ROZDZIAŁ 48
MĘDRZEC MENDOZA

W 1980 roku w wieku osiemdziesięciu pięciu lat Lupe nadal chodzi pieszo na targ i wraca z torbą wyładowaną owocami i warzywami do mieszkania przy Paseo de la Reforma. Chodzi też na piechotę do przyjaciół w kolonii Juárez. Nie utrzymuje kontaktu ze swoją starszą córką i jej drugim mężem, lekarzem Ignaciem Iturbidem, widuje ich tylko wtedy, gdy postanawiają ją odwiedzić, czyli nigdy. Nowy psychoanalityk doradził Lupe Riverze zerwanie więzów z toksyczną i skupioną na sobie matką. Lupe Marín spotyka się tylko z wnuczkami; z ich piątki najczęściej dzwoni do niej najstarszy Juan Pablo i najmłodszy Juan Coronel.

Gdyby mogła zmieść z oblicza Ziemi swojego syna Antonia, zrobiłaby to bez wahania. O jego losach dowiaduje się z ust Juana Pabla, jedynego, który jest w stanie go znieść.

Po powrocie z Europy Antonio Cuesta działał w Leninowskim Związku Spartakusa. U boku poety Enrique Gonzáleza Rojo brał udział w wydaleniu José Revueltasa z tegoż związku. Jest marksistą dogmatycznym, wręcz chorobliwym, atakuje każdego, kto osądza stalinizm i uważa, że pokonanie uznanego działacza pokroju Revueltasa to nie byle co.

Podczas kadencji Salvadora Allende Antonio jedzie do Chile, by poznać „prawdziwy socjalizm od środka”. Niestety, przybywa tam na krótko przed zamachem stanu, który zmusza go do ucieczki z kraju, ale w Santiago poznaje Gracielę, zbuntowaną dziewczynę, zaangażowaną równie mocno jak on. Zakochują się w sobie i Antonio, wszechmocny, wraca z nią do Meksyku.

Aborcja, a także alkoholizm Antonia wyniszczają miłość między Gracielą a jedynym synem Lupe Marín. Od kiedy Antonio zdobył tytuł inżyniera agronoma w Chapingo, prowadzi życie cyganerii. Teraz już nigdy nie szuka pomocy u swojej matki, w potrzebie zwraca się raczej do siostry Lupe Rivery, która wyciąga go z różnych tarapatów. Przy wspólnym obiedzie rozpływa się nad zaletami deputowanej, a później pani senator, jednak kiedy sobie popije, atakuje ją: „Jesteś burżujką, pieprzoną działaczką PRI. Popierasz gówniany reżim”.

– A ty jesteś obibokiem, weź się do roboty.

Antonio zdobywa posadę w Ministerstwie Reformy Rolnej w Tlaxcali i otacza się przyjaciółmi, którzy fetują go, bo płaci za kolejki. Jego nerwowy temperament kontrastuje ze spokojem Tlaxcali, prosi więc o przeniesienie do Los Mochis w stanie Sinaloa, który na równi z Bajío uważany jest za kolebkę meksykańskiego rolnictwa. Do zadań Antonia należy poświadczanie, że ziarno spełnia wymogi Ministerstwa Reformy Rolnej. Wkrótce otaczają go szczodrzy posiadacze ziemscy, którzy pielęgnują przyjaźń z nim, bo oficjalne świadectwo zapewnia im sprzedaż zbiorów. Fasola, ryż, kukurydza, sorgo, soja to uprzywilejowane uprawy. Kiedy Antonio odkrywa, że hulanki z wiejskimi magnatami są dla niego zobowiązujące, popada w konflikt ze swoim komunistycznym sumieniem: „Przyczyniam się do wzbogacenia bandy szuj”.

„Jadę na Kubę robić rewolucję”, oświadcza swojej siostrze Lupe, ale zapomina o podróży, bo poznaje dziewczynę z północy, Sonię López, z którą bierze ślub i ma dwoje dzieci: Jorge Vladimira i Normę Patricię.

