Reece znajdował się w zamku na Wyspach Górnych i szedł powoli po długim czerwonym dywanie prowadzącym do ogromnego tronu, na którym siedział Tirus. W środku gotował się ze złości, ledwie potrafiąc uwierzyć, że się tutaj znajduje. Rozległa komnata wypełniona był setkami lojalnych poddanych Tirusa. Jego ludzie, pod bronią, ustawieni byli po obu stronach sali. Znajdowały się tutaj setki Wyspiarzy – wszyscy zgromadzili się w pomieszczeniu, aby być częścią tego wydarzenia. Aby być świadkami przeprosin Reece’a.
Reece szedł powoli, czując na sobie spojrzenie setek oczu, rozważnie stawiając każdy krok. Spojrzał do przodu i zobaczył, że Tirus patrzy na niego z góry, triumfalnie, napawając się chwilą. Napięcie w powietrzu było tak ogromne, że można było powiesić siekierę. Przy każdym kroku Reece’a, jego ostrogi dzwoniły, był to jedyny dźwięk, jaki dało się słyszeć w pomieszczeniu, pogrążonym w absolutnej ciszy.
Gwendolyn wysłała Reece’a na tę upokarzającą misję, aby zaprowadzić pokój pomiędzy MacGilami, aby zjednoczyć się z Wyspami Górnymi i wypełnić w ten sposób jej wielki plan, cokolwiek miało to oznaczać. Kochał i szanował swoją siostrę najbardziej na świecie i wiedział, że było jej to potrzebne. Potrzebowała tego, dla dobra całego królestwa, dla Kręgu, dla jej wiernych poddanych, Sroga, który był ranny i którego Reece widział teraz spętanego u boku Tirusa. Jego i swojego kuzyna Matusa. Przeprosiny Reece’a uwolnią ich obu. Zapewni to rozejm pomiędzy królestwami. Pomoże Gwendolyn wypełnić jej większy plan i zjednoczy Wyspy Górne. Uwolni to pozostałą część floty, która wciąż przetrzymywana była pod bronią przy skałach poniżej – z tysiącami żeglarzy na pokładzie – otoczona ludźmi Tirusa. Reece wiedział co należy zrobić, niezależnie od tego, że duma podpowiadała mu co innego.
Z każdym swoim krokiem, Reece myślał o Selese. Myślał o zemście jakiej dokonał na Falusie. Sprawiło mu to satysfakcję. Jednak nigdy nie wróci mu to Selese. Nigdy nie zmieni tego, co ją spotkało. Dla Reece’a, to był dopiero początek. Chciał pozabijać ich wszystkich. Każdego pojedynczego Wyspiarza, który znajdował się w tej sali. A najbardziej ze wszystkich – Tirusa. Tego samego człowieka, którego teraz był zmuszony przeprosić.
Reece podszedł bliżej i jeszcze bliżej. Tirus wciąż siedział na tronie. Reece wstąpił na prowadzące do tronu schody z kości słoniowej. Wchodził coraz wyżej, jeden po drugim schodzie zbliżał się do niego. Czuł jak wszyscy na niego patrzą – wszyscy aroganccy i próżni Wyspiarze rozkoszowali się tym historycznym momentem. Momentem, w którym prawdziwy i szczery wojownik będzie zmuszony uklęknąć i przeprosić zdradziecką, kłamliwą świnię.
Reece gotował się na myśl o tym, do jakich czynów zmusza ludzi polityka – do zdrady swoich obyczajów, do zdrady wyznawanej moralności. Zmusza ludzi do naginania swoich zasad i uczciwości, a wszystko to w imię większego dobra. Ale czy zasady i uczciwość same w sobie nie stanowią większego dobra? Czym byłby człowiek bez nich?
Reece rozumiał decyzje Gwen. Były to postanowienia mądrej i silnej władczyni. Jednak jeśli na tym miało polegać sprawowanie władzy, to Reece nie chciał mieć z tym zupełnie nic wspólnego. Woli być wojownikiem niż władcą. Woli mieć ograniczoną władzę i żyć w zgodzie ze swoim poczuciem uczciwości, niż mieć największą władzę i musieć godzić się na kompromisy, dotyczące tego kim jest.
