„Wytrzyj buty”, tylko tyle ma do powiedzenia Lupe, kiedy jej nastoletni syn przyjeżdża z Córdoby. Przyjmuje go źle. Lucio Antonio śpi w składziku koło pralni, gdzie nocą trzęsie się z zimna. Ostatni dźwięk, jaki słyszy przed zaśnięciem, to warczenie maszyny do szycia.
Po ugotowaniu obiadu Lupe idzie prosto do pracowni krawieckiej, skąd potem dochodzi stukotanie maszyny. Nigdy nie pyta syna, czy mu zimno, czy jest głodny albo jak idzie mu w szkole. Kiedy Antonio mówi, że zamierza być pisarzem lub chemikiem, a może nawet inżynierem jak jego ojciec, Lupe wyrokuje: „Nie uda ci się”. Gołym okiem widać, że go nie znosi. „Sam się obsłuż, coś tam znajdziesz w kuchni”. Jej niechęć przytłoczyłaby najdzielniejszego, ale Antonio czepia się matki. Czasem jedzie bez pożegnania do Córdoby, a kiedy wraca po miesiącu, Lupe wita go zdradliwym tekstem: „Nawet nie zauważyłam, że cię nie ma”.
Na jej jad nie ma odtrutki.
Po powrocie do Meksyku Antonio dowiaduje się, że jego matka i przyrodnie siostry nie mieszkają już przy Tampico 8, tylko w sąsiednim trzypiętrowym domu, pod numerem 6, na rogu z aleją Chapultepec, który kupił dla nich Diego Rivera.
– Możesz spać w pracowni krawieckiej – zgadza się Lupe, gdy noce stają się jeszcze chłodniejsze.
Na parterze domu są jedynie donice, na pierwszym piętrze jadalnia, kuchnia i salon. Na górze znajdują się sypialnie Lupe i jej dwóch córek, nie ma żadnego pokoju dla Antonia. Pomieszczenie bez drzwi na końcu korytarza Lupe przeznacza na swoją pracownię. Przy ścianie ustawia maszynę, krzesło, lustro i pryczę.
W piątki zaprasza na karty Juana Soriano i Carlosa Pellicera. Przyjaciele przychodzą zadowoleni punktualnie o ósmej wieczorem, żegnają się o szóstej rano. Wszyscy są zagorzałymi palaczami, więc Antonio dusi się od dymu, a zasnąć udaje mu się dopiero nad ranem. Żeby się zemścić, podkrada pieniądze z kieszeni marynarek porzuconych na pryczy.
Podczas karcianych nocy Ruth, Lupe i mały Juan Pablo chronią się w Niebieskim Domu. Frida podejmuje ich tequilą i marihuaną.
Antonio błaga wszystkich świętych, żeby jego matka nie przegrała w karty, bo następnego dnia odbije to sobie na nim. Po samym tonie jej głosu wie od razu, jak jej poszło. Lupe i Ruth złe traktowanie Antonia wydaje się normalne, bo same też nie zaznały matczynej czułości.
Największe nadzieje budzi w Antoniu Boże Narodzenie, bo Lupe prowadzi go wtedy raz jeden do El Palacio de Hierro lub El Puerto de Liverpool:
– No już, wybierz sobie, co ci będzie potrzebne w tym roku.
Antonio z trudem obejmuje stertę spodni, swetrów, koszul i butów.
Lupe najczęściej krytykuje starszą córkę:
– No patrz tylko, jaka jesteś gruba! Ta sukienka jest na ciebie za ciasna.
– Mamo, dopiero co urodziłam.
– Powinnaś ćwiczyć.
– Robię to codziennie.
– No to nie widać efektów.
Ruth traktuje nie lepiej. „Po co wybrałaś takie męskie studia? Nikt ci nie da pracy!”
Żadna z sióstr nie interesuje się młodszym bratem. Między sobą też nie trzymają sztamy. W tej rodzinie każdy dba tylko o siebie.
Kiedy Antonio wraca do Córdoby po spędzeniu kilku dni z matką, jego zachowanie się pogarsza. W preparatorii staje się problematycznym uczniem. Ciotka Natalia, znużona nieustannymi wezwaniami do szkoły, podpisuje uwagi i czasem go usprawiedliwia.
