Romulus maszerował w dół żwirową ścieżką przez jałowe pustkowia na obrzeżach stolicy Imperium. Towarzyszyli mu nowi członkowie rady oraz tuzin generałów. Romulus był zaniepokojony, w jego głowie roiło się od raportów, które rzez cały dzień licznie do niego spływały. Bunt rozszerzał się w kolejne miejsca Imperium. Wieści dotyczące awansu Andronicusa i Romulusa nie przestawały się rozprzestrzeniać, a poszczególne prowincje widziały w tym szanse na swoją wolność. Niektórzy spośród jego własnych dowódców, jego własnych batalionów, również wznieśli bunt. Romulus wysłał swoich żołnierzy do każdego zakątka Imperium, aby zdusić te rebelie w zarodku. Wydawało się, że takie działanie przynosi skutek. Jednak teraz, każdego dnia, przychodził nowy raport donoszący o kolejnej rewolcie. Romulus wiedział, że konieczne były zdecydowane działania, które położyłyby kres niestabilności państwa i umocniłyby pozycję Imperium. Bez tego, jak się obawiał, Imperium mogłoby zacząć się rozpadać.
Bunty nie martwiły Romulusa jakoś szczególnie. Jego armia była ogromna i, jak dotychczas, lojalna. Miał świadomość, że mógłby wszystkie te rebelie bezlitośnie zdusić, a tym samym umocnić swoją władzę. Tym co go naprawdę martwiło – tym co martwiło go o wiele bardziej – były raporty dotyczące smoków.
Wieść głosiła, że były ogarnięte żądzą zemsty od czasu kradzieży miecza i szerzyły spustoszenie w całym Imperium. Paliły wioski i miasta, mszcząc się właśnie w ten sposób. Wielki gniew jaki został uwolniony, był czymś, czego nie widziano od czasów jego ojca – rozprzestrzeniał się z dnia na dzień. Również z dnia na dzień, ludzie podnosili coraz większą wrzawę, aby gniew ten uciszyć. Romulus wiedział, że jeśli szybko czegoś nie zrobi, smoki zajmą stolicę – i nawet ci, którzy dotychczas byli mu wierni, teraz powstaną przeciw niemu.
Przez te ostatnie miesiące, Romulus wysyłał swoich ludzi w każdy zakątek Imperium, aby znaleźli magiczne zaklęcie, dzięki któremu można było walczyć ze smokami. Zbadał już wiele fałszywych tropów, przeprawiał się przez mroczne bagna, torfowiska i lasy, wysłuchując cierpliwie czarowników, którzy dawali mu różne zaklęcia, eliksiry i wszelaką broń. Wszystko to okazywało się ślepym zaułkiem. W gniewie, Romulus zamordował absolutnie każdego z tych czarnoksiężników – w ten sposób, wieści przestały nadchodzić.
Jednak teraz pojawił się kolejny trop i Romulus, krzywiąc się nieco, wspinał się, podążając za kolejną ścieżką. Tym razem znajdowała się ona na bezludnych bezdrożach. Jego nadzieje były niewielkie – prawdopodobnie był to kolejny szarlatan. Szedł szybko, niecierpliwie, zmierzając krętym szlakiem przez pola cierni. Już teraz był w kiepskim nastroju. Jeśli ten czarnoksiężnik okaże się fałszywy, Romulus zabije go własnymi rękami.
Wreszcie Romulus doszedł na szczyt i zobaczył przed sobą, wysoką wapienną jaskinię i wydostający się z niej upiorny zielonkawy blask.
Zatrzymał się przed nią. Było w niej coś takiego co posuwało go naprzód. To miejsce wydawało się inne niż pozostałe – groza garnęła mu się w ramiona. Jego doradca podszedł i stanął obok niego.
- To jest właśnie to miejsce Najwyższy Dowódco – złożył raport. – Czarnoksiężnik mieszka w środku.
Romulus groźnie spojrzał na niego z góry.
- Jeśli jest to kolejny człowiek, który zmarnuje mój czas, zabiję nie tylko jego, ale i ciebie.
Doradca przełknął ślinę.
- Wielu za niego ręczyło, Panie Dowódco. Jest znany jako najlepszy czarnoksiężnik w Imperium.
