Miłość

Miłość

Skutki pożaru Budynku Chłodni były nadal widoczne, kiedy z St. Louis przybyła grupa nauczycielek, której towarzyszył młody dziennikarz. Dwadzieścia cztery nauczycielki wygrały konkurs zorganizowany przez gazetę „St. Louis Republic”, co upoważniało je do pobytu na wystawie na koszt pisma. Wraz z wybranymi przyjaciółmi i członkami rodziny — łącznie grupa liczyła czterdzieści osób — zostały zapakowane do luksusowego wagonu sypialnego o nazwie Benares, dostarczonego przez linie kolejowe Chicago & Alton. Przybyły na chicagowski Union Depot w poniedziałek 17 lipca o ósmej rano i natychmiast powozami udały się do swojego hotelu, Varsity, położonego na tyle blisko terenów wystawy, że z balkonów na pierwszym piętrze mogły podziwiać Koło Ferrisa, dach Budynku Rzemiosła i Sztuk Wyzwolonych oraz pozłacaną głowę „Dużej Mary”.

Towarzyszący im dziennikarz — Theodore Dreiser — był młody i pełen przydającej mu uroku pewności siebie, która przyciągała uwagę młodych kobiet. Flirtował ze wszystkimi, ale oczywiście najbardziej pociągała go ta, która wydawała się najmniej nim zainteresowana. Była to niewielka, ładna i powściągliwa Sara Osborne White, którą były konkurent do ręki przezywał „Wiklinką”, z uwagi na jej tendencje do ubierania się na brązowo. Raczej nie była w typie Dreisera, który miał już doświadczenia seksualne i był właśnie w całkowitym fizycznym związku z gospodynią, od której wynajmował pokój. Dla niego Sara White promieniowała „czymś niezwykle intensywnym, co ukrywała roztaczana wokoło atmosfera najwyższej niewinności i panieńskiej powściągliwości”.

Dreiser przyłączył się do nauczycielek na Kole Ferrisa i towarzyszył im podczas wizyty na spektaklu Buffalo Billa — kobiety powitał osobiście pułkownik Cody i podał każdej z nich rękę. Towarzyszył paniom również podczas zwiedzania Budynku Rzemiosła i Sztuk Wyzwolonych, gdzie, jak powiedział, człowiek „mógł krążyć przez rok i nie poczuć znużenia”. W Zakątku Uciech przekonał Jamesa J. Corbetta, żeby spotkał się z paniami. Corbett był bokserem i pokonał Johna L. Sullivana podczas wielkiego pojedynku we wrześniu 1892 roku, pojedynku, który zawłaszczył sobie nazajutrz całą pierwszą stronę „Chicago Tribune”. Corbett również podał paniom rękę, choć jedna odmówiła jej przyjęcia. Nosiła nazwisko Sullivan.

Dreiser starał się wykorzystać każdą szansę, żeby odseparować pannę White od grupy z „Republic”, którą przezywał „Straszliwą Czterdziestką”, ale Sara zabrała z sobą siostrę, Rose, co poważnie komplikowało sprawy. Przynajmniej raz Dreiser spróbował pocałować oporną pannę. A ona mu powiedziała, żeby przestał być taki „sentymentalny”.

Nie udało mu się jej uwieść, ale sam padł ofiarą uwiedzenia — uwodzicielką była wystawa. Porwała go, jak to ujął, „w sen, z którego nie byłem w stanie się obudzić przez wiele miesięcy”. Szczególnie pociągające były noce, „kiedy długie cienie łączyły się w jedność, a nad jeziorem i kopułami pałaców Białego Miasta zapalały się gwiazdy”.

Sara White tkwiła w jego myślach jeszcze długo po wyjeździe z wystawy. W St. Louis pisywał do niej i rozpoczął formalne zaloty. W ich trakcie postanowił udoskonalić swoją sztukę pisarską. Porzucił St. Louis i podjął pracę redaktora wiejskiej gazety w Michigan, ale stwierdził szybko, że realia życia w małym miasteczku nie przystają do jego wyobrażeń. Po kilku innych przystankach osiadł w Pittsburghu. Pisywał nadal do Sary White i odwiedzał ją zawsze, gdy przyjeżdżał do St. Louis. Zaproponował jej, żeby usiadła mu na kolanach. Odmówiła.

