Łabędzi śpiew

Łabędzi śpiew

Ryk w uszach, ból zębów i bezsenność nigdy nie odstępowały Olmsteda, a wkrótce w jego oczach pojawiła się niepokojąca pustka. Zaczął być roztargniony. Dnia 10 maja 1895 roku, dwa tygodnie po swoich siedemdziesiątych trzecich urodzinach, napisał do syna Johna: „Dziś po raz pierwszy stało się dla mnie ewidentne, że moja pamięć ostatnich wydarzeń jest zawodna”. Miał siedemdziesiąt trzy lata. Latem, ostatniego dnia, jaki spędził w biurze w Brookline, napisał trzy listy do George’a Vanderbilta, przy czym w każdym pisał mniej więcej to samo.

Gdzieś we wrześniu 1895 roku, w, jak to określił, „najbardziej gorzkim tygodniu mojego życia”, zwierzył się swojemu przyjacielowi, Charlesowi Eliotowi, z lęku, że jego stan wkrótce będzie wymagał umieszczenia go w zakładzie dla umysłowo chorych. „Nie potrafisz sobie wyobrazić, jak bardzo się boję, że uznają za wskazane wysłanie mnie do zakładu — napisał 26 września. — Wszystko, tylko nie to. Mój ojciec był dyrektorem schroniska dla umysłowo chorych, a ponieważ w kilku takich zakładach byłem zatrudniony, a w kilku innych byłem obserwatorem, mój strach przed nimi jest ogromny”.

Jego zaniki pamięci postępowały coraz szybciej. Cierpiał na depresję i paranoję, i oskarżał swojego syna Johna, że szykuje „przewrót”, aby usunąć go z firmy. Żona Olmsteda, Mary, zabrała go do Maine, do ich domku na wyspie, gdzie jego depresja jeszcze się pogłębiła, a chwilami zaczął się robić agresywny. Bił trzymanego przez rodzinę konia.

W końcu Mary i jej synowie zrozumieli, że niewiele mogą dla Olmsteda zrobić. Nie sposób było go opanować, a jego demencja postępowała. Z wielkim smutkiem i zapewne z równie wielką ulgą Rick umieścił ojca w McLean Asylum w Waverly w stanie Massachusetts. Pamięć Olmsteda okazała się jeszcze na tyle dobra, że poznał, że sam zaprojektował teren wokół zakładu McLeana. Ale ten fakt nie przyniósł mu pocieszenia, gdyż natychmiast zauważył to samo zjawisko, które niszczyło wartość wszystkich jego prac — Central Parku, Biltmore, wystawy światowej i tylu innych. „Nie przestrzegali mojego planu — napisał. — Niech ich szlag!”.

Olmsted zmarł o drugiej nad ranem 28 sierpnia 1903 roku. Jego pogrzeb był skromny, tylko rodzina. Mary, jego żona, która widziała, jak na jej oczach znika wielki człowiek, nie wzięła w nim udziału.

* * *

Koło Ferrisa przyniosło 200 tysięcy dolarów zysku i zostało na miejscu aż do wiosny 1894 roku, kiedy George Ferris kazał je rozebrać i złożyć ponownie na chicagowskiej North Side. Wówczas jednak straciło już aurę nowości, a także frekwencję, jaką zapewniał mu Zakątek Uciech. Zaczęło przynosić straty, które wraz z kosztami przeniesienia, wynoszącymi 150 tysięcy dolarów, i stratami, jakie przyniosła firmie Ferrisa postępująca depresja, zmusiły go do sprzedania większości swoich udziałów w tym przedsięwzięciu.

Jesienią 1896 roku Ferris rozstał się z żoną. Ona wróciła do rodziców, on przeniósł się do Duquesne Hotel w centrum Pittsburgha. Dnia 17 listopada 1896 roku trafił do szpitala Mercy, gdzie zmarł pięć dni później, najprawdopodobniej na tyfus brzuszny. Miał trzydzieści siedem lat. Rok później jego prochy nadal pozostawały w rękach przedsiębiorcy pogrzebowego, który odebrał ciało. „Prośba pani Ferris o wydanie prochów została odrzucona, gdyż zmarły miał bliższych krewnych” — wyjaśniał przedsiębiorca pogrzebowy. We wspomnieniu o zmarłym dwaj przyjaciele powiedzieli, że Ferris „źle ocenił swoją wytrzymałość i zmarł jako męczennik własnej ambicji stania się sławnym”.

