ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

 

Romulus maszerował szeroką drogą, żwir skrzypiał mu pod stopami. Prowadził tysiące żołnierzy – cały oddział jego armii szedł za nim na wojnę. Stąpał całkowicie pewny, długimi krokami, nieustraszony, z rozpiętą koszulą, a na jego piersi wyraźnie odznaczał się wielki, błyszczący na zielono, amulet.

Od czasu ceremonii w jaskini Romulus czuł się jak nowy człowiek. Po tym jak wynurzył się z wody, po swojej inicjacji w kałuży ognia, czarnoksiężnik podarował mu amulet i przepowiedział, że jeśli będzie go nosił, stanie się Panem Smoków. Zapewnił go, że aż do następnego cyklu Księżyca, nic na tej planecie nie będzie w stanie go powstrzymać, nawet smoki, nawet Krąg. Wszystko to – wszystko co tylko potrafił sobie wyobrazić – będzie należało do niego.

Romulus czuł, że była to prawda. Od czasu opuszczenia jaskini wielokrotnie poddawał przepowiednię próbie. Wzmocnił swoją władzę nad Imperium, bezlitośnie mordując wszystkich swoich wrogów, wzbudzając strach wśród wszystkich swoich ludzi i przejmując siłą wszystkie legiony, które kiedyś należały do Andronicusa. Zniósł Radę Imperium i rządził teraz samodzielnie, swoją żelazną pięścią, pozostawiając za sobą jedynie ślady krwi. Odnosił kolejne sukcesy, nikt nie był w stanie go zatrzymać. Zarządzał w taki sposób, że całe Imperium drżało ze strachu na sam jego widok. Ceremonia działała.

Romulus wiedział, że dziś nastąpi ostateczny test jego siły. Ludzie Romulusa wierzyli teraz w niego, ze względu na przepowiednię, ze względu na plotki, które słyszeli. Wszyscy postrzegali go już jako Pana Smoków.

Ale Romulus jeszcze tego nie udowodnił i ludzie doskonale o tym wiedzieli. Był przekonany, że ten ostatni sprawdzian był najważniejszy: stanie się legendarnym władcą, raz na zawsze. By zapewnić sobie miejsce, z którego żaden człowiek nie będzie w stanie go strącić, potrzebował jeszcze olśniewającego pokazu siły. Musiał zademonstrować swoim ludziom, że rzeczywiście potrafi powstrzymać smoki.

Romulus maszerował ze wszystkimi swoimi ludźmi przez południowe obszary Imperium, udając się do miasta Ganos, które kiedyś było wspaniałym miastem Imperium, a które teraz leżało w gruzach, plądrowane przez smoki. Przez ostatnie miesiące raporty donosiły o szeregu zniszczeń jakich dokonały smoki, sprowokowane przez Romulusa, który wszedł na ich terytorium i próbował wykraść Miecz Przeznaczenia. Stworzenia postanowiły się zemścić. Latały po całym Imperium, ziejąc ogniem, unicestwiając wielkie miasta, jedno po drugim. Nie było sposobu, aby je powstrzymać. Romulus wysłał wiele oddziałów, aby to zrobiły, ale zawsze zostawał z nich jedynie proch. Imperium traciło swe ziemie, a ludzie tracili wiarę w niego. Jeśli szybko czegoś nie zrobi, wybuchnie powstanie.

Nadszedł teraz czas, aby Romulus zafundował im zapierający dech w piersiach pokaz swojej nowej siły. Aby udowodnił swoim ludziom, że rzeczywiście był Panem Smoków. Jeśli okaże się, że będzie w stanie zatrzymać i kontrolować smoki, będzie to oznaczało, że pozostała część przepowiedni również jest prawdziwa: pokona Tarczę i wejdzie do Kręgu. Uśmiechał się na samą myśl. Będzie miał pod sobą każdy cal i każdy kąt na całym świecie i stanie się najpotężniejszym władcą wszechczasów.

Jego serce waliło mocno podczas marszruty do Ganos – przygotowywał się na to, aby zaryzykować życie i stanąć twarzą w twarz ze smokami. Jeśli umrze, przynajmniej zejdzie z tego świata w blasku chwały – ale jeśli przeżyje, no cóż, wówczas jego życie nigdy już nie będzie takie samo.

- Panie, czy jesteś pewien, że chcesz tego spróbować?

Romulus odwrócił się i zobaczył za sobą swoich najważniejszych generałów. Wpadli w panikę, jako że właśnie dotarli do ostatniego wzgórza, które dzieliło ich od Ganos. Dostrzegał strach w ich oczach, a byli to mężczyźni, którzy nigdy niczego się nie bali. Rozumiał ich. Kiedy tylko dotrą na szczyt, zupełnie się odkryją i nie będą mieli innego wyjścia, jak tylko zmierzyć się ze smokami. A jeśli poszczęści im się tak samo, jak dotychczas każdej innej armii w Imperium, oni również, będą wkrótce martwi.

