ROZDZIAŁ 42
NAJWIĘKSZY CIOS

Ruth walczy z depresją, zajęcia na politechnice są dla niej niczym koło ratunkowe. Z biura w Bellas Artes, którego okna wychodzą na skrzyżowanie San Juan de Letrán i alei Juáreza, obserwuje ludzkie mrówki, które biegną załatwiać swoje sprawy, i zastanawia się, po co to robią.

Z domu wychodzi coraz wcześniej, wraca jak najpóźniej. „Praca to moja terapia”, wyjaśnia starszej siostrze, która mimo sprzeciwu matki, od trzynastu lat chodzi do psychoanalityka. „Po co ci to?”, spytała ją Lupe Marín pogardliwie. „Bo psychoanaliza to nauka”. „A ile będzie ci liczył ten Freud z kolonii Condesa?” „Zasługuję na dobrego specjalistę – obraziła się Mała Lupe. – Kto inny, mając taką matkę jak ty, już dawno strzeliłby sobie w łeb”.

W pracowni Diega Rafael maluje z zaciekłością. Za wszelką cenę stara się unikać Ruth. Kiedy widzi, że jego żona jest w domu, obraca się na pięcie i wraca do swojej kryjówki.

Małą Ruth Maríę, Pipis, znają dobrze w okolicy, bo spędza cały dzień na ulicy Flores. Kiedy pada, chroni się w bramie u sąsiadów, byle tylko nie wracać do domu. Wesoło podskakują za nią jej czarne włosy, słońce ją spiekło, jest wysoka i śniada, biega bardzo szybko i śmieje się nerwowo. Niektórzy sąsiedzi zapraszają ją: „Chodź, wejdź. Chcesz szklaneczkę lemoniady?”. Inni nie mogą się nadziwić całkowitemu osieroceniu wnuczki Diega Rivery. Niepewny i strachliwy Pedro Diego potrafi iść sam z Altavista do alei Insurgentes, byle tylko nie spotkać ojczyma.

Nieobecność Ruth Rivery i agresywne zachowania Rafaela docierają do uszu Lupe Marín, więc wyrzuca córce: „Ruth, co z tobą? Te dzieci potrzebują opieki”.

– Może zamieszkają u ciebie?

Lupe faworyzuje Ruth Maríę. „To moja jedyna wnuczka”.

Nocą najmłodszy Juan Coronel czeka w napięciu, aż usłyszy klakson auta Ruth, która ma w zwyczaju wciskać go trzykrotnie. Biegnie otworzyć jej drzwi w swojej piżamce w paski. Większe dzieci także przychodzą, przytłaczają ją swoimi potrzebami. Ruth uspokaja starszych i siada na skraju łóżka najmłodszego. Czyta mu bajki, czasem przeglądają wspólnie jakiś tom historii sztuki. Juan Coronel zasypia zawsze z kawałkiem kocyka lub jakąś szmatką między kciukiem a palcem wskazującym; kiedy nie może jej znaleźć, płacze rozpaczliwie. Ruth pyta go, dlaczego przywiązuje taką wagę do tej szmatki, a on odpowiada: „To moja mama”.

Ruth oddaje honor własnemu imieniu i pracuje z zaangażowaniem swojej biblijnej imienniczki. Nie potrafi strofować dzieci, ale kiedy odkrywa, że Juan Coronel dorysował w podręczniku wąsy Benitowi Juárezowi, wyprowadza ją to z równowagi: „Jak mogłeś popełnić podobne barbarzyństwo?”. Oniemiały wobec gniewu matki chłopiec patrzy na nią przerażony. „Twój dziadek namalował prześliczny portret Juáreza, który był kluczową postacią dla Meksyku. Powinieneś iść za jego przykładem”. Opowiada mu, że w dzieciństwie Benito żywił się szczawiem i komosą, a od pasania owiec przeszedł do opieki nad większym stadem durnych kóz i pieprzonych baranów zwanym Meksykiem.

Ruth wariuje na punkcie Rafaela Coronela, lecz on coraz bardziej się od niej oddala. Za zapuchniętymi powiekami męża, który zarywa noce, malując, Ruth próbuje na nowo odnaleźć mężczyznę, w którym się zakochała.

– Rafael, źle się czuję.

– To weź się w garść…

Jedzie do Guadalajary na kontrolę do swojego wujka, doktora Preciado. Dla sióstr Rivera jedynymi lekarzami w ich życiu są ci z rodziny Preciado lub Marín.

– To rak lewej piersi. – Diagnoza paraliżuje ją.

