ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

 

Kendrick stał przed mostem rozpościerającym się nad Zachodnią Granicą Kręgu. Doglądał swych ludzi, nadzorował działania Srebrnych, którzy w pocie czoła zabezpieczali most i starali się przywrócić mu dawną świetność. Do grupy dołączyło kilku jego znamienitych przyjaciół, jak Atme i Brandt. Kendric pomagał mężczyznom toczyć głazy, aby dostarczyć nowe kamienie w miejsce, gdzie konieczne było odbudowanie barierki. Ten most doznał ogromnych zniszczeń kiedy podczas inwazji Imperium, Tarcza przestała działać i zbyt wiele stworzeń z Dziczy postanowiło skorzystać z możliwości przedostania się do Kręgu.

Kendrick przystanął na chwilę i spojrzał w dal, po swojej stronie Kanionu, zobaczył niezliczone ilości zwłok tych bestii, porozrzucane w trawach. Kiedy tak patrzył, kilku jego ludzi podniosło je i zaniosło nad krawędź przepaści. Przez tych ostatnich kilka miesięcy, wpływały raporty z różnych części kraju, donoszące o tym, że przypadkowe bestie napadają na wioski. Teraz, po wszystkich tych miesiącach, podczas których Kendrick wraz ze Srebrnymi wyłapali je co do jednego, zabili każdą bestię, która prześlizgnęła się do Kręgu kiedy Tarcza była opuszczona, raporty już nie napływały. Kendrick był zdeterminowany, by Krąg stał się bezpieczniejszy niż kiedykolwiek. Pewnego dnia naprawią wszystkie szkody jakie wyrządził tu Andronicus.

Kendrick był zachwycony, że mógł być z powrotem ze swoimi ludźmi, znów wśród Srebrnych, że umacniali Krąg – to było właśnie to, jak czuł, do czego został stworzony. Cieszył się, że Gwendolyn powierzyła mu dowodzenie Srebrnymi, na poły z Ereciem. Że mogli sprawić, aby Krąg był silniejszy i bardziej bezpieczny. Erec dowodził działaniami na południowym wschodzie, gdzie odbudowywał rozsiane w różnych miejscach fortece. Wziął ze sobą do tej pracy połowę Srebrnych. Kendrick zaś wziął pozostałą część ludzi – ich zadaniem było umocnienie Kanionu.

Kendrick odwrócił się i spojrzał na drugą stronę Kanionu, zobaczył, że kilka bestii czai się w Dziczy, obserwując przy tym ich pracę. Kiedy Tarcza była podniesiona, żadne z tych stworzeń nie odważyło by się przejść na drugą stronę. Stały tam więc – Dzicz się od nich roiła – czekały na swoją szansę, aby znów przejść po moście, kiedykolwiek ta miałaby nadejść. Kendrick wiedział, że nie może dopuścić, aby się to stało.

- Podnieście głaz wyżej – krzyknął Kendrick do kilku rycerzy, a ci podnieśli ogromy kamień i umieścili go w odpowiednim miejscu.

Kendrick studiował krajobraz i widział jak wiele pracy jeszcze zostało. Niezliczona ilość wiosek wciąż nie była zabezpieczona. Konieczna była odbudowa murów i mostów. Przejścia potrzebowały strażników. Musiał zarządzać Srebrnymi w sposób strategiczny, oddelegowywać ich do konkretnych miejsc. Musiał pokazać, że ich obecność służy staniu na straży prawa. I pokazać w ten sposób potęgę Królewskiego Dworu. Ludzie musieli wiedzieć, że są bezpieczni, że są chronieni. A Kendrick musiał przygotować się na wszystko, jeśli, z jakiegoś powodu, nastąpiłaby kolejna inwazja na Krąg.

- Mój panie – dobiegł go głos.