Chłopak jest równie wysoki jak jego ojciec, popędliwy i nabuzowany. Przenikliwe oczy siedemnastoletniego Antonia robią wrażenie, ale starczy, że jakaś dziewczyna uśmiechnie się do niego, a już traci rozsądek i rzuca się składać jej nieprzyzwoite propozycje. Dziewczyny uciekają oburzone. W Córdobie dziadkowie dźwigają na swoich barkach alkoholizm Víctora, który po separacji z Alicją Echeverríą i samobójstwie Jorge wrócił do rodzinnego domu. Nie są w stanie zapanować nad rozbestwionym wnuczkiem!
Po każdym pijaństwie do Víctora powraca dręcząca go obsesja, która spędza mu sen z powiek: „To ja oddałem go do szpitala”. Przechowuje nawet najbardziej błahe świstki po starszym bracie, notatki z apteki czy sklepu, książki, listy ze szpitala w Tlalpan. Pisze także opowiadania, które, przełamując wstyd, pokazał w stolicy Renatowi Leducowi: „Czemu, do cholery, miałbyś nie dokończyć dzieła, które twój brat Jorge przerwał w połowie? Twoje opowiadania są bardzo dobre”.
W kieszeni spodni Víctor nosi niczym amulet jeden z ostatnich listów Jorge do Natalii. Pokazuje go Antoniowi: „Przeczytaj to i powiedz mi, czy tak pisze szaleniec. Twój ojciec był najbardziej świadomym i inteligentnym człowiekiem, jakiego w życiu poznałem”.
Antonio wygładza kartkę starganą niczym chusta świętej Weroniki:
Kupić: w Beick Felix (róg Madero i Motolinía) 500 gram kwasu tartarowego, 300 gram taniny w dwóch opakowaniach, jedno 250, a drugie 50 gram.
W Carlos Stein (Zócalo): roztwór insuliny 3000 jednostek.
– 25 gram płynnego wyciągu z ergotaminy.
W Regina: 1,5 kg nadmanganianu w trzech paczkach po pół kilo.
Dodać do resztki, która została w garnku, trzy litry wody: mieszać przez chwilę, aż osad się całkiem rozpuści; odstawić na pięć lub sześć godzin, żeby opadło, a potem zlać cały klarowny płyn, który powstanie ponad osadem. Powinno wyjść około czterech litrów.
Płyn należy przelać do dwóch pojemników (lub jednego, jeśli się zmieści) i gotować w garnku, aż całkiem odparuje i zostanie tylko zawarta w nim substancja stała.
Uzyskaną w ten sposób substancję po wysuszeniu podzielić na dwie równe części i utrzeć jak najdrobniej.
Jedną połowę podzielić na sześć porcji i położyć na złożone karteczki, takie jak w aptece. Drugą połowę należy z kolei podzielić na trzy równe porcje i zrobić z nimi, co następuje:
Pierwszą wymieszać bardzo dokładnie z cajetą Celaya50 z tych w szklanych słoiczkach, tak żeby jak najbardziej równomiernie połączyła się z zawartością słoiczka.
Drugą część wsypać do butelki z sosem pomidorowym, ketchupem i także wymieszać bardzo starannie.
Trzecią część dosypać do masy na tort kukurydziany.
Przywieź mi w niedzielę po południu ćwierć kilo masła i ser z Toluki, razem z butelką ketchupu i słoikiem cajety. Możesz ją kupić w sklepie na rogu Insurgentes i Coahuila. Przywieź mi także papierki i sześć paczek gumy do żucia po dwanaście pastylek. Tort kukurydziany przywieź w piątek, razem z owocami.
Z listu wynika, że przed 1942 rokiem Jorge Cuesta eksperymentował na sobie z narkotykiem o mocnym działaniu halucynogennym, który wiele lat później miał być znany jako LSD. Niemal w tym samym czasie Albert Hofmann opatentował w Szwajcarii kwas lizergowy uzyskany z grzyba rosnącego na ziarnach żyta, który w 1960 roku miał znaleźć medyczne zastosowanie przy leczeniu alkoholizmu i łagodzeniu cierpień chorych na raka.
Komentarze Víctora spędzają Antoniowi sen z powiek, ogarnia go obsesja ojca. „Twój ojciec to geniusz, większy naukowiec niż Linus Pauling czy Zygmunt Freud. W Meksyku nie umieli go docenić, powinien był się urodzić w Stanach Zjednoczonych lub w Europie. Lafora to gnida, bał się jego inteligencji; twój ojciec by go wykończył”. Antonio próbuje pisać; w rezultacie powstaje długa lista obscenicznych wizji, które nauczycielkę literatury przyprawiają o rumieniec.
– Pański bratanek posuwa się za daleko, nie ma za grosz szacunku. – Doña Clotilde Secante wzywa Natalię do szkoły.