Trzydziestodziewięcioletnia Ruth, córka Diega Rivery, matka trojga małych dzieci, której kariera właśnie nabiera rozmachu, czuje, że wszystko jej się wali. Dyrektor Bellas Artes, José Luis Martínez, radzi:

– Powinnaś pójść do innego lekarza, dzięki temu poznasz drugą opinię. Weź parę dni wolnego.

Rafael jest bezwzględny w swojej obojętności.

Ruth uczepia się swojej rutyny: prowadzi zajęcia i seminaria, które zmuszają ją do biegania między politechniką a Bellas Artes. „Jak mogłeś przypuszczać, że przekażę komuś moje obowiązki?”, tłumaczy Horaciowi Floresowi Sánchezowi, który radzi jej, żeby o siebie dbała. Ruth nie mówi nic matce, ani tym bardziej siostrze. Po co? W kwietniu lekarz Roberto Garza nalega: „Musisz poddać się operacji”. „Nie mogę, muszę jechać do Japonii”. Po powrocie, miesiąc później, Horacio Zalce, brat malarza Alfreda, potwierdza pierwszą diagnozę: „W Meksyku nie możemy już tego operować, są przerzuty, stan jest bardzo zaawansowany”.

Zaniepokojony Rafael odkłada swoje pędzle i oferuje się pojechać z nią do MD Anderson Cancer Center w Houston. Dzieci przeżywają przygotowania do podróży.

„To na pewno nic takiego”. Lupe Marín stara się być silna, ale w samotności, po raz pierwszy od śmierci Diega, dopada ją przygnębienie. Poza tym nie narzeka na brak zajęcia: Rafael Coronel podarował jej teren w Cuernavace. Wybudowanie domu w Mieście Wiecznej Wiosny przesłania złe wróżby. Lupe pilnuje bielenia ścian, szerokości okien, dachówek, wszystkiego, co Ruth dla niej wybrała. Jednak gdy pewnego wieczora odwiedza ją Lupe Rivera, widzi, że matka opada na fotel i płacze skulona. Łzy ciekną z jej oczu, jakby ktoś odkręcił dwa krany. Płyną nieprzerwanie. Bez jednego słowa Mała Lupe patrzy na niewyobrażalny spektakl. „Moja matka płacze?”, pyta samą siebie z niedowierzaniem.

Ruth i Rafael znów jadą do Houston. W MD Anderson po wyczerpującej serii badań ordynator orzeka, że jedynym ratunkiem jest chemioterapia.

Kiedy zarządca hotelu Hilton dowiaduje się, że gości u siebie córkę Diega Rivery, każe wywiesić meksykańską flagę na balkonie pokoju 219. Także szef kelnerów i barman (Meksykanie, którzy pokonali wpław Río Bravo) zapewniają: „To wielki zaszczyt, że możemy podejmować w Houston córkę Mistrza!”.

Samo przejście na drugą stronę ulicy na chemioterapię całkiem wyczerpuje Ruth. „Z czego zapłacimy za ten hotel?”, martwi się. „Nic się nie przejmuj”. Rafael dzwoni do Inés Amor, by dowiedzieć się, czy sprzedała jego obraz. Inés wysyła pieniądze co osiem dni, a jeśli nie uda jej się nic sprzedać, wypłaca zadatek. „Na pewno się sprzeda, ten Coronel to kopalnia złota”.

Kuracja jest torturą. Po sesjach chemioterapii następują wymioty i wyczerpanie, które przykuwa Ruth do łóżka na wiele dni. Rafael wyrzuca sobie, że tak bardzo zaniedbał tę kobietę, na której twarzy nigdy nie dostrzegł choćby cienia krytyki.

– Wiesz co, Rafael? Ja tak naprawdę chciałam tylko mieć męża i dzieci, takie zwykłe życie.

– Ale przypadło ci w udziale być córką Diega Rivery, a teraz jeszcze na dobitkę żoną malarza.

Obie Lupe, matka i siostra, opuszczają Ruth. W MD Anderson chora ma oparcie w Oldze Tamayo, która prowadzi za rękę siostrzenicę.

– Przywiozłam ją tu, bo ma zeza. Tutaj naprostują jej oczka, żeby mogła nimi strzelać w różnych pięknych młodzieńców – wyjaśnia.

Olga zmusza ich do uśmiechu swoimi teoriami na temat zeza i łysiny. Poza tym stale powtarza im, że życie toczy się dalej, a jutro będzie nowy dzień. „Pojedźmy do Galveston, na plażę”.