Reece zakończył wspinaczkę wchodząc na ostatni schód i stanął przed Tirusem. Patrzył na niego wyzywająco, a Tirus odwzajemnił spojrzenie.
Atmosfera w sali była tak ciężka, tak wyczuwalna w powietrzu, że Reece praktycznie odczuwał ją fizycznie na skórze.
- Odebrałeś mi jednego z synów, – powiedział Tirus chłodnym i twardym głosem – mordując go z zimną krwią.
- On odebrał mi moją żonę – równie ponuro odpowiedział Reece.
Tirus zmarszczył brwi.
- Ona nie była twoją żoną – stwierdził. – Przynajmniej póki co. I on jej nie zamordował. Sama się zabiła,
Reece skrzywił się.
- Odebrała sobie życie z powodu fałszywych raportów jakie złożył jej twój syn. To on ją zamordował.
- Nie posłużył się żadnym ostrzem – powiedział Tirus.
- Posłużył się wiadomością, – odrzekł Reece – która wyrządziła większą szkodę niż ostrze.
Tirus poczerwieniał, mając wyraźnie dość.
- Twój czyn zasługuje na śmierć – zakończył. – Jednak zdecydowałem się na akt łaski ze względu na Gwendolyn. Postanowiłem, że puszczę cię wolno. Jedyne co musisz zrobić, to przeprosić. Uklęknij więc i przeproś za to, że odebrałeś mojemu synowi życie.
Reece czuł jak targają nim sprzeczne emocje – wszystko w nim wrzeszczało, że to co robił było złe. Wszystko to było złe. Może prowadził w ten sposób dobrą politykę, jednak było to sprzeczne z jego rycerskim kodeksem honorowym. Syn Tirusa zasługiwał na śmierć. Sam Tirus również zasługuje na śmierć, ta świnia, która zdradziła Krąg, która dołączyła do Andronicusa i próbowała ich wszystkich zabić.
Jednak pomimo tego, że każda część jego ciała protestowała, Reece powoli, z bólem serca, zmusił się do tego, aby uklęknąć przed Tirusem.
Tirus uśmiechnął się, napawając się chwilą.
- Bardzo dobrze – powiedział. – A teraz, przeproś. I wszystko naprawisz.
- Przepraszam… – zaczął Reece, a potem ucichł, jako że słowa utknęły mu w gardle.
- Za co? – zażądał odpowiedzi Tirus.
Reece czuł, że obezwładniają go emocje, pasje, że nie jest w stanie ich powstrzymać. Świat rozmył mu się przed oczami, a jego umysł wirował. Czuł się jakby całe życie, miało na celu doprowadzić go do tego właśnie momentu. Jakby całe jego przeznaczenie miało wypełnić się właśnie tutaj. Jakby była to chwila, w której mają się spotkać wszystkie ścieżki jego życia. W tym punkcie przecięcia tego co mądre z tym co właściwe.
Reece podniósł głowę i spojrzał Tirusowi prosto w oczy.
- Przepraszam… – kontynuował – że nie zbiłem cię razem z nim.
Kiedy wypowiadał te słowa, schylił się, wyciągnął zza pasa sztylet i rzucił się do przodu. Zanim Tirus, czy ktokolwiek inny, zdążył zareagować, Reece wbił go Tirusowi prosto w serce.
Ten wrzasnął okrutnie, a Reece pochylił się bliżej, krzywiąc się i wciąż trzymając za sztylet. Reece doskonale wiedział, że właśnie podpisał swój wyrok śmierci. Wiedział, że był całkowicie otoczony i każdy w tej komnacie będzie chciał go zabić. Wiedział, że właśnie pogrążył Krąg w chaosie, w wojnie domowej, że niezliczone ilości ludzi spotkają się teraz ze śmiercią.
Nie obchodziło go to jednak. Zrobił to, co było słuszne. Jego ukochana Selese została pomszczona. Honor został odzyskany. Rycerskość była wciąż żywa. Niezależnie od tego co się stanie, będzie mógł umrzeć z honorem.
- Pozdrowienia od Selese – powiedział.