Alistair stała na dachu małej fortecy, dotykała dłońmi starych kamiennych balustrad i patrzyła na otaczającą ją wieś. Był piękny letni dzień. Była otoczona wzgórzami, obserwowała znajdujące się w dole pola limonkowych i fiołkowych traw, kołyszących się na wietrze, lśniących w promieniach słonecznych, szeleszczących i jakby szczęśliwych, że są żywe. Pogoda była wspaniała, oba słońca świeciły pełnym blaskiem. Alistair odchyliła się w tył i westchnęła głęboko, jakby chciała jak najwięcej z tego wciągnąć.
Choć raz czuła się zrelaksowana, szczęśliwa – czuła, że odnalazła swój dom. W końcu odnalazła miłość swojego życia. Spotkała mężczyznę, który ją pokochał. Spotkała także swojego brata. Wkrótce wyjdzie za mąż. Argon zaś pomagał jej odkryć, kim naprawdę jest. Po raz pierwszy w swoim życiu Alistair zaczynała czuć, że nie jest jakąś wariatką, że nie jest wyrzutkiem. Zaczynała rozumieć, że jej inność tak naprawdę sprawiała, że jest wyjątkowa. Że jej moce stanowią normalną, neutralną część niej. Część, której nie musi się wstydzić. Czuła się wzmocniona, szczególnie po swojej wyprawie do Nibyświata, po bitwie przeciwko Imperium i po ujrzeniu jak bardzo jest potężna.
Odkąd Thor zabił jej ojca, Alistair miała wrażenie, że na świecie zapanował pokój. Czuła też ulgę, że wszyscy, a przede wszystkim Erec, znali jej sekret, wiedzieli, że jej ojciec był potworem. Tak bardzo bała się, że kiedy Erec to odkryje, porzuci ją. Nie winiłaby go za to. Ten jednak wiernie pozostał przy jej boku. Nigdy jej o nic nie obwiniał, nigdy nawet nie spojrzał na nią inaczej. Wręcz przeciwnie, współczucie jakie jej okazał było jeszcze głębsze i teraz wiedziała, że nigdy nie potraktuje jej źle. Z naciskiem twierdził, że nie możemy odpowiadać za to kim są nasi rodzice. Po raz pierwszy w życiu, zaczynała to rozumieć.
Alistair postanowiła odpocząć od wszystkich tych przygotowań do ceremonii zaślubin i odwiedzić tutaj Ereca. Pół dnia drogi do Królewskiego Dworu. Erec od wielu miesięcy zajęty był pracą nad Srebrnymi oraz odbudowywaniem i uzbrajaniem fortyfikacji. Alistair spojrzała przez balustrady i zobaczyła dziesiątki Srebrnych. Ich zbroje lśniły w porannych słońcach. Wśród nich znajdował się również Erec, który, jak zazwyczaj, dowodził mężczyznami podczas prac nad odbudową fortyfikacji. Część rycerzy poruszało się na koniach po swoich improwizowanych poligonach – ćwiczyli, walczyli ze sobą, starali się poprawić swoje umiejętności.
Alistair spojrzała w dal i zobaczyła cztery główne drogi, które przebiegały przez to niewielkie miasteczko. Zrozumiała jak istotne pod względem strategicznym jest to miejsce, położone w samym środku państwa. Pojęła też, jak ważne zadanie do wykonania miał tutaj Erec. Musiał zadbać o to, aby wszyscy mieszkańcy byli tu bezpieczni. Ludzie Ereca stacjonowali w różnych miejscach na obrzeżach wsi, pomagali odbudować drogi, wybudować bramy, pogłębić fosy i dostarczali kamienie, które były potrzebne do naprawienia szkód wyrządzonych przez Andronicusa. To niesamowite, że z tego fortu w ogóle cokolwiek zostało. Tak wiele miejscowości w Kręgu, tak wiele fortec, które zostały postawione wieki temu, zostały doszczętnie zniszczone. W ogóle nie nadawały się do odbudowania.
Alistair usłyszała huk w oddali. Spojrzała w górę, w stronę horyzontu i zobaczyła samotnego jeźdźca, który wzbudzając na drodze tumany kurzu, zmierzał w stronę wieży. Obserwowała jak od razu podjechał do Ereca, uklęknął przed nim i podał mu zwój. Zastanawiała się, cóż mogło sprawić, że poruszał się w takim pośpiechu.