Lupe Marín dowiaduje się przez Juana Pabla, że jedyny syn spłodził jej w Sinaloa dwoje nowych wnucząt.

– Chciałabyś ich poznać, Guagua? – pyta Juan Pablo.

– Nie.

Choć bardzo stara się odgrywać rolę mediatora między babcią i wujem, Juan Pablo ponosi na tym polu klęskę. Wysłuchuje jej racji i toleruje kaprysy: „Och, ta babcia!”.

Pozostałym wnukom znoszenie Lupe przychodzi z większą trudnością. Dyskusje między babcią a Diegiem Juliánem, Pedrem Diegiem i Ruth Maríą z reguły kończą się kłótnią. „Jak ci się nie podoba, to się wynoś”, krzyczy do nich. Juan Coronel ignoruje ją niczym wschodni mędrzec. Śmieje się z jej wybuchów podobnie jak z gniewu swojego ojca, ciotki Lupe Rivery, która prześwietla go wzrokiem, i w ogóle wszystkich.

Juan Coronel to jedyna osoba, której Lupe pokazuje Diegadę. „Zobacz, trzymałam to przez całe życie w ukryciu w szufladzie komody”. Po przeczytaniu Juan stwierdza: „Kiedyś na pewno znów to opublikują”. „Jak to znów? Zwariowałeś!” „No wiesz, miło tak sobie powspominać”. Co za tupet ma ten chłopak! Lupe jest tak bezpośrednia, że chwilami go zachwyca, choć kiedy indziej podczas rozmowy Juan rzuca słuchawką. Z wiekiem zaczęła się nieco powtarzać i wciąż upiera się, że jej córka Lupe Rivera nie umie się ubrać. „Spójrz tylko, ma szerokie biodra, jak gąsiorek, a wciska się w takie obcisłe spódnice. Czy tego nie widzi? Perezowie Acevedo zachowują się, jakby dopiero co przyjechali z wiejskiego odpustu. Pieniądze nie ucywilizowały jeszcze żadnego Meksykanina, wczoraj poznałam kilku multimilionerów z ostatniej chwili, jeszcze im słoma z butów wystawała”. Nigdy nie posuwa się do wulgaryzmów, ale śmieje się, słysząc powiedzenie: Este es año de Hidalgo, pendejo el que deje algo68.

Wnuki przychodzą na obiad poruszone samobójstwem jednego ze znajomych. Lupe słucha ich w milczeniu, aż nagle odzywa się głosem kaprala:

– Juan Pablo, ty mógłbyś zażyć flakonik proszków nasennych; do ciebie, Diego Juliánie, pasuje stryczek; Juan Coronel niech strzeli sobie w łeb, oddając honor swojemu nazwisku rodem z corrido; ty, Ruth, podetniesz sobie żyły; ty, Pedro Diego, stale użalasz się nad sobą, więc lepiej rzuć się pod pociąg i raz na zawsze skończ to wszystko…

Zapada grobowa cisza, wreszcie Juan Coronel uśmiecha się, a reszta wstaje od stołu oszołomiona. Sarkazm Lupe działa z chirurgiczną precyzją. Żadne nie ośmiela się już więcej wspomnieć o samobójcy.

Prócz wnuków Lupe odwiedza też malarka Martha Chapa, która ofiarowuje jej nie tylko jabłka ze swoich płócien, lecz również wielkie jabłko przyjaźni. „Owoce na tle żywych pejzaży zaspokajają wszelką potrzebę piękna. Uwielbiam odnajdywać w obrazach przyjemność i pełnię”, pisze do niej Lupe z gratulacjami, choć nie bierze udziału w wernisażu i dopiero następnego dnia stawia się w galerii Lourdes Chumacero przy ulicy Estocolmo, by zobaczyć jej nowe obrazy.

