ROZDZIAŁ 35
OSTATNI AUTOPORTRET

3 lutego 1956 roku Ruth rodzi swoje drugie dziecko: Pedra Diega. Okres ciąży jest dla niej bardzo ciężki, bo dowiaduje się, że Diego ma raka prostaty. Od śmierci Fridy Diego mieszka z Emmą Hurtado w domu-pracowni przy Altavista, strzeżony przez figury ogromnych judaszów – kukieł z papier-mâché, które robi dla niego Carmen Caballero, jego kartoniarka. Teraz Diego maluje portrety bogatych pań, żony polityków lub biznesmenów, których auta, szoferzy i ochroniarze czekają na ulicy przed domem.

Juan Pablo i Diego Julián odwiedzają go z Lupe Riverą i siadają obok jego plecionego fotela. Diego nie zwraca na nich uwagi, zajmuje się wyłącznie córką Ruth. „Będzie równie wysoka jak jej matka. Chcę ją namalować”. Na temat śniadego i pulchniutkiego niemowlęcia, które Ruth przynosi na ręku, mówi: „Ładny, ale to Pipis namaluję, jak tylko poczuję się trochę lepiej”.

Ruth stale dotrzymuje ojcu towarzystwa, zaniedbuje Pedra Alvarado, zaniedbuje też swoje dzieci. Codziennie ogłasza: „Dziś wieczorem idę z tatą do Bellas Artes. Jutro jadę z tatą do Choluli”. Trzy lata starsza od Pedra Alvarado Ruth narzuca mu swoje decyzje, aż wreszcie któregoś dnia oświadcza po prostu: „Zamieszkam u taty”.

– A nasze dzieci? A ja?

– Jak chcecie, przeprowadźcie się ze mną. Tak czy inaczej, teraz najważniejszy jest tata.

Emma Hurtado się nie liczy, liczy się tylko Ruth. Diego woła ją zaraz po przebudzeniu: „Pójdziesz ze mną do Anahuacalli? Musisz mi w czymś doradzić”.

Pedro Alvarado, który chodził na zajęcia Ruth, ponieważ skończyła studia wcześniej niż on, czuje się odstawiony na boczny tor. W sercu Ruth jest miejsce tylko dla Diega Rivery.

Artysta poświęca się muralowi w Centrum Medycznym przy alei Cuauthémoc, choć coraz bardziej opada z sił. Za wszelką cenę chce go skończyć.

Stowarzyszenie Malarzy Związku Radzieckiego zaprasza go do Moskwy: „Tam jest mój ratunek, tam mnie wyleczą. Nie ma lepszego systemu opieki zdrowotnej niż radziecki. Tam nikt nie słyszał o korupcji, koniec z problemami. Właśnie takiego zaproszenia było mi trzeba”.

Diego i Emma stawiają czoła śnieżnym zamieciom, przeciwnościom natury i słabości swoich zużytych ciał. „Ten wielki kraj uleczy Diega!”, powtarza Emma za nim.

Po powrocie, w wieku siedemdziesięciu jeden lat, mistrz oświadcza prasie: „Wyzdrowiałem”. Zapewnia, że Rosjanie uratowali mu życie z pomocą bomby kobaltowej, choć prywatnie przyznaje, że w Związku Radzieckim lekarze nie przyjmują do szpitali chorych w terminalnym stanie. „Nie ma sensu, żebyście zajmowali tu łóżko, idźcie lepiej, towarzyszu, umrzeć w domu”.

Diego i Emma Hurtado zobaczyli niekończące się szeregi kobiet w chustkach na głowie czekających na ulicy w kolejce po swoją rację chleba, a nawet wódki. Komunizm i równość klasowa nadal pozostają utopią. Już w 1927 roku Diego spojrzał na Związek Radziecki krytycznym okiem, uznawał Stalina za grabarza rewolucji. Opisywał go: „głowa w kształcie fistaszka zwieńczonego wojskową fryzurą”, jedna ręka założona za plecy, a druga z przodu pod marynarką na wzór Napoleona.

– Nie wiem, po co tam pojechałem – wyznaje Diego Lupe Marín, patrząc smutno.