Kendrick odwrócił się i zobaczył, że przybiegł do niego jego nowy giermek. Kiedy chłopak klękał, nie potrafił złapać tchu. Kendrick był zdziwiony kiedy go zobaczył, nie widział go od wielu miesięcy. Wrócił myślami do czasu, kiedy wysłał go na wyprawę. Chłopak pojechał w daleką podróż, miał przeczesać Krąg wzdłuż i wszerz, próbując dowiedzieć się czegokolwiek o biologicznej matce Kendricka, której ten nigdy nie spotkał. Było to coś, co gryzło Kendricka, zawsze czuł palącą potrzebę poznania jej, dowiedzenia się skąd pochodzi. Nie podobał mu się pomysł, że oto jest bękartem świata. A informacja, że jego ojcem jest Król MacGil okazała się dla niego niewystarczająca.

Kiedy zobaczył powracającego giermka, jego serce zaczęło bić z niecierpliwością. Czy może zdobył jakieś wieści?

Kendrick zawsze miał nadzieję i marzył, że jego matka była księżniczką na swoich własnych prawach, może rządziła na jakiejś innej ziemi, daleko stąd. Może to by wyjaśniało dlaczego nigdy po niego nie wróciła. Może byli od siebie oddzieleni potężnym oceanem. Zaś najbardziej pragnął, aby po prostu żyła. Miał nadzieję, że kiedyś będzie mógł ją zobaczyć, choćby raz, tylko po to, aby zapytać, dlaczego go porzuciła. Dlaczego nigdy nie rościła sobie do niego praw. Czy w ogóle wiedziała, że istnieje?

Serce Kendricka waliło, kiedy jego giermek stał prosto, wciąż starając się złapać oddech. Biorąc pod uwagę wyraz jego twarzy, Kendrick był przekonany, że przynosi on jakieś wieści.

- Panie, – powiedział giermek dysząc – myślę, że ją odnalazłem.

Kendrickowi zaschło w gardle, kiedy giermek wyciągnął rękę i umieścił w jego dłoni połowę medalionu. Spojrzał w dół na medalion z brązu, podniósł go do światła,  następnie powoli ściągnął łańcuszek, który nosił na szyi odkąd tylko pamiętał – łańcuszek, na którym wisiała połowa medalionu wykonanego z brązu. Jego ojciec zawsze mu powtarzał, że druga połowa należała do jego matki.

Podniósł je w góry i był wstrząśnięty kiedy zobaczył, że idealnie do siebie pasują. W samym środku znajdowała się dziura, dziura, której krawędzie do siebie pasowały. Miejsca było wystarczająco, aby nawlec nić i aby stały się one jednym naszyjnikiem.

Był prawdziwy. Ręce Kendricka drżały. Marzył o tym dniu przez całe swoje życie.

- Gdzie to znalazłeś? – zapytał Kendrick, ledwie potrafiąc coś wykrztusić.

- W małej wiosce w północnej części Kręgu mój panie. W sklepie. Kupiłem to od nich. Powiedzieli mi, że sprzedała im to pewna kobieta.

- Kobieta? – zapytał Kendrick. – Sprzedała?

Czy to była jego matka? Zaczął się zastanawiać. Jak mogła to sprzedać, jedną jedyną rzecz, która go z nim łączyła? Czy to stało się wiele lat temu?

Giermek skinął głową.

- Zaledwie klika miesięcy temu – odrzekł. – Powiedzieli mi skąd pochodzi. Oraz jak ma na imię: Alisa.

Kendrick spojrzał na niego oniemiały.

- Twoja matka żyje, mój panie.

Kendrick poczuł, że traci czucie w rękach, medalion piekł go w dłonie, spojrzał poza horyzont.

Jego matka żyła.

Po całym tym czasie chciał ją wreszcie usunąć ze swojego umysłu, żałował nawet, że powierzył giermkowi to zadanie.

Im bardziej to rozważał, tym bardziej wiedział, że nie mógł postąpić inaczej. Paląca ciekawość wzrastała w nim z każdą chwilą. Jego matka. Żyje. Jak wygląda? Czy jest do niej podobny? Czy ucieszy się na jego widok?

Kendrick spojrzał poza horyzont i wiedział, że nie ma wyboru.

Musiał ją odnaleźć.