„Obserwowanie, jak z dnia na dzień twoje malarstwo rośnie w siłę i dostarcza odbiorcy coraz więcej przyjemności, jak doskonalisz swój kunszt, stanowiło dla mnie cudowną niespodziankę. Od razu widać, że pracujesz z prawdziwą pasją”, pisze znów do Marthy Chapy.

Relacje Lupe z Ruth przeżywają tyle wzlotów i upadków, że w młodości i towarzystwie Marthy Chapy znajduje rekompensatę. Choć Lupe upiera się: „Ja już nie chcę poznawać nowych ludzi”, wciąż nie potrafi się powstrzymać przed narzucaniem innym swojej woli i gustu. „Dam wszystko, żeby poznać doñę Lupe Marín”, upierała się młoda kobieta malująca setki jabłek i wreszcie Lourdes Chumacero ją przedstawiła. Na pierwsze spotkanie w mieszkaniu przy Paseo de la Reforma Martha ubrała się na biało.

– Jeśli wrócisz do mojego domu w spodniach i przebrana za pokojówkę lub pielęgniarkę, nie wpuszczę cię przez próg. A skoro już przychodzisz, powinnaś coś przynieść – strofuje ją Lupe.

Od tamtej pory Martha Chapa zasypuje ją prezentami. „Boska Lupe, Lupe przecudna, Lupe śliczniutka; Lupe, kochana, przyjdź do mnie na obiad; Lupe, zapraszam cię do kina; Lupe, potrzebuję czerwonej sukni na wernisaż i tylko ty możesz mi ją uszyć. Andrés Henestrosa napisał mi wstęp. Alí Chumacero mnie uwielbia. José Luis Cuevas dzwoni do mnie bez przerwy. Dyrektor orkiestry Enrique Batiz za mną chodzi. Lupe, jakaś ty śliczna, jaka inteligentna, Lupe, bez ciebie Meksyk nie byłby taki sam”.

„Nigdy więcej nie włożę spodni – nawet do malowania – bo Lupe tego nie lubi”, oświadcza dziennikarzom, których zwołuje co trzy dni. Obiadami w domu Marthy, niezwykłej twórczyni przepisów na bazie kwiatów hibiskusa, kwiatów dyni, rozmarynu, bazylii i innych ziół wywodzących się z kuchni prekolumbijskiej, delektują się Andrés Henestrosa, jego żona Alfa y Cibeles, ich córka Guadalupe Amor, José Luis Cuevas, Alí Chumacero i Lourdes, wspaniałomyślna dyrektorka galerii, która wystawia Marthę Chapę i lansuje nowe wartości.

„Lupe, jesteś królową”. Martha Chapa umie podejmować gości i często porzuca swoją pracownię, by pójść z Lupe do kina. Gdyby to tylko od Lupe zależało, chodziłyby codziennie, bo kino Roble, usytuowane o pół przecznicy od jej domu, powstało najwyraźniej specjalnie dla niej. „Słuchaj, na tym gigantycznym ekranie możesz wszystko dokładnie zobaczyć”. Jeśli Martha ma jakieś inne zobowiązania, Lupe obraża się i nie dzwoni do niej przez tydzień.

– Przyznałaś sobie niebezpieczne prawo trwonienia mnie – odpowiada, gdy Martha pyta o powód.

Jej wnuczka Ruth jest mniej uległa: argumentuje, broni się, a jeśli rozmowa staje się zbyt cierpka, znika na całe tygodnie. Kuzyni nie wiedzą, czy się w to mieszać. „Pipis, nie podobają mi się twoi znajomi, są bardzo pospolici”. „Ale to moi przyjaciele”. „Mi tam wyglądają na prostaków i dzikusów”. Między babcią a wnuczką wszystko może się zdarzyć. „Te przyjaźnie sprowadzą cię na złą drogę”, unosi się Lupe. „To moje życie”, odpowiada jedyna, bo teraz i ona jest jedyną. Jedyną wnuczką Diega Rivery.

