Po wyjściu ze szpitala kryzysy Jorge następują jeden po drugim, poetę dręczą omamy. Banda demonów ściga go po całym domu, przeraża go najmniejszy szelest. „Słyszeliście to? Zaraz będzie trzęsienie ziemi”.
Luis Arévalo wraca z puszkami oleju, nagle alarmuje go dym buchający z mieszkania: „Nie wchodź!”, krzyczy Jorge. Leży nago w pozycji embrionalnej na podłodze w kuchni.
– Nie wchodź do pokoju! Materac jest pełen żmij.
Luis dzwoni do Víctora, a ten zawiadamia doktora Laforę. Lekarz nakazuje: „Musi natychmiast wrócić do szpitala”.
Víctor i Alicja Echeverría przychodzą do mieszkania w San Ángel i mówią Jorge, żeby się ubrał do wyjścia. Bez protestów robi, o co proszą. Kąpie się, goli i ubiera w granatowy garnitur, który Lupe tak lubiła. Co dziwne, Marín codziennie uparcie dzwoni do Lafory.
– Dokąd idziemy? – pyta Jorge z nadzieją.
– Do lekarza.
Rozczarowanie zwiększa się, gdy za drzwiami napotyka pociągłą twarz, głęboko osadzone oczy i wąsy Hiszpana Gónzala Lafory:
– Co tu robi ten konował?
– Przyjechałem panu pomóc, proszę pójść ze mną. – Lafora wyciąga rękę.
– Z panem nie pójdę nawet na róg.
– Trzymajcie go! – poleca Lafora.
Dwóch pielęgniarzy zmusza go, by wsiadł do karetki.
Spojrzenia, jakie Jorge posyła Víctorowi, ten nie zapomni nigdy. „Puśćcie go, to mój brat”, krzyczy zdjęty wyrzutami sumienia. Jorge łzy ciekną po twarzy. Pozwala się prowadzić, bezwolnie jak szmaciana kukła.
Zakład dla psychicznie chorych w Tlalpan to ogromna posiadłość, z której Kościół został wywłaszczony przez prezydenta Juáreza, a którą pod koniec 1898 roku Rafael Lavista, pochodzący z północy pionier chirurgicznego leczenia epilepsji, przekształcił w szpital. Leczy się tu zarówno alkoholizm, jak i zaburzenia psychiczne pacjentów z klasy średniej i wyższej, bo biedaków wysyła się do La Castañedy.
Szerokie korytarze, zaniedbane ogrody i sale pod numerem 89 ulicy Guadalupe Victoria mogłyby przerazić każdego. „Proszę się nim zająć”, poleca doktor Lafora sennemu lekarzowi. Medyk podchodzi do Jorge i bez słowa podaje mu kartkę papieru – poeta wypełnia ją pewną ręką. Lekarz pobiera mu próbkę krwi, a wysłuchawszy relacji Lafory, pyta:
– Proszę mi powiedzieć, czemu podpalił pan materac…
– Niech mnie pan nie traktuje jak kretyna.
Lekarzowi przyzwyczajonemu do pijaków, pacjentów gwałtownych, smutnych, zrezygnowanych i posłusznych starcza jeden rzut oka, by zrozumieć, że Cuesta nie pasuje do żadnej z tych kategorii, wyzwanie w jego spojrzeniu jest większe.
– Dajcie mu elektrowstrząsy – ordynuje Lafora – i zaprowadźcie do jego pokoju. Jak będą wyniki analiz, coś mu przepiszemy.
Wyładowanie elektryczne zmienia Cuestę w bezbronne dziecko. Je i śpi, kiedy mu każą jego oprawcy. Tydzień później, z umysłem jaśniejszym niż kiedykolwiek, prosi o ołówek i papier. Pisze Raj odnaleziony49 na stojąco, od ręki:
O litość nie prosi, gdy w agonii kona
Z czucia już wyzuty, pogrążony w mroku
Umysł wykrwawiony, blady niczym popiół
Z zamarłego ciała urodzony łona.