– Proszę dać mu szansę…
– Niech pani dziękuje Bogu, że to jego ostatni rok, wszyscy już mają go dosyć.
Na koniec preparatorii Antonio Cuesta Marín uzyskuje bardzo mierną średnią. Imponuje kolegom, jednak żaden z nich nie zalicza go do grona przyjaciół: samotny i całkiem pozbawiony hamulców szokuje ich swoimi erotycznymi fantazjami.
– Czemu nie zapisze go pan do jakiejś szkoły w stolicy? – sugeruje don Néstorowi ojciec Miguela Capistrána.
– Nie ma zadatków na intelektualistę, wyślę go do Texcoco, niedaleko Dystryktu Federalnego, niech nauczy się czegoś praktycznego. Chapingo to świetna szkoła rolnicza.
– Tato, on nie dojrzał do samodzielnego życia, to jeszcze dzieciak – protestuje Natalia.
Podróż pociągiem do Texcoco poprzez pola kukurydzy jest krótka i piękna. W Texcoco dziadek z wnuczkiem wsiadają w autobus do Chapingo – płacą skromną sumę piętnastu centavo za przejazd. Prowadząca do budynku droga wysadzana drzewami robi wrażenie, a z lewej strony ogromy ogród kusi łąką pełną różanych krzewów. „Jest tu ponad hektar czerwonych, białych i żółtych róż – szczyci się jeden z dozorców. – Nie ma na świecie drugiego takiego różanego ogrodu”. Obok róż czekają boiska do koszykówki i piłki nożnej. Bilard, stoliki do szachów i domina, mają też nowość – telewizję. Z dala od głównych zabudowań widać basen, halę sportową, ambulatorium i chlew.
Antonio Cuesta składa egzamin wstępny i w mgnieniu oka otrzymuje stypendium obejmujące internat i wyżywienie.
– Dbaj o to stypendium, Chapingo to jedyne miejsce, gdzie możesz studiować, nie płacąc ani grosza – poucza go don Néstor.
Żeby rozpocząć naukę w Państwowej Szkole Rolnej, Antonio potrzebuje sześciu koszul, sześciu podkoszulków, sześciu par majtek, dwunastu par skarpetek, dwunastu chusteczek, stroju kąpielowego, grzebienia, szczoteczki do zębów, szczoteczki do odzieży i jeszcze jednej do butów. Większość kandydatów nie ma nawet na majtki, a jednak przyjmuje się ich, bo trzeba wypełnić trzy sypialnie, w których wydzielono przepierzeniami sześćdziesiąt dziewięć pokoików, każdy z podwójnym łóżkiem.
Choć doskonale na nim leży, Antonio niechętnie wkłada obowiązkowy wojskowy mundurek. Gdyby Lupe go zobaczyła, uznałaby, że dobrze się prezentuje. Inni nie zdejmują marynarki i spodni w kolorze khaki, nawet kiedy mają przepustkę, bo w tym stroju łatwiej poderwać dziewczynę.
Antonio cieszy się, że będzie sam, a jeszcze bardziej, że zrobi wrażenie na matce i siostrach.
Pewien Indianin – który według mieszkańców Texcoco jest nieokrzesanym wieśniakiem – gra dobrze na bębnie, inny jest mistrzem kornetu; wspólnie tworzą orkiestrę wojskową. „Może też byś się zapisał do orkiestry, Antonio? Dzięki temu się wybijesz”. Granie na instrumencie to taki rodzaj zasługi, który nic nie mówi Antoniowi. „Ja z trąbeczką? – obrusza się. – Takim łosiem to jeszcze nie jestem”.
Mieszkańcy internatu zbierają się przy głównym wejściu, gdzie na tablicy zawieszonej na drzewie można przeczytać nazwiska uczniów, do których przyszła korespondencja. Do Antonia pisze don Néstor, ciotka Natalia; jego matka Lupe nigdy.
Z dala od nadzoru ciotki Natalii, od kazań dziadka i alkoholizmu Víctora, Antonio oddaje się studiom, które pochłaniają go bez reszty, bo w szkolnym laboratorium eksperymentuje z marihuaną i peyotlem, a kiedy już złapie fazę, czuje się gotów do bohaterskich czynów, jakich wedle słów Víctora dokonywał jego ojciec. Bardzo wysoki i przystojny, gdziekolwiek się pojawia, skupia na sobie spojrzenia, ludzie pytają, kto to taki, a on korzysta z tego zainteresowania, by rozkochiwać w sobie każdą napotkaną dziewczynę. Na olimpijskim basenie koledzy przezywają go Macka, ze względu na długie palce przywodzące na myśl odnóża ośmiornicy.