Romulus szedł dalej, prowadząc grupę mężczyzn wprost do jaskini. Luminescencyjne ściany jaskini świeciły zielonym blaskiem – było na tyle jasno, że wszystko było widać, więc Romulus wchodził dalej i dalej w głąb jaskini. Dziwne dźwięki odbijały się od jej ścian. Brzmiało to niczym jęki i drapanie, niczym uwięzione duchy. Romulus, człowiek, który nie bał się absolutnie niczego, zaczął zastanawiać się nad tym co robi. Powietrze było ciężkie, wilgoć i smród unosiły się gdzieś w oddali.
Romulus miał coraz gorsze przeczucie i zaczął się niecierpliwić, kiedy coraz bardziej posuwał się w ciemność.
- Jeśli marnujesz mój czas… – powiedział Romulus odwracając się do swojego doradcy, cały czerwony, przymierzając się do tego, aby zawrócić i zastanawiając się czy to kolejny ślepy zaułek.
Doradca przełknął ślinę.
- Przysięgam, że nie marnujemy czasu, Panie Dowódco. Powiedziano mi że…
Nagle Romulus zatrzymał się gwałtownie, a za nim wszyscy pozostali mężczyźni – wyczuli czyjąś obecność na kilka stóp przed sobą. Smród był obezwładniający.
- Podejdź bliżej – powiedział ciemny, skrzeczący głos, dobiegający z drugiej strony jaskini. Brzmiał niczym głos demona.
Romulus badawczo przyglądał się ciemności i nagle jaskinia rozjaśniła się – na ziemi przed nimi pojawił się krąg światła. Oświetlił niewielkiego mężczyznę, stojącego naprzeciw. Mężczyzna nie miał nóg, jego kciuki spoczywały na posadzce. Był ubrany w pelerynę bez kaptura, a jego łysa głowa pokryta była brodawkami. Podobnie jak jego przykurczone ręce. Twarz miał okrągłą i pucułowatą, a jego oczy przypominały szczeliny. Otworzył je i spojrzał na Romulusa. Jego czarne oczy płonęły blaskiem.
- Mam to, czego szukasz – odezwał się mężczyzna.
Romulus podszedł kilka kroków do przodu, aż do krawędzi kręgu ognia, a następnie spojrzał przez płomienie na czarnoksiężnika.
Kiedy patrzył na to stworzenie, poczuł się dziwnie. Poczuł ciarki. Poczuł jakby, wreszcie, po raz pierwszy, ten czarnoksiężnik był prawdziwy.
- Czy znasz sposób, by powstrzymać smoki? – zapytał Romulus.
Czarnoksiężnik pokręcił głową.
- Nie, – odpowiedział – mam coś, co posiada większą moc.
- A cóż może mieć większą moc? – zapytał Romulus.
Czarnoksiężnik wpatrywał się w niego, jego oczy były demoniczne, przerażające, świecące nad promieniami.
Romulus trząsł się w środku.
- Sposób, aby je kontrolować.
Romulus spojrzał na niego niepewnie, starał się zrozumieć to, co przed chwilą usłyszał. Było w nim coś prawdziwego. Prawdziwie złego.
- Kontrolować? – spytał.
- Przez jeden cykl Księżyca – odpowiedział czarnoksiężnik – smoki będą twoje. Będziesz mógł je kontrolować według własnego uznania. Poprowadzić je, gdziekolwiek zechcesz. Posiądziesz osobistą armię. Posiądziesz możliwość zmienienia Imperium na zawsze. Będziesz mógł uczynić cokolwiek zechcesz. Staniesz się najpotężniejszym człowiekiem na świecie.
Romulus zmrużył oczy. Zastanawiał się. Jego serce rosło. Czy to mogłaby być prawda?
- Jeśli to prawda, – powiedział Romulus – czego oczekujesz w zamian?
Czarnoksiężnik zaśmiał się, był to okropny zgrzytający dźwięk, który brzmiał niczym tysiąc tamiasów.
- Hmm, jedynie twojej duszy – powiedział. – Niczego więcej.
- Mojej duszy? – spytał Romulus.
Czarnoksiężnik skinął głową
- Po twojej śmierci, twoja dusza będzie należała do mnie. Będę mógł zrobić z nią cokolwiek zechcę. Bo widzisz, ja kolekcjonuję dusze. To moje hobby.
Romulus zmrużył oczy, włosy na rękach stanęły mu dęba.
- I co się dzieje z twoimi duszami? – zapytał.
Czarnoksiężnik zmarszczył brwi, niezadowolony.