Za pieniądze ze sprzedaży obrazów i pensję Ruth, którą Bellas Artes wysyła co dwa tygodnie, opłacają szpital. Na ich szczęście Inés Amor rozgłasza, gdzie się da, że Rafael Coronel to geniusz, i ilekroć malarz dzwoni do Galerii Sztuki Meksykańskiej, przekazuje mu dobre wieści: „Masz szczęście, pewien kolekcjoner wziął trzy twoje obrazy”. Tego dnia Rafael wynajmuje mustanga i zaprasza Ruth i Olgę Tamayo z jej siostrzenicą do Galveston: „żebyście sobie łyknęły morskiej bryzy”. Zamawiają langustę i butelkę szampana. Słaba, lecz szczęśliwa Ruth wypija pół kieliszka. Włosy jej wypadły, jest tak chuda, że oczy wydają się wyłupiaste, ale Olga zapewnia ją, że nie ma nic lepszego niż bycie łysym, i bez najmniejszej krępacji, prosto z mostu pyta Rafaela:

– A ty czemu malujesz te straszliwe chude małpy z tutkami na głowie?

– Cóż, nie mam pojęcia, tak jakoś mi wychodzi…

Ruth nigdy nie wspomina o dzieciach. Wylicza tylko dokumenty, które musi podpisać, zebrania, w których nie wzięła udziału, ogromną pracę, jaka z pewnością nagromadziła się pod jej nieobecność. „W Meksyku natychmiast pójdę do Bellas Artes. Czekają na mnie teczki, plany pracy w Anahuacalli”.

Leczenie trwa ponad dwa lata. Rafael przyjeżdża i wyjeżdża. W jedną z tych podróży zabiera Pedra Diega i Juana Coronela. Ruth nie, bo „nie wytrzymam z tą dziewuchą”. Trzynastoletni Pedro Diego i ośmioletni Juan śpią razem z Rafaelem w pokoju 208 w Hiltonie. Zanim zobaczą matkę, ku wielkiemu przerażeniu młodszego, Rafael goli ich na łyso. Juan Coronel chowa się pod łóżkiem:

– Wyglądam strasznie, nie wyjdę z hotelu.

– Twój brat wygląda tak samo i nic nie mówi.

Widząc matkę bez włosów, uspokaja się. „Ciebie też zabrali do fryzjera?”

Mimo sprzeciwu lekarzy, Ruth powraca do swojego gabinetu w Bellas Artes.

Ruth odziedziczyła połowę majątku Diega Rivery (druga połowa należy do jej siostry Lupe). Mianuje Rafaela Coronela jedynym spadkobiercą i wyznacza go na wykonawcę testamentu. Świadkiem jest Inés Amor.

Lupe Marín traktuje córkę, jakby nie była chora, ale ilekroć widzi jej pogarszający się stan, upada na duchu. Za to Lupe Rivera nigdy nie pojawia się w domu przy Altavista, bo nie potrafi wybaczyć siostrze związku z dorobkiewiczem Coronelem. „Mój psychoanalityk mówi, że im rzadziej będę ich widywać, tym lepiej dla mnie”.

17 grudnia 1969 roku Ruth umiera w Instytucie Onkologicznym Miasta Meksyk. Tego samego wieczora Coronel przewozi jej ciało na czuwanie do Anahuacalli. A dzieci? Rodzice Rafaela Coronela i jego siostra Esperanza stawiają się w żałobie w pracowni przy Altavista i zapraszają wnuczka: „Kupimy choinkę na święta”. Po powrocie Juan zastaje płaczącego brata, Pedra Diega. W sypialni Ruth María sadza Juana na łóżku:

– Mama dziś umarła. Nigdy więcej jej nie zobaczysz.

Nikt nie wytłumaczył Juanowi Coronelowi, że ktoś może umrzeć, a tym bardziej, co oznacza śmierć. Co stanie się z ciałem jego mamy? Co z głosem, który czytywał mu bajki? Ramionami, które podnosiły go do góry? Przez cały wieczór rzuca się po łóżku, póki nie padnie z wyczerpania.

Dzieci z San Ángel zawodzą na ulicy: „Oooo wielkieeee nieeebaaaa, dachu nad głową nam trzeeebaaaa!”63. Ruth María, Pedro Diego i Juan chcą wyjść, ale Rafael ciągnie ich za uszy. „Co z wami? Jesteście potworami”. Na cmentarzu Panteón Jardín, w chwili gdy ma być spuszczona trumna, prosi ich, by zostawili w środku jakąś pamiątkę, coś dla nich cennego. Ruth wrzuca czarny grzebień do upinania włosów, Pedro Diego prekolumbijski naszyjnik, a Juan małą ropuchę z porcelany z wyspy Jaina. Grabarze pytają przed zamknięciem trumny: „Czy ktoś chce ją zobaczyć po raz ostatni?”. „Ja!”, krzyczy Juan Coronel, ale jego ojciec mówi, że nie, że już wszystko się skończyło.

