny cel.

To oczywiste, że w powieściach historycznych pojawiają się osoby historyczne. Nie ma problemu, jeśli są postaciami pobocznymi. Jeśli książę koronny Olaf rzeczywiście przemawiał na placu Ratuszowym w Oslo 12 maja 1945 roku, może to spokojnie robić również w powieści, pod poprawnie zapisanym nazwiskiem.

Problem zaczyna się wtedy, kiedy autor wykorzystuje prawdziwe postaci – jak Eva Kløvstad (kryptonim „Jakob” – przez k, a nie przez c) i wkłada w ich usta wypowiedzi, wyposaża w poglądy i uczucia, o których nie może mieć pojęcia. Moje przekręcenia mają więc zaznaczyć, że istnieją historyczne pierwowzory, ale w powieści są one wykorzystane jako modele dla fikcyjnych postaci. Tylko tyle i aż tyle.

Oczywiście w ciągu ostatnich lat czytałem sporo książek historycznych, żeby moja powieść była bardzo bliska rzeczywistości. Jednak ogólny „wykaz źródeł” w rodzaju tych, które można znaleźć w pracach naukowych, w tym przypadku uważam za niepotrzebny.

Chciałbym jednak wymienić kilka książek, które były dla mnie ważne i które czyta się z przyjemnością. Oczywiście sporo książek niedających się czytać też było dla mnie cennym źródłem, ale nie chciałbym ich wciskać swoim czytelnikom.

Przede wszystkim chciałbym wymienić wyjątkową książkę profesora Klasa Åmarka ATT BO GRANNE MED ONDSKAN – Sveriges förhållande till nazismen, Nazityskland och Förintelsen (Albert Bonnier, 2011). Należy ją traktować jako sztandarową szwedzkojęzyczną pozycję na temat tamtego okresu. Stanowiła dla mnie nieocenioną pomoc, ale powinna też być fantastyczną lekturą dla wszystkich zainteresowanych historią.

Wszystko, co w mojej powieści dotyczy kobiet werbowanych i wykorzystywanych w czasie wojny przez oddział C-byrån sztokholmskiego Sztabu Generalnego, zaczerpnąłem z jednego źródła: SEKRETERARKLUBBEN – C-byråns kvinnliga agenter under andra världskriget Jana Bergmana (Norstedts, 2014). Aż tak obfite czerpanie z jednej książki może się wydawać trochę nieeleganckie, ale żaden inny autor nie opisał w tak wyczerpujący sposób tego ważnego elementu historii naszego kraju. Kobiety, o których mowa, werbowane i wykorzystywane przez ówczesne Siły Zbrojne, po wojnie popadły w zapomnienie, ich zasługi zostały umniejszone, a medale przypadły ich przełożonym – mężczyznom. Jan Bergman oddaje im sprawiedliwość i robi to nie bez powodu – jego matka była jedną z dziewczyn z „Klubu Sekretarek”, jak same się nazywały.

Jeżeli książka Klasa Åmarka to sztandarowe dzieło na temat wielkiej historii Szwecji w tamtym okresie, to dzieło Jana Bergmana jest jego odpowiednikiem na temat kobiet wymazanych z dziejów kraju. Także Janowi Bergmanowi jestem winien ogromne podziękowanie.

Książka DEN GLÖMDA ARMÉN – Norge–Sverige 1939–1945 (Fischer & Co, 2005) jest niezwykle wartościowym dokumentem innego skrawka historii, który znalazł się w cieniu. Opowiada o tym, jak Szwecja, mimo oficjalnej neutralności w czasie wojny, pozwalała Norwegom trenować, kształcić i organizować całą dywizję żołnierzy w ukrytych obozach na swoim terenie. Człowiekiem, który zorganizował to w zasadzie w pojedynkę i który w niepojęty sposób również znalazł się w historycznym cieniu, był kryminolog Harry Söderman. To człowiek, którego chciałoby się poznać. Dzięki Andersowi Johanssonowi jest to prawie możliwe.

Żeby choć w pewnym stopniu naszkicować literackie tło, z którego wywodzi się główna bohaterka Johanne, korzystałem z pracy profesora Johana Svedjedala SPEKTRUM 1931–1935 – Den svenska drömmen (Wahlström & Widstrand, 2011). Ta pozycja była dla mnie nieocenioną pomocą i dostarczyła mi mnóstwo czytelniczej radości.