W 1903 roku firma rozbiórkowa Chicago House Wrecking Company kupiła koło na aukcji za 8150 dolarów, po czym złożyła je na Wystawie Kupieckiej w Luizjanie w 1904 roku. Tam znów zaczęło przynosić zyski i zarobiło dla swoich nowych właścicieli 215 tysięcy dolarów. Dnia 11 maja 1906 roku firma wysadziła je w powietrze, aby odzyskać złom. Pierwszy, czterdziestopięciokilogramowy ładunek miał oderwać koło od podpór i przewrócić na bok. Tymczasem koło zaczęło się powoli obracać, jakby na pożegnanie, po czym runęło pod własnym ciężarem, tworząc górę pogiętej stali.

* * *

Sol Bloom, szef Zakątka Uciech, po wystawie stał się bogatym młodym człowiekiem. Zainwestował dużo w firmę, która kupowała łatwo psującą się żywność i wysyłała ją w najnowszych wagonach-chłodniach do odległych miast. Było to dobre, przyszłościowe przedsięwzięcie, ale strajk robotników Pullmana zatrzymał cały ruch kolejowy w obrębie Chicago i żywność zgniła w wagonach. Bloom był zrujnowany. Nadal jednak był młody i nadal nazywał się Bloom. Za ostatnie pieniądze kupił dwa drogie garnitury, zgodnie z teorią, że cokolwiek będzie robił później, musi wyglądać przekonująco. „Ale jedna rzecz była całkiem jasna — pisał. — Bankructwem wcale się nie przejmowałem. Zaczynałem z niczym, a teraz znów nic nie miałem. Czyli wyszedłem na zero. Prawdę mówiąc, lepiej niż na zero. Przeżyłem fantastyczny okres”.

W przyszłości Bloom miał zostać kongresmanem i jednym z twórców karty, której podpisanie dało początek Organizacji Narodów Zjednoczonych.

* * *

Wystawa przyniosła Buffalo Billowi 1 milion dolarów zysku (około 30 milionów dolarów na dzisiejsze pieniądze), które zużył na założenie miasta Cody w stanie Wyoming, zbudowanie cmentarza i lunaparku w North Platte w stanie Nebraska, spłacenie długów pięciu kościołów w Platte, zakup gazety w stanie Wisconsin i popchnięcie kariery teatralnej ślicznej młodej aktorki o nazwisku Katherine Clemmons, co istotnie przyspieszyło postępujący rozpad jego małżeństwa. W pewnym momencie oskarżył żonę, że próbuje go otruć.

Panika 1907 roku zniszczyła jego Dziki Zachód i zmusiła go do występowania w cyrkach. Miał ponad siedemdziesiąt lat, ale nadal wyjeżdżał na arenę w wielkim białym kapeluszu wykończonym srebrem. Zmarł w Denver, w domu swojej siostry, 10 stycznia 1917 roku, nie mając nawet dość pieniędzy na opłacenie własnego pogrzebu.

* * *

Theodore Dreiser ożenił się z Sarą Osborne White. W 1898 roku, na dwa lata przed wydaniem Siostry Carrie, napisał do Sary: „Poszedłem do parku Jacksona i obejrzałem to, co pozostało z kochanej starej wystawy światowej, gdzie nauczyłem się Ciebie kochać”. Zdradzał ją nieustannie.