Zaraz po powrocie ze Związku Radzieckiego Rivera usuwa ze swojego muralu w Hotel del Prado słynne zdanie Nigromante: „Boga nie ma”. Zamiast niego pisze: „Konstytucja z 1917 roku”. Następnego dnia wzywa prasę: „W Hotelu del Prado będzie miało miejsce sensacyjne zdarzenie”. Wybiera godzinę szczytu, wpół do siódmej po południu, wspina się na rusztowanie i odkrywa mural schowany za zasłoną. Schodzi na dół do zdumionych reporterów: „Jestem katolikiem”. Dodaje, że podobnie jak Zapata uwielbia Najświętszą Panienkę z Guadalupe. Dziennikarze uznają, że jest stary i zmęczony.

Córki przychodzą niemal codziennie do domu przy Altavista, wnuczki biegają z jednego domu do drugiego przez wiszący łącznik: „Pospadają, zabierz je stamtąd, denerwują mnie”, prosi Diego Emmę Hurtado.

Lola Olmedo zaprasza go do Acapulco. Przekonuje, że pobyt nad morzem dobrze mu zrobi. Tam właśnie w 1954 roku powstał jego ostatni autoportret: wychudły Diego trzymający w jednym ręku paletę, a w drugim własne serce, ze smutkiem malującym się na wymizerowanym obliczu. Po powrocie kładzie się do szpitalnego łóżka, które kupiła Emma. Kazała je wstawić do pracowni obok figur wielkich judaszów. Ruth nigdy nie widziała go tak wycieńczonym, dręczy się myślą, że zbliża się koniec. „Mój ojciec umrze”. Mała Lupe, która żyje z dala od Diega, jest silniejsza, ale podobnie jak siostra, ilekroć wychodzi z domu przy Altavista, ma ściśnięte gardło.

Lupe Marín nie zwraca uwagi na Emmę Hurtado, do jej domu wpada jak burza. Wydaje rozkazy na prawo i lewo, a kiedy ostatecznie siada przy łóżku Diega, rozśmiesza go swoimi opowieściami i plotkami. Z jej dowcipów śmieją się nawet kartonowe judasze. Wychodzi z pracowni dopiero, kiedy widzi, że senny Diego opuszcza powieki na swoje wyłupiaste oczy.

– Wiesz, co mi powiedział twój ojciec? Że Orzeszek go przeraża i że gdyby nie był chory, rozwiódłby się z nią – zwierza się Ruth.

Lupe Marín podtrzymuje go na duchu, jest powiewem życia; opowiada, że taki to a taki deputowany gotów jest bronić swojego stołka z pistoletem w garści; że w życiu nie zdołałby sobie wyobrazić, jak potworny kapelusz nosi żona prezydenta: dwa sadzone jaja, masz pojęcie?, tak go ochrzcił Luis Spota; że wydało się, iż ten a ten gubernator ma drugą rodzinę. Diego delektuje się swą Gniadą Mulicą. Kiedyś nieraz doprowadzała go do szału, ale i tak zawsze go bawiła. Słuchanie jej monologów przywołuje wspomnienia. Lupe chwali obie córki. Starsza „ma wredny charakter”, ale jest aktywna. Podkreśla zalety dużo łagodniejszej Ruth: „Pytają o nią uczniowie ze Szkoły Architektonicznej. Przyjaciele ją kochają. Pedro Ramírez Vázquez zleca jej plany i budowy. No i co powiesz? Dziś kobiety już nie zajmują się obsługiwaniem swojego mężczyzny. Pamiętasz, Brzuchaczu, jak ja o ciebie dbałam?”.

– Jeszcze jak pamiętam, Gniada Mulico.

– Zgadnij, kogo spotkałam na rynku San Juan? Vasconcelosa! Powiedział mi, że na pewno szybko dojdziesz do siebie.

– Zamiast tak gadać i przekazywać ci idiotyczne pozdrowienia, lepiej by przyszedł mnie czasem odwiedzić. Chicho Bassols ostrzegł mnie, że mam w banku tylko osiem tysięcy pesos…

– A ja chciałam cię prosić o pieniądze – uśmiecha się Marín.

– Przysuń się bliżej, Lupe. Wiesz, kim są jedyne kobiety, które w życiu kochałem? To moje córki, a mam je z tobą.

