ROZDZIAŁ 38
REFUGIO

Restauracja El Refugio, prowadzona przy ulicy Liverpool przez Judith van Beuren, która wyszła za Amerykanina ze Stanów, Fredericka van Beurena, to istna latarnia morska folklorystycznego i turystycznego Meksyku. To tam wkracza tryumfalnie María Félix, która zamawia jedynie rosół wołowy i cztery surowe marchewki: „Dzięki temu mam taką cerę”. Alfa Henestrosa, obwieszona złotymi monetami, zadaje szyku pod ramię z Andrésem. W Juchitán jedzą totopos54 z cudownym gulaszem z żółwia, ale zgadzają się spróbować sosu mole de olla według przepisu Judith. W ślad za nimi idzie Chucho Reyes, spec od bibułki; Juan Soriano, któremu trzęsą się ręce, bo zapomniał wziąć swojego tofranilu; Dolores del Río, która niby to je jak ptaszek; a nawet sam José Vasconcelos rozpowszechniający plotkę, że Diego Rivera jadał wyłącznie ludzkie mięso i tamales z zielonym chili z dziecięcym palcem w środku. Czasem przychodzi Indio Fernández, ale Judith nie wpuszcza go, bo za dużo pije. Za to cieszy się na widok Octavia Paza, który gawędzi z Xirauami i Misrachimi i denerwuje się, gdy ktoś im przerywa. Mieszkający pół przecznicy dalej z Ritą Macedo Carlos Fuentes przychodzi w koszuli z zakasanymi rękawami, dziarski i świeżo wykąpany, zamawia orszadę i quesadillas de huitlacoche55. Octavio Paz każe go zaraz zawołać do swojego stolika. Lata później, w 1990 roku, już jako laureat Nagrody Nobla Octavio wybierze El Refugio na miejsce, w którym przyjaciele wydadzą bankiet na jego cześć.

Judith van Beuren, która przez wiele lat pracowała na Islas Marías jako sekretarka generała Francisca Múgiki, prosi stołowników, by podpisali swoje serwetki. Zamierza je oprawić i powiesić na ścianie.

Lupe Marín wpada jak burza z torbą na ramieniu i kieruje się wprost do kuchni. Zatrudniony kilka dni wcześniej jako szef kelnerów krągłolicy i dobroduszny Jaime Chávez widzi, jak obejmuje na powitanie Judith: jedna wysoka, druga niska, obie brunetki o długich kręconych włosach, pewne siebie królowe moździerza i mątewki. „Przyszła doña Lupe, nalejcie jej tequili”, poleca Chávez kelnerowi.

– Pani nie pije, przyszła gotować.

W chwili prawdy obie, Judith i Lupe, krzątają się wokół garnków śpiewających na wielu palnikach. Panują nad kuchnią niczym caryca Rosji Katarzyna Wielka nad swoimi poddanymi.

Judith kocha tradycję: tamales, nadziewane papryczki chili, sopes56, sos mole z ziarnem dyni, enfrijoladas57, sos guacamole, tostadas i raciczki wieprzowe. Podaje kawę z kotła w glinianych dzbanuszkach. Tortille są wyśmienite, bo wybiera najlepszą kukurydzę i osobiście sprawdza nixtamal58, który kucharki uklepują tak dokładnie, jakby od tego zależało ich życie. Co do sosu mole, Judith pozostaje nieugięta: „Trzeba go ucierać na żarnach”. Jeśli któraś z pochylonych nad żarnami dziewcząt przerywa pracę, Judith łaja ją: „Dalej, leniwa, na to się urodziłaś kobietą”.

Lupe chwali wyczucie Judith: zastawa jest z ręcznie wytwarzanej ceramiki z Puebli i z Tonalá, z kutej miedzi z Michoacán; szklanki z dmuchanego szkła z Carretones, a gliniane dzbanuszki z Chignahuapan. „We Francji kupiłam sobie zastawę z Limoges i nie stłukł mi się nawet spodek do masła, ale uważam, że do meksykańskich dań naczynia, które wybrałaś, pasują idealnie”, oświadcza Lupe.

– Och, Lupe, chyba nie stałaś się snobką!

Lupe i Judith namiętnie grywają w brydża. Kiedy nie ma klientów, wycofują się o piątej po południu z talią kart na tyły restauracji El Refugio, gdzie zajmują miejsca przy biurku Judith. „Jestem kartomanką”, wyznaje van Beuren. Gdy zasiądą do gry, u Judith lub u Lupe, nikt nie odciągnie ich od stolika, nawet wydzwaniający w panice z restauracji Jaime Chávez:

– Przyszła pani Silvia Pinal i pyta o panią.

– Powiedz jej, że nie ma mnie w Meksyku, tylko porządnie ją obsłuż; i oczywiście firma stawia, nie przyjmuj od niej pieniędzy…

Judith radzi się antropologa Daniela Rubína de la Borbolli, założyciela Państwowej Szkoły Antropologii i Historii. Entuzjazm Rubína łączy się z zapałem projektanta Artura Paniego, i w efekcie w restauracji tryumfuje styl ludowy, choć w Meksyku wsie są puste, a prawdziwy lud je tortille z solą.

Arturo Pani uwzględnia sugestie Lupe: „Ten kąt jest za bardzo napchany, nie idź w kicz, zabierz trochę tych wycinanek”.

Brydżowa partnerka Judith oferuje się przyrządzić Arturowi Paniemu swoje najsłynniejsze dania: wieprzowinę z pulque à la Lupe Marín i pierś w sosie winegret. Sunie po kuchni niczym rekin; jedynie fartuszek chroni jej sukienkę:

– Uczcie się, pani zakłada tylko mały fartuszek i ani jednej plamki – chwali ją Jaime Chávez.

Widząc wchodzącą Lolę Olmedo, Lupe docieka:

– Co zamówiła ta małpa?

– Mole de olla59.

– Zaraz jej tu przyrządzimy – mówi jadowicie i opróżnia solniczkę do talerza Loli, żeby bandytka (jak ją nazywa) sparzyła się przy pierwszej łyżce.

– „Czemu mi odmawiasz, kiedy cię przyzywam?” – recytuje gromkim głosem Pita Amor jedną ze swoich Decym do Boga60, zamawiając w międzyczasie drugiego drinka o malowniczej nazwie jedwabne rajstopy. Lupe ostrzega Jaimego Cháveza:

– Na pewno ci nie zapłaci, nie ufaj jej.

Największą wściekłość zachowuje dla Emmy Hurtado. Ciska fartuch na podłogę i wychodzi na spotkanie „wdowy po Riverze”. „A ciebie kto pytał o zdanie, pluskwo?” Od kiedy Emma ujawniła publicznie majątek Diega, jego kolekcje, domy, tereny, Marín nienawidzi jej jeszcze bardziej. „Lupe, uspokój się”. Judith znosi ataki na swoich klientów, bo uwielbia przyjaciółkę.

– Oj, Lupe, powinnaś była pojechać na Islas Marías, kiedy tam byłam, generał Múgica stałby przed tobą na baczność.