Jest to praca popularnonaukowa, a środowiska akademickie czasami patrzą z góry na taką literaturę, ale dla mnie „popularnonaukowy” oznacza po prostu „dający się czytać”. O tekstach akademickich niezbyt często da się to powiedzieć. Jestem pewien, że wielu szwedzkich czytelników z wielką przyjemnością z pomocą Johana Svedjedala odwiedzi na przykład świat Karin Boye i Gunnara Ekelöfa.

Nikogo chyba nie zdziwię, kiedy napiszę, że osiągnięcia kobiet w walce ruchu oporu były umniejszane przez historyków płci męskiej. Historia o tym, jak Eva Kløvstad odbudowała prawie doszczętnie zniszczony ruch oporu w dystrykcie D 25 w Hamar, jest prawdziwa. Pod koniec wojny dowodziła grupą 1200 żołnierzy. Niewielu z nich przypuszczało, że tajemniczy szef „Jakob” jest kobietą. Prawdą jest również to, że jako kobieta nie mogła wziąć udziału w paradzie zwycięstwa na ulicach Oslo 9 maja 1945 roku. W przeciwieństwie do 1200 mężczyzn, którymi dowodziła. I wszystkich bohaterów świeżo przybyłych ze szwedzkich obozów szkoleniowych.

Jednak z czasem historiografia ukierunkowana feministycznie zaczęła przywracać na karty historii wymazane z nich kobiety, które walczyły w ruchu oporu. W końcu również Eva Kløvstad została odznaczona – Orderem św. Olafa. Choć, można by powiedzieć, trochę za późno, bo w 1990 roku.

Mogę polecić dwie książki na ten temat, których lektura była nie tylko bardzo pomocna, ale też przyjemna: KVINNEKAMP – Historia om norske motstandskvinner (Samlaget, 2011) Kristin Hatledal i ALT HVA MØDRENE HAR KJEMPET – Kvinner i motstand 1940–45 (Aschehoug, 2011) Mari Jonassen.

Szwedzkiemu czytelnikowi, który szuka podsumowania wojennych lat w Norwegii, mogę z całego serca polecić książkę UNDER STÖVELN – Norge 1940–1945 (Atlantis, 2008) Lennarta Oldenburga.

O historii Żydów w Norwegii napisano całkiem sporo. Chciałbym jednak szczególnie wyróżnić jedną książkę – po pierwsze dlatego, że jest znakomita, a po drugie, z powodów osobistych. Chodzi o DEN STØRSTE FORBRYTELSEN – Ofre og gjerningsmenn i det norske Holocaust (Gyldendal, 2014) Marte Michelet.

Książka wyczerpuje temat i zasłużenie spotkała się ze znakomitym przyjęciem w Norwegii. Myślę, że to wystarczy za rekomendację.

Jest jednak jeszcze kwestia osobista. Marte to córka mojego norweskiego przyjaciela i pisarza. Pewnego razu, kiedy była mała, jej tata Jon i ja umówiliśmy się, że trochę poimprezujemy w Oslo. Ale Marte się rozchorowała, a Jon miał trudności ze znalezieniem opiekunki. Kiedy próbował to załatwić, ja kilka godzin spacerowałem bez celu po Oslo. Nagle odkryłem, że jestem śledzony przez norweską policyjną służbę bezpieczeństwa, i zacząłem długą zabawę. Jednocześnie oczywiście zastanawiałem się, o co chodzi, i w mojej głowie zaczął się rodzić pomysł na powieść.

Kiedy się okazało, że Jon nie dał rady załatwić opiekunki, wziąłem taksówkę na lotnisko Fornebu, a funkcjonariusze Overvåkningpolitiet, jak się wtedy nazywała ta policyjna formacja, nadal deptali mi po piętach. Przelot trwał 55 minut. Kiedy samolot wylądował na Arlandzie, miałem w głowie gotową fabułę powieści. Dwa lata później ukazała się pod tytułem COQ ROUGE – berättelsen om en svensk spion (Norstedts, 1986). Tak się narodził Hamilton. Wygląda na to, że dzięki anginie Marte. Albo dzięki temu, że Jon nie potrafił załatwić opiekunki.