Erec stał sztywno przez dłuższy czas, czytając. Następnie odwrócił się i udał się w stronę fortu. Wydawał się zamyślony, zmarszczył brwi. O czymkolwiek się dowiedział, z ruchów jego ciała Alistair była w stanie wywnioskować, że nie było to nic dobrego.
Alistair usłyszała stłumione szuranie butów na krętych kamiennych schodach, po chwili Erec pojawił się na dachu fortu, trzymając w ręku zwój. Wyglądał dość ponuro.
- Co się stało, mój panie? – powiedziała Alistair, spiesząc w jego kierunku.
Erec spuścił wzrok i pokiwał głową. Dostrzegła, że jego oczy zapełniają się łzami.
- Mój ojciec – powiedział ponuro – jest ciężko chory.
Alistair poczuła wielkie współczucie, podeszła i przytuliła go, on zaś odwzajemnił uścisk. Nigdy nie rozmawiał z nią o swoim ojcu, o jego ludziach, więc nie wiedziała o nich zbyt wiele. Jedyne co wiedziała to to, że Erec pochodził z Wysp Południowych.
- Co masz zamiar uczynić? – zapytała.
Erec gapił się w dal zamyślony.
- Muszę do niego pojechać – powiedział. – Muszę zobaczyć go, zanim umrze.
Alistair otworzyła szeroko oczy.
- Na Wyspy Południowe?
Pokiwał głową z powagą.
- To długa podróż moja pani – powiedział. – Trudna i bezlitosna. Będę musiał przebyć Morze Południowe, morze na którym zginęło wielu. Właściwie, tych którzy zginęli jest więcej, niż tych, którym udało się je pokonać. Będzie lepiej jeśli tu zostaniesz. Wrócę do ciebie.
Alistair poczuła zdecydowany opór. Pokręciła głową.
- Nigdy już nie chcę się z tobą rozstawać – powiedziała. – Przysięgłam to sobie. I muszę dotrzymać słowa. Niezależnie od ceny, jaką trzeba będzie za to zapłacić. Pojadę z tobą.
Erec spojrzał na nią, był poruszony widząc to, jak pewna jest swojego zdania.
- Ale przecież Gwendolyn bierze ślub – odpowiedział. – Masz być druhną.
Alistair westchnęła.
- Jeśli musisz jechać teraz, – powiedziała – to ja muszę udać się z tobą. Gwendolyn to zrozumie.
Erec objął ją, a ona się w niego wtuliła. Ściskała go mocno i zaczęła się zastanawiać. Jak będzie wyglądać ta podróż? Jak jest na Wyspach Południowych? Jaka jest jego rodzina? Czy ją polubią? Zaakceptują? Czy uda mu się zobaczyć ojca przed śmiercią?
I przede wszystkim, jak to wpłynie na ich ślub? Czy będą musieli go odwołać?
Czy Gwen naprawdę zrozumie? A Thor? Czy kiedykolwiek jeszcze ujrzy brata? Czy naprawdę uda im się powrócić do Kręgu?
Z jakiegoś powodu miała silne przeczucie, że jednak tu nie powrócą.
*
Alistair jechała przez Królewski Dwór, zaraz po tym jak pożegnała się z Gwendolyn. Jej serce wciąż było złamane. To były bardzo bolesne wiadomości, nawet jeśli Gwen przyjęła je całkiem dobrze. Czuła się okropnie mówiąc o wszystkim Gwen, i to w takiej chwili, niedługo przed jej ślubem. Jednak Alistair była przekonana, że nie było innego wyjścia. Erec ma zostać jej mężem i nie wyobrażała sobie, że mogłaby znów znaleźć się z dala od niego. Gwen była wyrozumiała, przyjęła wszystko ze stoickim spokojem, co sprawiło, że cała sytuacja była dla Alistair dość łatwa. Jednak gdzieś głęboko w środku czuła, że Gwen jednak poczuła się zraniona, że jednak bardzo zależało jej na tym, aby Alistair była obecna na jej ślubie. Alistair pragnęła, by sprawy potoczyły się inaczej, ale los potraktował ją właśnie w ten sposób, więc należało się z tym zmierzyć.