Ruth María opuszcza La Noria i Lolę Olmedo, ponieważ Rosa Luz Alegría proponuje jej stanowisko w Ministerstwie Turystyki. Jej babcia oddycha z ulgą. Praca jest najlepszą terapią, Ruth wreszcie czuje, że ktoś ją docenia. Zadowolona z życia przedstawia turystyczne projekty pierwszej kobiecie, która zdobyła stanowisko ministra. Nauczycielka akademicka Rosa Luz jest ładna, inteligentna, atrakcyjna. Kiedy idzie korytarzami ministerstwa z wyższą od siebie, zwinniejszą i weselszą Ruth, we dwie stanowią wyborny widok.

– Patrz tylko, Guagua, mam tu program ochrony wielorybów i żółwi. Będziemy też propagować stosowanie energii słonecznej. Rosa Luz to chodzący generator energii.

– Podobno trafiła tam, bo jest kochanką Lópeza Portillo…

– Guagua, nie rozpowszechniaj plotek, zawsze mówi się takie rzeczy o kobietach, które odniosły sukces.

Lupe nie w smak są niektóre innowacje nowej minister turystyki, jak na przykład te policjantki w kapelusikach i żakiecikach, które mówią po angielsku z akcentem stewardesy, spacerują po Zona Rosa i nazywają się Jednostką Ochrony i Pomocy Turystom (UPAT). Ruth uwielbia natomiast Rosę Luz Alegríę, o której nie mówi inaczej niż pani doktor. Dawniej olśniła ją Lola Olmedo, teraz to Rosa Luz zawsze ma ostatnie słowo.

– Ruth, czemu pachniesz paloną słomianką?

– Guagua, nie przesadzaj, czasem wypalę sobie skręta, wszyscy tak robią.

– Nawet twoja ukochana Rosa Luz?

– Tego akurat nie wiem.

Kiedy jej babcia nazywa prezydenta López Porpillo69 i robi aluzje do jego sławy don Juana, Ruth go broni.

– Guagua, tylko nie mów takich rzeczy w telewizji, bo mnie wywalą.

Z dnia na dzień Ruth María zostaje funkcjonariuszką policji i choć jednostka ochrony i pomocy turystom podlega jedynie Rosie Luz Alegríi, postanawia przedstawić się Arturowi Durazno, szefowi stołecznej policji, znanemu jako Negro, Czarny. Ten wita ją komplementami: „To zaszczyt mieć pośród nas jedyną wnuczkę Diega Rivery”.

Ruth opowiada o tym, a jej brat Pedro Diego i kuzyni Juan Pablo i Diego Julián patrzą po sobie przestraszeni. „Nie wiesz, jak u nas jest? Zabiją cię, siostrzyczko!”, denerwuje się Pedro Diego Alvarado. „Nie rób tego – nalega Juan Pablo. – To nie dla ciebie”. Juan Coronel ogranicza się do lakonicznego: „Jeśli tego właśnie chcesz…”.

„Wolę się z nią nie spotykać”, mówi Lupe Rivera. Trzyma się jak najdalej od swojej siostrzenicy, którą uważa za worek bez dna – już jej podarowała sukienki.

– Ale co, u licha, będziesz robić w tym gnieździe szczurów, z tym strasznym czarnuchem? – wkurza się Lupe Marín.

Nikt ani nic nie jest w stanie przekonać Ruth, która sądzi, że mundur odmieni jej los, przywróci wiarę w siebie i innych.

– Guagua, nie wszędzie jest korupcja, ja zamierzam pomóc Meksykowi.

Lupe przyjmuje swoje wnuki we wtorki punktualnie o pierwszej. Dwaj najgorliwsi, Juan Pablo i Juan Coronel, nie mają ustalonego dnia, bo wpadają o różnych porach. Najczęściej puka do drzwi Juan Pablo. Lupe uśmiecha się na jego widok, bo te wizyty są jej największą radością. Spóźnić się na obiad u Guaguy to wielkie faux pas. Jednak pewnego wtorku brakuje Ruth Maríi: „Gdzie też się podziewa ta postrzelona dziewucha?”, martwi się babcia.