W odróżnieniu od prepy w Veracruz, tutejszym dziewczynom podobają się jego bezczelne maniery. Antonio co tydzień ma nową. Zdobywa sobie popularność wśród kolegów, którzy oklaskują go za jego dowcipy.
W pierwszym dniu zajęć nauczyciel matematyki chce się zorientować w poziomie wiedzy swoich studentów i daje im zadanie do rozwiązania: „Oblicz długość jadącego na południe (do miasta Meksyk) pociągu, który w te pędy zapierdziela na łeb na szyję w przeciwnym kierunku niż inny, zmierzający z określoną prędkością na północ (do Texcoco)”.
Antonio buntuje się:
– „Zapierdziela w te pędy”? Jeśli profesor jest takim osłem, że mówi „zapierdziela w te pędy”, ja tym bardziej mogę rzucać mięsem.
Ze zdumieniem odkrywa, że w kaplicy główną rolę gra jego matka. Panoszy się nad ołtarzem, ogromna, z napęczniałym brzuchem, z biustem na wierzchu, patrzy na niego swoimi dziwnymi zielonymi (lub też niebieskimi) oczyma, z agresywnym grymasem na wargach, z uniesioną jedną ręką, jakby chciała go ostrzec: „Nie zbliżaj się”. Czy jest piękna? Straszna? To płodna ziemia, która wszystkich przeraża. Jej namalowana dłoń, szeroka i raczej mała, różni się od tej o długich palcach u Lupe Marín. Antonio przygląda się jej i czuje, że rodzicielka skazuje go na potępienie.
Nikomu nie mówi, że monumentalna postać to jego matka, a kiedy ktoś to odkrywa, najpierw wybucha gniewem, ale w końcu sam zaczyna z tego kpić jak inni.
– Nie przeszkadza ci, że mówią takie rzeczy o twojej matce? – pyta jeden z wieśniaków.
– Sam jestem sobie matką.
Kiedy uwolni się od Lupe Marín? Antonio nigdy nie przypuszczał, że będzie go prześladować aż w Chapingo.
Przyszli agronomowie wiedzą, kim jest Diego Rivera, ale nie mają pojęcia, kim był Jorge Cuesta. On też o nim nie wspomina, woli nie otwierać tej trumny. Tyle razy słyszał, jak Víctor i Natalia wychwalają Jorge, aż postanawia dokończyć dzieło rozpoczęte przez ojca. „Ja też będę poetą i nieprzejednanym krytykiem”. Zaczyna od zmieszania z błotem życia studenckiego w Chapingo. Jego zdaniem nauczyciele są gówno warci, nie ma porównania z inteligencją jego ojca. To banda tępaków.
– To jakiś absurd, w kółko tylko nauka i sport: koszykówka, piłka nożna, pływanie. To jasne, że każdy normalny mężczyzna może oszaleć, prowadząc takie mnisze życie… Chyba czegoś nam dosypują do jedzenia, żeby stłumić popęd seksualny.
– Podobno azotanów – kiwa głową jego kolega Tomás Cervantes.
– Nie bądź głupi, raczej bromu…
Podczas wakacji chłopcy opuszczają szkołę niczym młode byczki. Antonio zatrzymuje się u Lupe i zaprasza służącą do kina.
– Czy ty nie wiesz, jak trudno teraz znaleźć służącą – wpada w furię Lupe. – Spadaj do Córdoby do swojej Natalii.
Kiedy Antonio pokazuje jej zeszyt z wierszami, Lupe śmieje mu się w nos:
– Wypisujesz tu same kretyństwa.
– A mój ojciec?
– Nigdy nie przeczytałam ani nie zamierzam przeczytać choćby jednej linijki napisanej przez twojego ojca.
Bliskość Chapingo i miasta Meksyk pozwala mu odwiedzać Lupe, ale woli bilard, klub i kantynę. Niechęć ze strony matki i sióstr staje się coraz wyraźniejsza. Antonio wciąż docina starszej siostrze Guadalupe (żąda od niego, by tak się do niej zwracał): „Burżujka! Jaka konwencjonalna! Paskudnie wyglądasz! Skąd wytrzasnęłaś takie buciory? Jaka ohydna torba!”. Z Ruth ma nieco lepsze układy, ale nikt nie uchyla przed nim w życiu żadnych drzwi.