Czemu przyszło tylu ludzi? Czemu tylu reporterów ściska swoje aparaty nad grobem i trzaska im zdjęcia? Ruth odprowadza wielu kolegów z pracy. „Przyszła cała politechnika”, komentują smutni związkowcy z Bellas Artes. Wszyscy kochali Ruth. Pedro Ramírez Vázquez idzie ze spuszczoną głową. Horacio Flores Sánchez wciąż powtarza, że będzie mu jej brakowało. Lupe Rivera wspiera się na ramieniu Juana Pabla, flesze fotografów oślepiają ją pomimo czarnych okularów. Trudno zapomnieć, jak rzucili się na nią, kiedy zabroniła przykryć trumnę ojca czerwono-czarną flagą. Wielu dziennikarzy męczy ją pytaniami. „Ja nic nie wiem, zapytajcie Rafaela”. „Nie może nam pani nic powiedzieć o swojej jedynej siostrze?” Denerwują ją nietakty. Jeden z odprawionych reporterów telewizyjnych woła: „Wy, Riverowie, jesteście figurami publicznymi, zawsze na świeczniku, macie obowiązek informować”. Niełatwo jest przecisnąć się pomiędzy niezliczonymi wieńcami i nagrobkami, by dotrzeć do rodziny, ale dziennikarze gotowi są na wszystko. Wszędzie pełno kalii, od zapachu tuberoz Pedrowi Diegowi kręci się w głowie. Pipis odtrąca uściski, a przestraszony Juan Coronel tuli się do swojej niani Lili.

– Nie będzie mszy? Kiedy zaczną zmawiać różaniec?

Dla Lupe Marín śmierć Ruth stanowi cios, z którego już nigdy się nie podniesie. Następnego dnia opuszcza miasto. W domu w Cuernavace przyjmuje jedynie swoją sąsiadkę Lucero Isaac, żonę dyrektora kina. Każdy wnuczek przyjeżdża na własną rękę, najczęściej robi to Juan Pablo. Pipis zjawia się bez uprzedzenia.

– Nie mam po co jeździć do Meksyku – wyjaśnia Lupe.

Rok później, 11 maja 1970 roku, na zapalenie płuc umiera Julio Torri, przyjaciel, który przedstawił jej Diega Riverę, niemal ślepy i głuchy. Lupe odmawia pójścia na pogrzeb: „Nie mogę, nie chcę, wolę zachować go we wspomnieniach jako chochlika na dwóch kółkach”, mówi do brata Torriego, kiedy ten zawiadamia ją przez telefon.

Rafael izoluje się w swojej pracowni. Odrzuca dzieci Pedra Alvarado. Piętnastoletnia Ruth boi się go, trzynastoletni Pedro robi wszystko, co w jego mocy, by go nie spotkać, bo często był przez niego bity. Jego własny syn, zaledwie ośmioletni Juan Coronel, snuje się po domu w nadziei, że wszystko to okaże się złym snem i że o zmroku znów usłyszy potrójny klakson.

Po śmierci Ruth Rafael Coronel prosi swojego adwokata Césara Sepúlvedę (słynną osobistość), by zaprosił do kancelarii Lupe Marín, jego szwagierkę Lupe Riverę i starsze dzieci Ruth, żeby odczytać im testament. Kiedy Lupe Rivera dowiaduje się, że Coronel jest jedynym spadkobiercą całego majątku Ruth, dostaje ataku szału.

– Jesteś satrapą, złodziejem. To tak nie zostanie.

Począwszy od tego momentu, Lupe Rivera wytacza otwartą wojnę temu draniowi. Lupe Marín również krytykuje chciwego wdowca w dzienniku „Novedades”, gdzie wprost oskarża go o pasożytnictwo.

Bez Ruth dom w San Ángel przypomina statek nabierający wody. Po dwóch latach Pedro Diego Alvarado woli przenieść się do ojca, mimo że ten ożenił się ponownie. Ruth Rivera prosi ciocię Lupe Riverę, żeby przyjęła ją pod swój dach: „Mogę mieszkać u ciebie?”. Lupe naradza się z dziećmi, Juanem Pablem i Diegiem Juliánem:

– Nie, mamo, powiedz jej, że bardzo ci przykro, ale nie. Ruth jest strasznie postrzelona.