Diego dyktuje testament Chichowi Bassolsowi, swojemu przyjacielowi i prawnikowi: Niebieski Dom (i wszystko, co się w nim znajduje) zostanie przekształcony w muzeum otwarte dla narodu meksykańskiego. Anahuacalli, które zaczął budować w 1942 roku, posłuży za schronienie tysiącom prekolumbijskich eksponatów i także będzie dostępne dla szerokiej publiczności. Tereny wokół Anahuacalli, na których planował wybudować Miasto Sztuki, będą administrowane przez Bank Meksyku. Na koniec mianuje Radę Wykonawczą: Narciso Bassols, dyrektor naczelny, Carlos Pellicer, dyrektor zbiorów, i Eulalia Guzmán, dyrektor historiograficzna.

Anahuacalli w San Pablo Tepetlapa, zaprojektowane przez samego Diega Riverę, który tak bardzo pragnął być przy inauguracji, zostaje powierzone pod opiekę Ruth i Juana O’Gormana. Przyjmują Franka Lloyda Wrighta ze Stanów Zjednoczonych – znacznie większe wrażenie niż ciężka bryła budynku robi na nim ogromna ilość zgromadzonych eksponatów archeologicznych, które będą wystawiane w muzeum.

Guadalupe Amor, z którą Lupe lubiła spotykać się w Ciro’s, zaprasza ją do swojego domu przy ulicy Duero, żeby posłuchała, jak Peque (czyli Josefina Vicens) czyta pierwsze rozdziały jej powieści Pusta książka52. „Pita, wiesz doskonale, że nigdy nie kładę się później niż o ósmej wieczorem, nie przyjdę”.

W niedzielę 28 lipca 1957 roku o wpół do trzeciej rano Josefina Vicens wciąż jeszcze czyta czwarty rozdział, Pita ją oklaskuje: „To cudowne, czytaj dalej, jeszcze trochę”. Nagle szczekanie psów wypełnia ulicę, budynek drży. „Trzęsienie, trzęsienie”, krzyczy Tita Casasús. Archibaldo Burns powstrzymuje Elenę Garro, która otwiera balkon i chce wyskoczyć na ulicę. Pita zachowuje imponujący spokój. Kilka minut później rozbudzeni mieszkańcy przechodzą obok, krzycząc: „Spadł Anioł, spadł Anioł!”53. Wszyscy wychodzą na ulicę; jakaś kobieta klęczy na rogu Duero i Lerma. Przenikliwe sygnały karetek i wozów strażackich wyją jak oszalałe wzdłuż Paseo de la Reforma.

Zalana łzami Tita Casasús pyta: „Co z Lupe Marín? Przecież właśnie przeprowadziła się na Paseo de la Reforma 137, zaraz obok ronda Cuauthémoca? Na którym piętrze mieszka? Jej mieszkanie musiało mocno ucierpieć”. Alarmuje Antonia Peláeza i Roberta Garzę: „Zadzwońmy do niej”. Kiedy wreszcie udaje im się połączyć, Lupe odpowiada opryskliwie: „Nic mi nie jest, mój budynek wyszedł z tego cało”.

Torre Latinoamericana o wysokości stu osiemdziesięciu dwóch metrów i wielkich połaciach okien wiszących nad przepaścią, zainaugurowana rok wcześniej przez prezydenta Ruíza Cortinesa, przetrwała nietknięta; za to zawalił się najwyższy budynek w mieście, Corcuera. Następnego dnia rano miłośniczka wielkiego ekranu Lupe opłakuje kina Colonial, Ópera, Gloria, Goya, Titán, Majestic, Capitolio, Cineac, Roble Insurgentes, Encanto i Cervantes, po których pozostała kupka gruzu.

Dla owej ogromnej budowli, jaką jest Diego Rivera, najgorszym trzęsieniem ziemi okazuje się jego własne zdrowie. Coraz słabszy, postanawia namalować portret wnuczki, Ruth Maríi Alvarado: „Przyprowadźcie do mnie Pipis, jest bardzo ładna”. Zaczyna pracę, lecz po pierwszej sesji poddaje się. „Jest bardzo spokojniutka, przypomina ciebie, tak grzecznie siedzi, ale nie mam siły i nie wiem, czy zdołam to skończyć”, wyjaśnia Ruth. Nie kończy też murali w Centrum Medycznym i Pałacu Chapultepec, bo paraliż odejmuje mu władzę w prawej ręce.

– Pędzel już mnie nie słucha.