Okresy omamów przeplatają się z chwilami absolutnej jasności umysłu, które wykorzystuje, by poprawiać Pieśń do mineralnego boga, póki migrena nie zmusza go do wstania w ciemnościach pokoju. O każdej porze słyszy głosy (jeden z efektów kardiazolu), ale odkrywa sposób pozwalający je uciszyć: recytuje na głos wiersze. Czasem gra w szachy z innymi pacjentami, lecz uśmiecha się tylko wtedy, gdy kogoś zaszachuje. Jedyna osoba, która przykuwa jego uwagę, to mały i łysy Jacobo, na którego twarzy w równych proporcjach mieszają się melancholia i zawadiacka przekora.
– Ja też jestem poetą.
Wspólnie podziwiają najlepszą rzecz w domu wariatów: zachód słońca. Wtedy Jorge opowiada o chemikaliach, a Jacobo o skrzypcach:
– Zawsze chciałem grać na jakimś instrumencie – wyznaje Jorge.
– Czemu cię tu przywieźli?
– Bo podpaliłem materac.
– Mnie za włóczęgostwo i byłbym już wolny, gdyby nie wpadło mi do głowy krzyknąć do nich: „Nie bijcie mnie, jestem czerwonym Chrystusem!”.
Jorge, który nie ma zezwolenia na przyjmowanie wizyt, pisze do Neny:
Kochana Siostro!
Martwię się nie tyle sobą, co przede wszystkim z Waszego powodu, nie wyłączając Lucia Antonia, dzieci Juana i Twoich. Rzeczywiście prawie już wariuję, a może i całkiem zwariowałem od tych myśli. Jednak trudno uznać za szaleństwo to, że jestem świadom wszystkiego, co dzieje się ze mną od przeszło dwóch lat. Ten obłęd przyszedł do mnie, bo nikt nie chciał zaprzątać sobie mną głowy, a nawet gorzej, dlatego że prawie wszyscy, zdając sobie z tego sprawę lub nie, spisywali mnie nieustannie na straty. Choć właściwie ja sam się spisywałem […]. Kup Luciowi Antoniowi jego karmelowe lizaki, żeby miał codziennie, ale bez przesady. A jeśli ci starczy, kup mu też co niedzielę coś miłego po kinie, jeśli go tam weźmiesz.
Pielęgniarze nie mogą pojąć, jak człowiek jego pokroju i manier mógł trafić do grona ludzi skazanych na zapomnienie, „ludzkich odpadów”. Wyniosły i elegancki, o spojrzeniu głębokim i bystrym. O ile zwraca się do nich, to jedynie po to, by poprosić o papierosy Delicados i wysłanie listów do Natalii Cuesty.
Kochana Siostro!
Doktor Guevarra Oropeza obiecał mi, że przynajmniej dostanę pozwolenie na osłodzenie mojego uwięzienia listami od Was. Dlatego proszę Cie żebyś zebrała listy od Lucia Antonia, Víctora, taty, jeśli tam jest, a jeśli nie, to poproś go o nie, tak samo Néstora, dołącz także list od Ciebie i Twoich dzieci. Tylko bardzo proszę, powiedz wszystkim, że jeśli mają zamiar wypisywać mi jakieś szlachetne kłamstwa na pociechę, niech lepiej piszą o pogodzie.
Jeżeli zostanie Ci pieniędzy, i jeżeli jeszcze tego nie sprzedano, kup mi w księgarni Cosmos (takiej małej koło kina Palacio) francuską książkę La Chimie Colloidale czyli Chemia koloidalna, kosztuje coś między trzydzieści a czterdzieści pesos.
I przywieź mi książki S. Mallarmégo, które mam w domu: Rozmyślania (żółta książka, jeszcze nierozcięta) i Wiersze. Poza tym Crime et Châtiment Dostojewskiego i książkę do chemii po angielsku pod tytułem Textbook of Organic Chemistry Richtera (autor). Ściskam Cię mocno. Jorge.