Siedemnastoletnia Ruth María przyzwyczajona jest być panią własnego losu i wychodzić co wieczór. Wszystkie telefony są do niej. Wraca o świcie i śpi do czwartej po południu. Wstaje skacowana i wymięta, idzie się kąpać, a kiedy upadnie jej ręcznik lub szlafrok, zakrywa się tylko w wypadku, jeśli ktoś obcy puka do drzwi. Miniówy, podarte dżinsy, wydekoltowane bluzeczki, długie kolczyki z koralikami i piórkami, chusty zakrywające biustonosz, koński ogon, farbowane kosmyki to jej dzienny i nocny oręż. „Czy nie wyglądam całkiem jak Tongolele?”, chełpi się białym kosmykiem, potem jednak wybiera inny, fioletowy. Na prawym przedramieniu robi sobie tatuaż w kształcie fajki. „To fajka pokoju”, wyjaśnia bratu, a do ojca woła: „Co to za lura? Nie ma w tym domu tequili?”.

Ruth ma fioła na punkcie rock and rolla. The Beatles, Rolling Stones i Janis Joplin to jej bogowie. Swojego braciszka Juana Coronela wprowadza w świat muzyki, koncertów i imprez. Jest fanką Hip 70, sklepiku przy alei Insurgentes, w którym można kupić plakaty z Bobem Marleyem, płyty, kadzidełka, kolorowe paciorki, rzeczy wyszywane koralikami, złotą nicią, a przede wszystkim fajki do opium, marihuanę i biały proszek, którym dzielą się na imprezach i który czyni cię szczęśliwym. W Hip 70 pali się czarne światło. Fluoryzujące plakaty uwodzą Juana Coronela, fascynuje go również sposób ubierania się siostry. Jego zdaniem wygląda jak modelka, nosi patchworkowe marynarki i zabójcze mini. Babcia uczy ją szyć i Ruth sama wykrawa sobie dżinsowe kurtki z wzorami z koralików, w stylu Indian Huiczol, rysuje grzybki i liście konopi na koszulkach. Jej pierwszy chłopak jest hipisem i utrzymuje się z produkcji skórzanych pasków; Ruth pomaga mu z ogromną zręcznością i razem sprzedają je w Ciudadela.

Lupe Marín zaprasza wnuczkę, by zamieszkała z nią przy Paseo de la Reforma, ale nim upłynie miesiąc, uświadamia sobie, że Ruth María w niczym nie przypomina Ruth: „Twoja matka nigdy nie podniosła na mnie głosu. Tutaj będziesz robić to, co ja ci powiem”. Po pierwszej reprymendzie Ruth oświadcza: „Przeprowadzam się do Loli Olmedo, ona przynajmniej jest fajna”.

W wieku dziesięciu lat Juan Coronel jest odludkiem zamkniętym w Colegio Alemán. Bawi się w samotności z prekolumbijskimi idolami Diega, które Rafael trzyma w skrzynkach w pracowni. Całymi godzinami chłopiec notuje coś w zeszycie, którego nikomu nie pokazuje: „Co tam robisz? Idź pograj z chłopakami w piłkę”, doradza mu Librada, która patrzy na idole z odrazą. „Szkaradzieństwa”, mówi Juanowi. Librada słucha w radiu boler i chłopiec staje się ich fanem do tego stopnia, że potem jako dorosły mężczyzna często będzie słuchał dla ukojenia nerwów Aquellos ojos verdesToda una vida. Podobnie jak Libradzie piosenki te dają mu pewność, że miłość istnieje i że zawsze trzeba całować do ostatka, do szału, do dna.

Juan uwielbia swojego ojca, stara się usprawiedliwić jego obojętność. „Mój tata to malarz, a malarze zajmują się tylko swoimi obrazami”. Pewnego wieczora, gdy chłopiec siedzi pośród skrzynek, Rafaela uderza samotność syna:

– Słuchaj, Juan, nie chodzi o to, że cię nie kocham albo że jesteś mi obojętny, mnie po prostu rodzice nigdy nie przytulali i nie wiem, jak się za takie rzeczy zabrać.

Juan studiuje katalogi, które oglądał z Ruth. W tym czasie jego ojciec zajmuje się małą i delikatną kobietą, czarnoskórą modelką z Akademii San Carlos: Julią López. Julia ze swoimi kręconymi włosami i wielkimi czarnymi oczyma wyryła się Rafaelowi w pamięci w chwili, gdy zobaczył ją w La Esmeralda świeżo po przyjeździe z Zacatecas, kiedy to zatkało go na widok jej nagości.

Wściekła rodzina Riverów traktuje go lodowato. Tylko Lupe Marín dzwoni do Juana Coronela:

– Ej, chcę z tobą poważnie pogadać.

– O czym, Guagua?

– Czy zdajesz sobie sprawę, że w twoim domu mieszka czarna?