Kiedy Alistair wyjechała z dworu, była zdeterminowana, aby spotkać się ze swoim bratem jeszcze przed tym, zanim uda się do Ereca. Chciała przekazać mu wiadomość o swoim wyjeździe. Przygotowała się na to. Kiedy wszystko się skończy, Alistair przyrzekła sobie w myślach, znajdzie sposób by powrócić, by znów znaleźć się w granicach Kręgu, by znów być z Gwendolyn, Thorem i wszystkimi swoimi ludźmi. Koniec końców, wraz z Gwendolyn przeszły w Nibyświecie tak wiele. Miała wrażenie jakby Gwen była jej rodzoną siostrą. Siostrą, której nigdy nie miała. Alistair czuła się odpowiedzialna za Gwen. Była z nią związana, szczególnie od czasu kiedy usłyszała wieści dotyczące jej dziecka.
Alistair ledwie potrafiła uwierzyć, że ma bratanka. Kiedy trzymała go na rękach, w jej ciele zaczęła krążyć ogromna energia. Czuła z tym dzieckiem większą więź, niż z kimkolwiek kogo kiedykolwiek znała. Syn jej brata. To było trudne do wyobrażenia. Trzymając go, nie miała żadnych wątpliwości, że przez całe życie będzie ich łączyła bardzo bliska relacja.
Alistair przejechała przez świeżo odbudowane bramy, które prowadziły na pole ćwiczeń Legionu, minęła nowych rekrutów ustawionych w szeregu. Wszyscy mieli nadzieję zwrócić na siebie uwagę jej brata i zdobyć miejsce w upragnionym Legionie. Dostrzegła brata, przejechała przez dziedziniec i zsiadła z konia.
Thor musiał wyczuć, że nadjeżdża, bo jeszcze dużo przed tym jak się do niego zbliżyła, odwrócił się, a ich spojrzenia się ze sobą spotkały. Jego jasnoszare oczy błyszczały w porannym słońcu. Stał tam, taki szlachetny i dumny, a wszyscy potencjalni wojownicy Legionu, patrzyli na niego, jakby był bogiem. Mogła zrozumieć dlaczego. Był nie tylko doskonałym wojownikiem, wydzielał pewien rodzaj energii, coś mistycznego – jakby jego ciało spowite było świetlnym blaskiem. To było prawie tak, jakby spoglądała na osobę, która jeszcze za swojego życia została okrzyknięta legendą. Jednak było też coś wokół niego, co pozwalało przypuszczać, że choć świeci tak jasno, może nie pożyć zbyt długo, niczym spadająca gwiazda, przelatująca szybko po niebie. Wzdrygnęła się na tę myśl i starała się ją powstrzymać.
Jednak kiedy Alistair szła w jego stronę, nagle się zakrztusiła. Miała przebłysk, zobaczyła coś czego nie mogła stłumić. Była to wizja: ujrzała swojego brata, był martwy. W młodym wieku. Zobaczyła wokół niego śmierć. I chwałę.
Zatrzymała się przed Thorem, chciała go uścisnąć, a wtedy jej uśmiech zmienił się w grymas, podczas którego zmarszczyła brwi – ledwie udało jej się powstrzymać się od płaczu. Stali się sobie bardzo bliscy w ciągu tych kilku ostatnich miesięcy. W dodatku Thor był jej jedyną prawdziwą rodziną, więc myśl, że mogłaby go teraz stracić, podczas gdy dopiero niedawno go poznała, była dla niej nie do zniesienia.
- Co się stało, siostro? – spytał Thor, patrząc na nią skołowany.
Alistair pokiwała głową, gryząc się przy tym w język. Podeszła do niego i przytuliła go, a on odwzajemnił jej uścisk. Nad jego ramieniem, szybko wytarła łzy i zmusiła się do uśmiechu.
Przestała się przytulać.
- Nic bracie – powiedziała.
Obserwował ją, sceptyczny, zaniepokojony.
- Wyglądasz na poruszoną – powiedział.
- Przyszłam się pożegnać – odpowiedziała.
