Reece klęczał pośród czarnej nocy, na szczycie klifów, tuląc ciało Selese w swoich ramionach. Trwało to już kilka godzin. W otępieniu nie zwracał uwagi na zimno, i na wiatr, i na świat wokół niego. Tysiące ludzi trzymało w rękach pochodnie. Ogromny kondukt żałobny skupiający się wokół otwartego grobu, wszyscy cierpliwie czekali w ciszy, aż Reece opuści ciało Selese.
Ale Reece nie mógł pozwolić jej odejść. Trzymał ją tak od kilku godzin, płacząc przy tym tak bardzo, że powoli zaczynało mu brakować łez. Czuł się kompletnie pusty.
Ciągle był przekonany o tym, że to wszystko była jego wina. Jak głupi, lekkomyślny i nieodpowiedzialny był, pozwalając sobie na uniesienie namiętności na Wyspach Górnych. Jak mógł nawet spojrzeć po raz drugi na Starę. Jak głupi był w tej chwili słabości.
Z powodu swoich głupich uczuć, z powodu swojego pożądania do Stary, ta piękna dziewczyna, która była mu tak oddana, która zaryzykowała dla niego wszystko, leżała tu teraz martwa.
Wszystko czego Reece teraz pragnął, to możliwość naprawienia swojej pomyłki. Gdyby nie syn Tirusa, Reece na pewno miałby tę szansę. W końcu nikt inny nawet nie wiedział o jego spotkaniu ze Starą, o jego uczuciu do niej. Selese nigdy by się nie dowiedziała i dziś by żyła. Gdyby nie syn Tirusa, Reece właśnie brałby ślub z Selese, zamiast ją grzebać.
Nienawidził się. Ale jeszcze bardziej nienawidził Tirusa i jego synów.
Kiedy Reece tam klęczał, wydawało mu się, że dusza Selese woła o pomstę. Wiedział, że nie spocznie dopóki jej nie dokona.
- Reece – usłyszał delikatny głos.
Reece poczuł na swoim ramieniu dłoń, rozejrzał się i zobaczył, że Gwendolyn klęczy obok niego.
- Czas, by pozwolić jej odejść. Wiem, że tego nie chcesz. Ale trzymanie jej tutaj nie sprawi, że do nas wróci. Umarła. Los musi wziąć to, co do niego należy.
Reece nie potrafił pokonać bólu, który czuł na myśl o tym, że ma puścić jej ciało. Chciał, aby znów się obudziła. Chciał jedynie, by ten koszmar się skończył. Pragnął jeszcze jednej szansy, aby móc postąpić właściwie. Dlaczego nie mógł dostać jeszcze jednej szansy? Dlaczego jedyna pomyłka w jego życiu, musiała okazać się tak brzemienna w skutki?
Kiedy ściskał ją mocno, wiedział, że w pewnym stopniu Gwendolyn miała rację. Nie mógł przywrócić jej do życia. Czas, w którym mógł to zrobić, już minął.
Reece pochylił się i powoli, delikatnie, opuścił ciało Selese do otwartego grobu, do dołu w ziemi.
Płakał, kiedy jej ciało ześlizgnęło się na świeży kurz. Ciało Selese odwróciło się i wylądowała twarzą do góry, patrząc w niebo, z otwartymi oczyma. Jedna z jej rąk oparła się o ziemię, a jej palec celował prosto w Reece’a. Krew zmroziła mu się w żyłach. Poczuł, że został wskazany z wyrzutem. Szlochał bez ustanku.
Reece spojrzał na pozostałych, a wszyscy wokół niego zaczęli rzucać świeży piach na ciało Selese.
- NIE! – wrzasnął.
Kilku silnych mężczyzn odciągnęło go w tył i wkrótce ciało Selese zniknęło pod ziemią. Wszystko to było niczym przerażający sen. Reece był ledwie świadomy otaczających go ludzi, których znał i kochał. Gwendolyn i Thorgrin, jego bracia z Legionu – wszystkie te twarze zamieniły się teraz w plamę pełną żalu. Wszyscy starali się go pocieszyć. On nie zwracał na to jednak uwagi.
Miłość jego życia – prawdziwa miłość jego życia – była teraz martwa i pochowana. Nie mógł jej odzyskać. Ale mógł dokonać zemsty.
Reece powoli zaczął twardnieć w środku – w głowie pojawiło mu się rozwiązanie. Spojrzał w ciemną noc, w stronę wyjących wiatrów i przysiągł sobie, że niezależnie od wszystkiego, zemsta będzie należała do niego.