Jednakże przyjęła jego oświadczyny. Dreiser pokazał jej zdjęcie swojemu przyjacielowi, Johnowi Maxwellowi z „St. Louis Globe-Democrat”. Tam, gdzie Dreiser widział ponętną i tajemniczą kobietę, Maxwell ujrzał tylko bezbarwną nauczycielkę. Próbował ostrzec Dreisera: „Jeśli ożenisz się teraz — i to z konwencjonalną, ograniczoną kobietą, starszą od siebie — będziesz skończony”.

To była dobra rada dla mężczyzny takiego jak Dreiser. Ale Dreiser jej nie przyjął.

* * *

Koło Ferrisa stało się ulubionym środkiem lokomocji zakochanych. Pary chciały zawierać ślub w najwyższym punkcie obrotu koła. Luther Rice nigdy nie wyraził na to zgody, ale w dwóch wypadkach, kiedy pary rozesłały już zaproszenia, zgodził się na przeprowadzenie ceremonii ślubu w swoim biurze.

Mimo romantycznego potencjału nocne przejażdżki kołem nigdy nie zyskały popularności. Ulubioną godziną była złocista pora między piątą a szóstą po południu.

* * *

Holmes, znów wolny i wzbogacony o posiadłość ziemską, przyprowadził na wystawę nową kobietę, Georgianę Yoke, którą poznał na początku tego roku w domu towarowym Schlesinger & Meyer. Pracowała tam jako sprzedawczyni. Georgiana wychowała się we Franklin w stanie Indiana, gdzie mieszkała z rodzicami aż do 1891 roku, kiedy to wyruszyła szukać lepszego i ciekawszego życia w Chicago. Miała dwadzieścia trzy lata, kiedy poznała Holmesa, a jej niewielki wzrost i złociste włosy sprawiały, że wyglądała na jeszcze młodszą, praktycznie dziecko — wyjąwszy może ostre rysy twarzy i inteligencję kryjącą się w ogromnych, błękitnych oczach.

Nigdy wcześniej nie znała nikogo takiego jak Holmes. Był przystojny, elokwentny i najwyraźniej zamożny. Posiadał nawet posiadłość w Europie. Jednakże było jej go trochę żal. Był taki samotny — cała jego rodzina nie żyła, wyjąwszy jedną ciotkę, która mieszkała w Afryce. Niedawno zmarł jego ostatni wuj i zostawił mu duży spadek, składający się z posiadłości na południu, w Fort Worth w Teksasie.

Holmes podarował jej wiele upominków, wśród nich Biblię, diamentowe kolczyki oraz medalion („małe serduszko wysadzane perłami” — opowiadała).

Na wystawie zabrał ją na Koło Ferrisa, wynajął gondolę, po czym spacerowali ciemnymi, pachnącymi ścieżkami Wyspy Leśnej w miękkim blasku chińskich lampionów.

Poprosił ją, żeby została jego żoną. Zgodziła się.

Ostrzegł jednak, że małżeństwo będzie musiał zawrzeć pod innym nazwiskiem — Henry Mansfield Howard. Tak nazywał się jego nieżyjący wuj, wyjaśnił. Był bardzo przywiązany do swojego nazwiska i zapisał Holmesowi swój majątek jedynie pod warunkiem, że je przyjmie. Holmes przystał na to, z szacunku dla pamięci wuja.

* * *

Burmistrz Harrison również sądził, że jest zakochany. Jego wybranką była panna Annie Howard z Nowego Orleanu. On miał sześćdziesiąt osiem lat i zdołał już owdowieć dwukrotnie. Ona miała dwadzieścia kilka lat — nikt nie wiedział dokładnie ile, ale oceniano, że między dwadzieścia jeden a dwadzieścia siedem. Według jednej z relacji, była „bardzo pulchna” i „pełna życia”. Przyjechała do Chicago na czas wystawy i wynajmowała dom niedaleko rezydencji burmistrza. Swój czas spędzała na ekspozycji, kupując dzieła sztuki.

Harrison i panna Howard mieli pewne wieści dla miasta, ale burmistrz nie zamierzał ich ogłosić przed 28 października, kiedy na wystawie miał się odbyć Dzień Miast Amerykańskich. W istocie miał to być jego dzień — dwa dni przed oficjalnym zamknięciem imprezy miał stanąć przed kilkoma setkami burmistrzów z całego kraju i napawać się swoją pozycją przywódcy miasta, które zbudowało największą wystawę w dziejach.