- To akurat nie jest twoja sprawa – zagrzmiał jego głos, wzmocniony dodatkowo pogłosem ścian tak mocno, że uszy Romulusa niemal pękły.
Romulus spojrzał na tę kreaturę, zastanawiając się czym ona tak naprawdę jest. Czuł intensywną grozę, którą spowita była ta jaskinia – część niego miała ochotę odwrócić się i uciec.
- Panie, nie rób tego – powiedział doradca Romulusa. – Proszę, opuśćmy to miejsce.
Jednak Romulus pokiwał przecząco głową, wciąż gapiąc się na czarnoksiężnika. Miał wrażenie, że jego moce są prawdziwe. Że czarnoksiężnik posiadał to, czego Romulus potrzebował. I nie mógł pozwolić, aby taka okazja przeszła mu koło nosa.
Kontrolować smoki. Romulus wyobraził sobie w jaki sposób mógłby wykorzystać taką moc. Mógłby stłumić wszystkie powstania. Umocnić swoją pozycję raz na zawsze. Kontrolować Imperium. A nawet przejąć kontrolę nad Kręgiem. Byłby najpotężniejszym człowiekiem jaki kiedykolwiek stąpał po świecie. Bardziej potężnym niż kiedykolwiek mógł to sobie wyobrazić. Nawet jeśli miałoby to trwać tylko przez jeden cykl Księżyca, byłoby to warte oddania swojej duszy. Koniec końców i tak poszedłby do piekła. Skoro i tak będzie już martwy, czemuż miałoby go obchodzić co się stanie z jego duszą?
- Co muszę uczynić? – zapytał Romulus.
Czarnoksiężnik uśmiechnął się.
- Spójrz w dół. Spójrz w płomienie mojego kręgu. Wstąp do odbijającej się wody. To wszystko co musisz zrobić.
- I to wszystko? – spytał Romulus z niedowierzaniem. To nie mogło być aż tak proste.
Romulus powoli spojrzał w dół i zobaczył swoje odbicie, które spoglądało na niego spośród płomieni. Oblicze, na które patrzył wykrzywiało się, zmieniało kształty i rozmiary. Widząc je, Romulus był przerażony.
- Dobrze, – rzekł czarnoksiężnik – trzymaj teraz ręce na boki.
Romulus zrobił to, powoli i ostrożnie.
- A teraz zapadnij się w wodę. Wpierw zanurz twarz w tafli odbijającej oblicze.
- Zapadnij? – zapytał Romulus.
Po raz pierwszy w życiu, bał się tego, co miało nastąpić.
- Kiedy zapadniesz się w wodę, zostaniesz odmieniony. Wynurzysz się jako Pan Smoków.
Romulus czuł, że całe jego ciało drży i wiedział, że to co usłyszał przed chwilą jest prawdą. Stał tam, z rękami rozciągniętymi na boki i powoli pochylał się wprzód, przygotowując się na uderzenie w tą płytką sadzawkę, głęboką jedynie na kilka cali. Był przekonany, że jego twarz z impetem uderzy o posadzkę.
Kiedy Romulus wpadł do płomieni, ku swojemu zdziwieniu poczuł, jakby zanurzał się w wodzie. Wiedział, że to niemożliwe – wszak woda miała jakiś cal głębokości. Pomimo tego, zanurzał się coraz głębiej i głębiej, aż wreszcie jego ciało w całości było pod wodą. Czuł jak opanowują go zewnętrzne siły, jakby nakłuwało go tysiąc małych igieł. Krzyczał pod wodą lecz nie dobył się żaden dźwięk.
Nagle, Romulus się wynurzył, wyskoczył z wody pojawiając się na powrót w jaskini. Woda spływała wszędzie wokół niego.
Stanął na nogach, zszokowany. Czuł się dwa razy większy niż wcześniej i dwukrotnie silniejszy. Czuł się niczym gigant. Był całkowicie ogarnięty siłą. Wydawało mu się, że nic na świecie nie jest w stanie go powstrzymać.
Romulus odchylił się w tył i ryknął. Nowa moc krążyła w jego żyłach. Był to ryk, który zatrząsnął ziemią, odbijając się od ścian jaskini.
Kiedy to uczynił, słyszał w bardzo dalekiej odległości krzyk wielu smoków. Smoków, które mu odpowiadały, gotowe, jak wiedział, zrobić wszystko cokolwiek im rozkaże.