Thor spojrzał na nią zaskoczony, a na jego twarzy można było zobaczyć rozczarowanie.
- Erec wyjeżdża na Wyspy Południowe – powiedziała – i muszę do niego dołączyć. Przepraszam. Niestety nie będę mogła uczestniczyć w waszym ślubie.
Skinął głową ze zrozumieniem.
- Powinnaś trwać u boku Ereca – powiedział. – Jest najwspanialszym wojownikiem naszego Kręgu, a teraz cię potrzebuje. Ty jesteś nawet wspanialsza. Musisz go chronić.
- Ty również jesteś wielki – powiedziała.
Thor zarumienił się ze wstydu.
- Ja jestem jedynie chłopcem z małej wioski – odpowiedział skromnie Thor.
Alistair pokręciła głową.
- Jesteś kimś o wiele, wiele ważniejszym.
Thor westchnął i spojrzał w dal, obserwując trening swoich rekrutów.
- Ja również niedługo wyjadę – powiedział.
Alistair nagle spojrzała w jego myśli, jak to się często działo kiedy była w jego pobliżu.
- Pojedziesz na poszukiwania naszej matki – powiedziała, bardziej stwierdzając fakt niż pytając o jego plany.
Thor spojrzał na nią zdziwiony.
- Skąd wiedziałaś? – zapytał.
Wzruszyła ramionami.
- Jesteś przy mnie niczym otwarta księga – powiedziała. – Nie wiem jak to się dzieje. To trochę tak jakbym potrafiła zobaczyć to, co sam widzisz.
- Co jeszcze widzisz? – spytał podekscytowany Thor mrużąc przy tym oczy. – Czy odnajdę naszą matkę?
Alistair doznała szybkiego przebłysku z przyszłości Thora. Zobaczyła, że rzeczywiście ją znajdzie. Jednak po chwili wizja została zakryta przez ciemność, tak jakby los celowo maskował to, co stanie się później. Widziała, że Thor bierze udział w wielkiej bitwie. Takiej, w której udział wykraczał poza jego moce. Wszędzie wokół nich widziała ciemność. Szybko zamknęła oczy i potrząsnęła głową, chcąc zakończyć wizję. To było zbyt mroczne, zbyt przerażające.
Nie chciała przestraszyć Thora, zmusiła się więc do tego, aby trzymać się w garści. Zadrżała w środku lecz nie dała tego po sobie poznać.
- Odnajdziesz ją – odpowiedziała.
Thor spojrzał na nią, nie był zbyt przekonany.
- A jednak… wahasz się – powiedział.
Alistair potrząsnęła głową i odwróciła wzrok.
- Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy o Matce, – powiedziała – zaczęłam mówić ci, że mam coś od niej. Wydaje mi się, że to ty powinieneś to mieć. Nie wiem czy będzie mi dane kiedykolwiek ją spotkać.
Alistair sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła jakiś przedmiot.
- Nadstaw nadgarstek – powiedziała.
Thor zrobił to, o co prosiła i zobaczył jak Alistair trzyma złotą bransoletkę, szeroką na sześć cali, a następnie zapina ją na jego ręce. Objęła jego nadgarstek i pół przedramienia. Błyszcząca, lśniąca i zmieniająca kolory w świetle.
Thor przyjrzał się jej zdumiony. Mogła powiedzieć, że był naprawdę przejęty.
- Kraina Druidów to straszne miejsce, – powiedziała – to kraina wielkich mocy. Ale też wielkich niebezpieczeństw. Będziesz potrzebował jej bardziej niż ja.
- Co to jest? – zapytał, przejeżdżając palcem po gładkiej powierzchni.
Wzruszyła ramionami.
- To jedyna rzecz, którą zostawiła mi Matka. Nie wiem co to jest, ani do czego służy. Wiem jednak, że tam dokąd się udajesz, będzie ci to potrzebne.
Thor zbliżył się do niej i, wyraźnie wdzięczny, mocno przytulił Alistair. Ta odwzajemniła jego uścisk.
- Dbaj o siebie – powiedział Thor.
- Przekaż Matce moją miłość – powiedziała. – Przekaż jej, że ją kocham. I że mam nadzieję, że pewnego dnia ja również ją spotkam.