- Panie, proszę, zawróćmy – powiedział inny generał. – Wszyscy nasi ludzie zginęli za sprawą oddechu smoków. Co jeśli przepowiednia nie jest prawdziwa? Koniec końców, jesteś tylko człowiekiem.

Romulus nie zważał na nich, przyspieszył kroku, zdążał na szczyt góry uśmiechając się do siebie. Czuł, że wygra. A jeśli nie, nie obchodziło go to. Z chęcią zostanie pogrzebany żywcem wraz z wszystkimi jego ludźmi. Szczerze mówiąc, wydawało mu się to całkiem zabawne. Nie bał się śmierci, jak pozostali. Wiedziała, że przyjdzie po niego dość wcześnie. A jeśli nie jest mu pisane bycie królem świata, woli doświadczyć śmierci już teraz.

Romulus dotarł wreszcie na szczyt i zatrzymał się, widok zaparł mu dech w piersiach. Na całej przestrzeni, która rozpościerała się teraz przed nim, od góry do dołu Romulus zobaczył dziesiątki smoków machających w powietrzu swoimi wspaniałymi skrzydłami. Wyginały swoje grzbiety, przeplatały się w powietrzu, wzlatywały w górę, nurkowały w dół i plądrowały znajdujące się w dole miasto. Niektóre z nich ziały ogniem na i tak tlące się już budynki. Inne zlatywały w dół i swoimi wielkimi szponami odrywały starożytne budynki od ziemi, jakby były to zabawki, unosiły je w powietrze, a następnie wypuszczały z łap. Czerpały radość z niszczenia.

Ludzie Romulusa podeszli do niego i zatrzymali się, usłyszał za sobą stłumiony jęk. Czuł ich strach. Powietrze wypełnione było zapachem siarki, czuli gorąco aż tutaj, a wszystkie smoki wokół nich skrzeczały.

Jednak Romulus stał tam niczego się nie bojąc. Czuł, jak jego nowy amulet pulsuje mu na klatce piersiowej. Widział pulsującą zieleń i miał poczucie, że ogarnęła go moc, której nie rozumiał. Była to pierwotna siła. Siła pochodząca z innego królestwa. Nie bał się spotkania ze smokami. Pragnął go.

Wszystkie te smoki, jakby wyczuwając jego obecność, nagle odwróciły się w jego kierunku. Przerwały to, co dotychczas robiły, wygięły swoje grzbiety i ryknęły we wściekłości. Wszystkie zaczęły lecieć w jego stronę z prędkością światła. Nurkowały prosto po niego.

Romulus stał na ziemi, nieustraszony, podczas gdy wielu jego ludzi odwróciło się i zaczęło uciekać z krzykiem. Romulus czekał cierpliwie, tak długo aż te potężne, starożytne stworzenia zasłoniły całe niebo, nurkując prosto po niego. Otworzyły swoje ogromne pyski i zaczęły ziać ogniem.

Romulus czuł ciepło, kiedy fala ognia zbliżała się w jego kierunku. Wiedział, że teraz nadszedł jego moment.

 Wciąż się jednak nie bał. Zamiast tego podniósł jedną rękę, wyciągnął ja w stronę ognia i patrzył jak smoki zatrzymują się w powietrzu, zaledwie kilka stóp od niego. Potrząsnął dłonią do przodu, a kiedy to zrobił, deszcz ognia zmienił swój kierunek i wystrzelił w górę, zalewając smoki.

Smoki zapiszczały, a następnie w złości poleciały w górę, jak najdalej od Romulusa.

Krążyły wokół, zdeterminowane. Ponownie próbowały nurkować za nim w dół. Robiły to z rozszerzonymi szponami i otwartymi pyskami – tym razem Romulus wyciągnął obie dłonie.

Wystrzeliło z nich w niebo niebieskie światło, które ogarnęło wszystkie smoki. Czuł jak amulet pulsował, nowa siła przepływała prze z jego ciało, i w tym momencie poczuł, że ma władzę nad smokami. Podniósł swe ręce wyżej, a kiedy to zrobił, smoki zastygły w powietrzu.

Romulus podnosił je wyżej i wyżej, aż zatrzymały się dokładnie w tym miejscu, w którym sobie tego życzył.

Spojrzały na niego w dół, zdziwione, machające skrzydłami, niezdolne do ruchu, niezdolne do tego, aby zionąć w niego ogniem.

Gapiły się na niego w inny sposób. Było to spojrzenie bestii, które spoglądają na swojego Pana.