Wygląda przez okno wychodzące na Paseo de la Reforma, później zdaje jej się, że słyszy kroki na schodach, potem znów podchodzi do okna. Nagle Paseo de la Reforma wypełnia się motocyklistami i patrolami, które otaczają budynek. Lupe spogląda na Diega Juliána i rusza do ataku: „Co zmalowałeś? Widzisz, przyjechali po ciebie. Ta hołota przychodzi mi do domu, to już szczyt!”. Chwilę później do mieszkania wkracza tryumfalnie Ruth w policyjnym mundurze, a za nią dwóch ochroniarzy, którym każe poczekać na zewnątrz: „Guagua, mam teraz poważną pracę, wszyscy tam na dole to moi koledzy”.

– Zwariowałaś? O czym ty mówisz?

– To właśnie UPAT, Guagua, UPAT, a ja jestem komendantem oddziału, wszyscy, których widzisz na ulicy, są pod moimi rozkazami, dowodzę całą Jednostką Policyjną do spraw Pomocy Turystom.

– Albo jesteś zbyt naiwna, albo bardzo głupia, skoro nie wiesz, w co się pakujesz!

– Guagua, jestem głodna, nie poczęstujesz nas czymś? – uśmiecha się Ruth nieświadoma spowodowanego przez siebie zamieszania.

Pedro Diego, Juan Pablo i Diego Julián siadają. Lupe przynosi z kuchni talerze z już nałożonym daniem, na jej twarzy maluje się irytacja. „Siadaj, przez ciebie i tak wszystko się opóźniło”, nakazuje wnuczce. Ruth siada jak automat. „Czy ona się naćpała?”, zastanawia się Diego Julián, spec od grzybków halucynogennych.

Z Paseo de la Reforma dobiega dźwięk klaksonów, bo policja spowodowała korek.

– Idźcie już sobie – rozkazuje Lupe, która zaczyna się garbić, jakby nagle postarzała się o sto lat.

Pewnego wieczora po obiedzie Lupe proponuje Juanowi Pablowi, że dotrzyma mu towarzystwa. „Dobrze mi zrobi, jak przejdę się trochę po Paseo de la Reforma. Jedzenie mi ciąży”. Widząc, jak się porusza, Juan Pablo spostrzega, że jest bardzo słaba.

– Guagua, dlaczego nie pójdziesz do lekarza?

– Bo to konowały, ja już mam swojego Mędrca Mendozę.

Jedna ze znajomych przekupek na targu Juárez poleciła jej wizytę u szamana nazywanego Mędrcem Mendozą, który przyjmuje tłumy nieopodal politechniki, na północy miasta. „Ten szaman z pomocą diety uratował wielu ludziom życie”. Lupe wizyty u niego trzyma w tajemnicy, nikomu o tym nie mówi, póki Cheneca Maldonado nie upiera się, że powinna pójść do gastrologa Luisa Landy Verdugo.

– Mam już swojego doktora i swoją kurację – broni się.

Chaneca nalega tak bardzo, że Lupe opowiada jej w końcu, że Mędrzec Mendoza zdiagnozował jej chorobę trzustki i zalecił spożywanie kurzych piersi i karczochów dla oczyszczenia systemu trawiennego. „Muszę się oczyścić”.

– Ale skąd wzięłaś tego Mendozę?

– Nie rozumiem, czemu mnie o to pytasz, to mędrzec, naukowiec.

Lupe przestrzega jego zaleceń co do joty. Dieta oparta na gotowanym kurczaku sprawia, że traci na wadze, jednak upiera się, że czuje się lepiej. Zaprasza wnuczków i przyrządza dla nich tacos dorados, mole, enchiladas, ale sama nie bierze z tego wszystkiego kęsa do ust; jej dyscyplina jest niezłomna.

– Nie możesz zjeść nawet jednego taco? – martwi się Juan Pablo.

Lupe niewzruszona odrywa listki ze swojego karczocha i wydziera mu serce.