* * *

Dla Dory Root małżeństwo z Johnem było jak przejażdżka na komecie. Wprowadziło ją w świat sztuki i pieniędzy, gdzie wszystko wydawało się pełne życia i energii. Dowcip jej męża, jego talent muzyczny, te niezwykle długie palce, tak doskonale widoczne na wszystkich fotografiach, dawały blask jej dniom, blask, którego nigdy nie zdołała odtworzyć po jego śmierci. Pod koniec pierwszego dziesięciolecia dwudziestego wieku napisała do Burnhama długi list. „Tak wiele dla mnie znaczy Twoja opinia, że dobrze sobie radziłam w minionych latach — napisała. — Mam tak wielkie wątpliwości co do siebie, kiedy zaczynam myśleć na ten temat, że słowa poparcia ze strony kogoś, kto tak mocno przeżył życie, dają mi nowy impuls. Jeśli praca nad nadejściem nowej generacji i pokorne przekazywanie pochodni to cały obowiązek kobiety, sądzę, że zasłużyłam na pochwałę”.

Ale wiedziała, że wraz ze śmiercią Johna drzwi do tego innego, jaśniejszego królestwa zamknęły się przed nią delikatnie, ale stanowczo. „Gdyby John żył — pisała do Burnhama — wszystko byłoby inne. Dzięki bodźcom, jakie dawałoby mi jego radosne życie, byłabym jego żoną i matką jego dzieci, i to by było interesujące!”.

* * *

Patrick Eugene Joseph Prendergast został postawiony przed sądem w grudniu 1893 roku. Oskarżał go adwokat występujący zwykle w sprawach kryminalnych, a zatrudniony do tej sprawy przez stan Illinois.

Nazywał się Alfred S. Trude.

Obrońcy Prendergasta próbowali dowieść, że ich klient jest szalony, ale ława przysięgłych złożona ze wściekłych i pogrążonych w żalu obywateli Chicago uznała inaczej. Za ważny dowód poczytalności Prendergasta uznano staranność, z jaką ustawił pod kurkiem rewolweru pustą komorę, kiedy nosił broń w kieszeni. Dnia 29 grudnia, o czternastej dwadzieścia osiem, po naradzie trwającej godzinę i trzy minuty ława przysięgłych uznała go winnym. Sędzia wydał wyrok śmierci. Przez cały proces i późniejszą apelację Prendergast wysyłał do Trude’a kartki pocztowe. Dnia 21 lutego 1894 roku napisał: „Nikt nie powinien być skazywany na śmierć, bez względu na to kim jest, jeśli można tego uniknąć, dla społeczeństwa takie barbarzyństwo jest demoralizujące”.

W sprawę włączył się Clarence Darrow, któremu udało się zapewnić skazanemu badania poczytalności. Jednakże i to zawiodło, i Prendergast został stracony. Darrow nazwał go „nieszczęsnym obłąkanym imbecylem”. Ta egzekucja pogłębiła jego już i tak wielką nienawiść do kary śmierci. „Żal mi wszystkich ojców i matek” — powiedział wiele lat później podczas swojej obrony Nathana Leopolda i Richarda Loeba, młodzieńców oskarżonych o dokonanie zabójstwa dla zabawy. „Matka, która patrzy w błękitne oczy swojego dziecka, nie może się nie zastanawiać, jaki będzie jego koniec, czy ziszczą się najwspanialsze marzenia, jakie jest w stanie wymyślić, czy też spotka je śmierć na szafocie”.

Leopold i Loeb, którzy stali się znani na całym świecie, rozebrali swoją ofiarę, młodego chłopca, do naga, żeby utrudnić identyfikację. Część ubrań wrzucili do lagun Olmsteda w parku Jacksona.

* * *

W Nowym Jorku, w hotelu Waldorf-Astoria, na początku następnego wieku kilkudziesięciu młodych ludzi w wieczorowych strojach zebrało się wokół ogromnego tortu. Nagle pokryty bitą śmietaną wierzch ciasta zaczął się ruszać i z wnętrza wynurzyła się kobieta. Była oszałamiająco piękna, o oliwkowej skórze i długich czarnych włosach. Nazywała się Farida Mazhar. Zebrani byli zbyt młodzi, żeby pamiętać, że kiedyś, dawno temu, wykonywała danse du ventre na największej wystawie w historii.

Wszyscy za to zauważyli, że była zupełnie naga.