W dniu, kiedy pozwalają im go odwiedzić w Tlalpan, Nena, która dopiero co przyjechała z Córdoby, poznaje brata jedynie po wzroście. Jest chudy jak szkielet, ma straszliwie zapuchnięte oczy. Pielęgniarz informuje ją: „Płakał przez całą noc, spędził ją na kolanach ze skrzyżowanymi ramionami”.
– Jorge.
Widząc Natalię, przytula ją i podaje jej kartkę.
– To dla ciebie.
Natalia czyta: „Panie, nasz los zapisany jest od początku. Jak moglibyśmy mu się sprzeciwiać? Jesteśmy jego niewolnikami, a jedyną naszą ochroną Twe miłosierdzie. O, Boże, Panie nasz, zechciej otoczyć nas wszystkich Twą opieką, nie pomijając żadnego z Twych sług”.
Guadalupe Marín nigdy go nie odwiedza, można wręcz odnieść wrażenie, że delektuje się jego upadkiem. Kipi z wściekłości na niego i siebie samą. Hiszpańskiemu lekarzowi szczegółowo opowiada o ich pożyciu, wyjaśnia, o której godzinie się uspokajał (niemal zawsze o zmierzchu), o jego manii czystości, nawykach, ostrzach, jakich używa do golenia, erekcjach, rozmiarze członka, całej sferze intymnej. Chwali także jego cudowny intelekt: „Brydża nauczył się błyskawicznie i zaraz ograł wszystkich”.
Nadchodzi kolejny kryzys; Jorge stawia łóżko na sztorc, barykaduje się za nim i nikomu nie pozwala się zbliżyć. „To moje okopy!” Obezwładnia go trzech pielęgniarzy, zakładają mu kaftan bezpieczeństwa. Jacobo przygląda się wszystkiemu przez dziurkę od klucza.
– Rozwiąż mnie – prosi go Jorge, kiedy Jacobo wchodzi do środka.
Uwolniony żegna przyjaciela: „Nic się nie martw, już mi przeszło”. Czesze się, goli pięciodniowy zarost, po czym z całym spokojem skręca z prześcieradła sznur i owija sobie wokół szyi. Drugi koniec przywiązuje do poręczy łóżka. Z wściekłością nagromadzoną przez trzydzieści osiem lat życia rzuca się na ziemię i skręca sobie kark.
Być może ostatnią wizją jest mineralny bóg: „W geście mej ręki, co pieści lub boli, dostrzegam celowy akt wolnej woli”. Gdy go znajdują, jeszcze żyje, ale nic już nie da się zrobić, ma połamane kręgi szyjne.
Agonia trwa ponad osiem godzin.
Życie Jorge Cuesty gaśnie o trzeciej nad ranem 13 sierpnia 1942 roku w szpitalu Lavista. Ledwie dziesięć minut później umiera w Córdobie w Veracruz jego babcia Cornelia Ruíz, matka don Néstora, którą Jorge kochał mocniej niż rodziców.
Pisarz Jorge Cuesta powiesił się na kaftanie bezpieczeństwa, głosi tytuł w „La Prensa”; „Chemik i poeta w swoim szaleństwie poszukiwał eliksiru wiecznej młodości”, donosi „Excélsior”. „El Universal” pisze na pierwszej stronie: „Zmarł tragicznie znany pisarz. Jorge Cuesta powiesił się na poręczy łóżka. Żył jeszcze, gdy go odwiązano, skonał jednak kilka godzin później. Zgon pana inżyniera Jorge Cuesty Porte-Petit odnotowano wczoraj o 3:25 w Sanatorium Doctora Lavisty, w miejscowości Tlalpan […]. Pogrzeb pana Cuesty odbył się wczoraj o godzinie szesnastej na Cmentarzu Francuskim”. Jedynym dziennikiem, który pomija milczeniem wydarzenie, jest „El Popular” pod redakcją Vicente Lombardo Toledano.
„Może napiszę o śmierci Jorge?”, ofiarowuje się José Revueltas odpowiedzialny za kronikę policyjną. Lombardo Toledano, jego naczelny, zaleca mu, by lepiej zajął się samobójstwem statystki Dolores Nelson, która zmarła tego samego dnia.
Cuestowie nie mają złamanego grosza na uroczystości pogrzebowe. Zrozpaczony Víctor zawiadamia Aaróna Sáenza. „Proszę się tym nie trapić, Stowarzyszenie Producentów Alkoholu weźmie na siebie koszty pogrzebu i nagrobka. Damy panu sześćset pesos”.
Nena wraca do Córdoby po małego Antonia, a Víctor z Alicją biorą na siebie przygotowania do pogrzebu w stolicy. Dwunastoletni Antonio sądzi, że wszyscy traktują go wyjątkowo serdecznie z powodu śmierci babci Cornelii. „Trzeba powiedzieć mu o ojcu i zabrać go natychmiast do Meksyku”, upiera się Nena Cuesta wobec protestów don Néstora.
W Gayosso czuwają Carlos Pellicer, bracia José i Celestino Gorostiza, Xavier Villaurrutia i León Felipe. Rano 14 sierpnia Ruth zawiadamia Lupe, która tego dnia zapomniała zadzwonić do Lafory.
– Jorge Cuesta zmarł, chodźmy go zobaczyć.
– Nie, nie, w żadnym razie!
– Idziemy i koniec.
– Nie mam nic wspólnego z tym człowiekiem.
– To ojciec twojego syna.
Zaledwie piętnastoletnia Ruth Rivera Marín wchodzi do kwiaciarni Matsumoto, Japończyka, który sprowadził do Meksyku jacarandy. Prosi o utkanie kobierca z gardenii i fioletowych lilii wystarczająco dużego, by przykryć trumnę. W kaplicy ubrana na czarno Lupe Marín przechodzi obok rodziny Cuestów. Całkiem trzeźwy Víctor szlocha przez cały czas, Alicja Echeverría próbuje go pocieszyć.
Ruth kładzie na trumnie kobierzec z kwiatów, gardenie pochodzą z Fortín de las Flores.
– Chodźmy stąd, nie wytrzymam tu ani minuty dłużej – niecierpliwi się Lupe.
– Czekaj, chcę się pożegnać.
Na widok swojego jedynego syna, który nadchodzi prowadzony za rękę przez Natalię Cuestę, Lupe obraca się na pięcie i pospiesznie opuszcza kaplicę. Lucio Antonio Cuesta Marín, stając przed zamkniętą trumną, natyka się na współczujące spojrzenie swojej przyrodniej siostry Ruth. Odtąd będzie musiał stawiać czoła losowi sieroty i odrzuconego, który będzie go prześladował przez całe życie.
Na Cmentarzu Francuskim Xavier Villaurrutia, postarzały, bledszy i smutniejszy niż zwykle, zastanawia się nad epitafium najbardziej błyskotliwego spośród Contemporáneos:
Wyostrzona brzytwa
Umysłu do szczętu.
To właśnie stąd
Ta myśli gonitwa
W duszy tyle zamętu.
Mówią, że mnie zamroczył
Sen wieczny. Błąd!
Właśnie otwieram oczy!
Tydzień później, 21 sierpnia 1942 roku, w Córdobie rodzina Cuestów bierze udział w uroczystej mszy: „Za duszę Jorge Cuesty Porte-Petit i Cornelii Ruíz Portugal, wdowy po Cuescie, w dziewięć dni po ich śmierci. Pogrążona w bólu rodzina prosi o przybycie na tę pobożną uroczystość i modlitwę za wieczne odpoczywanie zmarłych. (300 dni odpustu)”.
Luis Cardoza y Aragón napisze dwa lata później w swoim wierszu Apollo i Coatlicue: „Jednym ruchem wyrywasz święte wnętrzności, by cisnąć je Bogu wprost w twarz”.